Firewatch - recenzja

Paweł Pochowski
2016/03/20 16:30
0
0

Jeśli lubicie dobre historie i piękne widoki, obok tych w Firewatch nie można przejść obojętnie.

Firewatch - recenzja

Lasy i wzgórza Wyoming nęciły pięknem już od pierwszych promocyjnych obrazków z Firewatch. Grę zapowiedziała co prawda debiutancka ekipa, ale mająca na pokładzie samych weteranów i to doświadczonych przy tworzeniu naprawdę świetnych produkcji. Campo Santo założyli deweloperzy odpowiedzialni m.in. za Mark of the Ninja i The Walking Dead, a to wraz z artystycznymi screenshotami ukazującymi piękno wirtualnego świata obiecywało niezwykłą i ambitną podróż. W pewien sposób się to sprawdziło, ponieważ przygoda serwowana przez Firewatch istotnie okazuje się pod pewnymi względami naprawdę niezwykła.

Niezwykła, choć jednocześnie inspirowana brutalnie mocno prawdziwą i szarą rzeczywistością. Głównym bohaterem jest Henry, dojrzały mężczyzna, który uciekając przed codziennością i problemami prywatnymi postanawia zaszyć się w górzystym i gęsto zalesionym terenie Wyoming. Jego zadanie jest proste, siedząc w budce pośrodku niczego musi zadbać o to, by las nie poszedł z dymem. Jeśli Henry'ego plan ucieczki zakładał odizolowanie się nie tylko od świata, ale i od ludzi to trafił idealnie - w tak daleką dzicz zapuszcza się mało kto, toteż zobaczymy raptem trzy osoby, z tym twarzą w twarz ani jednej. Nie oznacza to jednak, że doskwierać Henry'emu będzie brak kontaktu z drugim człowiekiem, ponieważ zawodowe obowiązki upływają mu podczas rozmów z Delilah.

I to tak właściwie relacja, którą nawiązujemy ze strażniczką z sąsiedniej wieży jest tutaj najważniejsza, a świetnie napisane i wyśmienicie udźwiękowione dialogi sprawiają, że rozmów z przełożoną można słuchać bez końca. Henry w zależności od decyzji podejmowanych przez gracza może z Delilah nawiązać relację bliższą bądź dalszą, opowiadając jej o swoich codziennych problemach i zmartwieniach, które były bezpośrednim powodem ucieczki w las lub pozostawić je dla siebie. Od początku jesteśmy zaznajomieni przez twórców w sytuację Henry'ego, a skaliste wzgórza i zachodzące za drzewami w oddali czerwone słońce zachęcają do rozważań na temat jego historii. Poszczególne sceny klimatycznie uprzyjemnia doskonale dobrana ambientowa muzyka, raczej delikatnie podkreślając ich klimat niż starając się nadawać ton. W zależności jak nastawimy się wobec głównego bohatera, inaczej zareagujemy na kontakt z drugim człowiekiem, a także bieżące wydarzenia. Delilah w szybszy lub wolniejszy sposób staje się dla nas ważną postacią. Pomiędzy dwójką rodzi się unikalna więź, którą świetnie zagrali Rich Sommer (John Cunningham z L.A. Noire lub Harry Crane z Mad Man) wraz z Cissy Jones (Joyce Price z Life is Strange lub dla fanów RPG - Doktor Duff z Fallouta 4).

GramTV przedstawia:

Upływający czas spędzamy na pieszych patrolach podczas których poznajemy okolicę i dyskutujemy z Delilah. Henry przez pewien czas oswaja się z nową codziennością, a przełożona wprowadza go w tajniki nowej pracy. Niedługo później zaczynają dziać się pewne niepokojące rzeczy, a moment eskalacji dziwnych wydarzeń dopiero nadciągnie. Firewatch bywa momentami niepokojący, stara się zagęszczać atmosferę i częstuje przepięknymi widokami przeplatanymi ciekawą historią, deweloperzy trochę się jednak pomiędzy tymi elementami pogubili. Albo jedynie można odnieść takie wrażenie przez nieuwagę.

Na pierwszy rzut oka można mieć twórcom za złe, że wykazali się pewną niekonsekwencją wprowadzając niektóre wątki w scenariuszu, a na koniec wycofując się z nich podając nieprzekonujące do końca rozwiązanie i ucinając zabawę bez większych konkluzji. Zdaję sobie sprawę, że za rozczarowujący można postrzegać brak wpływu rozwijającej się relacji z Delilah na wydarzenia z gry. Te płyną własnym torem i choć czasem tytuł przedstawia nam iluzję wyboru, nie jesteśmy w stanie wpłynąć na ich bieg. W Firewatch treści jest jednak znacznie więcej niż mogłoby się początkowo wydawać. Jednokrotne przejście gry nie załatwia sprawy, a część z zarzutów odnośnie scenariusza wynika z pomysłu twórców, a także przekazu samej gry, która mówi o kilku rzeczach, trzeba tylko nauczyć się jej słuchać. Nie chciałbym zbyt wiele rozwijać się na temat tropów pozostawionych w grze i teorii, które można z ich wykorzystaniem wysnuć, ale jak na dość subtelną miejscami narrację jest tego sporo.

Osobiście nie obraziłbym się, gdyby Firerwatch był trochę dłuższy, a dodatkowy czas został zainwestowany przez deweloperów w rozwój relacji pomiędzy głównym bohaterem, a jego radiową towarzyszką. Tym bardziej, że akcja w grze mocno skacze pomiędzy poszczególnymi dniami na przestrzeni kilku tygodni, byłoby tu więc miejsce na dodatkowe ujęcia. Obawiam się jednak, że mapa w grze musiałaby zostać powiększona. Szczególnie, że podczas niezbyt długiej rozgrywki (przejście Firerwatch to kwestia 4-5 godzin), udaje się twórcom trochę graczy znużyć backtrackingiem, a więc koniecznością chodzenia po znanych już ścieżkach. Firewatch co prawda sprytnie to maskuje prezentując nam lokacje o różnych porach dnia i nocy, każdorazowo ujmując mistrzowską grą oświetlenia czy to podczas wschodu czy zachodu słońca lub widokiem rozgwieżdżonego nocą nieba. Podczas zabawy korzystamy z ograniczonej liczby interakcji z otoczeniem, ograniczających się właściwie do korzystania z mapy i wspinania się po skalnych półkach. Rzadziej otwieramy skrzynki z ekwipunkiem czy przyglądamy się znajdowanym przedmiotom, czytając książki i ulotki czy znajdowane dokumenty. Dodatkowo jeśli chcemy, dysponujemy analogowym aparatem na kliszę, który pozwala na złapanie kilku ujęć dokumentujących wycieczkę.

W Firewatch część rozgrywki polega na podziwianiu otoczenia i przeżywaniu górskiej przygody samodzielnie - i o ile wspomniane widoki naprawdę "robią robotę", o tyle o drugi element gracz musi zadbać samemu, mieć na niego ochotę. Scenarzyści nie raczą nas na koniec żadnym konkretnym zakończeniem historii, ale tylko dlatego, że takie też jest życie, które rzadko kiedy trzyma dla nas konkretne odpowiedzi. Częściej jest rozczarowujące, a niekiedy nie pozostawia nawet zbyt wiele miejsca na wybory. I ja to kupuje. Firewatch dał mi nie tylko do myślenia, ale pozwolił także na podziwianie pięknych, górskich widoków. Osobiście grę poleciłbym tym, którym spodobało się Life is Strange. Jeżeli potrafiliście wczuć się w lekko naiwny klimat nastoletniego Arcadia Bay, dostrzec złożoność zawartych tam bohaterów, poradzicie sobie i docenicie także Firewatch. Ostrzegam jednak, tu jest trudniej, subtelniej, z jeszcze bardziej ograniczonym arsenałem używanym przez deweloperów, choć całość składa się na klimatyczną, wycieczkę do Wyoming z realistycznie gorzkim przesłaniem w tle.

8,0
Wycieczka do leśnej, górskiej samotni to świetna okazja, by dowiedzieć się czegoś o życiu, jak i o sobie samym.
Plusy
  • górski klimat i piękne widoki
  • dojrzały scenariusz i realistyczni bohaterowie
  • soundtrack
  • oszczędna narracja pozostawiająca miejsca dla domysłów i interpretacji
  • genialny voice-acting
Minusy
  • miejscami wkrada się nużący backtracking
  • zabawa mogłaby być dłuższa i szerzej nakreślić relację między Henrym, a Delilah
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!