Rozkmina na weekend: obraz prosto ze strumienia

Adam Berlik & Paweł Pochowski
2014/12/07 12:00
1
0

Streamowanie obrazu z niewielkiej ciekawostki dorobiło się ogromnie ważnej pozycji w branży. Zajmuje się tym już masa osób, a kilkanaście razy więcej wciela się w odbiorcę nadawanych treści. Co w tym tak właściwie jest oraz jakie treści lubią najbardziej - o tym dyskutuje dziś dwójka redaktorów gram.pl.

Rozkmina na weekend: obraz prosto ze strumienia

Paweł Pochowski: Starsi gracze pamiętają z całą pewnością czasy, gdy konsole i internet nie były jeszcze tak popularne, a nowe gry często oglądało się u znajomych. Jeżeli nie była to produkcja przeznaczona do kooperacji zdarzało się, że delikwent posiadający dany tytuł - a zarazem i gospodarz gościny - z chęcią "pokazywał" jak gra się w daną produkcję, zamiast przed monitor wpuścić swojego gościa. Takie oglądanie cudzej zabawy trwać mogło od kilkunastu minut do względnej nieskończoności, gdy trzeba było w końcu udać się do domu, gdyż zapadał zmrok. I choć do dziś mam jednego znajomego, który nowe produkcje na konsole woli u mnie oglądać niż testować samemu (serio, dziwne to, chyba jakaś awersja do pada), osobiście od tamtych czasów oglądanie, jak gra inna osoba mnie specjalnie nie porywa. Z prostej przyczyny - nie pozwala to na własnoręczne "doświadczenie" danej produkcji. Oglądanie jak kolega zabija kilkunastu wrogów czy wygrywa wyścig w nowym Need for Speedzie zawsze było - bądź co bądź - jak lizanie cukierka przez papierek. A tego nie lubi chyba nikt.

Dlatego z ogromnym zdziwieniem śledzę wybuch popularności streamów, za który odpowiedzialny jest nie kto inny, jak Twitch.tv. Choć początkowo zdawało mi się to tylko ciekawostką, dziś wiadomo już, że jest potężną częścią gamingu, której nie da się zlekceważyć. Osoby pokazujące swoją rozgrywkę wideo za pośrednictwem wspomnianego Twitcha czy innych, podobnych serwisów, urosły wręcz do miana internetowych gwiazd, które zarabiają na tym biznesie niezłe pieniądze. W ślad za nimi podąża reszta graczy głodna sukcesów na tej scenie, a gdyby tego było mało całość rozrasta się na kolejne platformy. "Wirus" zaatakował już nie tylko PlayStation 4 oraz Xboksa One, a więc konsole obecnej generacji, ale także Steama, który dosłownie w tym tygodniu udostępnił w wersji beta możliwość streamowania obrazu dla innych użytkowników platformy.

Ale przecież początki tej technologii były zupełnie inne. Streamowanie obrazu opracowane zostało z myślą o graczu jako końcowym kliencie usługi, a nie jej nadawcy. Nadawać miały serwisy w stylu Gaikai, a więc potężne serwerownie oferujące dostęp do bazy gier za miesięczną opłatą. Rozwiązanie to miało położyć kres pecetom do gier i konsolom. Potężny sprzęt miał stać się totalnie niepotrzebny, a nowe gry działać w wysokiej jakości na jakimkolwiek podłączonym do internetu urządzeniu. Niezależnie od tego czy to leciwy komputer stacjonarny czy niezbyt wydajny laptop. Co poszło nie tak i dlaczego streamy cieszą się tak dużą ogromną popularnością?

Adam Berlik: Zgadzam się z Pawłem, ale tylko połowicznie. Gdybyśmy mieli takie samo zdanie na temat strumieniowania gier za pośrednictwem Twitcha, wówczas dyskusja nie miałaby sensu, prawda? Uważam, że oglądanie, jak ktoś po prostu gra w grę, jest niesamowicie nudne. Najchętniej zabrałbym takiej osobie klawiaturę, mysz, pada, joystick czy jakikolwiek inny kontroler, by samemu przystąpić do zabawy. Mimo wszystko od mniej więcej dwóch lat codziennie odwiedzam Twitcha i spędzam na tym serwisie naprawdę sporo czasu (niektórzy stwierdziliby, że zdecydowanie zbyt dużo).

Strumieniowanie gier to temat rzeka, dlatego też chciałbym skupić się na konkretnym przykładzie. Jestem miłośnikiem Dark Souls, a społeczność, która utworzyła się wokół pierwszej i drugiej części tej serii, co rusz na Twitchu dostarcza niesamowitych wrażeń. Jak już wspomniałem, oglądanie zwykłego grania, nawet w te gry, nie sprawia żadnej satysfakcji. Obie produkcje są jednak skonstruowane tak, że skutecznie zachęcają wszystkich zainteresowanych do stawiania sobie rozmaitych wyzwań. A te z kolei wzbudzają ogromne emocje. Śledzi się niczym rozgrywki e-sportowe.

Dark Souls z natury jest grą wymagającą i samo ukończenie dzieła From Software można uznać za odniesienie sukcesu. Graczom jednak to nie wystarcza. Wystarczy odpalić Twitcha, by zobaczyć, jak ktoś robi speedruna, próbuje przejść grę bez rozwijania postaci albo też bez zginięcia. Gdy to się uda, chętni stawiają sobie poprzeczkę jeszcze wyżej, łącząc ze sobą wspomniane wyzwania. Co powiecie na dotarcie do napisów końcowych na pierwszym poziomie doświadczenia bez śmierci? Albo ukończenie całości na wszystkich poziomach trudności? Również bez zginięcia. Wbrew pozorom owe poziomy trudności w Dark Souls są dostępne. Rozpoczynając drugie przejście tą samą postacią zachowujemy dostępny ekwipunek i statystyki, a poziom życia przeciwników drastycznie wzrasta.

Im większa stawka, tym większa adrenalina – zarówno dla gracza, a także osób, które go oglądają. Rekordziści mają kilkadziesiąt tysięcy subskrypcji i – jak wspomniał Paweł – prowadzą streamy nierzadko na cały etat, żyjąc z tego. Dark Souls stało się dla nich już nie tylko rozrywką, ale i sposobem na zarabianie pieniędzy. Nam z kolei sprawia mnóstwo frajdy, bo to, co robią ci ludzie, jest dla wielu nieosiągalne. Dlatego właśnie śledzi się ich z niesamowitą przyjemnością.

GramTV przedstawia:

Gdyby nie owe wyzwania na streamach z Dark Souls, z pewnością nie wiedziałbym o wielu sekretach skrywanych przez tę produkcję. Dzięki transmisjom na Twitchu wiem o niej bardzo dużo, choć jeszcze długo nie stwierdzę, że znam serię na pamięć, choć niewiele mi brakuje. Wciąż coś odkrywam w tych grach, dowiaduje się czegoś i dziele się swoją wiedzą z graczami z całego swiata. A oni – ze mną. Tak to działa. Nie ogląda się rozgrywki tylko dla samego oglądania, ale również dla kontaktu z ludźmi.

Tutaj kolejny argument – wielu streamerów powtarza właśnie, że nie chodzi o samo przechodzenie gry raz za razem w jak najkrótszym czasie lub według ustalonych zasad. Osoby, które żyją z Twitcha nierzadko mówią, że liczy się dla nich przede wszystkim interakcja z widzami. Oni na Ciebie patrzą, widzą każdy Twój sukces, kibicują Ci, a gdy przegrywasz, to cóż – będą się z Ciebie śmiać, ale nie będzie to złośliwość, lecz po prostu spontaniczna reakcja. Nigdy nie wiadomo tak naprawdę, kto pisze na czacie – większość osób jest anonimowa, choć przez streamy przewijają się stali bywalcy. To również zachęca do tego, by codziennie w wolnym czasie usiąść przed komputerem i pooglądać swoich ulubieńców.

Paweł Pochowski: Faktycznie muszę przyznać, że sięgam po Twitcha tylko w dwóch przypadkach i są one bliskie temu, o czym piszesz Adamie. Gdy transmitowane są rozgrywki profesjonalnych drużyn w Counter-Strike: Global Offensive, albo gdy najedzie mnie ochota na to, by popatrzeć jak grają sporo lepsi ode mnie. Wtedy na 10-15 minut włączam któregoś z dobrych polskich graczy i staram się coś tam dla siebie podpatrzeć. Stąd jestem w stanie zrozumieć Twoją fascynację Dark Souls, która przeniosła się poniekąd na medium pośrednie, jakim są właśnie streamy prowadzone przez różnych graczy.

Co do profesjonalnych meczy, do niedawna Twitch był najlepszą z form śledzenia międzynarodowych rozgrywek w wiele tytułów. Powoli się to zmienia, a najlepszym tego przykładem jest chociażby niedawna transmisja DreamHack: Winter 2014 na żywo na kanale Polsat Viasat. Moim zdaniem - genialny ruch, który przyczyni się do spopularyzowania e-sportu jako równie emocjonującego widowiska co tradycyjny sport, szczególnie, jeżeli jest on podany na tacy wraz z odpowiednią oprawą i profesjonalnym komentarzem. Zanim jednak e-sport na dobre dobije się do telewizji, przynajmniej w Polsce, widzowi są praktycznie skazani na streamy. Bez nich nie mieliby możliwości oglądania tych rozgrywek w ogóle. Stąd też świetnie, że kilka lat temu powstała taka strona jak Twitch i przyczyniła się do popularyzacji śledzenia poczynań innych graczy - zarówno amatorów, jak i zawodowców. Bo daje to pozytywy w wielu różnych aspektach, tego nie kwestionuję.

Nie zmienia to jednak faktu, że zaglądam tam sporadycznie i pewnie tak zostanie, przynajmniej na razie. Ja po prostu chyba nie nadaję się na odbiorcę takiej treści na dłuższą metę. Prędzej wczułbym się w nadawcę i cieszyłaby mnie interakcja z widzami, ale na ten moment to po prostu nie moja bajka. Jest dla mnie jednak fenomenem, że streamowanie na dziś stało się tak ważnym środkiem przekazu, że przystosowały się do niego konsole aktualnej generacji. Gdzie przecież mówiło się, że to one wytyczą trendy na nadchodzące lata. A jest zupełnie odwrotnie, musiały przystosować się do tego, czego obecnie oczekują gracze i pożyczyć sobie z komputerów możliwość zarówno prezentowania innym swojej rozgrywki, jak i oglądania innych, w tym swoich znajomych. To zresztą inny, niemniej ważny aspekt całej sprawy. O ile nie interesuje mnie jak przeciętny gracz bawi się w dany tytuł, o tyle z przyjemnością podejrzę na Xbox Live znajomych, których znam osobiście. Równie chętnie będę śledził obraz swoich przyjaciół na Steamie, o ile tylko zdecydują się oni na skorzystanie z możliwości broadcastingu.

Adam Berlik: No to mam nadzieję, że wkrótce będziesz mógł zobaczyć również moje streamy z Dark Souls II. Do niedawna możliwość transmitowania rozgrywki była zarezerwowana wyłącznie dla komputerów osobistych, gdzie wystarczyło wgrać odpowiedni program, by móc zaprezentować innym swoje umiejętności w wybranej grze. Na konsolach Xbox 360 i PlayStation 3 trzeba było posiadać specjalne urządzenie, które kosztuje kilkaset złotych. W przypadku Xboksa One i PlayStation 4 nie ma tego problemu – wystarczy skorzystać z jednego przycisku, by rozpocząć stream przez Twitcha.

Osobiście zamierzam skorzystać z tej funkcji w momencie premiery Dark Souls II na PlayStation 4, która nastąpi w kwietniu przyszłego roku. Dajcie znać w komentarzach, czy Wy również próbowaliście swoich sił w streamowaniu, a może dopiero zamierzacie to zrobić? Jesteśmy również ciekawi, czy oglądacie popisy innych graczy i jaki macie stosunek do popularności takich serwisów, jak Twitch.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
07/12/2014 15:04

[m-Abi]