Rozkmina na weekend: Microsoft i Sony nie powalczą już o wyłączność na duże gry

Kamil Ostrowski
2014/08/23 16:10

W świecie, w którym wyprodukowanie i wypromowanie gry kosztuje sto milionów dolarów, ostatnią nadzieją producentów konsol są... indyki.

Rozkmina na weekend: Microsoft i Sony nie powalczą już o wyłączność na duże gry

Ci z Was, którzy nie kupili i nie zamierzają kupić Xboksa One, a są fanami przygód Lary Croft zapewne przeżyli mały zawał podczas Gamescomu. Chodzi mi oczywiście o ogłoszenie, że Rise of the Tomb Raider, najnowsza część serii, pojawi się wyłącznie na Xboksie One. Ostatecznie okazało się, że była to wielka ściema, a wyłączność jest czasowa, ale cała ta sytuacja uświadomiła mi jednak, jak różna jest dzisiejsza sytuacja od tej z jeszcze poprzedniej generacji.

Niczym dziwnym nie było przecież kiedyś, żeby producent konsoli podbierał konkurencji znane serie, załatwiał sobie wyłączność z producentami "third-party". To był standard, że biblioteki gier na różne urządzenia miały wiele wspólnych punktów, ale ostatecznie każdy musiał sobie jakoś radzić z faktem, że nie można mieć wszystkiego i zadowalać się tym, co udało się wywalczyć firmie, której konsolę postanowił kupić. Dwie generacje temu najwięcej tytułów na wyłączność miało oczywiście PlayStation 2, ale zarówno Nintendo, jak i Microsoftowi udawało się rozmaitymi sposobami zachęcać od czasu do czasu deweloperów do współpracy.

Podczas panowania siódmej generacji nastał jednak czas "łamania ekskluzywności". Coraz więcej tytułów, kojarzonych zazwyczaj z marką PlayStation, a innym razem z pecetami, lądowało na innych platformach. Wynikało to po części z niezbyt dobrej pozycji rynkowej Sony i komputerów osobistych. Pamiętajmy, że nawet jeżeli producent konsoli, mówiąc kolokwialnie, sypnie groszem, to głównym źródłem dochodu dewelopera jest i tak sprzedaż gier, a nie dostarczanie "exclusive'ów". Nie mówię już nawet o deweloperach tworzących stricte na PC. Pamiętam pierwszy szok, jaki przeżyli fani PlayStation, do których sam się zaliczałem, kiedy na Xboksie lądowały Final Fantasy, Tekken, a obok nich, prosto z pecetów, The Elder Scrolls, Half-Life 2, wraz z pozostałymi grami Valve czy Diablo III.

W związku z tym, że w siódmej generacji nie było wyraźnego zwycięzcy, a forma rynku PC poprawiła się do tego stopnia, że przestano w ogóle ten segment pomijać, wszyscy grają w to samo, z tym zastrzeżeniem, że nie zawsze pozwalają na to kwestie sprzętowe. W grę wchodzi też specyfika kontrolerów. Generalnie jednak panuje równowaga. Komputerowcy nie tylko przestali być zupełnie ignorowani, ale zaczęli dostawać swoje wersje gier z serii, które przez lata były kojarzone z konsolami - wspomnę tylko o zapowiedzi nowego Metal Geara na PC. Najpierw nadrabianie zaległości, potem premiery z opóźnieniem, aż wreszcie doczekaliśmy się momentu, w którym standardem jest traktowanie wszystkich platform na równi.

Stąd szok po tym, jak dowiedzieliśmy się, że Rise of the Tomb Raider będzie dostępny wyłącznie na Xboksa One. Nie podano do informacji tylko drobnego szczegółu - że nie będzie.

Co to oznacza? Ano to, że nawet w przypadku, kiedy Microsoft musi walczyć jak diabeł, żeby spróbować zmniejszyć stratę do Sony, to nie są w stanie "przekupić" Square Enix, aby seria faktycznie przeszła na Xboksa, chociażby ta jedna odsłona. Nie jest w stanie albo raczej nie opłaca im się to. Bo podczas "czasu równowagi", który był jednocześnie "czasem wzrostu kosztów", deweloperzy zdali sobie sprawę z tego, że muszą mieć jak największy zasięg, jeżeli chcą dopinać budżet. Zwłaszcza w sytuacji, w której klasyczny segment podgryzają free-to-play i coraz częściej przyciągający uwagę konsumentów twórcy niezależni.

Wcześniej się opłacało, bo koszty były niższe. Bo pozycja firmy była lepsza. Bo jeden z producentów miał zdecydowanie więcej sprzedanych sztuk konsol, a co za tym idzie większą bazę odbiorców.

Układ z Respawn Entertainment i częściowa wyłączność Titanfalla, który na PlayStation nie zagościł, to dosłownie pojedyncze przypadki. Zwyczajnie nie opłaca się robić gry, jeżeli nie ma komu sprzedać tylu sztuk, aby zamknąć budżet. Stąd Ryse: Sons of Rome, którego twórcy nie są specjalnie zadowoleni z wyników sprzedaży, już zmierza na PC. Crytek pluje sobie w brodę, bo pewnie mieli nadzieję na to, że sytuacja w pierwszym roku panowania nowej generacji będzie odwrotna (dla przypomnienia - PlayStation 4 - 10 milionów sprzedanych sztuk, Xbox One - mniej więcej połowa tej liczby). Wydaje mi się, że nawet wtedy Ryse nie byłby wielkim hitem, ale deweloperzy z Crytek najwidoczniej nie mogli się już doczekać, aż będą mogli zrobić coś na nowym sprzęcie.

GramTV przedstawia:

Powiem szczerze, że podoba mi się, w jakim kierunku to idzie. Dla nas, dla graczy, to lepsza sytuacja niż ciągłe przepychanki na bardziej albo mniej głośne tytuły.

Oczywiście zawsze będziemy mieli parę wielkich serii, które powstały i pozostają pod skrzydłami producentów konsol, a które wyprodukowały świetne studia wewnętrzne albo zakontraktowane na wiele lat. Halo, Gears of War, Forza, God of War, Uncharted, The Last of Us - nowe marki dużego kalibru z wewnętrznych studiów wciąż będą się pojawiały, bo po pierwsze, są dobrym interesem samym w sobie, a po drugie, kto pierwszy by z nich zrezygnował, straciłby ważną kartę przetargową. To taka gra w "tchórza", której nikt nie chce zacząć.

Ale, ale! Nie tak prędko, bo sielanka wcale nie czai się za rogiem. To, że duże firmy nie będą pozwalały się kupować, nie znaczy jeszcze, że producenci konsol nie są na zakupach. Po prostu nie stać ich już na to, żeby robić zakupy tego kalibru. Gdzieś zatem te pieniądze będą musiały pójść. Po części pewnie w umowy na DLC, po części w marketing, może trochę pójdzie do studiów wewnętrznych, ale ostatecznie fajnie jest mieć jakieś bomby do zrzucania, metaforycznie rzecz ujmując.

Moim zdaniem te pieniądze wylądują u twórców niezależnych.

Mamy w tej chwili wielki boom na "indie", który prawdopodobnie przerodzi się w stały trend. Małe gry, tworzone przez ludzi, których będziemy znali z imienia i nazwiska albo przynajmniej ich marki. Zasłużeni deweloperzy, którzy udowodnili już swoje umiejętności, a którzy nie kosztują tyle, co cały sztab i ogromne biuro, a jednocześnie są w stanie wyprodukować coś, czym będzie można przekonywać niezdecydowanych.

Jonathan Blow, Edmund McMillen, Dean Hall, Capybara Games, Dennaton Games - to są marki, które przychodzą mi do głowy z marszu, a pewnie po chwili zastanowienia się wyprodukowałbym więcej. Nawet Peter Molyneux czy Adrian Chmielarz, którzy "zindyczeli" w ostatnich latach, łapią się do tej kategorii. U nich wyląduje część pieniędzy. U nich będzie można kupić wyłączność. Nieraz czasową, ale sądzę, że bardzo często zupełną, a na pewno konsolową. Stąd The Vanishing of Ethan Carter na PlayStation 4, a SUPERHOT na Xboksie One. Takich perełek w zanadrzu obydwie firmy mają już mnóstwo, jestem tego pewien. A "indykom" pieniądze producentów konsol się przydadzą.

Jednocześnie nie byłbym do końca pewien czy wraz ze wzrostem zainteresowania niewielkimi grami niezależnymi będzie szła produkcja wewnętrzna takich tytułów. Thatgamecompany od czasu do czasu dostarcza na PS4 jakąś perełkę, ale tak naprawdę duże firmy nie są za bardzo w stanie stworzyć atmosferę do produkowania "indyków". Zresztą, nie mają zaufania społeczności, która jest bardzo wyczulona na to, żeby oddawać swoją gotówkę w ręce pasjonatów, a nie gigantów branży. Poza tym, po co mieliby brać na siebie ciężar utrzymywania kolejnych deweloperów, którzy mogą stworzyć coś dobrego albo zmarnować czas, skoro wystarczy pogrzebać w sieci i skontaktować się z twórcami, którzy najlepiej rokują?

W takim układzie mam tylko nadzieję, że deweloperzy indie pozostaną wierni swoim korzeniom i na konsolowych przepychankach nie ucierpią pecety. Chyba wszystko ułoży się po mojej myśli, bo z tego co widzę, większość perełek, którymi Sony i Microsoft się licytują, zmierza również na komputery osobiste. To pisałem ja, zapalony pecetowiec, który ostatecznie i tak kupi PlayStation dla Uncharted, a Xboksa dla Halo.

Komentarze
30
Arcling
Gramowicz
24/08/2014 17:06

"Ostatecznie okazało się, że była to wielka ściema, a wyłączność jest czasowa, ale cała ta sytuacja uświadomiła mi jednak, jak różna jest dzisiejsza sytuacja od tej z jeszcze poprzedniej generacji."Nic nowego, na poprzednie generacje też bywały gry czasowo na wyłączność, a później trafiały na PC. Pierwszy lepszy przykład z brzegu to oczywiście seria GTA. Tzw. "indyki" (bo ich niezależność najczęściej jest fikcją) podobnie jak "duże" gry dopadła fala wtórności, tym bardziej dziwią mnie też zachwyty nad tym SuperHot. Dlaczego też miałyby być nadzieją specjalnie dla konsol to nie wiem, bo na PC również wychodzi cały czas tego dużo. Generalnie, takie rozdzielanie gier wydaje się już trochę nieaktualne, mniejszy zespół nie musi oznaczać od razu większej "niezależności".

Usunięty
Usunięty
24/08/2014 16:45
Dnia 24.08.2014 o 16:10, bVarador napisał:

To ciągle ex dla Xboxa.

A czy temu gdzieś zaprzeczyłem? ;) Kettger pisał o tej grze jako o tytule na wyłączność XBone, a podobnie jak nowy Tomb Raider po prostu nim nie jest.

Dnia 24.08.2014 o 16:10, bVarador napisał:

Zresztą, jeśli Sony w końcu wprowadzi to swoje Gakai to co? Straci wszystkie exy, bo będzie można gry streamować na kilka sprzętów? Głupota.

Nie, bo to ich usługa. ;) Masz bardzo elastyczne podejście do kwestii ekskluzywności więc powinieneś wiedzieć lepiej.

Usunięty
Usunięty
24/08/2014 16:10

To ciągle ex dla Xboxa. Żeby coś było exclusivem nie musi wyjść tylko na jednym sprzęcie. Tak samo jak Last of Us jest exem Playstation mimo, żejest dostępny na PS3 i 4. Zresztą, jeśli Sony w końcu wprowadzi to swoje Gakai to co? Straci wszystkie exy, bo będzie można gry streamować na kilka sprzętów? Głupota.




Trwa Wczytywanie