Starcraft Universe, czyli fan-fiction w formie moda

Kamil Ostrowski
2016/08/09 13:00
0
0

Ze świecą szukać fanów równie oddanych, co miłośnicy Blizzarda. Są wśród nich zapaleńcy, którzy są gotowi tworzyć rzeczy naprawdę niesamowite.

Starcraft Universe, czyli fan-fiction w formie moda

Starcraft: Universe to modyfikacja do Starcrafta II, która zamienia znanego i kochanego RTSa w grę będącą wariacją na temat MMORPG z dodatkiem w postaci zarządzania własnym statkiem. Produkcja oferuje pełnoprawną historię, osadzoną w alternatywnej rzeczywistości, w której Kerrigan zostaje jednak zabita pod koniec Starcraft II: Wings of Liberty, a co za tym idzie, nie ma komu pokonać Amona, ani jego armii hybryd. We wszechświecie niemalże zdominowanym przez tego półboga/boga/demona znajdują się jednak miejsca, do których terror nie sięga, a przynajmniej póki co. W jednym z układów słonecznych bliźniacze gwiazdy zakłócają telepatyczne pole władania Amona, sprawiając, że świat pozostaje nie do wykrycia. W takich okolicznościach przychodzi nam walczyć o przetrwanie, a z czasem o coś więcej – o nadzieję na lepsze jutro.

Produkcja stworzona przez grupę Upheaval Arts kosztowała fanów ponad osiemdziesiąt tysięcy dolarów, które zebrano za pośrednictwem Kickstartera. Zapaleńcy średniego kalibru opłacili zapaleńców dużego kalibru, aby Ci stworzyli ogromną modyfikację, teraz dostępną za darmo dla wszystkich graczy w Starcrafta II. Efekt jest oszałamiający, a Starcraft: Universe sprawia wrażenie, jakby było co najmniej najpiękniejszym pomnikiem wdzięczności i oddania fanów tego uniwersum, jaki można było sobie wyobrazić. Po lekkim liftigu mod ten mógłby być sprzedawany jako oddzielna kampania albo DLC. Widać gros pracy jaki włożono w to, aby wykrzesać z silnika Starcrafta II ile się tylko dało, nie mówiąc o stworzeniu zupełnie nowej mechaniki, zarysu historii czy wreszcie w to, aby Universe wręcz uginało się od zawartości.

Co zadziwiające, historia w Starcraft: Universe jest całkiem ciekawa, dobrze rozpisana i dojrzała. W prosty sposób gra na fanowskich emocjach, ale dialogi potrafią być lepsze niż w oryginalnych kampaniach Starcrafta II – prawie zawsze są bardziej błyskotliwe i nie takie suche, co oczywiście może wynikać z pewnego dystansu na jaki mogą sobie pozwolić amatorzy. Oczywiście twórcy SCU w wielu wypadkach mieli związane ręce, kąsał ich też niewielki budżet – wyraźnie widać to w niektórych miejscach, kiedy np. używają już gotowych linii dialogowych stworzonych przez Blizzarda. Przejście z widoku z lotu ptaka do widoku zza pleców nie przysłużyło się też jakości grafiki, która z bliska nie prezentuje się najlepiej. Techniczna strona SCU boleśnie przypomina nam, że to tylko modyfikacja, nawet jeżeli bardzo dobra.

Pierwsze podejście do gry potrafi być nieco oszałamiające. Na starcie dostajemy możliwość stworzenia swojej postaci w czym pomaga nam prosty kreator. Mamy do dyspozycji kilka klas inspirowanych jednostkami Terran i Protossów – są zeloci, dark templarzy, marines, medic, itd. – łącznie osiem typów wojowników. Niezależnie od tego którą z nich wybierzemy, czeka nas ta sama historia, podzielona na trzy części prologu oraz obszerne „Beyond Koprulu”, który oferuje prawdziwą kilotonę zawartości (jest to „właściwe” SCU). Ostatnia z wymienionych to teoretycznie wciąż beta, ponieważ twórcy modyfikacji za pośrednictwem Indiegogo zbierają pieniądze na rozbudowanie SCU.

Epizod pierwszy prologu pozwala nam się zapoznać z podstawami. Stoczymy kilka walk, nauczymy się obsługiwać ekwipunek, ulepszymy naszego herosa, oswoimy się z interfejsem i tak dalej. Poza podstawową mechaniką MMORPG, a więc tworzeniem przedmiotów, zbieraniem surowców do craftingu czy odblokowywaniem nowych umiejętności, pojawiły się także dwa nietypowe elementy – prowadzenie pojazdów (do momentu zużycia się paliwa), a także zatrudnianie najemników, których przywołujemy na jakiś czas, o ile wcześniej wykupiliśmy ich w sklepie. Rekrutowanie żołdaków działa zupełnie jak używanie przedmiotów – w ekwipunku mamy określoną ilość „ładunków”, które zużywają się podczas wezwania najemnika (przy czym ogranicza nas duży „cooldown”). Trzeba o nich pamiętać, przydają się w przypadku trudniejszych walk. Co ciekawe, twórcy SCU zadbali również o wiele szczegółów, które mają sprawić, że modyfikacja bardziej przypomina grę MMORPG – możemy np. skakać, chociaż to wyłącznie element estetyczny – z uwagi na ograniczenia silnika nie przeskoczymy żadnej przeszkody. Starcraft: Universe ma nawet swoje własne achievementy.

GramTV przedstawia:

Druga część prologu udowadnia, że SCU to coś więcej niż kolejna popierdółkowata mapka z „Salonu gier” (sklepu z mapami/modyfikacjami tworzonymi przez społeczność Starcraft II). Do naszej dyspozycji oddano autentyczny, całkiem sensowny mini-raid, wraz z wymagającą walką z bossem, ale też ciekawą fabułą i dosyć ekscytującymi zwrotami akcji. Aż ciężko było mi momentami uwierzyć, że to wciąż stary dobry Starcraft II.

Ostatni element wprowadzenia do SCU to fragment historii w którym jesteśmy już na pokładzie własnego statku kosmicznego. To ogromnie rozbudowana samodzielna mapa, na której znajduje się szereg urządzeń i instalacji, od reaktorów, przez teleportery, po wieżyczki strażnicze, urządzenia utrzymujące sztuczną grawitację, itd. Przemierzając świat Starcraft: Universe nie raz będziemy musieli siąść osobiście za sterami działek przeciwlotniczych czy statku kosmicznego, którym wylecimy z hangaru, żeby stawić czoła atakującym nas pojazdom czy Zergom. Elementów o które należy zadbać jest mnóstwo, a poziom skomplikowania bardziej przypomina grę typu space-sim niż cokolwiek innego. Dbamy o to, aby nie zabrakło nam surowców na naprawy, pilnujemy temperatury rdzenia, odcinamy zasilanie do zbędnych układów, wyłączamy i włączamy autopilota, gasimy pożary, które wybuchają jeżeli zostaniemy trafieni przez broń przeciwnika, odpieramy ataki na pokład, itd., itd. Tak, tak – cały czas mówimy o MODYFIKACJI do Starcrafta II.

Kiedy już opanujemy podstawy SCU czeka na nas całe morze zawartości. Dobrze Wam radzę, znajdźcie sobie znajomych wraz z którymi zanurzycie się w ten świat i wygospodarujcie sobie sporo wolnego czasu. Co prawda Starcraft: Universe nie jest prawdziwym MMORPG, aczkolwiek bardzo dobrze je udaje i z tym gatunkiem łączy go też konieczność mocnego zaangażowania się. Postaci zapisują się w pamięci serwerów, w związku z czym naprawdę możemy (i musimy) lvlować z głową, a do SCU podejść na poważnie i brać pod uwagę, że spędzimy przy tej produkcji sporo czasu.

Poza faktem, że gra jest niesamowicie rozbudowana jak na moda, trzeba jeszcze zaznaczyć, że produkcja ma swój unikalny klimat, nieco inny niż w przypadku gier z tej serii tworzonych stricte przez Blizzard (złośliwcy powiedzieliby, że mniej bajkowy). Przemierzanie wrogiego wszechświata wypełnionego niebezpieczeństwami i barbarzyństwem ma w sobie coś z posapokaliptycznego klimatu, charakterystycznego dla maniery tworzenia gier w drugiej dekadzie XXI wieku i niezmiennie popularnego do dziś. Dzięki temu SCU, pomimo tego że jest nieco kukiełkowy i sztuczny z uwagi na swoje naturalne ograniczenia, potrafi sprawić wrażenie poważniejszego i bardziej mrocznego od innych produkcji osadzonych w uniwersum stworzonym przez Blizzarda.

Nawet jeżeli nie macie Starcrafta II, to wciąż możecie zagrać w Starcraft Universe. Grę odpalicie spokojnie nawet po zainstalowaniu Starcraft II: Starter Edition, które pobierzecie za darmo z Battle.netu. Następnie wystarczy że wejdziecie do Salonu Gier i wpiszecie do wyszukiwarki „Starcraft Universe”. Bierzcie z tego wszyscy, warto!

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!