Opinia: Znów patrzymy w gwiazdy!

Sławek Serafin
2015/09/28 22:38
0
0

Romantyczna tęsknota za kosmosem ogarnęła grową branżę.

Mam nieodparte wrażenie, że znów, po wielu latach przerwy, nasz wzrok kieruje się w górę. I nie mówię tu o wczorajszym zaćmieniu i krwawym księżycu... choć w sumie chyba też, jasne, dlaczego nie. To też jeden z symptomów powracającej mody na kosmos. Oczywiście, to nie czasy pierwszych lotów na orbitę, programu Apollo czy kolejnych misji wahadłowców, kiedy świat wstrzymywał oddech na myśl o próżni poza naszą atmosferą, ale... wydaje się, że jest trochę tak jak dawniej, prawda? Ekscytujemy się nowo odkrytymi planetami, czekamy na wieści od marsjańskich łazików i sond kosmicznych docierających do granic naszego układu, prawda? Bardziej niż w czasach, gdy skupialiśmy się na twardym stąpaniu po ziemi. Naukowcy pracują nad tanimi lotami w kosmos, trwają zapisy na listę pierwszych kolonistów na Marsie, ogólnie coś się dzieje. Również w popkulturze.

Opinia: Znów patrzymy w gwiazdy!

Weźmy literaturę na przykład. Wydawało się, że epoka twardego science-fiction minęła. Asimov, Clarke, nasz Lem - giganci z przeszłości już odeszli. Na półkach z literaturą fantastyczną niepodzielnie panowała fantasy w różnych odmianach. Ale od przełomu wieków zaczęło się coś zmieniać, SF zaczęło wracać i to w niezłym stylu. Hamilton, Reynolds, Scalzi, SA Corey - jest w czym wybierać i przebierać. Dziesięć lat temu trudno było o porządne, twarde SF. A teraz jest tego tyle, co fantasy prawie. Znak czasów? Całkiem możliwe, bo widoczny również w kinie. Tam też złoty wiek fantastyki naukowej, kosmosu, innych planet i Obcych wydawał się być historią, czyż nie? A tu proszę bardzo, wystarczy spojrzeć na kilka ostatnich lat i nagle się okazuje, że mamy nową nadzieję. Kosmos kontratakuje i powraca, nie tylko w zrobionych na nowo, całkiem zgrabnych Star Trekach, ale również w takich obrazach jak W stronę słońca, Moon, czy też potężny hattrick z ostatnich kilkunastu miesięcy - Grawitacja, Interstellar i teraz Marsjanin. A już za moment siódmy epizod! Ależ się dzieje. I nawet do telewizji nam kosmos wraca powoli, gdy wydawało się, że jego ostatni szczyt popularności wypunktowany Babylon 5, Farscape i Firefly, a zakończony w pięknym stylu przez Battlestar Galactica, już minął. A tu proszę, jest nowe Dark Matter, może i niskobudżetowe, ale klasyczne bardzo, wkrótce ma też zadebiutować serialowa ekranizacja cyklu The Expanse, Star Trek odradza się co chwilę w nowych formach, Gwiezdne Wojny majaczą na serialowych horyzontach. Też się dzieje.

A co z grami? Oczywiście, tutaj również kosmiczność wraca do łask. Powoli, z oddolnej inicjatywy, ale wraca. Z niektórych nisz, takich jak MMO, nigdy nie odeszła, to prawda, ale w innych przecież wymarła prawie dokumentnie. To znaczy, wydawało się, że wymarła. Jeszcze kilka lat temu można było z rzewnymi łzami wspominać piękne czasy, gdy królowały kosmiczne strategie turowe. Teraz już się nie da, bo co roku pojawia się kilka kolejnych gier 4X, wśród których trafiają się także takie naprawdę znakomite, jak Endless Space czy Distant Worlds. Wróciło Galactic Civilizations, wkrótce ma też wrócić Master of Orion, a lista gier spod znaku iksów czterech liczy sobie na Steamie kilkadziesiąt tytułów. Supernowa jakaś czy co? A to przecież nie jest jedyny kosmiczny gatunek powracający w chwale. Kilka lat temu symulatory statków kosmicznych można było wspominać ze ściśniętym sercem. A dziś? Elite: Dangerous już jest i to bardzo. Star Citizen, ten fenomen crowdfundingu, nadciąga niespiesznie, podobnie jak zgarniające wszelkie możliwe branżowe nagrody No Man's Sky. Swoją część poletka od dłuższego czasu grabi już również znakomite FTL, a obok niego wespół wzespół radośnie pracują wspaniałe Kerbale, które zerkają też od czasu do czasu na fantastycznie rozwijający się projekt Space Engineers. I nawet kącik zarezerwowany dla klasycznego kosmicznego horroru robi się coraz bardziej zatłoczony, choć dawniej siedziało tam samotnie Dead Space tylko. Tu też się dzieje.

GramTV przedstawia:

Jasne, to wszystko są produkcje niezależne. Główny nurt jakoś się ociąga, prawda? Ale to konsekwencja jednego z podstawowych kosmicznych praw - bezwładności. Im coś większe, tym trudniej się rozpędza i zmienia kurs. Dlatego wielcy gracze zawsze są spóźnieni względem tych mniejszych. Ale też nie aż tak bardzo spóźnieni. Activision na przykład doskonale poczuło pismo nosem i mocno inwestuje w swoje Destiny. Microsoft nigdy nie przestał się kosmosem fascynować za pomocą Halo. Electronic Arts wraca na łono z następnym Mass Effect. O wspaniałym powrocie XCOM chyba też nikomu przypominać nie trzeba, prawda? Kosmiczne zdarzenia zachodzą, no jak nie, jak tak. I moim zdaniem będą zachodzić jeszcze bardziej intensywnie, jeżeli...

Cóż, jeżeli nowe Gwiezdne Wojny zrobią swoje. Nie tak dawno temu Harry Potter i Władca Pierścieni poniosły na swoich barkach wielką falę popularności czarów-marów, orków i elfów, która odczuwalna była również w grach. Teraz jednak czas wielkich widowisk fantasy się skończył i tron powraca w ręce prawowitych władców - laserów, statków kosmicznych i Obcych. Jak to się odbije w grach, gdy już nawet największe koncerny złapią tempo? Można spekulować do woli. Może jakaś wielka saga RPG w kosmicznych klimatach, tak żeby Mass Effect miał konkurenta? Może jakieś strzelanki? Może jakieś solidne action-adventure, żeby i fani Lary albo Nathana mogli się wybrać na inne planety? Diabli wiedzą. Ale coś na pewno będzie. Nadchodzą nowe złote czasy dla science-fiction. A my znów patrzymy w gwiazdy. I bardzo dobrze.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!