Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today - recenzja

Sławek Serafin
2015/04/22 14:09
0
0

Postapokalipsa i rozpad społeczeństwa bardzo na serio, w stylu przygodówkowym i z progresywnym rockiem w tle.

Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today, choć sygnowane jest logiem dobrze znanego fanom gier przygodowych niemieckiego studia Daedalic Entertainment, tak naprawdę ma nie niemieckie, lecz hiszpańskie korzenie. Daedalic, znane u nas głównie z Deponii, trylogii wesołych, kreskówkowych przygodówek o świecie ze śmieci, jest wydawcą Dead Synchronicity. Producentem zaś, czyli grupą osób bezpośrednio odpowiedzialną za samą grę, jest hiszpańskie rodzeństwo znane jako Fictiorama Studios. Dlaczego o tym wspominam? Głównie dlatego, że warto sobie tę drugą nazwę zapamiętać, bo to bardzo utalentowani ludzie, na co dowodem jest samo Dead Synchronicity. A po części by jasno i wyraźnie powiedzieć, że ktoś, kto widząc logo Daedalic automatycznie będzie się po tej akurat grze spodziewał lekkiej, wesołej i przyjemnej historyjki w kolorowej oprawie, takie jak Deponia na przykład, może się srodze rozczarować. Dead Synchronicity to jedna z najcięższych, najbardziej ponurych i niepokojących gier wydanych w ostatnim czasie.

Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today - recenzja

Rzecz dzieje się w bliskiej, ale nieokreślonej przyszłości. Świat nasz został spustoszony przez kataklizm niewiadomego pochodzenia, zwany Wielką Falą. Miasta leżą w ruinach, państwa przestały istnieć a na gruzach cywilizacji władzę sprawuje bezlitosne wojsko polujące na ludzi zarażonych nową, tajemniczą plagą. W tych niezbyt wesołych okolicznościach przyrody budzimy się my, dotknięty amnezją mężczyzna zwany Michaelem. I nie tylko musimy przeżyć w okropnych realiach Nowego Świata ale też podjąć próby dowiedzenia się kim jesteśmy oraz zrozumienia tego, co się z nami dzieje. A tak się składa, że dzieje się sporo i bardzo intensywnie, o czym dowiemy się bardzo szybko, podczas naszej pierwszej wizji ukazującej nam to samo miejsce lecz zupełnie inny czas...

Fabularnie Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today jest bardzo mocne. Świat został wykreowany nie tylko z dużym wyczuciem i bardzo dojrzale, ale też przede wszystkim naprawdę wiarygodnie. Tutejsza postapokalipsa nie ma może rozmachu i kolorytu charakteryzującego kultowe Fallouty, ale za to ma w sobie o wiele więcej jeżącej włos na głowie prawdy w niestety bardzo realistycznej wizji upadku cywilizacji i rozpadu społeczeństwa. Momentami gra potrafi nami naprawdę solidnie wstrząsnąć i przez to zdecydowanie nie nadaje się dla młodszych odbiorców. Dead Synchronicity jest adresowane do graczy jak najbardziej dorosłych, co widać na pierwszy rzut oka... i słychać też. Słychać we w pełni udźwiękowionych, bardzo dobrze napisanych i obfitych dialogach. Jest ich tutaj o wiele więcej niż potrzeba, bowiem twórcy uczynili z nich narzędzie poszerzania naszej wiedzy o świecie i budowania ciężkiego, paskudnie smakującego klimatu. I są naprawdę bardzo dobre, nie tylko dlatego, że wiarygodne i niebanalne, ale też w większości przypadków świetnie zagrane przez aktorów podkładających głosy pod wszystkie, nawet najbardziej szeregowe postacie. Udźwiękowienie każdej wymiany zdań budzi tu do życia nie tylko samych bohaterów, ale też cały świat.

Wydawałoby się, że trudno jest pogodzić realizm, a właściwie naturalizm z kreskówką, ale Dead Synchronicity jest ręcznie rysowaną animacją o wiele bliższą Walcowi z Baszirem niż bajkom Disneya. A dokładniej jeszcze gra sięga raczej do wzorców komiksowych, co widać w bardzo wielu scenach i kadrach dzielonych właśnie na komiksową modłę. Aż szkoda, że autorzy nie zastosowali tej metody szerzej i bardziej konsekwentnie w całej grze, bo tego typu stylizacja prezentuje się świeżo i znakomicie. Niestety, w większości przypadków mamy tutaj do czynienia z klasycznymi statycznymi tłami, jak w każdej innej przygodówce point & click. Owszem, wszystkie utrzymane są w tym samym, jednolitym, bardzo sugestywnym stylu graficznym, ale naprawdę żal, że metoda dynamicznych, komiksowych kadrów nie została przez autorów głębiej wpisana w Dead Synchronicity.

GramTV przedstawia:

Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today bardzo mocno stawia na fabułę, ale ma pewne problemy z narracją. Częściowo dlatego, że sama opowieść jest dość niejasna i ciężka, a główny bohater pozbawiony wyraźnego celu i motywacji. Zamiast zdecydowanie dążyć do jakiegoś celu jasno wytyczoną ścieżką, błąkamy się tam i z powrotem, nie szukając odpowiedzi na pytania, lecz raczej sugestii odnośnie tego, jakie pytania powinniśmy zacząć zadawać. Nie byłby to jakiś wielki problem, gdyby nie konstrukcja przygodowej części gry, która dodatkowo wzmacnia efekt krążenia tam i z powrotem. Dead Synchronicity jest bowiem przygodówką należącą do odmiany stawiającej na łamigłówki bazujące na wykorzystaniu różnego rodzaju przedmiotów. Nie ma tu typowo logicznych wyzwań, puzzli i tego typu zagwozdek, jest za to sporo różnych gratów o nie do końca jasnym na pierwszy rzut oka przeznaczeniu. Na szczęście większość łamigłówek opiera się na całkiem sensownych podstawach i ich związki przyczynowo-skutkowe są dość ewidentne, ale mamy tutaj także kilka takich, które są mocno nieoczywiste i zmuszają nas do zastosowania frustrujących i siłowych metod, taki jak "klikanie wszystkim na wszystkim" w nadziei, że coś w końcu zadziała. A często nie działa, bo Dead Synchronicity dość niefortunnie rozrzuca "składniki" łamigłówek po kolejnych rozdziałach opowieści i aby rozwiązać jedną z kwestii z jej początku trzeba na przykład poczekać ładnych kilka godzin i zaliczyć kilka zwrotów akcji, dopiero po których niezbędny przedmiot stanie się dostępny. Taka "rozrzutna" konstrukcja gry sprawia, że nieustannie biegamy z jednego jej końca na drugi z każdym nowym przedmiotem, co burzy fabularną ciągłość i znacząco spowalnia tempo rozwoju akcji. Dead Synchronicity wiele zyskałoby na dynamice i sile przekazu, gdyby łamigłówki były bardziej zwarte.

I nic też by się nikomu nie stało chyba, gdyby gra zakończyła się w jakiś bardziej spójny, oferujący jakieś odpowiedzi sposób. Fakt, że mamy do czynienia z pierwszą częścią planowanej trylogii nie jest niestety dobrym wytłumaczeniem na takie raptowne ucięcie opowieści. Owszem, ucięto ją w odpowiednim miejscu, zaraz po dużym zwrocie akcji i tak dalej, ale każda dobra opowieść musi mieć rozwiązanie po kulminacji, choćby jakieś symboliczne. Tego tutaj zabrakło, niestety. Co nie zmienia faktu, że Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today jako całość, mimo pewnych wad, jest nie tylko obiecującym początkiem trylogii ale też naprawdę niezłą przygodówką.

Hiszpańska postapokalipsa ma swoje ciemne strony, ale niewielkie problemy z dynamiką narracji, rozstrzelonymi łamigłówkami i źle zaprojektowanym finałem nie przesłaniają ewidentnych stron jasnych. Dead Synchronicity ma świetne wykreowany, autentycznie straszny świat, ciekawą i świeżą fabułę oraz znakomitą oprawę, graficzną i przede wszystkim dźwiękową, w ramach której ścieżka muzyczna z bardzo plastycznymi kompozycjami z pogranicza progresywnego rocka miesza się z zaskakująco profesjonalnie zagranymi głosami postaci. Koniec końców więc wygląda na to, że mamy tu do czynienia z czymś naprawdę ciekawym i wartym uwagi każdego szanującego się fana przygodówek point & click, który jest na tyle dorosły, by móc stawić czoła bardzo sugestywnej, niepokojącej i, co tu dużo gadać, prawdziwej wizji upadku cywilizacji.

7,5
Sincronicidad muerto esta muy bien
Plusy
  • niepokojąco wiarygodna postapokalipsa
  • dorosła, ciężka fabuła
  • dobrze napisane, świetnie zagrane dialogi
  • oryginalna grafika z komiksowymi odwołaniami
  • bardzo dobra ścieżka muzyczna
Minusy
  • mało zdecydowanie ukierunkowana narracja
  • za dużo biegania tam i z powrotem
  • brutalnie ucięty finał
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!