Smite - recenzja

Sławek Serafin
2014/06/20 08:04

Bałwochwalstwo dla każdego, pogańska, niekoniecznie poważna wersja tego co znamy z DOTA 2 i League of Legends.

W Smite rozbrajają mnie animacje po meczu. Każda z postaci ma dwie rozbudowane, humorystyczne scenki na okoliczność wygranej i przegranej. Niczemu nie służą zupełnie, po prostu są, tylko po to, by się z nich pośmiać. Czciciele bóstw z politeistycznych panteonów nie przypuszczali zapewne, że w XXI wieku ich wiara będzie tematem do żartów. Na szczęście ich tu nie ma, więc niewielkie są szanse, że się pogniewają i zaskarżą twórców Smite o obrazę uczuć religijnych. A i sami bogowie, jeśli nie daj boże jacyś z tych obecnych w grze istnieją, nie powinni się zbytnio boczyć, że wykorzystuje się ich wizerunek w tak mało szacowny sposób. Wręcz przeciwnie, mogą się tylko cieszyć, że ktoś o nich jeszcze pamięta. Albo że się o nich dowiaduje w ogóle. Walory edukacyjne ma Smite niewielkie, ale i tak znaczne, jeśli porówna się tę produkcję z innymi grami, bo nawet ktoś obeznany z częścią dawnych religii może się tutaj dowiedzieć czegoś o pozostałych, mniej w naszym kręgu kulturowym popularnych. Ile znacie bóstw z mitologii chińskiej na przykład? A hinduskiej? A majańskiej? No właśnie. A grając w Smite, chcąc czy nie chcąc, poznacie ich sporo. Wiedza zbędna w zasadzie, ale ciekawa i jak to wiedza, zawsze cenna.

Smite - recenzja

Oprócz wymienionych mitologii Smite sięga też do tych, o których nas w szkołach, książkach, filmach i serialach uczą. Są tu więc bogowie starożytnego Egiptu, jest mieszanka bóstw greckich i rzymskich, całkiem wybuchowa, oraz oczywiście chłopaki i dziewczyny z Asgardu i okolic, czyli pokaźny zestaw nordyckich bożków. Spora różnorodność, nie da się zaprzeczyć, choć jako Słowianin z dziada pradziada nie obraziłbym się, gdyby w Smite pojawili się Swarożyc, Weles, Perun, a może nawet Lel i Polel. Nie obraziłbym się również, tym razem jako historyk z wykształcenia, na gościnne występy bogów mezopotamskich, od Marduka i Tiamat do Aszura i Isztar. Gra jednak jest młoda jeszcze, bożków jest w niej na razie zaledwie pół setki, więc będę się trzymał nadziei, że i ci mniej znani kiedyś do niej trafią. W tym momencie jest ich i tak więcej, niż można porządnie ogarnąć choćby i w rok grania.

Tak, Smite to MOBA, taka jak DOTA 2 i League of Legends. Nie, nie uciekajcie jeszcze w popłochu przed widmem bluźniących na wasze matki gimnazjalistów, którzy nie mają życia poza LoLem. Choć Smite jest taki jak tamte gry i bardzo je pod wieloma względami przypomina, to jednocześnie jest też całkiem inny. Weselszy, luźniejszy, mniej spięty tak jakby. I podejrzewam, że o wiele bardziej interesujący dla kogoś, kogo odrzuca koncepcja gier MOBA jako takich. A to dlatego, że Smite jest bardzo specyficznym, jedynym w swoim rodzaju przedstawicielem tego gatunku - takim, który wychodzi naprzeciw graczom ceniącym sobie całkiem inny rodzaj rozgrywki. Jaki dokładnie? Gry akcji oczywiście, takie w których się biega i strzela tudzież tłucze wrogów po łbach jakimś żelastwem, oglądając świat gry spoza pleców bohatera.

Gry MOBA wyewoluowały ze strategii czasu rzeczywistego - ich protoplaści to mody do StarCrafta i WarCrafta. Zasady rozgrywki są w nich inne, ale ujęcie takie samo. Wszystko widzimy z góry, bohaterami sterujemy zaś pośrednio, wydając im polecenia kliknięciami myszki. Smite zaś to odpowiedź na pytanie "co by było gdyby MOBA wywodziła się od gier akcji TPP". I choć ma tak wiele elementów wspólnych ze swoimi kuzynami, zwłaszcza zaś z League of Legends, że każdy weteran tychże od razu się tu poczuje jak u siebie w domu, to oferuje rozgrywkę fundamentalnie odmienną. Już to, że wybranym bogiem kierujemy bezpośrednio, kontrolując każdy jego ruch i każdą akcję sprawia, że gra się w Smite całkiem inaczej.

A zmiana perspektywy i podstaw mechaniki ma przecież o wiele dalej idące konsekwencje. Widok zza pleców zmniejsza nasz dystans do akcji i sprawia, że wszystko, co tu się dzieje jest odbierane bardziej osobiście, na przykład. To jest fajne. Wiele dynamiki i emocji pojawia się także w grze dzięki temu, że nie widzimy tego, co mamy za plecami. Najbardziej ewidentnym następstwem tego stanu rzeczy jest podatność graczy na zaskakujące ataki od tyłu, co zresztą sami możemy wykorzystać przekradając się za wrogów w celu spuszczenia im na głowy swojego boskiego gniewu. Ale to nie tylko to. Przez to, że nie mamy oczu z tyłu głowy całkiem inaczej wyglądają też pojedynki z innymi graczami. W DOTA 2, League of Legends i całej reszcie tych gier starcia mogą płynnie przechodzić od natarcia do odwrotu i z powrotem do ataku. A w Smite nie, tutaj jak już walczymy, to lepiej żebyśmy wygrali, bo jak zaczniemy uciekać, to tracimy z oczu przeciwnika i możemy tylko modlić się, najlepiej do samych siebie, żeby nas nie dogonił i nie sieknął czymś w zadek gdy zwiewamy. Tutaj obroną jest atak, więc do starć podchodzi się ostrożniej, bardziej z głową, wiedząc, że każde z nich to postawienie wszystkiego na jedną kartę. Przez to są one bardziej emocjonujące. I nie są to tylko emocje pozytywne, bo jak nie trafimy jakąś umiejętnością... Tak, można tu nie trafić. I zdarza się to bez przerwy, bo właśnie najlepiej trafić przeciwnika wszystkimi umiejętnościami. To też konsekwencja takiego, a nie innego rodowodu. Tu nie ma klikania na wroga i patrzenia, jak nasza postać go uderza. Trzeba to zrobić samemu, polegając na swoim refleksie i koordynacji ręka-oko. Każda umiejętność, każdy najzwyklejszy atak wymaga dobrego celowania. W innych grach MOBA tego nie ma. I dlatego Smite jest taki wyjątkowy. Wyjątkowo fajny.

GramTV przedstawia:

Twórcy Smite bardzo wiele pożyczyli od konkurencji, zwłaszcza zaś od League of Legends, jak już wspominałem. Ale tylko w kwestii rozwiązań mechanicznych. Podobnie wygląda tutaj układ map, podobne są tryby rozgrywki, podobnie się kupuje przedmioty i dodatkowe zdolności dla postaci. Bardzo podobnie. Momentami chciałoby się powiedzieć nawet, że to nazwyczajniejsze w świecie zżynanie od lepszych, ale... nie można, bo Smite wszystkiemu, nawet tym rzeczom, które wzięło od konkurencji, nadaje własnego charakteru. Choćby przez zmieniający się wygląd map czy jakiś inny szczegół, nic wielkiego, ale zawsze coś. Nie można zresztą mieć pretensji do autorów, że skorzystali z najlepszych i najpopularniejszych rozwiązań, zwłaszcza że wykazali się kreatywnością i oryginalnością w najważniejszej dziedzinie, czyli projektując bohaterów i ich zdolności.

Nie wszyscy bogowie są tutaj "trafieni" według mnie. Ich umiejętności bazują na ich mitycznych zdolnościach i tak dalej, ale niektórych bożków po prostu "nie czułem", jak nimi próbowałem grać. Ale o wiele częściej miałem wrażenie z drugiego końca skali - jest tutaj bowiem mnóstwo postaci, które mają naprawdę kapitalne zestawy skilli, spójne, doskonale się uzupełniające, oferujące wiele możliwości, ale wyraźnie skupione na jednym zadaniu, na przykład zadawaniu obrażeń, czy też zbieraniu ich na klatę. Grając w Smite bez przerwy łapałem się na tym, że chciałbym zagrać postacią z takimi umiejętnościami w League of Legends, bo jest fajniejsza od tych dostępnych w tamtej grze. Nie ma tu na szczęście przekombinowanych udziwnień i makabrycznie skomplikowanych bohaterów, jak w DOTA 2, ale trzeba też przyznać, że są bogowie, którzy korzystają z unikalnej mechaniki, która sprawia, że gra się nimi zupełnie inaczej niż innymi i o wiele trudniej. Ale to nadal nie jest poziom zakręcenia, jaki można zobaczyć grze Valve.

Ogólnie Smite jest wyjątkowo przyjazny dla nowych graczy, jak na grę MOBA. Do każdego trybu mamy tutaj krótkie intruktaże wideo na przykład, tak na wejściu. W czasie meczu w dowolnym momencie możemy sobie wywołać ekran z dokładnymi opisami umiejętności, co też pomaga i to nie tylko początkującym. Świetna opcja to automatyczne rozwijanie zdolności i robienie zakupów w sklepie z przedmiotami - wielka szkoda, że nie ma jej w DOTA 2 czy w LoLu, zwłaszcza że Smite pozwala wcześniej zaprogramować co i jak ma być rozwijane i kupowane. W każdej chwili można z automatu zrezygnować na rzecz ręcznego robienia wszystkiego - i to też jest szybkie i wygodne, dzięki porządnemu, intuicyjnemu interfejsowi. Gra jest oczywiście rozbudowana wgłąb i można się jej uczyć miesiącami, a nawet latami, ale naprawdę ujęło mnie to, jak sprytnie pomaga stawiać pierwsze kroki. W połączeniu z w miarę intuicyjną, przypominającą gry akcji rozgrywką daje to taki efekt, że w zasadzie każdy może się tutaj odnaleźć w miarę szybko. Asem nie będzie, tajniki rozgryzać może przez następne pół tysiąca godzin grania, ale faktem jest, że Smite ma relatywnie niski próg wejścia jak na grę MOBA i że jest to gra szalenie sympatyczna.

Nie da się Smite nie lubić. Jest to gra pełna humoru, o czym już wspomniałem, ale nie bazuje na nim, tylko wtrąca go mimochodem, gdy mamy na przykład nos spuszczony na kwintę po przegranej grze - nie da się nie uśmiechnąć gdy nasza Bastet jak głupi kotek goni zajączki lub gdy wkurzony Xbalanque poprawia spadającą mu ciągle na nos maskę jaguara w pomeczowej animacji. Absolutnie nie można się także gniewać na Smite za to, jak wyciąga od nas pieniądze, bo robi to nieśmiało, skromnie spuszczając wzrok i nie prosząc o zbyt wiele. Paczka dająca dostęp do wszystkich bogów, tych aktualnych i przyszłych też, kosztuje zaledwie stówkę. Skórki i alternatywne głosy dla bohaterów są płatne, ale nie zawsze i nie wychodzą wcale drogo. Część skórek jest dostępna dla tych, którzy po prostu dużo grają daną postacią, a niektóre można kupić za wirtualną walutę "łaski" zarabianą w czasie gry. Tylko najbardziej wyjątkowe skórki nabywa się za pieniądze - i większość jest tego naprawdę warta, bo twórcy z dużą gracją wychodzą poza mityczną konwencję w świat popkulturowych nawiązań i oferują takie fajne skiny, że aż grzech nie kupić.

Smite nie jest taki bogaty i rozbudowany jak DOTA 2 i League of Legends, to prawda. Wiele mu jeszcze do nich brakuje, jeśli chodzi o zawartość. Nie ma też profesjonalnych lig, wielkiej kasy w e-sporcie czy maniakalnych fanów produkujących fantastyczne grafiki, filmiki i tysiące innych rzeczy. Nie jest też jakoś szczególnie dobrze zbalansowany i niektóre postacie są jednak trochę za mocne moim zdaniem. Ale ma charakter. Ma swoją wyjątkowość. I nie zapomina, że gry to zabawa. Pewnie dlatego ja się w Smite bawiłem znakomicie, za każdym razem, gdy do niego siadałem. Nawet jak przegrywałem było fajnie. I choć spędziłem w grze sporo czasu, to nikt mnie nie wyzwał od debili ani nie ubliżył mojej mamie tudzież nie życzył mi, żebym dostał raka i umarł w męczarniach... choć to może dlatego, że ludzie mało korzystają z czatu w tej grze, bo ma wbudowany bardzo fajny i obszerny system powiadomień głosowych, który pozwala tak szybko i jasno komunikować się z drużyną, że czat przestaje być potrzebny w zasadzie. Generalnie było super. Tak dobrze, że dla mnie Smite jest numerem jeden pośród gier MOBA w tym momencie, nawet mimo tego, że ustępuje pod wieloma względami swoim starszym kuzynom. Naprawdę polecam, spróbujcie, nawet jeśli odrzucają was LoLe i DOTy. Smite jest inny, a jednocześnie ma to wszystko, co sprawia, że tamte gry są takie dziko popularne. Szybko się ściąga, za darmo jest, trzeba tylko poświęcić odrobinę czasu by spróbować. Jest spora szansa, że spłynie na was łaska tych wszystkich bogów. Odyn zatwierdza, Ozyrys poleca, Sun Wukong pod nos podtyka, a Kali może nie wyrwie wam serca, jeśli odpowiednio szybko zagracie w Smite. Tylko Bachus jak zwykle się schlał i poszedł na podryw. Na tłuściocha nie można liczyć w takich poważnych sprawach.

9,0
Boskie igrzyska
Plusy
  • mityczne bóstwa mają klasę
  • MOBA jako gra akcji
  • zachowane najlepsze elementy gatunku
  • sporo świetnie pomyślanych postaci
  • sympatyczna atmosfera
  • pomeczowe animacje
  • dużo pomocy dla początkujących
  • uczciwe mikrotransakcje
Minusy
  • animacje bogów w grze mogłyby być lepsze
  • na razie mniej zawartości niż u konkurencji
Komentarze
28
Usunięty
Usunięty
30/06/2014 20:53

> Kolejny sponsorowany tekst napisany przez wybitnego Serafina...>> Tylko ręce załamać.>> A używanie określenia Moba wymyślonego przez Riot''a pokazuje jak nie poważny jest to> artykuł. Użycie słowa DotA miało dodać powagi temu artykułowi?>> Smite to "kopia" LoL''a ze zmienioną kamerą a biorąc pod uwagę, że Tencent rozłożył ochronkę> nad Smite to internet a szczególnie Youtube jest zalewany sponsoringiem.A LoL coraz bardziej przypomina Dote szczególnie po tym jak uaktualnią mapę?Skoro są to gry z gatunku MoBa to chyba muszą być podobne? To tak jak czepianie się tego, że CoD zżyna z BF albo na odwrót a przecież obie gry to FPSy

Usunięty
Usunięty
26/06/2014 17:37

Ale to był League. ;)

Usunięty
Usunięty
25/06/2014 20:36

> Oj, Sławku... Przecież twórcy Smite''a już byli zaskarżani o obrazę uczuć religijnych.>>> Aha, i nie wiesz jak strasznie Ci zazdroszczę, że nikt Cię i Twojej matki w tym nie obrażał...> Miałeś farta po prostu.> Mi raz typ z przeciwnej drużyny na PM pisał przekleństwa i bardzo niemiłe rzeczy przez> cały 40-minutowy mecz. A zaczęło się jak zdobyłem na nim "first blood". ;(Takie typki się zdarzały i zdarzają na samym początku, chamóweczka przychodzi (czasami z wiadomych miejsc) i myśli że sobie może, ale takich zawsze można wyciszyć i robić swoje, a po meczyku raporcik. Ale po przekroczeniu 20 lvl (a nawet i wcześniej) takie zachowania należą do rzadkości. Obecnie właściwie się z tym nie spotykam. Cham jest zagłuszany i tacy szybko odpadają bo nie mają pożywki.Każdemu też polecam oglądać streamy (twitch/smitegame), z których można się wiele nauczyć, jak grać w jakim trybie i jak budować postacie ;] Nie należy też bać się pytać innych o pomoc, w końcu dobro drużyny najważniejsze ;]




Trwa Wczytywanie