Agent 47 znowu w formie - recenzja gry Hitman

Piotr Nowacki
2016/11/07 11:00
2
0

Agent 47 zakończył pierwszy sezon swojego światowego tournée. Pora sprawdzić, z jakim skutkiem.

Nowy Hitman wzbudził niemało kontrowersji swoim modelem wydawniczym, któremu poświęciłem swojego czasu osobny artykuł. Teraz jednak, po premierze ostatniego odcinka serii, można na bok odłożyć rozważania o stronie biznesowej i skupić się na tym, czy warto ponownie wcielić się w Agenta 47. Agent 47 znowu w formie - recenzja gry Hitman

Duńskie IO Interactive nową odsłoną odcina się od Hitman: Absolution. Próżno szukać wyreżyserowanych, liniowych poziomów z Absolution, wracają zaś rozległe, otwarte lokacje, jakie znamy z Blood Money i poprzednich części. Jedyną innowacją z Absolution która się uchowała, to okrojona funkcja instinct - podczas gdy w poprzedniej części wyczulonych zmysłów zabójcy można było używać do m.in. szybkiego oznaczania i eliminowania wrogów, teraz możemy z jej pomocą jedynie podejrzeć pozycje przeciwników i użytecznych przedmiotów. Nie znajdziemy też żadnych nawiązań fabularnych do poprzedniej części - jeśli ciekawią cię dalsze losy Victorii, nastolatki uratowanej przez 47, to czeka cię rozczarowanie.

W zasadzie rozczarowanie jest nieuniknione, jeśli masz jakiekolwiek oczekiwania względem fabuły Hitmana. Scenariusz nigdy nie był mocna stroną gier o agencie 47, ale teraz wypadło to wyjątkowo blado. Poszczególne misje są jedynie luźno powiązane krótkimi filmikami, które pojawiają się po ukończeniu każdej z nich. Dotyczą jakiejś intrygi związanej z ICA (agencją zlecającą 47 zabójstwa), ale teraz, kilka dni po ukończeniu ostatniej z głównych misji, nie jestem w stanie sobie przypomnieć żadnego szczegółu. Fabuła Hitmana jest skrajnie mdła, ale na szczęście jest również całkowicie pomijalna, nie musimy sobie nią wcale zaprzątać głowy.

Brak spójnej linii fabularnej mógł jednak wyjść grze na plus - w Blood Money i Absolution historia uwiązywała 47 w Stanach Zjednoczonych (za wyjątkiem bodajże dwóch misji w Ameryce Południowej). I chociaż Blood Money to jedna z najlepszych części serii, to jednak, bądźmy szczerzy, Ameryka w wizji Duńczyków z IO Interactive nie była szczególnie porywająca. Teraz nasz bezimienny zabójca zmierza cały świat, od skąpanych w słońcu włoskich plaż po luksusową klinikę w ośnieżonych górach Japonii.

Każdy z poziomów kusi licznymi ścieżkami. Do wyboru są dziesiątki różnych przebrań, wrogów możemy unieszkodliwiać wszystkim, począwszy od śrubokrętów, kluczy francuskich, noży kuchennych aż po zabytkowe topory i popiersia. Gwoździem programu są jednak specjalne zabójstwa: od klasycznych rozwiązań, typu wsypanie trucizny do ulubionego drinka, po bardziej wymyślne, jak wysadzenia celu eksplodującą piłeczką golfową czy morderstwo z użyciem prasy drukarskiej.

Wolność w wielu wypadkach jest jednak pozorna. Chociaż na szczęście nie jest to nagminne, to jednak powraca problem, który zauważyłem przy okazji recenzji pierwszego odcinka - kroki, które musimy wykonać przy niektórych zabójstwach nie zawsze są logiczne. Dobrym przykładem jest tutaj ostatnia misja w Hokkaido, gdzie naszym zadaniem jest zabicie pacjenta na stole operacyjnym. By go zabić, musimy wykonać określoną serię czynności po przejęciu dostępu do konsolety sterującej robotem wykonującym operacje. Nie wystarczy zadziabać nieszczęśnika roboręką ze skalpelem - trzeba wykonać kilka czynności w określonej kolejności, bo okazuje się, że trzeba się nastarać, żeby zepsuć operację na otwartym sercu.

GramTV przedstawia:

W przeciwieństwie do poprzednich gier, rozwiązania siłowe też w zasadzie nie wchodzą w grę. Niby nie jest to wielka strata - gry z tej serii nigdy nie były dobrymi strzelankami, a wyrżnięcie wszystkich wrogów było mało satysfakcjonujące. Teraz jednak agent 47 jest na tyle wrażliwy na kule, że wymiania ognia najczęściej kończy się śmiercią po kilkunastu sekundach. Nie będziemy więc mieli sensownej okazji, żeby wykorzystać kultowe Silverballery. A nawet jeśli ktoś będzie faktycznie chciał zrobić masakrę, to nie zrobi tego z użyciem dwóch pistoletów, jak w poprzednich częściach serii - z niewiadomych przyczyn tę opcję wyłączono. Zmniejszenie nacisku na strzelanie jest dla mnie tym bardziej niezrozumiałe, że w Hitman: Absolution ten element był po raz pierwszy w historii serii całkiem udany.

Dość ograniczona jest także paleta ruchów głównego bohatera. Możemy się poruszać tylko tam, gdzie pozwolili na to twórcy, co potrafi być dosyć irytujące. Dla przykładu, podczas misji w Colorado można wejść przez okno do pokoju naszego celu. Gdy okazało się, że nie jest to najlepszy pomysł, postanowiłem szybko uciec zeskakując na ziemię z dachu werandy. Okazało się to niemożliwe, pomimo tego, że to byłby skok, z którym powinien sobie poradzić średnio sprawny przeciętny Kowalski, a co dopiero genetycznie modyfikowany superzabójca.

Te niedociągnięcia na szczęście nie są bardzo uciążliwe. Zwykle każdy cel można wyeliminować na co najmniej kilka sposobów, więc mimo tego, że wolność wyboru momentami jest mniejsza, niż bym sobie tego życzył, to wykorzystanie wszystkich przewidzianych przez twórców ścieżek na każdym poziomie powinno dostarczyć zabawy na kilka długich godzin. A gdy znudzi się nam wykonywanie głównych misji, pozostają inne tryby, jak na przykład świetne escalations, w którym stawiane są przed nami coraz trudniejsze wyzwania: przy pierwszym podejściu mamy pełną dowolność w wykonaniu zadania, ale z każdym sukcesem nakładane są na nas kolejne ograniczenia: od konieczności wykorzystania konkretnej broni czy przebrania, przez wymóg zniszczenia zapisów z monitoringu po limit czasowy. Satysfakcja z sukcesu rośnie wraz z poziomem trudności.

Jednak to, że każda mapa jest tak stworzona, aby dało się tam wcisnąć eskalacje czy samodzielnie stworzyć kontrakty w pewien sposób tę grę ogranicza. Projektanci na swój sposób zamknęli się, paradoksalnie, w sztywnych ramach otwartych poziomów. Przez to wszystkie misje są na swój sposób podobne. Szczególnie mi to zazgrzytało przy okazji ostatniej misji, w Japonii, gdzie nie otrzymaliśmy satysfakcjonującego finału sezonu, lecz zwykłą misję, bliźniaczo podobną do pięciu poprzednich.

Jednak mimo tych wszystkich niedoróbek, błędów i minusów mogę z czystym sercem powiedzieć, że nowy Hitman to jedna z najlepszych gier o bezwłosym zabójcy. Twórcy zrozumieli, co tak naprawdę wyróżniało tę serię. Porzucono próby stworzenia filmowego doświadczenia, Hitman z powrotem stał się morderczą piaskownicą, jaką fani pokochali. Jest to piaskownica większa niż kiedykolwiek, a na dodatek wrzucono do niej masę zabawek.

Jeśli jesteś fanem lub fanką agenta 47, to jest to idealny moment żeby zakupić grę. W tej chwili nie trzeba już przejmować się idiotycznym modelem sprzedaży i można z czystym sercem poświęcić się topieniu złych kolesi w ubikacji czy duszeniu ich nieodłączną garottą.

8,0
Mimo niedociągnięć, to jedna z najlepszych gier o agencie 47.
Plusy
  • Duże poziomy w atrakcyjnych lokacjach
  • Liczne sposoby zabijania przeciwników
  • Tryb eskalacji
Minusy
  • Wolność wyboru bywa pozorna
  • Fabuła
  • Sztuczna inteligencja przeciwników
Komentarze
2
Sanders-sama
Gramowicz
08/11/2016 13:19

jeśli ciekawią cię dalsze losy Victorii, nastolatki uratowanej przez 47, to czeka cię rozczarowanie.Szkoda, fajna była.Co do gry, kupię jak wyjdzie w pudle po nowym roku.

Sanders-sama
Gramowicz
08/11/2016 13:19

jeśli ciekawią cię dalsze losy Victorii, nastolatki uratowanej przez 47, to czeka cię rozczarowanie.Szkoda, fajna była.Co do gry, kupię jak wyjdzie w pudle po nowym roku.