W ciągu ostatnich paru tygodni często mówi się o niedopracowaniu, robieniu rzeczy na kolanie. Oczywiście bolączka "bylejakizmu" dotyka również świat elektronicznej rozrywki. Wspomnijmy kilka najbardziej spektakularnych wpadek twórców gier wideo.
W ciągu ostatnich paru tygodni często mówi się o niedopracowaniu, robieniu rzeczy na kolanie. Oczywiście bolączka "bylejakizmu" dotyka również świat elektronicznej rozrywki. Wspomnijmy kilka najbardziej spektakularnych wpadek twórców gier wideo.
Jesień mija pod znakiem niedziałania. Fachowo wykrzaczył nam się system sprzedaży biletów na mityczny niemal już skład pociągów "Pendolino", a niedługo później uwagę całej Polski skupiła afera z systemem do liczenia głosów zamówionym przez Państwową Komisję Wyborczą. Program, który powinien być dopracowany i zabezpieczony w najwyższym stopniu niestety taki nie był. Za śmieszne pieniądze, w zaledwie trzy miesiące, system skleiła przysłowiowa firma "Krzak". No, ale nie ma się czym przejmować - wszystkim zdarzają się wpadki, prawda? Plaga niedopracowania czasami dotyka również świat gier wideo i potrafi napsuć krew największym fanom, a podobno w naszej branży zatrudnia się najlepszych specjalistów.
Zacznijmy od przykładu najświeższego. Assassin's Creed: Unity to jedna z najgorętszych premier tego sezonu, a zarazem najbardziej chyba niedopracowana. W sieci furorę robią filmiki z błędami występującymi w grze: od postaci spadających nagle z wysokości kilku metrów, po sunących niby duchy bohaterów, przez wykroki godne Ministerstwa Dziwnych Kroków, aż po niewyświetlające się fragmenty twarzy. Trzeba przyznać, że widok samych gałek ocznych i fryzury jest ciekawy, a do tej pory również niespotykany, ale chyba nie o takie innowacje chodziło deweloperowi.
Nie wspomnę już o problemach ze stabilnością, dramatycznej wydajności (spadki k/s nawet na konsolach potrafią dać się ostro we znaki), czy wreszcie ucięciu rozdzielczości na PlayStation 4 i Xboksie One do 900p. Ktoś ewidentnie spieszył się z wydaniem gry przed sezonem świątecznym.
Ostatecznie Electronic Arts załatało nowe Sim City, ale zajęło im to kupę czasu, a do tego czasu większość z nas zdążyła zapomnieć o nowej produkcji Maxis. Trochę szkoda.
Wiadomym jest, że gry MMORPG lubią sobie poleżeć. Znaczy, serwery lubią poleżeć. Czyli nie działać. Zazwyczaj jednak to jeden, konkretny serwer z powodu przeładowania, albo przerwy technicznej jest niedostępny. World of Warcraft, podobnie jak większość innych MMO, ma nawet dedykowaną stronę, na której możemy sprawdzić czy używany przez nas serwer działa.
Czymś wyjątkowo uciążliwym jest jednak problem z wielogodzinnymi kolejkami. Przy okazji premiery World of Warcraft, a później każdego kolejnego dodatku, gracze narzekają na to, że nie mogą się dostać do większości ze światów. Wisienką na torcie są padające serwery, które zarywają się pod napływem użytkowników pragnących sprawdzić co nowego przygotował Blizzard. Na otarcie łez firma zazwyczaj oferuje graczom darmowy dostęp do świata Warcrafta - przy okazji ostatniego dodatku, Warlords of Draenor, było to aż pieć dni za free.
Bardzo podobne problemy trapiły swego czasu Battlefielda 4 - gracze skarżyli się na disconnecty i problemy z połączeniem się z grą. Ostatecznie deweloper zainwestował w high-endowe serwery i problemy zniknęły. Można? Można.
Zepsuliście kiedyś grę tak bardzo, że aż stała się dobra? Twórcom SKATE 3 się ta sztuka udała. Dziwna sytuacja - w przypadku SKATE 3 glitche i bugi zadziałały raczej jako reklama, niż antyreklama. Nie tak dawno, po tym jak serię let's playów poświęconych tej produkcji nagrał popularny youtuber - PewDiePie, gra znów zaczęła się sprzedawać na tyle dobrze, że Electronic Arts zaczęło znów tłoczyć płytki z tym tytułem i wysyłać go do sklepów. Czteroletnią grę.
System fizyki w SKATE 3 dostarczył tyle radości i materiału do śmiechu, że stał się materiałem na dosyć żywotnego mema, który do dzisiaj krąży w otchłaniach sieci.
Oczywiście zestawienie najbardziej spektakularnych porażek związanych z niedopracowaniem produktu nie mogło obejść się bez tej produkcji. Basement Crawl zasługuje na wzmiankę nie tylko na potrzeby wplecenia do tekstu polskiego akcentu (za grę odpowiada krakowski Bloober Team). To także najgorsza gra na PlayStation 4. Po prostu. Pewnie Basement Crawl nie wylądowałby aż tak nisko na liście, gdyby nie fakt, że gra przeznaczona do dystrybucji sieciowej, której główną funkcją miała być gra przez sieć przez długi czas po prostu... nie działała. Produkcja ta wylądowała w rękach graczy i recenzentów, którzy albo w ogóle nie mogli połączyć się z wybranym meczem, albo cierpieli z powodu mnóstwa problemów, disconnectów i innych tego typu atrakcji. Firma gęsto później się tłumaczyła i szybko przyjęła pokorną pozę, prosząc graczy o kolejną szansę. Nauczkę na pewno dostali - ostatnie miejsce na Metacritic od lutego 2014 roku wisi nad studiem niczym ostatnia przestroga.
Przez wiele lat wydawało się, że robiąc konwersję na peceta balansuje się na granicy opłacalności. Cóż, w dużej mierze działo się tak, ponieważ pecetowców drażniło, traktowanie jak klientów drugiej kategorii. Jeżeli potraktuje się temat poważnie, wkład zwraca się bardzo szybko, o czym przekonało się chociażby Remedy Studios przenosząc na blaszaki Alana Wake - koszty bardzo szybko się zwróciły. Dziś coraz rzadziej zdarza się, żeby konwersja na komputery osobiste odbiegała od wersji konsolowej, a zwykle wymaga się wręcz, żeby otworzyć pecetowcom drogę do wyciągania więcej, np. poprzez udostępnienie zaawansowanych opcji graficznych.
Niestety, były wyjątki, jak Resident Evil 4 czy Devil May Cry 3 i są wyjątki, jak The Evil Within czy nie tak dawno, pierwsze Dark Souls. Nie będę ukrywał, że niekiedy smutny bywa los pecetowca, który sądząc że kupuje dobrą grę (dostaje przecież to samo co na konsolach) nabywa wypatroszoną konwersję robioną "na odwal się".
Niedopracowane produkty czy wręcz fuszerka była, jest i będzie. Bugi czy problemy z działaniem to w przeważającej większości objaw pośpiechu wydawcy, albo niedofinansowania, czyli zwykłego skąpstwa i lekceważenia klienta. Na szczęście możemy nieco poprawić ten stan rzeczy - czy to głosujemy nogami czy portfelem. Kiedy tylko możemy mówmy więc "nie" bylejakości -nie tylko w grach wideo.