Opinia: Coraz bardziej niedorzeczne ceny DLC

Sławek Serafin
2015/05/20 16:08

Karnet Sezonowy kosztuje dziś prawie tyle samo co pełna, podstawowa wersja gry. I jeśli mamy taki kaprys, by go nabyć razem z ową grą, to musimy się przygotować na wydatek rzędu 400 złotych. Czy tylko mnie się wydaje, że coś tu jest nie tak?

Mam pytanie. A właściwie dwa. Po pierwsze, czy jest tu ktoś, kto kupuje karnety sezonowe uprawniające do ściągania wszystkich dodatków DLC do gier? I drugie, ważniejsze, dlaczego?! Dlaczego to robi? Dlaczego ktokolwiek to robi? Nie chodzi już nawet o kupowanie kota w worku, bo przecież nigdy nie wiadomo, czy ta przyszła dodatkowa zawartość będzie w ogóle warta tych pieniędzy, ale... ale te ceny! Dla mnie osobiście to niepojęte, że producenci gier jakby nigdy nic żądają dodatkowych dwustu złotych za zestaw jakichś mapek, skórek i gadżetów. Tyle, co za samą grę! Skoro płacimy tak dużo, to powinniśmy dostać dokładnie tyle nowych rzeczy, by złożyły się razem na całą drugą grę, prawda? To logiczne. Ale nie dla tych, którzy karnety sprzedają. I tych, co je kupują. Niesamowite.

Opinia: Coraz bardziej niedorzeczne ceny DLC

Karnet dla Call of Duty: Black Ops 3, gry, która na Steamie kosztuje 59 euro, można nabyć już za 49 euro. A cały zestaw ze szczodrą zniżką, już za 99 euro. No okazja co się zowie, prawda? I chyba rzeczywiście tak jest, co przeczy zdrowemu rozsądkowi. Wydawca Call of Duty, Activision, robi to już po raz kolejny - karnety dla Advanced Warfare i Ghosts, dwóch poprzednich gier z serii, też "chodziły" po 50 euro. Serio. Nie wiem czy o tym wiedzieliście. Ja nie wiedziałem i włos mi się na głowie trochę zjeżył, że ten proceder sprzedawania drugiej gry bez drugiej gry trwa już od lat w najlepsze. Jakim cudem klienci się na to godzą? Czy oni nie widzą, że płacą dwukrotnie więcej, choć nie dostają dwa razy więcej? Jak mogą nie widzieć?!

Żeby było zabawniej, przywołany tutaj przykład Call of Duty nie należy do tych najstraszniejszych. Są inne, takie, od których krew naprawdę mrozi się w żyłach, gdy pomyśli się, jak bezczelnie chciwi są ich producenci. Ostro krytykowany za zawyżoną cenę karnet do nadchodzącego Batman: Arkham Knight, kosztujący 40 euro i zawierający historyjkę Batgirl i parę innych drobniejszych pierdółek, nie ma do nich nawet startu. Weźmy na przykład takie Evolve. Tutaj karnetów nie było, poza jednym zestawem czterech dodatkowych łowców, kosztującym 23 euro, czyli mniej więcej jedną trzecią tego, co pełna gra, w której, oprócz gry właściwiej jest dwunastu łowców. Niezły skok na kasę, nie? Nie. Niezły skok na kasę to Behemot, pojedynczy potwór, który kosztuje 15 euro. W głowie się nie mieści, czyż nie? A jeśli to się nie mieści, to jak w niej upchnąć fakt, że wszystkie DLC do Evolve, w których znajdziemy głównie skórki do sprzętu dla postaci, czyli jedno wielkie byle co, można nabyć za sumę 126 euro? Poważnie. Dwukrotność ceny samej gry. Za jednego potwora, czterech łowców i trzy tony skórek.

Evolve bije pod tym względem tylko Dead of Alive 5 nowe, które dla odmiany ma karnet, jak najbardziej. W jego ramach uprawnieni będziemy do ściągnięcia sześciu zestawów strojów dla postaci z gry, w sumie ponad 70 całkiem nowych wdzianek. Fajnie, nie? A zgadnijcie, ile taka przyjemność kosztuje. Ponad 90 euro. Sam karnet, nie zestaw razem z grą. Sam karnet. Żeby nie było - nie mam nic do skórek, strojów i tym podobnej kosmetyki sprzedawanej dodatkowo. Wręcz przeciwnie, to bardzo fajny pomysł. Sam wydałem już całkiem sporo na skórki dla postaci w League of Legends. Tyle, że ta gra jest darmowa i kupując skórki wiem, że nie tylko robię sobie wirtualny prezent, ale też odwdzięczam się pieniężnie twórcom gry, w którą gram zupełnie za friko. To jest fair. Sprzedawanie skórek za dwukrotność ceny podstawowej gry nie jest fair. Jest cholernie daleko od fair.

GramTV przedstawia:

Ale królami fauli w tej dziedzinie są jednak, moim zdaniem, myśliciele z Electronic Arts. Oni w swoich karnetach sezonowych, zwanych kontami premium, sprzedają za dodatkowe dwieście złotych nie tylko parę dodatkowych mapek i innych pierdółek, ale też szlachectwo. To, co wyprawia Activison na okoliczność Call of Duty, to pikuś przy na przykład Battlefield Hardline. Karnet na tę grę uprawnia nie tylko do czterech paczek z mapami, ale też do czucia się jak jaśnie pan pośród gromady brudnych wieśniaków. Po opłaceniu konta premium będziemy mieli dostęp nie tylko do dodatkowej kosmetyki, ale też do statystyk i opcji, które mogły się bez problemu znaleźć w podstawowej grze, ale ich tam nie ma, bo EA postanowiło podzielić graczy na lepszych i gorszych. Gracze premium mają nawet pierwszeństwo w kolejkach na serwery! Na kolana chamy, puśćcie pana dziedzica przodem. Zapłacił i jest od was lepszy. Niezły wałek, prawda? Ale takie są fakty. Na potrzeby karnetu, czy tam premium, fizycznie wycięto z gry fajne opcje. To już nie jest tak, że płaci się drugie tyle za to, żeby nie dostać drugiej gry, ale także za to, by ci, którzy kupili tylko grę mieli mniej tego, co mieć powinni. I czy ktoś coś z tym robi? Owszem, gracze robią. Kupują to.

Nie powinni. To chyba oczywiste. Wiem, że jeśli powiem, że dawniej takich bezczelnych, chamskich, chciwych zagrywek nie było, to będzie brzmiało jak typowe narzekanie "za moich czasów", ale... czy nie tak właśnie jest? Dawniej, przed erą karnetów i ogólnie DLC, też były dodatki do gier. Czasem nawet po kilka, bo wtedy producenci gier też chcieli, o dziwo, zarobić. Ale owe dodatki rzeczywiście coś wnosiły, to nie były jakieś żenująco ubogie paczki mapek, ale często całkiem nowe gry, niewiele mniejsze niż wersje podstawowe. I zawsze, ale to zawsze, dużo od nich tańsze. I nikt nie sprzedawał ich zanim jeszcze powstały, jak wymienione koty w worku. Oprócz tego wielu twórców gier wzbogacało swoje produkty po premierze na różne sposoby, dodając właśnie nowe mapy, nowy sprzęt, nowe tryby... za darmo. Wiecie, tak by utrzymać społeczność, związać ją z grą, przekonać do kupna następnej. Szok, nie? Ale kiedyś tak naprawdę było. A dziś? Dziś społeczności się bezczelnie doi, na co najlepszym dowodem są niedorzeczne cenniki karnetów sezonowych, z roku na rok coraz droższych. Smutne. A jeszcze smutniejsze jest to, że owe społeczności grzecznie stoją w swoich boksach, żują paszę z mączki kostnej i dają się doić...

Co zrobić? Nie kupować. Karnetów i DLC? Nie, nie tylko karnetów i DLC. To zbyt oczywiste. Gier z karnetami nie kupować. W ramach obywatelskiego protestu i biernego oporu przed bezczelnym wyzyskiem. A zaoszczędzone pieniądze wydać na takie tytuły, których twórcy traktują nas nie jak bydło, ale jak ludzi. I wiecie co? Jest naprawdę spora szansa, że te gry będą o wiele lepsze od piątego Batmana, ósmego Battlefielda, fęfnastego Call of Duty czy innej kontynuacji kontynuacji sequela sequela, który stoczył się ciężko z taśmy w tej czy innej fabryce gier.

Komentarze
96
Usunięty
Usunięty
23/05/2015 22:42

@AzvarAle to właśnie w tym jest rzecz. Producent w ten sposób zapewnia sobie popyt na coś, w co nie zagra każdy, kto zapłacił, bo części osób już się znudzi produkt, a reszta poczeka na przecenę albo chociaż premierę ostatniego DLC-ka z pakietu. Przecież to jest żyła złota.

Usunięty
Usunięty
23/05/2015 21:30

Jak dla mnie idiotyzm, tworzenie contentu dla garstki graczy, bo zanim taki Season Pass pojawi się w rozsądnej promocji, albo gra się już zestarzeje, albo kompletnie minie nam ochota na poznanie reszty gry. Wolałem jak do gier wychodziły pełnoprawne, duże dodatki... Zaznaczam, że nie mam nic przeciwko kosmetycznym i nawet najbardziej bzdurnym DLC, pod warunkiem że płacisz za coś, co zostało wyprodukowane PO PREMIERZE.

Usunięty
Usunięty
23/05/2015 21:16

Rzeczywiście, całkiem możliwe, PC DLC wprowadza w błąd.Z drugiej strony przy sprzedaży DLC oraz stopniowy wzroście cen, możemy się doczekać takich wyników szybciej niż nam się wydaje :P




Trwa Wczytywanie