Game of Thrones: Sons of Winter - recenzja

Paweł Pochowski
2015/05/30 14:00
2
0

Czwarty epizod growej wersji Gry o Tron nie jest tak dużym krokiem naprzód, jakiego można było się spodziewać po poprzednim odcinku, choć twórcy w niektórych miejscach poczynili znaczący postęp. Niestety, są też miejsca, w których akcja rozwija się zdecydowanie zbyt wolno.

Game of Thrones: Sons of Winter - recenzja

Game of Thrones: Sons of Winter to już czwarty odcinek growego serialu tworzonego przez Telltale w oparciu o uniwersum Gry o Tron. Debiutancki sezon gry przekroczył właśnie półmetek, a do końca pozostało bliżej niż dalej. Recenzje wszystkich trzech dotychczasowych odcinków mogliście przeczytać na łamach gram.pl - tym razem, jak zwykle, przestrzegamy przed spoilerami, bo w tekście mogą znaleźć się informacje, które wolelibyście odkryć samodzielnie.

W poprzednim odcinku, zatytułowanym The Sword in the Darkness, sytuacje uciśnionego rodu Forresterów nie uległa znacznej poprawie. Do Ironrath przybył syn Lorda Whitehilla, Gryf, którego zadaniem było zaprowadzenie tam porządku i upewnienie się, że Rodrik nie będzie planował żadnego buntu. Oczywiście stało się to okazją do zademonstrowania przez Gryfa kto tutaj rządzi. Wyborem gracza pozostawało, czy pokornie zegnie kark dla bezpieczeństwa bliskich, czy może choć osłabiony i bez armii postara się postawić i nie da satysfakcji Gryfowi klęcząc pokornie ze wzrokiem wbitym w ziemię.

W poprzedniej recenzji wspominałem, że Rodrik zyskał szansę na cenny sojusz i faktycznie ma on wreszcie z kim współpracować. Istnieje nawet szansa na przejęcie władzy nad Ironrath, na co osobiście czekałem przez poprzednie trzy odcinki. Początkowo cieszyłem się, że Telltale wreszcie zdecydowało się na popchnięcie tego wątku naprzód, niestety dość szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Tryumf jest chwilowy i niestety nie przynosi oczekiwanego rezultatu. Dochodzi także do ważnego spotkania na szczycie, podczas którego Rodrik wraz z matką negocjują z Lordem Whitehillem odzyskanie najmłodszego z reprezentantów rodu Forresterów, ale i ten wątek zostanie rozstrzygnięty dopiero w dwóch ostatnich odcinkach sezonu, a szkoda. Widać wyraźnie, że twórcy gry mocno wzorują się na pierwszym sezonie książki oraz sytuacji rodu Starków - podejrzewam więc, że Forresterowie mogą nie mieć łatwo, a finał sezonu zamiast rozwiązania dotychczasowych problemów przysporzy jedynie nowych. Jako pozytyw można zaliczyć fakt, że postać Elaena Glenmore nabiera nowego znaczenia. Dziewczyna jest nie tylko narzeczoną Rodrika, ale także jego doradczynią z bardzo konkretnym poglądem na toczące się wydarzenia i motywuje go, by zachowywał się w pewien konkretny sposób. Nie tylko więc dba o ukochanego, ale także stara się podpowiedzieć mu, w jaki sposób powinien się zachować.

Nie mogę wyjść z podziwu z transformacji, jaką na przestrzeni dotychczasowych odcinków przeszła Mira. Na początku sezonu była cicha, raczej nieśmiała i niezbyt chętna do wyrażania swojej opinii - całkowicie oddana Margaery Tyrell. Gdy jednak w jej rodzinnym Ironrath zaczęło dziać się coraz gorzej, a matka wysłała do Miry list z prośbą o pomoc, ta rozpoczęła budowanie sojuszów i zadebiutowała w świecie wielkiej polityki w Królewskiej Przystani. Dziś po salonach porusza się równie pewnie, co najwięksi arystokraci. Snuje swoje własne intrygi, w które w mistrzowski sposób wciąga potrzebnych jej do tego ludzi. Kłamie i oszukuje, byle tylko uzyskać oczekiwany efekt. Trudno zresztą oceniać ją za to negatywnie, bo cel, który jej przyświeca jest wobec mnie nadrzędny - Mira stara się zapewnić rodzinie możliwość przetrwania i oddala od niej zagrożenie ostatecznej zagłady. To według mnie uzasadnia zranienie kogoś słowem lub nożem, oszustwa i kłamstwa. A to przecież skrzypce, na których uwielbia grać George R. R. Martin. I tak, jak w początkowych epizodach wątek Miry był dla mnie poboczny, tak w czwartym odcinku wysuwa się naprzód, pokazując, że scenarzyści Telltale bardzo konsekwentnie buduje tą postać. Brawo. Aż nie mogę doczekać się tego, co spotka Mirę w piątym epizodzie. Podejrzewam jednak, że będzie arcyciekawie.

Ostatnio bardzo chwaliłem wątek Gareda, który ledwo pogodził się z zesłaniem na Mur, a już wyglądało na to, że z pewnych powodów będzie musiał uciec z Nocnej Straży, ściągając na siebie jednocześnie wyrok śmierci. Cóż, finał poprzedniego odcinka nie pozostawił Garedowi żadnej możliwości. O ile wcześniej mogliśmy zastanawiać się, czy warto opuścić zaprzysiężonych niedawno Braci dla wyższych celów, o tyle w tym odcinku wszelkie wahania można rozbić sobie o kant spodni. Gared musi brać nogi za pas, jeżeli chce przeżyć, a my nie mamy w tej kwestii nic do gadania, pozostajemy jedynie biernymi świadkami toczących się wydarzeń. Szkoda, bo bardzo lubię tą postać. Jednocześnie cieszę się, bo wychodząc poza Mur przybliża się w końcu do znalezienia słynnego North Grove. A znalezienie tego miejsca może być kluczowe dla całego sezonu.

GramTV przedstawia:

Szkoda także, że także pobyt Ashera w Essos, który zabiega u pomoc u samej Daenerys Targaryen nie przynosi dotychczas większych rozwiązań. W czwartym odcinku mamy już okazję na dłuższą konwersację z Matką Smoków, oczywiście nie przebiega ona zbytnio po naszej myśli. Otrzymujemy jednak szansę na pomoc, o ile spiszemy się podczas zleconej nam misji. Tu jednak na scenę wkracza postać Beshki. Mamy w końcu możliwość poznania trochę jej historii i dowiadujemy się, co uczyniło ją taką, a nie inną osobą. Przestaje być więc jedynie towarzyszem broni, który pomaga nam w zarzynaniu wrogów na śmierć, a staje się postacią z przeszłością i charakterem, która dodatkowo oczekuje od nas, że pomożemy jej w pogodzeniu się z wydarzeniami z przeszłości. To natomiast nie będzie współgrać z wykonaniem misji zleconej przez Daenerys. Ponownie staniemy więc przed wyborem, czy pomożemy Beshce, czy raczej przełożymy nad nią pomoc dla naszego rodu. Fajnie ze strony scenarzystów, że postanowili uczynią ją kimś więcej niż tylko pobocznym NPC. Historie takie jak jej budują wiarygodność zarówno danych postaci, jak i całego wątku.

Niestety, problemy podobnego rodzaju zostały przez scenarzystów wsadzone już do historii każdej z postaci. Na okrągło podczas kluczowych momentów mamy po dwóch stronach racje i prośby przedstawione nam przez dwie osoby, sami musimy jednak zdecydować, po której ze stron się opowiemy. To oczywiście ciekawy sposób na realizowanie problemów decyzyjnych w grze, ale powtarzany w kółko nudzi się. A uwierzcie mi, że scenarzyści Telltale w pierwszym sezonie Game of Thrones nadużyli tego zabiegu i to zdecydowanie. A już w Sons of Winter przebili chyba samych siebie. Balansowaliśmy starając się zadowolić jedne osoby, jednocześnie nie obrażając drugich już przez trzy poprzednie epizody. Robienie tego samego po raz czwarty nie jest już zbytnio intrygujące. Ponadto Telltale zdecydowanie zbyt długo odwleka w czasie rozwinięcie niektórych wątków. Z Rodrikiem zrobili owszem krok do przodu, ale to chyba jedyny taki przypadek. Mógłbym to samo stwierdzić o Garedzie, ale prawda jest taka, że akurat z tą postacią i tak historia pozostaje krok w tyle, podobnie jak i z Asherem. Mira została świetnie rozwinięta jako postać, ale w samej Królewskiej Przystani na przestrzeni czterech sezonów podziało się zdecydowanie zbyt mało, a wydarzenia nie miały większego wpływu na sytuację w Ironrath. Fabule brakuje zresztą mocniejszych fragmentów. Pierwszy sezon rozpoczął się od potężnego uderzenia, w kolejnych coraz bardziej brakuje jednak "momentów Telltale", a więc chwil, gdy w jednym momencie wszystko odwraca się o 180 stopni, a gracz ze zdziwienia otwiera usta.

Telltale zawsze informuje o tym, że to historia adaptuje się do gracza, a fabuła rozwija się zależnie od tego, co on postanowi, ale akurat w Game of Thrones jest raczej odwrotnie, a w Sons of Winter czuć to bardzo wyraźnie. Szczególnie, że jest w grze moment, gdy jako Rodrik negocjujemy z Lordem Whitehillem w bardzo ważnej sprawie, stawiając wręcz ją na ostrzu noża. Do wyboru oczywiście jest szereg opcji, chociażby takich, jak przepuszczenie samobójczego wprost ataku na przeważające siły przeciwnika, ale nawet wybranie tej opcji nie pozwala wydarzeniom toczyć się wedle naszej woli. Twórcy chcą, by nasza postać dalej żyła i tak też stanie się niezależnie od tego, którą z opcji wybierzemy. To z kolei nawiązuje do sytuacji z pierwszego odcinka, z najmłodszym z braci Forresterów. Wtedy także, niezależnie od podjętej decyzji, wydarzenia toczyły się zgodnie z zaplanowanym przez twórców rytmem, a możliwość wybrania którejkolwiek z opcji była tylko ułudą. To przykre, ponieważ odkrycie, że wybory są tylko iluzoryczne bardziej psuje zabawę od zbytniego ograniczenia wolności gracza. W tym drugim przypadku przynajmniej wiemy, na czym stoimy, bez łudzenia się, że jest inaczej.

Reasumując, w Sons of Winter najbardziej podoba mi się, że dotychczasowe pasmo niepowodzeń w Ironrath zostało przerwane choćby na chwilę. Po tak długim okresie Rodrik choć na chwilę przestał być tylko popychadłem i pokazał przeciwnikom, że ma kilka argumentów w ręce, poczynił także krok naprzód w celu uwolnienia brata z rąk przebrzydłego Lorda Whitehilla. Podoba mi się także ewolucja, jaką przeszła Mira na Królewskim Dworzej, choć jej działania powinny mieć większy wpływ na sytuację Forresterów. Z drugiej strony rozczarowany jestem wydarzeniami na murze, natomiast w Essos za pozytyw uznać można głównie szersze nakreślenie historii Beshki. Jednocześnie mam twórcom za złe, że Daenerys z ich gry jest kimś całkowicie innym niż Daenerys z książki lub serialu, bo nie powinni w tak dowolny sposób zmieniać charakteru jednej z głównych postaci dla całego uniwersum. Z Matki Smoków póki co uczynili postać bezwzględną, zaślepioną i głuchą na prośby innych, a chyba nie do końca taką ją znamy i lubimy. Mam nadzieję, że następny odcinek przyniesie oczekiwane przeze mnie kroki naprzód.

6,8
W Sons of Winter miejscami akcja zwalnia zdecydowanie za mocno. Liczę na przyspieszenia w piątym epizodzie
Plusy
  • transformacja Miry
  • przełamanie sytuacji w Ironrath i złej passy Rodrika
  • szersze nakreślenie historii Beshki i wzmocnienie roli Elaeny Glenmore
Minusy
  • dotychczas zbyt mała ilość szokujących momentów, w których specjalizuje się przecież i Gra o Tron i Telltale
  • dziwne nakreślenie postaci Daenerys
  • zbyt mocno uproszczony wątek Gareda
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
30/05/2015 18:38

Jestem zaskoczony tak niską oceną, bo dla mnie to zdecydowanie najlepszy odcinek z dotychczasowych.

Spoiler

Zmiana układu sił w Ironrath, intrygi Miry, fajne sceny akcji w Meereen i rozwinięcie postaci Beshki

. Faktycznie jedynie wątek Gareda wypada trochę blado. Z drugiej strony trzeci epizod Life is Strange, którego właściwie jedynym jasnym punktem było zakończenie dostaje ocenę o dwa punkty wyższą. Jak dla mnie powinno być odwrotnie.

Usunięty
Usunięty
30/05/2015 18:08

W sumie nie śledzę gry, ale jak wiele ma ona wspólnego z książkami czy raczej serialem?