Warlocks vs Shadows - wrażenia z trybu kooperacji

gram.pl
2015/03/27 18:00
1
0

Postanowiliśmy sprawdzić Warlocks vs Shadows, czyli staroszkolną grę akcji rodem z automatów, która pojawiła się w formie Wczesnego Dostępu na Steamie. Oprócz wrażeń tekstowych, przygotowaliśmy również gameplay z komentarzem.

gramy-w-warlocks-vs-shadows

Łukasz M. Wiśniewski (Lucas the Great)

Zacznę w tonie informacyjno-wspominkowym. Frozen District to małe, niezależne studio z Koszalina. Zapewne w tym mieście, jak wszędzie, kiedyś był jakiś salon gier, pełen arcadowych automatów - gra Warlocs vs Shadows bardzo się bowiem odwołuje do tych klimatów. Grafika z dawno minionej epoki, stylizowana na archaiczną oprawa muzyczna, fabuła opowiadana poprzez statyczne ekrany tekstowe… wszystko jest na swoim miejscu. Oczywiście w grze (również w menu) sterujemy wszystkim za pomocą czterech strzałek, decyzje zatwierdzamy enterem - tak, zapomnijcie o myszce. Prostota interfejsu, prostota rozgrywki… choć to ostatnie nie do końca. Pod przebraniem prastarej gry z automatów ukrywa się całkiem współczesny produkt. Mamy ekran ekwipunku, mamy dostęp do handlarza (na niektórych mapach), mamy nawet całkiem nowoczesny system rozwijania statystyk “w locie” bez przerywania gry, awans na kolejny poziom to zaledwie dwa stuknięcia w klawiaturę. Nie dziwię się ciepłemu przyjęciu tej gry w ramach Steam Greenlight. Garść wspomnień, prostota i dynamiczna rozgrywka - w sumie czego chcieć więcej?

No dobrze, pewnie chcecie wiedzieć, co przede wszystkim robimy w Warlocs vs Shadows? Po prostu skaczemy i eliminujemy kolejne hordy wrogów na kolejnych mapkach. Czasem zaś staramy się nie zostać sami wyeliminowani - bo podobnie jak w grach, do których twórcy z Frozen District nawiązują, łatwo tu nie jest. Przeciwnicy mają rozmaite wredne ataki, do tego zadbano, by w kolejnych falach odpowiednio wymieszać niemilców. Swoistą nagrodą za ukończenie danego poziomu jest świadomość, że w kolejnym pojawi się jakieś nowe wredne plugastwo i będzie jeszcze trudniej. Oczywiście grając samemu, można się wyuczyć na pamięć sekwencji fal wrogów. Grając w trybie kooperacji pewnie też, ale… wiecie jak to jest. Z każdym kolejnym graczem wzrasta czynnik entropii. No, a że graliśmy we czwórkę, to przestaję już nudzić i oddaję głos moim szanownym kolegom. Łukasz M. Wiśniewski (Lucas the Great), Warlocks vs Shadows - wrażenia z trybu kooperacji

Kamil Ostrowski

Osobiście jestem pod wrażeniem tego jak Frozen District udało się wpleść elementy nowoczesnego projektowania do gry, która w swoich założeniach (nie mówiąc już o wyglądzie), jest... no, zwyczajnie stara.

Znalazłem dużo zapożyczeń z popularnego teraz gatunku MOBA - nasi bohaterowie pełnią w drużynie różne role - są “tanki”, są “casterzy”, są “damage-dealerzy” i tak dalej. Każdy z nich ma cztery umiejętności, które rozwijać można w locie, naciskając spację, a następnie przycisk odpowiadający za dany skill. Deweloper po prostu stwierdził, że to fajny system i nie przejmując się tym, że działa zazwyczaj przy zupełnie innych okazjach, zaimplementował go do siebie. Ekstra.

Gra jest wciąż dostępna jedynie w systemie wczesnego dostępu, więc nie będę narzekał na małe zróżnicowanie przedmiotów, ani personalizacji naszej postaci. Jestem pewien, że to zostanie poprawione. Pochwalić natomiast już teraz mogę twórców za obszerność ich wizji - nie spodziewałem się, że po widoczkach z pierwszego poziomu, wyjętych rodem z najbardziej klasycznego fantasy z możliwych, wylądujemy na czymś, co wygląda jak skolonizowany Mars.

Póki co jestem dobrej myśli. Czekam na więcej, ale jestem dobrej myśli. Lubię takie popierdółki do pogrania godzinkę ze znajomymi. Zastanawiam się tylko, jak chaos obecny na ekranie udaje się okiełznać w lokalnym trybie dla wielu graczy. Nawet mając ekran tylko dla siebie idzie się czasami zgubić wśród wybuchów, tłumów wrogów i pikselowych efektów specjalnych. Kamil Ostrowski, Warlocks vs Shadows - wrażenia z trybu kooperacji

Mateusz Mucharzewski

GramTV przedstawia:

Ja dla odmiany ponarzekam. Wszystko o czym wspomnieli Łukasz i Kamil to prawda. Warlocks vs Shadows to z pozoru prosta w swojej konstrukcji gra, która jednak potrafi sprawić wiele przyjemności. Niestety mimo iż sama mechanika nie jest przesadnie skomplikowana, tak już poziom trudności potrafi być sporym wyzwaniem. Kiedy zaczynaliśmy naszą wspólną zabawę stwierdziłem, że nie jest to wcale wymagająca produkcja. Opinia ta wzięła się z moich pierwszych doświadczeń z trybem single player. Zaczynając rozgrywkę faktycznie ginąłem dosyć szybko i miałem problem z pokonaniem kolejnych przeciwników. W pewnym momencie załapałem jednak o co w tym wszystkich chodzi. Ataki ładują się bardzo szybko, a więc można (w zasadzie to wręcz trzeba) ciągle robić z nich użytek. Tu nie ma czasu na zastanowienie się, trzeba atakować wszystkim co się ma. Do tego moja postać szybko awansowała na kolejne poziomy doświadczenia, dzięki czemu stała się znacznie silniejsza. Gra nagle jakby stała się znacznie prostsza.

Zanim zabrałem się za kolejne plansze i przekonałem, w jak dużym jestem błędzie, zaczęliśmy grać w czwórkę. Przeciwnicy automatycznie stali się znacznie silniejsi, a na planszy zapanował chaos. Na szczęście nie był na tyle duży, aby nie dało się tego opanować. Przy okazji warto zaznaczyć, że wypadające z wrogów przedmioty pojawiają się indywidualnie dla każdego bohatera. Nie ma więc mowy o podkradaniu sobie nawzajem najciekawszych kąsków. Wracając do poziomu trudności, ten okazał się dosyć sporym problemem. Przejście każdej planszy wymagało od nas kilku powtórzeń. Czy to dobrze, czy nie, to już kwestia gustu.

Ja jednak należę do tej grupy graczy, którzy wolą gry przechodzić, a nie w nie grać. Kiedy po raz kolejny (oczywiście krótko przed końcem planszy) ginę, zaczyna mnie to irytować. Gra jest dostępna w formie wczesnego dostępu, a więc mam nadzieję, że jeszcze jakieś zmiany zostaną wprowadzone. Uproszczenie rozgrywki niekoniecznie będzie najlepszym rozwiązaniem, ale już stopniowanie poziomu trudności wręcz przeciwnie. Warlocks vs Shadows ma potencjał, aby stać się świetną rozgrywką w czteroosobowej grupie. Nie każdy jednak może chcieć aż tak się męczyć. Mateusz Mucharzewski, Warlocks vs Shadows - wrażenia z trybu kooperacji

Adam Berlik

Chaos. To słowo idealnie odzwierciedla przebieg rozgrywki w Warlocks vs Shadows. Grając w czteroosobowym trybie kooperacji na ekranie laptopa bardzo często dochodziło do sytuacji, w których odniosłem wrażenie, że mam znikomy wpływ na to, co aktualnie dzieje się na planszy. Zwłaszcza dlatego, że oprócz naszego kwartetu pojawiali się również wrogowie, nierzadko w hurtowej liczbie.

Z czasem co prawda chaos nie ustał, ale można było się do niego przyzwyczaić i okazało się, że Warlocks vs Shadows zapewnia całkiem sporo frajdy. Dlaczego? Bo oferuje niczym nieskrępowaną rozgrywkę, dokładnie taką jak za dawnych lat. To gra, którą można włączyć na kwadrans lub nieco dłużej, by poskakać z przyjaciółmi lub znajomymi, w międzyczasie porozmawiać na luźne tematy, a potem wyłączyć i zapomnieć. Do następnego razu.

A co z poziomem trudności? Warlocks vs Shadows nie jest grą, która powinna takowy oferować. Zbyt duże wyzwanie tutaj irytuje, a nie zachęca do wielokrotnego podchodzenia do tych samych etapów. Choć sam preferuję wymagające gry, w tym przypadku uważam, że autorzy powinni trochę ułatwić swoje dzieło, bo w przeciwnym razie może okazać się, że sięgnie po nie znikoma liczba graczy.

Nie wyobrażam sobie jednak grania w Warlocks vs Shadows inaczej niż w kooperacji. Gra co prawda zawiera tryb jednoosobowy, ale to raczej zbędny dodatek, ewentualnie możliwość sprawdzenia mechaniki przed właściwą zabawą, czyli w "multi". Esencją zabawy jest kooperacja i w tej kwestii produkcja rodzimego studia już teraz prezentuje się całkiem nieźle, choć nie należy jej traktować jako poważnej produkcji, lecz miłej odskoczni między "dużymi" tytułami.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
28/03/2015 15:42

[M-AK]