Dead Effect - recenzja

Sławek Serafin
2015/01/15 17:36
2
0

Pozbawiony śladu oryginalności port mobilnej strzelanki z tabletów. Czego szuka na PC?

Potrzeba sporej wyobraźni, by imaginować sobie grę gorszą niż Dead Effect, przynajmniej na papierze. Po pierwsze, to jest port gry mobilnej. Strzelanki. Mobilnej. Śmiechu warte, nie? Gry portuje się z dużych platform, takich jak PC czy konsole, na urządzenia mobilne, a nie odwrotnie. I to jeszcze strzelanka? No nie, tak się nie robi. Po drugie, jak sama nazwa wskazuje, autorzy bez żenady podszywają się pod bardziej znane marki, Dead Space i Mass Effect, tworząc shooter z perspektywy pierwszej osoby z pewnymi elementami RPG, w którym walczymy z zombiakami łażącymi po naszym kosmicznym statku. Z daleka czuć taniochą i tandetą, czyż nie? I wreszcie po trzecie, gra na tabletach i smartfonach była darmowa i obudowana nachalnymi mikrotransakcjami, które odbiły się na wersji PC. Ta ostatnia jest płatna i żadnych dodatkowych funduszy inwestować nie pozwala na szczęście, ale zostały w niej "darmowe" mechanizmy, takie jak kupowanie najlepszego sprzętu za "złoto" oraz płacenie za wszystko, włącznie z łaskawie oferowaną opcją sfinansowania ożywienia naszej postaci w miejscu, w którym zginęła - jeśli nie zapłacimy, to musimy cały poziom pokonywać od samego początku.

Dead Effect - recenzja

Dead Effect wygląda, trzeba to sobie jasno powiedzieć, jak pierwszorzędna kaszanka. I to nie tylko z uwagi na wszystko powyższe, ale też na sam wygląd właśnie. Po uruchomieniu tego produktu wita nas w nim oprawa wizualna, która nie zrobiłaby furory nawet w pamiętnym 2004 roku, który widział premiery Doom 3, Half-Life 2 i Chronicles of Riddick. I każda z tych gier była ładniejsza od Dead Effect, zwłaszcza zaś trzeci Doom, z którego Dead Effect czerpie chyba najwięcej. Przy porcie z mobilów to zrozumiałe, że gra nie poraża graficznie, ale żeby była brzydsza niż tytuły wydane dekadę temu... no cóż, to też jest swego rodzaju osiągnięcie. Chyba.

Czyli jak? Ta recenzja ma wszystkich przestrzec przed Dead Effect? No właśnie... nie. Tak, ta gra jest tandetna, szalenie odtwórcza i miejscami prymitywna. Ale jest też fajna. Fajna w taki staroszkolny sposób, jako strzelanka z czasów niedzisiejszych. Wiecie, z epoki Doomów i Quake'ów, z czasów gdy szło się korytarzem i strzelało do wyskakujących potworów i było fajnie. Teraz trudno jest znaleźć tego typu rozrywkę, czyż nie? Strzelanki albo poszły w otwarty świat, albo zanurzyły się w bombastycznej filmowości współczesnych militarnych konfliktów, albo też siedzą w sieci i niczym się nie przejmują. Takich klasycznych, bieganych, strzelanych, klaustrofobicznych, stroboskopowych strzelanin już prawie nie ma. Jedna na rok wychodzi, czasem dwie. Czy to dlatego, że się formuła zestarzała? Że konwencja się przejadła? Że nie chce się już w takie coś nikomu grać? Cóż, chyba nie, co widać właśnie na przykładzie Dead Effect.

Finezyjnym projektowaniem poziomów Dead Effect nikogo nie zachwyci. Nie zmrozi też nikogo bezlitosna efektywność Sztucznej Inteligencji. Ani oryginalni wrogowie. Ani też żadna inna rzecz w tej grze zawarta, podekscytowania nie wywoła. Ale kurcze, fajnie jest wyłączyć myślenie i pobiegać sobie po statku kosmicznym, waląc krwawe headshoty i kładąc pokotem całe hordy zombiaków. Tak jak dawniej, gdy w strzelankach chodziło o refleks i tylko o refleks. Tutaj, w Dead Effect, ten refleks nie jest jakoś szczególnie nadwyrężany, bo nasi wrogowie to zwykle dość powolne zombie różnej maści, ale osobiście mnie to pasuje i pewnie innym fanom klasyki FPS też, biorąc pod uwagę, że mamy już ponad 30 lat i koordynacja ręka-oko już nie ta, co dawniej, hehe. Wyzwań wielkich Dead Effect przed nami nie stawia, to fakt. No, może poza tymi kilkoma momentami, w których zginiemy kompletnie bez naszej winy, zabici przez zombie-grenadierów, jedną z pomyłek twórców Dead Effect. Poza tym jednak eksterminowanie kosmicznych żywych trupów przychodzi nam lekko, łatwo i przyjemnie, a przerywane jest od czasu do czasu jakąś zabawą w ulepszanie naszych gnatów, czy też kupowanie cyborgizacji dla bohatera tudzież bohaterki. Swoją drogą to, czy grać będziemy facetem czy dziewczyną nie ma większego znaczenia, bo różnią się tylko głosem i tym, jaką broń znajdą na pierwszych poziomach. Fabuła dla obojga jest taka sama...

GramTV przedstawia:

Dead Effect ma fabułę, a jakże. Sztampową do bólu, z przewidywalnym zwrotem akcji i tak dalej, ale ma. Są tu nawet porozrzucane gdzieś po podłodze tablety z wiadomościami pozostawionymi przez załogę naszego statku kosmicznego, które możemy sobie poczytać, jeśli chcemy się dowiedzieć czegoś więcej o zaistniałej sytuacji. Nie trzeba jednak tego robić, ba, wręcz nie warto, bo choć Dead Effect scenariusz jakiś tam ma, to nie należy on do tych, które śledzi się z zapartym tchem. W grze chodzi o strzelanie do zombie i naprawdę nie ma w tym żadnej wielkiej filozofii, a ta przysztukowana grubymi nićmi przez autorów jest przede wszystkim tandetna. Do pewnego stopnia jest to nawet zabawne, podobnie jak postępująca badziewność całej reszty gry, której na każdym kroku słoma sypie się z butów, ale efekt humorystyczny jest osłabiony przez to, że brak w nim autoironii, bo najwyraźniej twórcy Dead Effect wzięli to wszystko na poważnie. To nie przeszkadza jednak uśmiechnąć się raz czy dwa.

Dead Effect to tuzin poziomów, wszystkie do siebie podobne i zaludnione generalnie tymi samymi przeciwnikami. Zero finezji, jak już wspomniałem. Każdy poziom to od kilku do kilkunastu minut relatywnie bezmózgiego strzelania i przetrząsania okolicy w poszukiwaniu amunicji oraz pieniędzy, za które można pomiędzy poziomami wykupić ulepszenia broni tudzież nowego gnata jakiegoś. W sumie około czterech godzin strzelania w starym stylu. I choć naprawdę trudno jest mi znaleźć w Dead Effect choć jedną cechę pozytywną, za którą mógłbym tę grę pochwalić... może poza nieźle budującą klimat muzyką... to mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że grało mi się źle. Za osiem euro, a tyle aktualnie pecetowy Dead Effect kosztuje na Steamie, bym tego nie kupił, ale za jakieś pięć... czemu nie? Dwadzieścia złotych za tandetną gierkę, która mimo wszystko dźwięcznie uderza w strunę nostalgii za Doomami i Quake'ami, to w sam raz. Jeśli więc traficie na Dead Effect na jakiejś wyprzedaży i będziecie mieli kilka godzin wolnych do zmarnowania na grę nie najlepszą z możliwych, to naprawdę nie krępujcie się.

6,0
Są zombie, jest impreza... tylko trochę tania i sztywna
Plusy
  • całkiem niezła muzyka
  • sporo broni do kupienia
  • fajne, mięsiste strzelanie
  • dodatkowe tryby przedłużające rozgrywkę
  • w sumie tanio
Minusy
  • okropnie brzydka grafika
  • dziwne pozostałości mikrotransakcji
  • całkowity brak oryginalności
  • sztampowa fabuła
  • projekty poziomów zupełnie bez polotu
  • ogólnie trochę głód i mizeria
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
15/01/2015 19:33

Wersja na PC może okazać się odświeżonym strzałem w dziesiątkę. Tak więc nie ma co jeszcze przekreślać. Poczekamy zobaczymy :)

Usunięty
Usunięty
15/01/2015 19:30

Nie wiem skąd, ale miałem to na steamie - nie wytrzymałem dwóch poziomów nawet :/- okropne bronie (choć przyznam że skorzystać zdążyłem z całych trzech ;p)Nie wiedziałem że gra przeszła z urządzeń mobilnych - teraz już wiem czemu tak fatalnie czuło się tam broń.- straszna mechanika gryNie oczekiwałem System Schocka 3, ale świecące się znajdźki i licznik pokazujący ile kasy na ile możliwej na danym poziomie zebraliśmy... pfffffff.Respawny za kasę... jakieś złoto dziwne.- klimatWejdź do pomiesczenia -> zabij nudne zombie -> pozbieraj rzeczy ze strzałkami nad sobą -> repeat.To oczywiście tylko opinia po ledwo dwóch poziomach - na więcej nie chciałem tracić czasu.Jakiekolwiek porównania do DOOMa mocno nie na miejscu ;p