Ueda spełnił swoje i nasze marzenia - recenzja The Last Guardian

Łukasz Berliński
2016/12/05 16:00
1
0

Na The Last Guardian, duchowego spadkobiercę Ico i Shadow of the Colossus, przyszło nam długo czekać. Warto było uzbroić się w cierpliwość.

Ueda spełnił swoje i nasze marzenia - recenzja The Last Guardian

O perypetiach przy pracach nad The Last Guardian można by napisać osobny, obszerny artykuł. Najnowsza gra Fumito Uedy, twórcy takich niezapomnianych historii jak Ico czy Shadow of the Colossus, pierwotnie miała się ukazać jeszcze jako ekskluzywny tytuł na PlayStation 3 w… 2011 roku. Od tego czasu gra zaliczała kolejne opóźnienia, w międzyczasie Ueda wraz ze swoim studiem Team Ico opuścili Sony, a o samym projekcie było coraz ciszej i w pewnym momencie niektórzy już stracili jakąkolwiek nadzieję na to, że The Last Guardian kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Dopiero rok temu na targach E3 ponownie zaprezentowano publiczności nowy fragment rozgrywki i w końcu, po tylu latach, The Last Guardian ostatecznie wylądował jako ekskluzywny tytuł na PlayStation 4.

Tak długi proces tworzenia gry sprawił, że nawet u najwierniejszych fanów Uedy zapaliła się żółta lampka ostrzegawcza. Obawiano się, że The Last Guardian nie sprosta współczesnym wymaganiom, zwłaszcza pod względem technicznym, a kolejne przekładanie daty premiery nie budziło także nadziei na satysfakcjonujące końcowe doświadczenie samej rozgrywki. W końcu jednak płyta z grą trafiła do naszej redakcji i z całą stanowczością mogę powiedzieć, że wszystkie obawy były bezpodstawne. Fumito Ueda udowodnił, że pomimo przeciwności losu, potrafi dostarczyć grę, która chwyta za serca i przywołuje najpiękniejsze wspomnienia z ery panowania konsoli PlayStation 2.

The Last Guardian to piękna opowieść o więzi małego chłopca z pierzastą bestią Trico. Naszych bohaterów poznajemy w lochu. Chłopiec budzi się ze snu i zauważa ogromnego stwora przypominającego połączenie kota z drapieżnym ptakiem, który zraniony nożem leży przywiązany do łańcucha i nie jest w stanie się poruszyć. Początkowo bestia jest nie tyle nieufna, co wręcz wrogo nastawiona do chłopca, bowiem jak się dowiadujemy, zwierzęta te pożerają ludzi. Sterując chłopcem pomału zbliżamy się jednak do bestii, opatrując i karmiąc ją, zyskując w ten sposób przychylność Trico. Tylko w duecie bowiem para naszych bohaterów jest w stanie uwolnić się z tej przedziwnej, mistycznej krainy, pokonując razem niebezpieczeństwa czyhające w strzelistych ruinach i wydostać się z przedziwnej doliny, w jakiej toczy się akcja The Last Guardian. Co czeka nas na górze? Niech to pozostanie póki co tajemnicą, bowiem nie chciałbym Wam psuć zabawy z samodzielnego odkrywania kart historii, jaką skrywa najnowsza produkcja Fumito Uedy.

Sama historia The Last Guardian opowiedziana jest w ciekawy sposób. Narratorem jest tu sterowany przez nas chłopiec, ale będący już dorosłym mężczyzną. Wszystko, co dzieje się na ekranie jest bowiem wspomnieniami z przeszłości; opowieścią, która już się wydarzyła. Ten celowy zabieg stylistyczny świetnie buduje samą atmosferę – narrator odzywa się bardzo rzadko i w szczątkowy sposób, przez co bardzo długo nie do końca wiemy, gdzie w ogóle się znajdujemy i co tutaj robimy.

Atmosferę tajemniczości podgrzewa fakt, że w The Last Guardian nie uświadczymy żadnego tutoriala, podpowiedzi czy wskazówek, gdzie mamy iść i co mamy w danym momencie zrobić. Ok, te ostatnie pojawiają się, ale w tak subtelny sposób, że mniej spostrzegawczy gracze nawet ich nie zauważą. Jedynym elementem interfejsu, jaki pojawia się sporadycznie, to kontekstowe objaśnienie sterowania, które jest tak archaiczne, że początkowo wywołało u mnie małą konsternację, by za chwilę wywołać szeroki uśmiech na twarzy. Pamiętacie kiedy ostatni raz w jakiejś grze na PlayStation 4 skakaliście trójkątem, albo chwytaliście przedmiot kółkiem zamiast kwadratem na padzie? Ja też nie. Na PlayStation 2 to był standard, który Fumito Ueda postanowił przywrócić do życia w swej najnowszej produkcji. Trzeba więc przyzwyczaić się do starych czasów, bowiem domyślnego sterowania nie można w grze zmienić.

GramTV przedstawia:

Warto wspomnieć, że choć w The Last Guardian sterujemy chłopcem, możemy także wpływać na zachowanie naszego pierzastego towarzysza wydając mu polecenia. Miejcie jednak na uwadze, że Trico to zwierzę, a jak to ze zwierzętami bywa, te nie zawsze bywają posłuszne. Twórcom doskonale udało się oddać zwierzęcą naturę Trico, powodując, że przez całą grę czułem autentyczną więź z bestią. Kiedy Trico jest zdenerwowany można go pogłaskać i uspokoić. Kiedy horda tajemniczych ożywionych zbroi chce nas porwać, Trico staje w naszej obronie rozszarpując przeciwników lub strzelając magicznym pociskiem z ogona. Kiedy spadamy w przepaść, nasz towarzysz ratuje nas z opresji łapiąc nas w pysk lub podając do złapania się swój długi ogon. A piski, jakie wydaje przy usuwaniu z jego ciała włóczni są tak przejmujące, że momentami łzy bólu same napływają do oczu… Nie przypominam sobie żadnej innej gry, w której tak dobrze pokazana jest więź między człowiekiem a zwierzęciem. Chyba tylko ci, którzy nigdy nie mieli pupila lub nie mają w sobie serca nie docenią relacji duetu występującego w The Last Guardian.

O ile do sterowania można się w miarę szybko przyzwyczaić, tak nieco gorzej wygląda w grze praca kamery. Tą oczywiście możemy sami ustawiać, jednak w newralgicznych momentach automatyczne centrowanie obrazu na chłopcu doprowadza do sytuacji, w których ciężko ogarnąć co się dookoła nas dzieje. Takie problemy najczęściej pojawiają się przy wspinaniu się na grzbiet Trico i to chyba najpoważniejsze przewinienie, jakie mogę zarzucić tej grze. Cała reszta została zrealizowana niemal perfekcyjnie.

The Last Guardian nie tylko zachwyca ukazaniem więzi między chłopcem a Trico, ale też sposobem w jaki to robi. Doskonała jest tu animacja bestii, która zachowuje się jak prawdziwe, żywe stworzenie. Wszelkie skoki, gesty czy samo poruszanie się jest tak naturalne, że niejednokrotnie po prostu stałem w miejscu i obserwowałem Trico. Świetnie też przedstawiona została skala. Gigantyczny stwór w małych pomieszczeniach wygląda jak słoń w składzie porcelany, ale wystarczy tylko wyjść na zewnątrz, by zostać oszołomionym wielkością wszelkich fortyfikacji znajdujących się w tajemniczej, strzelistej dolinie. Jako osoba z lękiem wysokości przechodząc po cienkiej desce zawieszonej nad ogromną przepaścią czułem autentyczny dyskomfort. Wmawianie sobie, że przecież to tylko gra wideo w niczym mi nie pomogło…

Wrażenie robi również sama oprawa graficzna, zwłaszcza wnętrza budynków i gra światłem. To nie jest pokaz możliwości konsoli, nie ma tu też tekstur wysokiej rozdzielczości, ale całość broni się artystyczną wizją Uedy, którą możecie podziwiać na załączonych screenach z gry czy premierowym zwiastunie. Jedyne co mnie raziło, to nadmiernie zwiększona ekspozycja, sprawiająca, że zwłaszcza w początkowych etapach będąc na zewnątrz światło było dla mnie zbyt przejaskrawione. Później jednak The Last Guardian operuje znacznie cieplejszymi barwami, które w połączeniu ze świetną muzyką skomponowaną przez Takeshiego Furukawę, a wykonaną przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną, pojawiającą się tylko w kluczowych momentach rozgrywki sprawia, że chwilami warto po prostu zatrzymać się i popatrzeć na otaczający nas fantastyczny świat.

Czy Fumito Uedzie udało się zachować klimat Ico i Shadow of the Colossus w The Last Guardian? Zdecydowanie tak. To świetna, baśniowa opowieść o relacji człowieka ze zwierzęciem, z nieco archaicznymi rozwiązaniami, ale przy tym wymagająca i satysfakcjonująca. Spędziłem w tej grze niemal 12 godzin pomału odkrywając kolejne karty historii docierając do emocjonującego finału i nie żałuję ani minuty poświęconej tej produkcji.

O tytułach takich jak The Last Guardian zwykło się mówić, że dziś takich gier już się nie robi. Fumito Ueda najwyraźniej tym się w ogóle nie przejął i wyreżyserował świetną, chwytającą za serce opowieść. Cieszę się, że mogłem w nią zagrać i jednocześnie już Wam zazdroszczę, że lada moment sami poznacie tę historię po raz pierwszy. Warto.

9,0
Piękna opowieść o relacji człowieka ze zwierzęciem
Plusy
  • Świetnie wyreżyserowana, chwytająca za serce opowieść
  • Animacja Trico
  • Projekt lokacji
  • Dość wymagająca, acz satysfakcjonująca rozgrywka
  • Muzyka
Minusy
  • Momentami kiepska praca kamery
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
10/12/2016 16:38

Ueda spełnił swoje i nasze marzenia... tak? Że PS4 momentami nie wyrabia i to bardzo?