Gwiezdne wojny i gry - Epizod III: Powrót Mocy

Piotr Bajda
2015/05/03 16:30

38 lat od premiery Gwiezdnych wojen to ponad setka gorszych, lepszych, wybitnych i czasami tragicznie straconych gier. Przekroczyliśmy półmetek szaleńczej misji wspomnienia każdej z nich.

Gwiezdne wojny i gry - Epizod III: Powrót Mocy

Lata 70-te, 80-te i 90-te zostawiamy za sobą w dwóch poprzednich odsłonach galaktycznego archiwum (klik #1, klik #2). Na początku tego tysiąclecia technologia wreszcie zaczęła nadążać za ambicjami tworzących gry w uniwersum Lucasa. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Spójrzmy na przykład na Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast.

80% (wynik poważnych obliczeń) czaru Gwiezdnych wojen to miecze świetlne i rycerze Jedi. Zakapturzeni strażnicy pokoju władający najfajniejszą bronią w popkulturze. Na dodatek miotają wrogami siłą umysłu. Kto nie chciałby zostać jednym z nich?

Najbliżej tego doświadczenia jest zdecydowanie właśnie Jedi Knight II: Jedi Outcast, czyli ostatnia gra z Kyle'em Katarnem w roli głównej. Wyrzutek Jedi wyróżnia się przede wszystkim doskonałym system walki na miecze świetlne (po 13 latach od premiery ludzie dalej urządzają w niej pojedynki!), ale także reszta gry wiele mu nie ustępuję.

Chcesz poczuć się jak Jedi? Wybór jest prosty. Nie znam nikogo, kto grając w Jedi Outcast nie wydaje z siebie dźwięków miecza. Bzzz. Tsz. Wwwww.

Boba Fett jest super. Ma jet-packa, masę gadżetów, przekozacki kombinezon, dał radę schwytać Hana Solo i jest najlepszym łowcą nagród w galaktyce. Nic dziwnego, że mimo kilku minut czasu ekranowego w starej trylogii rozkochał w sobie publiczność. Na grę z Mandalorianinem czekamy od lat. Byliśmy jej bardzo blisko przy okazji Star Wars 1313, gdy George Lucas zerknął na projekt i szepnął "Boba ma być bohaterem". Ale to już przeszłość. 1313 skasowano i szanse na jej powrót są w najlepszym razie nikłe. O tym opowiemy jednak dopiero jutro.

Zostaje zatem jedynie średnio udany Star Wars: Bounty Hunter z "ojcem" Boby, Jango Fettem w roli głównej. W Bounty Hunterze biegamy, skaczemy, strzelamy, korzystamy z gadżetów i wykonujemy zlecenia, dowiadując się przy okazji, jak Jango trafił do placówki na Kamino i został wzorem dla armii klonów. Ot, takie 6/10.

Jedi Outcast i Bounty Hunter to dwie najciekawsze premiery ze zdominowanego przez sequele i poświęcone Atakowi klonów gry roku 2002. Co ciekawe jednak, jedyna gra bezpośrednio podążająca śladami filmu i dzieląca z nim tytuł ukazała się tylko na GameBoyu Advance. Najpopularniejszy handheld tamtych zamierzchłych czasów dostał zresztą jeszcze jeden tytułu. W Star Wars: The New Droid Army Rada Jedi wysłała Anakina z nudną misją zbadania przecieków o powstającej gdzieś w zakątkach galaktyki nowej armii droidów.

Panujące ówcześnie duże konsole doczekały się w 2002 roku trzech gier. LucasArts zdecydowanie postawił jednak na ilość, nie jakość. Efektem były premiery Jedi Starfigtera, czyli kontynuacji "Rogue Squadrona dla publiki poza konsolami Nintendo", Star Wars: Racer Revenge - sequela ścigałki o zemście Sebulby oraz The Clone Wars, w którym Obi-Wan, Mace Windu i Annie rozprawiają się z Armią klonów za sterami pojazdów (okazjonalnie także pieszo). Gdzieś po drodze Star Wars Battlegrounds rozszerzono o Clone Campaigns. Żadna z nich nie wybiła się ponad przeciętność.

Na szczęście kolejna produkcja nie miała z przeciętnością absolutnie nic wspólnego.

Można mieć osobiste preferencje. Można mieć do pewnych gier sentyment. Można jedne darzyć większą sympatią, a inne mniejszą. Można mieć swoją ulubioną grę w świecie Gwiezdnych wojen i zaciekle bronić jej czci. Nie można natomiast kłócić się z faktami. A te są takie - najlepszą gwiezdnowojenną grą wszech czasów jest Star Wars: Knight of the Old Republic. Nie zgadzacie się? Zażalenia proszę kierować do agregatora Metacritic, który z 72 recenzji wersji Xboksowej wyciągnął średnią 94/100 (edycja na PC na podstawie 33 recenzji ma notę o oczko niższą).

Wydana w 2003 roku gra BioWare wyznaczyła nowe standardy nie tylko dla gier spod szyldu Star Wars, ale dla całego gatunku RPG. Ba, nawet dla całej branży. KotOR był spełnieniem marzeń fanów sagi, lecz także neutralni gracze bawili się przy nim doskonale.

Knights of the Republic miało w 2003 poważnego kandydata w walce na ambicję. Star Wars Galaxies, jak każde wydane przed nią i po niej MMO, obiecywało gruszki na wierzbie, by później mieć z wywiązywaniem się z obietnic spore problemy. Galaxies nigdy nie się do ich realizacji nie zbliżyło (do bycia grą lepszą niż przyzwoita także), ale potrafiła zgromadzić wierną - do samego końca w roku 2011 - społeczność.

To jednak nie koniec atrakcji, jakie LucasArts przyszykował na rok 2003. Jedi Knight: Jedi Academy w odważnym ruchu zdegradowała Kyle'a Katarna z roli głównego bohatera, Rogue Squaron III: Rebel Strike pozwolił dołączyć także do bitew naziemnych, zaś mikroskopowy Sokół Millenium wyruszył w misję na Gameboyu Advance przy okazji Star Wars: Flight of the Falcon. To był zdecydowanie dobry rok dla fanów gier wideo i Gwiezdnych wojen

GramTV przedstawia:

Następny nie chciał pozostawać mu dłużny. I częściowo mu się to udało. Nie pomogła mu w tym na pewno platformówka Star Wars Trilogy: Apprentice of the Force na GBA, a dodające kosmiczne wojaże rozszerzenie Galaxies (Jump to Lightside brzmiała jego nazwa) nie miało odpowiedniej siły przebicia. O tą zadbał Battlefront.

Kosmiczne bitwy na wielka skalę z wykorzystaniem pojazdów, piechoty i statków kosmicznych są jednym z najmocniejszych elementów etosu Star Wars. Na wcielenie się w jeden z trybików wojennej machiny przyszedł czasy w 2004, gdy walki między Imperium i Rebeliantami (oraz Republiką i Konfederacją Niezależnych Systemów) przeniosły się do naszych domów za sprawą Star Wars: Battlefront. 32 (na konsolach) lub 64 (na komputerach) graczy stawało naprzeciw siebie w walce o przejęcie punktów kontrolnych w znanych z filmów realiach. Gra szybko zdobyła całkowicie zasłużony status kultowej.

A propos gier kultowych.

Stawiającym moralne wybory ponad wybuchy nie przyszło długo czekać na kontynuację KotOR-a. Sequel powierzono ekipie Obsidian i choć ta nie sprostała rozbuchanym oczekiwaniom, to świetnie rozwijała wątki i pomysły z pierwszej części. Pokazała po raz kolejny, że w tym świecie można opowiadać dobre, dorosłe, warte zapamiętanie historie. Seria KotOR-a zawiesiła wysoko poprzeczkę dla innych kosmicznych RPG-ów z otwartą galaktyką i systemem wyborów moralnych. Problemy z doskoczeniem do niej miała nawet wydana generację później epopeja Mass Effect.

Rok 2005 stał pod znakiem dalszej ekspansji Galaxies, pierwszej fali ataku popierdółek na komórki, pewnej świetnej gry oraz początku klockowego szału, który - dekadę później - wciąż ma się dobrze. Starłarsowe MMO dostało aż dwa rozszerzenia (Rage of the Wookies i Trials of Obi-Wan) oraz dwie zbiorcze edycje (Starter Kit i The Total Experience). THQ zwęszyło natomiast łatwy zarobek w grach na komórki serwując shoot'em upa Battle Above Coruscant, strategię Battle for The Republic oraz powiązane ze strzelanką Republic Commando Order 66. No właśnie, Republic Commando. LucasArts znienacka wysmażył udaną produkcję bez mieczy świetlnych i Jedi, która zgrabnie przedstawiała brudniejszą stronę uniwersum. Niestety, planowany sequel skasowano jeszcze przed premierą "jedynki". Wielka szkoda i przykład, że zabieranie się za kontynuację przed skończeniem pierwszego produktu to wcale nie taka świeża praktyka.

Premierę tego samego roku miała także druga odsłona Battlefronta. Gra rozwijała ideę pierwszej części dodając przyjemne umilacze pokroju fabularyzowanej kampanii. Seria zdobyła wiernych fanów i do tej pory nie narzeka na brak popularności, co pokazały odzew na informację o skasowaniu ukończonej w 99% trzeciej części oraz - bardziej optymistycznie - reakcja na reboot od twórców Battlefielda.

W roku 2005 ukazały się jeszcze towarzysząca Zemście Sithów gra (typowy skok na kasę) oraz pewna mała gierka zwana LEGO Star Wars. Kojarzycie?

Spokojnie, nie jestem ignorantem. Należny LEGO Star Wars hołd oddamy za chwilę.

Teraz wskakujemy jednak w hiperprzestrzeń, by wylądować w roku 2006. Oto jego telegraficzny skrót:

  • Star Wars: Empire at War i dodatek Forces of Corruption - metka "najlepszy RTS w świecie Star Wars" musi Wam wystarczyć od takiego strategicznego ignoranta, jak ja.
  • LEGO Star Wars II: The Original Trilogy - więcej, lepiej, bardziej klockowato.
  • Star Wars: Grevious Getaway - gra mobilna. Meh.
  • Star Wars: Lethal Alliance - PSP i DS, rozgrywka z wykorzystaniem głównej bohaterki (najemniczki rasy Twi'lek) i jej droida. Gościnny występ Kyle'a Katarna (o dziwo, bez brody) oraz przypomnienie, że w galaktyce Star Wars istnieje planeta o nazwie Danuta.
  • Star Wars Galaxies: The Complete Online Adventures - kolejne zbiorcze wydanie.
  • I to by było na tyle.

Czas na należny LEGO Star Wars hołd.

LEGO i Gwiezdne Wojny - to nie mogło się nie udać. Nawet gdyby gry z serii LEGO Star Wars okazały się słabe, znikałyby z półek niczym ciepłe bułeczki. To na szczęście gry udane. Slapstickowe opowiadanie historii w grach z LEGO zdążyło nam się już przejeść, ale gdy lata temu na ten język przełożono Gwiezdne wojny byliśmy oczarowani.

Jeśli kiedyś będę chciał zarazić swoje potomstwo miłością do Gwiezdnych wojen sięgnę nie tylko po filmy, ale także po klockowych Hana,Luke'a i C3-PO. Gry z serii LEGO Star Wars mają rzadką moc nawracania niezainteresowanych losami odległej galaktyki. Cieszy więc, że to właśnie LEGO Star Wars: The Complete Saga jest najlepiej sprzedającą się gra na licencji Gwiezdnych Wojen. Że to właśnie ona osiągnęła sprzedaż 11,9 miliona sztuk, a nie na przykład- brrrr - Kinect Star Wars (znów uprzedzam fakty).

W tym samym roku (2007, jeśli ktoś stracił rachubę) premierę miały jeszcze Star Wars Battlefront: Renegade Squadron (spin-off na PSP) i Star Wars The Empire Strikes Back Mobile. Pierwsze słyszycie? Są ku temu powody.

Naszą podróż dokończymy jutro. Będzie o nowej polityce Disneya (czyli pieniądzach), upadku LucasArts, grach na zawsze straconych oraz - dla równowagi - tych dających nadzieję na przyszłość.

Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
12/05/2015 19:50

Dnia 05.05.2015 o 22:47, Headbangerr napisał:

Jeżeli poziom dojrzałości mierzysz ilością cycków na ekranie, to nie mamy o czym dyskutować. Chyba naczytałeś się za dużo opinii nt. serii gier z Geraltem w roli głównej i wyjąłeś z nich to, co ci pasowało.

lol? nie, powtarzam za fanami ME, że dojrzałością w tej serii były sceny seksu. Kit z tym, że pokazane w skrajnie niedojrzały sposób.Fakt, grałem dawno i odpadłem w połowie dwójki, ale o ME nie jest wcale mniej infantylne, naiwne i głupkowate od kotora. Ba, dzięki nowym możliwościom technicznym często tę infantylność przenosi na zupełnie nowy poziom, jak wciskanie graczowi że ma być smutny po tym jak ginie nam towarzysz pod koniec jedynki. Nawet jeśli 90% graczy z chęcią sama by mu strzeliła z blastera w plecy już po prologu gdyby tylko była taka możliwość.

Headbangerr
Gramowicz
05/05/2015 22:47
Dnia 04.05.2015 o 08:49, dark_master napisał:

nom, czyli dokładnie tak jak ME - infantylny, naiwny i głupkowaty. Pozdro chociażby "dojrzały seks" bez kawałka cyca, bo pokazanie go to zło :D

Jeżeli poziom dojrzałości mierzysz ilością cycków na ekranie, to nie mamy o czym dyskutować. Chyba naczytałeś się za dużo opinii nt. serii gier z Geraltem w roli głównej i wyjąłeś z nich to, co ci pasowało.

Usunięty
Usunięty
05/05/2015 13:17

Nie zgodzę się że miecz świetlny to najfajniejsza broń w galaktyce. Dużo bardziej wolałbym pośmigać w pancerzu terminatora z rękawicą energetyczną albo uderzyć takiego jedi mieczem łańcuchowym. I nie odpychali siłą umysłu tylko tam mili czy midi czy czegokolwiek ale chlorianów nie mieli nic wspólnego z psioniką.




Trwa Wczytywanie