Far Cry Primal - recenzja

Łukasz Berliński
2016/02/22 13:25
0
0

Polowanie na mamuty bez historii w tle.

Far Cry Primal - recenzja

Kiedy zapowiedziano Far Cry Primal wiele osób miało za złe Ubisoftowi, że porzuca główną oś serii i skupia się na tworzeniu spin-offu. Że rezygnuje z tropikalnego środowiska na rzecz rzucenia gracza w świat z epoki kamienia łupanego. Że uganianie się za mamutami to jakieś nieporozumienie. Że to będzie kolejne DLC za które należy zapłacić jak za nową grę... Jeżeli należeliście do tej grupy mogę Wam powiedzieć jedno: myliliście się. Przeniesienie akcji do roku 10 000 p.n.e. to jedna z lepszych rzeczy jaka spotkała serię Far Cry od czasów wydania świetnego Blood Dragon. Tylko wówczas mieliśmy do czynienia z krótką odskocznią od głównego uniwersum, teraz zaś otrzymujemy niemal zupełnie nowy tytuł, który zabierze nam z życia co najmniej kilkadziesiąt godzin.

Z Far Cry Primal jest trochę jak z klockami Lego. Niby znamy już większość elementów, doskonale zdajemy sobie sprawę o co w tej zabawie chodzi, ale każdy nowy zestaw sprawia ogromną przyjemność. Tu sporo klocków pochodzi z Far Cry 4. Skalna wspinaczka? Jest. Możliwość podróżowania na grzbiecie słonia? Jest, tylko zamiast słonia dosiadamy mamuta. Przejmowanie strażnic? Wiadomo. Otwarty świat z mnóstwem rzeczy do zbierania i misjami do wykonania? Nie mogło go zabraknąć. I teraz myślicie sobie, że Ubisoft zrobił to samo co w ostatnich odsłonach Assassin's Creed - zmienił miejsce akcji nie zmieniając przy tym mechaniki rozgrywki. Na szczęście zmian wpływających na przebieg rozgrywki jest tu sporo, choć niestety równie dużo elementów zostało powielonych z poprzedniej odsłony.

Początek doskonale znacie z materiałów promocyjnych. Wcielamy się w wojownika Takkara, który wraz ze swymi towarzyszami wyrusza na polowanie. Głód doskwiera, a mięso mamuta mogłoby go zaspokoić na kilka tygodni. Gra jest warta świeczki, ale w krainie Oros to człowiek jest zwierzyną. Atak tygrysa szablozębnego na pobratymców i tylko cudowne uniknięcie śmierci sprawia, że Takkar zostaje jedynym ocalałym przedstawicielem plemienia Łindźa. Przynajmniej tak mu się wydaje...

Przetrwanie w świecie, w którym człowiek dopiero uczy się jak zostać ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego, nie jest łatwe. A co dopiero w pojedynkę. Trzeba znaleźć sobie schronienie, zapewnić pożywienie, rozpalić ogień, przygotować broń i być cały czas czujnym, bo śmierć czeka na każdym kroku. Początki to tak naprawdę dość rozbudowany tutorial, który wprowadza nas w ten piękny, dziewiczy i groźny świat. I już wówczas da się zauważyć główną zmianę w rozgrywce - to tryb łowcy, podczas którego Takkar lepiej dostrzega dostępne do zbierania surowce, będącą w pobliżu zwierzynę i ślady zostawiane przez nią. I właśnie podążając takim tropem przez przypadek odnajdujemy Saili, kolejną Łindźe. Plan wówczas staje się prosty. Musimy odszukać i zjednoczyć pozostałych członków plemienia rozsianych po świecie, bo tylko w zorganizowanej grupie mamy szansę na przetrwanie.

Oros to doprawdy malownicza kraina. Dzika, wręcz nieskazitelna natura robi ogromne wrażenie. Na screenach możecie podziwiać tylko próbkę silnika Dunia, w trakcie rozgrywki przedstawiony świat robi dużo większe wrażenie. Ogromny zresztą jest tu udostępniony otwarty świat. Powierzchnia mapy jest co prawda mniejsza niż w poprzednich odsłonach, ale też należy mieć na uwadze fakt, że w Far Cry Primal poruszamy się głównie pieszo, i gdyby nie punkty kontrolne służące do szybkiej podróży, wędrówka po krainie Oros byłaby nie tylko wymagająca, ale i męcząca.

Początkowo nie mamy do dyspozycji zbyt dużego wachlarzu umiejętności oraz dostępnych broni do wykorzystania. Do przetrwania musi nam wystarczyć maczuga, włócznia, prosty łuk oraz dwa paski zdrowia, które mogą szybko zniknąć po jednym ciosie niedźwiedzia brunatnego. Dopiero kiedy odnajdziemy innych Łindźa, będziemy mogli nie tylko przyjmować od nich misje, ale i nauczyć się nowych umiejętności czy też poznamy przepisy na nowe bronie i mikstury. Nie wystarczy jednak sprowadzić ich do naszej wioski, trzeba zapewnić im także schronienie. Rozbudowa i zaludnianie naszej osady to kluczowy element rozgrywki. Dlatego też w jak żadnej innej odsłonie, w Far Cry Primal tak ważne jest zbieranie wszystkich surowców niezbędnych nie tylko do wytwarzania broni, ale i budowy nowych chat i szałasów. I nie wystarczy do tego zrywanie trzciny, zbieranie kwiatów, rąbanie drewna czy wydobywania łupków, których w krainie Oros jest pod dostatkiem. By w pełni rozbudować naszą bazę wypadową niejednokrotnie przyjdzie nam zapolować na rzadkie zwierzę, które występuje tylko w określonej, najczęściej trudno dostępnej lokalizacji i wykazuje aktywność jedynie w nocy. A po zmroku robi się znacznie bardziej niebezpiecznie niż za dnia...

Ci, którzy w poprzednich odsłonach serii Far Cry lubowali się w otwartej wymianie ognia raczej długo nie przeżyją w Far Cry Primals. O ile polowanie na kozice, jelenie czy dziki nie stanowi większego wyzwania, tak już szarża ze zwykłą maczugą w stronę drapieżnej zwierzyny skończy się w najlepszym razie jak przygoda Leonardo Di Caprio z niedźwiedziem w Zjawie. Tu nie uświadczymy sympatycznych zwierzaków z Epoki Lodowcowej, tu mamy do czynienia z dzikimi bestiami, które tylko czekają na to, by rozszarpać nas na kawałki. Dlatego też premiowane jest powolne działanie w ukryciu, skradanie się i zadanie w odpowiednim momencie śmiertelnego ciosu.

GramTV przedstawia:

Jest jednak pewna umiejętność, która sprawia, że Takkar zasługuje na przydomek "Władca zwierząt". To możliwość poskramiania większości gatunków występujących w Oros. Technicznie jest to bardzo proste: wystarczy rzucić przynętę, zaczekać aż zwierzę się nią zainteresuje, a następnie zakraść się i zamiast przebić włócznią, ujarzmić je swą mocą. Tyle teorii. W praktyce najrzadsze zwierzęta wymagają od nas rozwinięcia nie tylko odpowiednich umiejętności, ale także nieco zwinności - wystarczy bowiem podejść odrobinę za blisko, a nasza próba skończy się tragicznie.

Kiedy już uda nam się poskromić zwierzę, zacznie ono nam towarzyszyć, będzie walczyć razem z nami oraz słuchać wydawanych poleceń. Co ważne, każda z ujarzmionych bestii posiada zestaw innych cech i zdolności. Niektóre mają potężną siłę, inne potrafią atakować przeciwnika z zaskoczenia, a jeszcze inne zwiększają obszar widoczny w minimapie. Wystarczy więc wydać polecenie ataku i mieć problem z głowy, choć wówczas dostaniemy mniej punktów doświadczenia, a i nasz towarzysz może zginąć w trakcie starcia z innym drapieżnikiem. Dlatego też ważne jest jego regularne karmienie mięsem pozyskiwanym z innych zwierząt. Mówiłem już, że w Far Cry Primal trzeba zbierać wszystko?

Poskromione zwierzęta to nie jedyni towarzysze naszych wędrówek i polowań. Choć Takkar wraz z rozwojem umiejętności zyskuje lepsze zdolności łowieckie, tak nieodzownym elementem gry staje się także sowa, która nie tylko robi za swego rodzaju zwiadowcę, ukazując nam większą połać pobliskiego terenu z lotu ptaka, ale sama potrafi także zaatakować czające się w krzakach niebezpieczeństwo.

O ile polowania oraz poskramianie zwierząt zrealizowano świetnie, tak nieco gorzej wypadają pozostałe elementy. Warto bowiem wspomnieć, że w świecie Oros żyją także inne plemiona, które również walczą o przetrwanie i panowanie nad krainą. Niestety, walka z ludźmi Udam czy Izila jest dość powtarzalna, a i ograniczony arsenał nie urozmaica tu starć. Podobnie jest z misjami głównego wątku, jak i tymi pobocznymi - w większości z nich traktowani jesteśmy jak chłopiec na posyłki, który ma coś przynieść, albo wytropić konkretne zwierzę. Odzywają się tutaj bolączki otwartego świata, w którym większy nacisk kładzie się na eksplorację i zbieractwo niż warstwę fabularną. Szkoda, bo prehistoryczny okres to dobry motyw na opowiedzenie wciągającej historii, a tu został potraktowany po macoszemu.

Mimo tego, w Far Cry Primal bawiłem się znacznie lepiej niż grając w Far Cry 4. Przeniesienie akcji do czasów kamienia łupanego było dla Ubisoftu dość ryzykowną, ale udaną decyzją. Ta gra pokazuje swój pazur przedstawiając brutalny, prymitywny świat, którego eksploracja potrafi wywołać dreszczyk emocji. Szkoda tylko, że Far Cry Primal zbyt często powiela schematy wałkowane w serii od dłuższego czasu, a opowiedziana historia jest równie prymitywna, jak jej sceneria.

8,0
Polowanie na mamuty bez historii w tle
Plusy
  • Bogata w faunę i florę kraina Oros
  • Poskramianie zwierząt
  • Tryb łowcy, skradanie się i polowania
  • Nastawienie na eksplorację i zbieractwo
Minusy
  • Powtarzalna walka i misje
  • Zmarnowany potencjał na opowiedzenie ciekawej historii
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!