Ta fala nie powala (recenzja filmu Piąta Fala)

Joanna Kułakowska
2016/04/17 16:45
0
0

Piąta fala w reżyserii J. Blakesona to film na podstawie pierwszego tomu cyklu Ricka Yanceya. Trailer sporo obiecywał. Film mu nie dorównał.

Po lekturze, a następnie obejrzeniu ekranizacji trzech tomów Igrzysk śmierci Suzanne Collins albo Więźnia labiryntu na podstawie książki Jamesa Dashnera łatwo dojść do wniosku, że generalnie młodzieżowa fantastyka ma się coraz lepiej – zarówno pod względem powieści, jak i filmowych adaptacji. Co prawda, wrażenie to zostaje wystawione na próbę przez dziełka na podstawie serii Niezgodna Veroniki Roth, ale co tam – nie można mieć wszystkiego i bez sensu wszystkiego się czepiać. A już na pewno nie ma zbyt wielu rzeczy, do których można by się przyczepić w Piątej fali... Mniej więcej przez jedną trzecią filmu. Potem jest coraz gorzej.

Ta fala nie powala (recenzja filmu Piąta Fala)

Film Blakesona, podobnie jak powieść o tym samym tytule, rozpoczyna się bardzo interesująco. Bierze na warsztat kwestie bliskie każdemu z nas i problemy, które nie tak trudno sobie wyobrazić jako istny koszmar, dewastujący psychikę dorosłej osoby, a co dopiero nastolatka czy nastolatki, której głównym zmartwieniem były dotąd oceny, zajęcia sportowe i flirtowanie na imprezach. Cassie Sullivan (Chloe Grace Moretz) jest taką właśnie dziewczyną – miłą, sympatyczną, ładną i do tego całkiem niegłupią, która wspiera swoją rodzinę i przyjaciół, a oni odpłacają jej tym samym. Jednak pewnego dnia wszystko, co wydawało się normalne i oczywiste, elementarne poczucie bezpieczeństwa pryska niczym mydlana bańka. Pojawiają się obcy, nazywani po prostu Przybyszami, i krok po kroku, a raczej fala po fali, niszczą ludzką cywilizację.

Do podstawowych lęków eksplorowanych przez horrory i utwory science fiction należy sytuacja, w której pojawia się Nieznane i Niezrozumiałe. Przybywają istoty, które nie odpowiadają na próby komunikacji, których obecność stanowi milczącą, groźną tajemnicę. W takich warunkach – pod wiszącym na niebie ogromnym kosmicznym statkiem – Cassie i inni ludzie żyją przez wiele dni. Potem wszystko staje się jasne – obcy okazują się dużo bardziej podobni do naszego gatunku, niż chcieliby bohaterowie i bohaterki Piątej fali. Jeśli czegoś naprawdę chcą, zrobią wszystko, by to dostać, nie bacząc przy tym na kwestie moralne, na cierpienia, które spowodują. A chcą Ziemi, tak po prostu. Zaczyna się pierwsza fala – wyłączenie energii. Druga fala – zupełnie dosłowna, bo gigantyczne powodzie niszczą miasta. Trzecia fala – epidemia zmodyfikowanego wirusa ptasiej grypy. Wspomniane etapy niszczą infrastrukturę i 98 procent ludzkiej populacji. Ale to nie koniec. Nadchodzi czwarta fala – kosmici infiltrują ocalałych, będąc nie do odróżnienia od istot ludzkich.

I w końcu nadchodzi ostateczne uderzenie – Piąta fala, w czasie której rozgrywa się akcja filmu Blakesona. Widz, który nie zna książki, może być autentycznie zaintrygowany, jakiż to diaboliczny finał przewidziany jest dla ostatnich niedobitków ludzkości. Akcja biegnie dwutorowo. Pierwszy wątek dotyczy głównej bohaterki, która najpierw traci matkę (Maggie Siff), potem (w traumatyczny sposób) ojca (Ron Livingston), na dodatek zaś zostaje odseparowana od swego braciszka Sama (Zackary Arthur) – ta część filmu jest sprawnie zrealizowana pod kątem fabuły, dawkowania emocji i dynamiki akcji. Po owych wydarzeniach Cassie rusza na wędrówkę, by odnaleźć chłopca. W trakcie tej wyprawy jej tożsamość i człowieczeństwo zostają wystawione na bardzo ciężką próbę, na szczęście jednak znajduje „nieoczekiwane” wsparcie w osobie przystojnego Evana (Alex Roe), który poruszony jej desperacją (i oczywiście urokiem osobistym) postanawia pomóc. Równolegle śledzimy losy Sama oraz szkolnego kolegi (i obiektu zadurzenia) naszej bohaterki – Bena Parisha (Nick Robinson), którzy wraz z innymi dziećmi i nastolatkami trafiają pod „opiekę” armii.

GramTV przedstawia:

Scenariusz filmu mocno odbiega od treści książki, co częściowo odpowiada za luki logiczne obecne w kinowym obrazie. Powieść Piąta fala dokładnie wyjaśnia kwestie, które w wersji filmowej zostały potraktowane po macoszemu albo w ogóle nie zostały poruszone. W rezultacie pojawiają się pytania, np.: Skąd Cassie tyle wiedziała o Przybyszach? Czym charakteryzowali się podwójni agenci? W jaki sposób Przybysze przybierali ludzki kształt? Z filmu wiemy jedynie, co chcieli wmówić ludziom, a nie jaka jest prawda. Brak odpowiedzi stawia pod znakiem zapytania sens i spójność fabuły. Ponadto konstrukcja wizji scenarzystów i Blakesona sprawia, iż łatwo przejrzeć zamierzenia twórców. Po prostu widzimy, kto na 99 procent okaże się obcym. Otrzymujemy szereg sygnałów, które każą dziwić się, że bohaterowie nie zadają oczywistych w danej sytuacji pytań i tak długo zajmuje im dostrzeżenie, że „coś tu nie gra”. Z drugiej strony, wiele można zrzucić na szok i mechanizmy obronne. W każdym razie wisienkę na torcie stanowi kwestia tajemniczej zmiany mentalności Amerykanów, którzy wzorem afrykańskich bojowników, wbrew wszelkim swoim ideałom, zaczynają tworzyć armię z dzieci, nie tylko trenując, ale i posyłając do akcji kilkuletnie szkraby.

Inną kwestią, która od pewnego momentu czyni film nieznośnym, są sytuacje, które w zamierzeniu miały być romantyczne, a wyszły po prostu śmiesznie. Romantyczne wynurzenia i spojrzenia Evana oraz co poniektóre zachowania Cassie to niemal powtórka z żenująco potwornego dziełka Intruz na podstawie książki Stephenie Meyer (tak, tej od błyszczącego w słońcu Edwarda). Niektóre dialogi i zachowania nastolatków są tak czerstwe, że choć pamiętamy o młodym wieku bohaterów, ręka sama uderza w czoło, pozostawiając krwawy ślad. Chociaż trzeba przyznać, że reakcja Ringer (Maika Monroe) na seksistowski tekst towarzysza z oddziału jest bezcenna – gdyby większość chamskich odzywek kończyła się w ten sposób, seksualne molestowanie odeszłoby do lamusa.

Gwoli uczciwości – Piąta fala Blakesona zawiera też elementy bardzo pozytywne. Należy do nich z wyczuciem ukazana problematyka istoty człowieczeństwa i akcent dydaktyczny – co czyni nas ludźmi, co jest w nas dobre, a co złe, co jest naszą słabością, co zaś prawdziwą siłą? Czy aby na pewno mamy powód, by czuć się lepsi niż „potwory” z kosmosu? Na uwagę zasługuje muzyka Henry’ego Jackmana, która stanowi bardzo dobrą ilustrację emocji bohaterów i współgra z obrazem, podkreślając klimat i dynamikę scen. Udane są też efekty specjalne – potężny, mroczny statek kosmiczny i wywołany przez Przybyszy „gniew oceanu” naprawdę cieszą oko odbiorcy. Trzeba również pochwalić grę aktorską Chloe Grace Moretz i uroczego Zackary’ego Arthura (reszta grała zaledwie poprawnie).

Generalnie rzecz biorąc, Piąta fala nie budzi fali zachwytu i nawet wymienione wyżej pozytywy nie są w stanie stłumić rozczarowania. Seans nie spełnił oczekiwań. Film ten można obejrzeć sobie np. do obiadu, gdy już pojawi się w telewizji, ale do kina biec nie warto.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!