Ptasia kloaka: recenzja filmu Angry Birds

Piotr Nowacki
2016/06/05 18:00
0
0

Odpuśćcie sobie. Szczególnie, jeśli na seans chcieliście iść z dzieckiem.

Dlaczego to coś powstało? - takie pytanie zadawała mi moja dziewczyna, ilekroć widzieliśmy jeden z setek plakatów reklamujących film Angry Birds. Oczywiście odpowiedź brzmi dla pieniędzy. Jednak pewna intratność tego przedświęwzięcia nie zmienia faktu, że ten film nigdy, przenigdy nie powinien był powstać.

Ale od początku. Fabuła gry Angry Birds jest szczątkowa, a te szczątki są niedorzeczne: świnie ukradły ptakom jajka (ale z jakiegoś powodu ich nie jedzą), więc ptaki się wkurzyły i przypuszczają na wieprze atak wystrzeliwując się z procy. Absolutnie durne, ale jednak mimo wszystko całkiem zabawne i adekwatne dla nieskomplikowanej gry mobilnej. Zerowy wysiłek włożony w tworzenie świata gry podkreślają imiona bohaterów. Czerwony ptak ma na imię Czerwony, niebieskie ptaki nazywają się Niebieskie, a wybuchający ptasior to Bomba. Nie będzie dużym zaskoczeniem, że taka historia oraz tak płytki świat przedstawiony to za mało, by pociągnąć pełnometrażowy film fabularny. Ptasia kloaka: recenzja filmu Angry Birds

Film podąża blisko kanonu wyznaczonego przez gry. Ptaki wiodą prawie idylliczne życie na Ptasiej Wyspie. Praktycznie każdy jest wiecznie szczęśliwy i uśmiechnięty, za wyjątkiem Czerwonego, który jest ptakiem wyjątkowo nerwowym, przez co nikt go nie traktuje poważnie. Kiedy na wyspę przypływają zielone świnie, wszyscy ufają świńskim uśmiechom i gładkim słówkom, za wyjątkiem wiecznie wściekłego głównego bohatera. Niedługo później okazuje się, że Czerwony miał rację, chociaż nikt nie chciał słuchać jego ostrzeżeń. Świnie ukradły ptasie jaja, więc teraz ptaki będę musiały się wściec i odzyskać swoje przyszłe potomstwo siłą. Cóż, mówiąc delikatnie, nie jest to fabuła, która jest w stanie utrzymać zainteresowanie widza przez prawie 100 minut filmu.

Nie pomaga fakt, że Czerwony jest zwyczajnym bubkiem. To, że miał trudne dzieciństwo, a inne dzieci śmiały się z jego monstrualnych brwi to nie powód, by zachowywać się tak jak on. Niezadowolony klient? Trzeba mu spuścić wciry. Zakatarzony ptak przeszkadza w seansie w kinie? Czeka go strzał w dziób. Pisklak uderza piłką w ścianę domu? Jasne, dziecko też trzeba pobić. Może jestem staroświecki, ale socjopata to jednak słaby protagonista filmu skierowanego do młodych widzów. Na szczęście inni bohaterowie są lepsi we wzbudzaniu sympatii widza. Nadpobudliwy Chuck i z trudem panujący nad spontanicznymi eksplozjami Bomba to najmocniejsze elementy filmu.

GramTV przedstawia:

Humor w Angry Birds to z kolei praktycznie jedno niekończące się pasmo porażek. Większość żartów jest zupełnie nijakich - na ogół mamy do czynienia z przeciętnym slapstikiem czy nieszczególnie odkrywczymi żartami słownymi. Gorzej jest, kiedy pojawia się “dorosły” humor. Ja nie mam nic przeciwko prymitywnym żartom, w ustach dobrego komika czynności fizjologiczne potrafią dostarczyć dużo radości. Jednak w Angry Birds humor rozporkowy był zdecydowanie niskich lotów. Niesławna scena pokazująca orła oddającego mocz do jeziora to tylko wierzchołek góry lodowej. Oprócz tego pojawiają się “żarciki” na temat kału, aluzje do pedofilii oraz masturbacji - chociaż to ostatnie może być nadinterpretacją z mojej strony. Tak czy owak, nie jestem w stanie pojąć intencji scenarzystów.

Wiele osób widzi w filmie Angry Birds alegorię trwającego kryzysu migracyjnego. Są wśród nich zarówno ludzie oburzeni rzekomo antyimigranckim przesłaniem, jak i neonaziści (dosłownie, znalazłem zachwyty na temat tego filmu na portalu dla miłośników Hitlera), którzy widzą w świniach muzułmańską inwazję. Takie odczytywanie filmu na szczęście można włożyć między bajki, chociażby ze względu na to, że produkcja filmu rozpoczęła się w 2014 roku, jeszcze zanim problem uchodźców trafił na czołówki gazet.

Nie oznacza to jednak, że ten film nie zawiera w sobie żadnych niefortunnych treści. Na swój sposób fabuła Angry Birds jest analogiczna do hitu Pixara W głowie się nie mieści. Produkcja legendarnego studia pokazywała, że wszystkie emocje są potrzebne - zarówno pozytywna radość, jak i niekoniecznie dobrze kojarzone smutek, gniew czy zazdrość. Z kolei główną rolę w Angry Birds odgrywa, jak można się domyślać, gniew. Podczas gdy większosć ptaków stara się być zawsze miła i pogodna, wiecznie wkurzony Czerwony pokazuje, że czasami trzeba się wścieć i komuś spuścić manto. Jest to nie tylko przesłanie boleśnie płytkie przy pełnym niuansów filmie Pixara, ale także prawdopodobnie dosyć szkodliwe dla młodego widza.

Podsumowując, Angry Birds to film, która nie tylko nie zadowoli dorosłego widza, ale także nie jest odpowiednią propozycją dla dzieci. Nawet jeśtli ktoś wychodzi z założenia, że “to tylko animacja dla dzieci, nie ma co oczekiwać wielkiego kina”, trudno obronić ten film. Angry Birds zdecydowanie odrzuca mnie jako film pokazujący przemoc i gniew jako prawidłowe rozwiązanie problemów. Teoretycznie nie powinno być w tym nic złego, jako że przemoc jest kreskówkowa i niedosłowna - sam z sentymentem patrzę na Toma i Jerry’ego okładających się kijami baseballowymi czy też nie mierzi mnie Mario rozdeptujący Goomby. Jednak Angry Birds skupia się na samym gniewie oraz go na swój sposób pochwala, pokazuje, że tylko dzięki wkurzeniu się ptaki mogą odzyskać jajka. To moim zdaniem stawia tę kreskówkową przemoc w zupełnie innym świetle, i uważam, że jest to film, na który rodzice powinni uważać. Z kolei dorosłego widza w kinie czeka jedynie mieszanka nudy i niesmaku. Naprawdę, lepiej poczekajcie na Gdzie jest Dory, które już za kilka tygodni będzie w kinach.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!