Walentynki: Kogo kochają gracze?

Sławek Serafin
2017/02/14 18:35

Dziś ten szczególny dzień, w którym popadamy w zadumę nad miłością. Dla wszystkich dumających przygotowaliśmy rozbudowaną analizę zagadnienia.

W Dzień Zakochanych musimy zadać sobie to najważniejsze pytanie, prawda? Kogo kochają gracze? To znaczy, wiadomo, oprócz swoich rodzin, dzieci, partnerek i partnerów oraz domowych zwierzątek. To akurat jest oczywiste. Nie nad czym się rozwodzić. Nam raczej chodzi o ujęcie tego ważkiego problemu od nieco innej strony. Growej. Bardzo poważnej. I, co ważne, bardzo dobrze zbadanej, obfitej dane i poddającej się rzeczowej, bardzo interesującej analizie. Miłość jest rzeczą piękną i ulotną. I wydaje się, że nie poddaje się statystyce, liczbom i wykresom. Ale prawda jest taka, że zakochanie można policzyć. Są tacy, którzy to robią. I to właśnie w stosunku do gier. Tak, słowo „stosunek” pojawiło się tutaj nieprzypadkowo…

Kogo więc kochają gracze? Spieszę z niepodważalną, naukowo uzasadnioną odpowiedzią, która na dodatek jest też bardzo uspokajająca, bo potwierdza, że gusta, mimo upływu lat, nie zmieniają się i gracze są bardzo stali w swoich romantycznych uczuciach. Kogo więc? Cóż, nikogo innego, jak królową serc, przeuroczą, kradnącą nasze westchnienia od wielu, wielu lat… Larę Croft.

Walentynki: Kogo kochają gracze?

Według statystyk PornHub , a w tym momencie jest to chyba jedyne tak dobrze udokumentowane źródło, z którego możemy czerpać dane na temat tego, kogo gracze tak naprawdę kochają, to właśnie Lara jest ciągle na szczycie. Prawie dwa i pół miliona razy wpisano pannę Croft w pole wyszukiwania tego renomowanego serwisu zajmującego się potrzebami emocjonalnymi milionów ludzi na całym świecie. To znakomity wynik, jak dla fikcyjnej postaci. Co prawda nie tak znakomity, jak ten osiągnięty przez Harley Quinn, która miała dziesięć milionów, co jest całkiem zrozumiałe. I do Batmana też trochę Larze zabrakło, tak milion z hakiem. I Wonder Woman też miała odrobinę więcej. Ale już Kapitan Ameryka uplasował się pod panną Croft. We trzech, razem z Deadpoolem i Supermanem. Ale to tylko taka ciekawostka popkulturowa. Mieliśmy mówić o grach.

Lara jest nadal tradycyjną królową serc, ale tak naprawdę w ubiegłym roku miłośnicy grania największym uczuciem obdarzyli bohaterki całkiem nowego przeboju, czyli Overwatch. I to tak na poważnie moi drodzy. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wśród ogólnie najchętniej wyszukiwanych fraz Overwatch podskoczył w górę o kilkaset procent i uplasował się na wysokiej, jedenastej pozycji, pokonując seks analny czy trójkąty. To porywający sukces. Naprawdę niewiele zabrakło, by zrównać się z Japonkami, masażami i kreskówkami hentai. A to takie klasyki przecież. Blizzardowi należą się duże brawa za taką piękną kreację nowego fenomenu popkulturowego, który tak łatwo przyszło pokochać graczom. Naprawdę. To nie jest tylko pochodna popularności samej gry, oj nie, bo jej bohaterki są nieproporcjonalnie częściej kochane, niż też przecież niebrzydkie i atrakcyjne panie z innych, bardziej przebojowych gier, takich jak League of Legends na przykład. Gdyby siła miłości graczy miała proste przełożenie z ilości tychże graczy, to League of Legends też by było tam na liście najczęściej wyszukiwanych. A nie jest. I na świecie, i w poszczególnych krajach.

No właśnie. Jak to się nam kształtuje wszystko geograficznie? Które narodowości stoją murem za Overwatchem? Cóż, przede wszystkim Brazylijczycy. I Rosjanie. Jedni i drudzy. To musi być już miłość najprawdziwsza, bo w obu tych krajach Overwatch był na pierwszym miejscu jeśli chodzi o wyszukiwania. I miał dużą przewagę nad kolejnymi wynikami, czyli odpowiednio lesbijkami i Brazylijkami oraz Rosjankami i mamuśkami. W innych krajach też się kocha Overwatch oczywiście. Zwłaszcza, co ciekawe, w tych hiszpańskojęzycznych. Na przykład sama Hiszpania – Overwatch jest zaraz za Hiszpankami. Tak samo w Chile i Argentynie. Tam też bardziej niż Overwatch kochają tylko ojczyznę. Wszystko inne jest na dalszym planie. Bardzo godne pochwały. Podobnie jak nasza własna postawa, warto nadmienić. W miłości do Overwatch jesteśmy w światowej czołówce, proszę pań i panów. Oczywiście Polacy jednak najbardziej cenią sobie wartości tradycyjne i świętą trójcę, czyli Polki, mamuśki i nastolatki, ale Overwatch jest tuż za nimi, tuż poza podium, na czwartej pozycji. Serca i głowy mamy więc gorące. Nie tak gorące jak latynoscy kochankowie czy Rosjanie, ale wystarczająco.

GramTV przedstawia:

Ale wejdźmy głębiej. Overwatch to bardzo ogólne pojęcie, prawda? Chcielibyśmy wiedzieć, które dziewczyny konkretnie zostały najbardziej i najczęściej pokochane. I tutaj PornHub również spieszy nam w sukurs, dokładnie o wszystkim informując. Według jego statystyk wszyscy kochają Smugę. I co się dziwić, śliczna panna, żywe srebro, zwinna i tak dalej. Mówiło się nawet, że jest zbyt seksowna, ale to na pewno jacyś ludzie niezdolni do prawdziwego uczucia wymyślili. Smuga jest najlepsza. Druga, jeśli chodzi o wyniki wyszukiwania, jest oczywiście słodziutka, młodziutka D.Va. Przeurocza. Należy jej się drugie miejsce jak nic. Trzecia zaś jest oczywiście zawsze chętna nieść pomoc Łaska. Leczący dotyk? No jasne, że tak! Co ciekawe, niebezpieczne kobiety też mają swoich adoratorów, a czwarta na liście najbardziej kochanych dziewczyn z Overwatch jest Trupia Wdowa.

A potem to już jakoś tak mniej. Sombra, Mei, Fara i Ana też cieszą się niezłym wzięciem, ale już nie takim, jak najbardziej rozchwytywane dziewczyny. Symmetra też jakoś tak w ogonie się znajduje, a biedna Zaria… cóż… trzeba sobie powiedzieć wprost, że za nią jakoś nikt nie przepada. Więcej osób jest zainteresowanych związkami z Ateną, sztuczną inteligencją Winstona. I z Luciem. Z pięknym Luciem. To smutne, że twarde, silne dziewczyny mają większe trudności ze znalezieniem życiowego partnera. Ale co zrobić. Liczby nie kłamią. Choć czasami by się jednak chciało, by kłamały. Albo przynajmniej przemilczały niektóre sprawy. Miłość miłością bowiem, ale są kwestie, których nie powinno się tykać. Przynajmniej moim zdaniem. Nie wiem, może jestem pruderyjny, ale… Pokemony?! Naprawdę?

A Pokemony też eksplodowały popularnością na PornHubie. Nie tak jak Overwatch, ale sąsiedzi dobrze słyszeli wszystko. Misty była na piątym miejscu wśród najbardziej ukochanych dziewczyn z gier, zaraz za D.Vą, Zeldą i Smugą oraz oczywiście królową Larą. A Ash? Ash był ósmy. I bardzo dobrze. Miłość to miłość. Ale… ale Pikachu? Biedny, mały Pikachu? Na dziewiątym? W pierwszej dziesiątce?! Owszem jest słodziutki i kochaniutki, ale… nie tak… nie w ten sposób… nie… po prostu nie. A jednak. Statystyki nie kłamią. I musimy się z tym pogodzić. Przynajmniej nikomu nie dzieje się krzywda, prawda? No, chyba, że w Brazylii, bowiem tam Pokemony są aż na czwartym miejscu jeśli chodzi o wyszukiwania. Bardzo je tam lubią. Naprawdę bardzo.

I teraz już jest jasne, dzięki PornHubowi, kogo kochają gracze. Od zawsze było wiadomo, że wiążemy się emocjonalnie z naszymi ulubionymi tytułami, markami i produkcjami. Kochamy je bezwarunkowo i często ślepo, gotowi bronić ich własną piersią przed w zasadzie dowolnym wrogiem. Nie da się zaprzeczyć też, że są grupy osób, które kochają bardziej, już nie same gry, ale też platformy, czyli urządzenia, za pomocą których się gra. I to też jest jak najbardziej w porządku, bo przecież jeśli wszyscy uczestniczący się na to zgadzają, to łączenie miłości z urządzeniami z napędem elektrycznym nie jest niczym nieodpowiednim. Ale teraz już wiemy, że to nie są tylko uczucia takie płytkie i powierzchowne. Że gracze są zdolni do emocji głębszych, wspanialszych, bardziej porywających. I nie wiem jak was, ale mnie to naprawdę wzrusza. To piękne po prostu. Aż się łza w oku kręci. W sam raz na Święto Zakochanych, nie?

Komentarze
12
Fang
Gramowicz
21/02/2017 16:28

"Ale już Kapitan Ameryka uplasował się pod panną Croft. We trzech, razem z Deadpoolem i Supermanem." W tym kontekście to zdanie można zrozumieć odrobine inaczej /emoticons/biggrin.png" srcset="/emoticons/biggrin@2x.png 2x" title=":D" width="20" />

Usunięty
Usunięty
17/02/2017 12:31
Nie chce mi sie komentowac całego Twojego postu, odbieram to jako pseudointelektualny bełkot, jakiegos niespełnionego psychiatry. Nie zrozum mnie zle, nie pisze tego złosliwie, po prostu ten post tak dla mnie brzmi, nie wiem moze jestem pleblem nieczułym na psychologiczna madrosc.
Nie ma problemu, nie odczytuję tego jako złośliwości - każdy interpretuje świat jak umie.
 
Ponieważ jednak widzę że temat jest bliski Twojemu sercu, pozwolę sobie polecić jeszcze dwie rzeczy: po pierwsze wikipedia - efekt Coolidge'a (angielska wersja jest znacznie bardziej rozbudowana, ale polskie streszczenie zawiera to co istotne).
 
Drugi to prezentacja z konferencji TED (w ogóle polecam TED jako całość - jeden z najbardziej wartościowych zasobów internetu - nawet bardziej niż Pornhub ;) ) - Great Porn Experiment: https://www.youtube.com/watch?v=wSF82AwSDiU
 
Dodam że film ma polskie napisy a wystarczy obejrzeć pierwsze dwie minuty - zawierają wiele istotnych faktów (choć oczywiście lepiej całość).
 
Pozdrawiam!
 
 
Usunięty
Usunięty
17/02/2017 11:55
10 godzin temu, astarten napisał:

 

Serio? Jeśli ktoś sugeruje że może być korzystnym mniej walić konia, to na pewno musi być wrogą propagandą? /emoticons/smile.png" srcset="/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" />

Lat mam tyle, że w czasach mojego dorastania jeśli ktoś chciał pooglądać gołe cycki musiał iść do kiosku. Miało to tę zaletę że nie groził los szczura z elekrodami podpiętymi do ośrodka przyjemności (jeśli ktoś o tym nie słyszał, radzę wygooglować eksperyment Milnera, naprawdę bardzo ciekawa sprawa).

Żeby nie było - wierzę że wszystko jest dla ludzi. Ale porno w internecie wykorzystuje pewne zjawiska w naszym mózgu - udział dopaminy (wydzielającej się m.in. na widok potencjalnej partnerki) w formowaniu uzależnień (bo jeśli widzisz partnerek kilkadziesiąt w krótkim czasie, sposób w jaki działa na ciebie twoja dziewczyna/partnerka/żona będzie stopniowo spadał - nie dziś, nie za miesiąc, ale stopniowo będziesz chciał silniejszych bodźców). Co innego gdy porno ogląda 35-latek z żoną, sporadycznie, jako urozmaicenie, a co innego gdy 15-latek, który przyzwyczaja się do pewnego poziomu bodźców (pomijam zupełnie kwestię kopiowania zachowań i oczekiwań).

Dlatego byłbym ostrożny z promowaniem pornografii akurat na gramie - stronie którą zapewne odwiedza wielu 35-latków, ale co najmniej równie wielu 15(13-? 12-?)-latków. Tak, wiem, jestem naiwny - od 13-latków mógłbym się zycia uczyć /emoticons/smile.png" srcset="/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" />

 

Nie chce mi sie komentowac całego Twojego postu, odbieram to jako pseudointelektualny bełkot, jakiegos niespełnionego psychiatry. Nie zrozum mnie zle, nie pisze tego złosliwie, po prostu ten post tak dla mnie brzmi, nie wiem moze jestem pleblem nieczułym na psychologiczna madrosc.

 




Trwa Wczytywanie