Europa Universalis IV: Conquest of Paradise - recenzja

Sławek Serafin
2014/02/11 14:12

Pierwszy dodatek do Europa Universalis IV zajmuje się Nowym Światem, dogłębnie i obustronnie.

Europejczycy to podłe, chciwe i głupie świnie. To znaczy, może nie teraz, w XXI wieku, bo się trochę ucywilizowaliśmy, ale dawniej... ooo, dawniej to się działo. Przez całe średniowiecze Europa była bastionem ciemnoty i krwiożerczości, ale bez środków na niesienie jej dalej niż wschodnie wybrzeża Morza Śródziemnego, więc tylko w Ziemi Świętej się przekonali, jacy wspaniali są biali ludzie. Od XVI wieku jednak Europa poniosła swoją mentalność mordercy, grabieżcy i gwałciciela dalej w świat. Zwłaszcza zaś do obu Ameryk. I to już od samego początku. Gdy Kolumb wrócił do Nowego Świata podczas swojej drugiej wyprawy, nakazał tubylcom z Haiti, tak pomocnym i gościnnym za pierwszym razem, by oddali Hiszpanom całe złoto, które mieli i pozwolili bladym twarzom gwałcić Indianki. Gdy ci się nie zgodzili, Kolumb kazał obciąć im uszy i nosy, a potem powrócić do swoich wiosek, żeby się dzicz przekonała, co oznacza zadzieranie z białymi panami. Oczywiście tubylcy się zbuntowali, a Kolumb krwawo zdławił ten bunt, po czym znów nakazał, by każdemu Indianinowi, który nie przyniesie raz na jakiś czas odpowiedniej ilości złota, obcinano dłoń i zawieszano ją na sznurku na szyi. Tylko małe dziewczynki były zwolnione z tego podatku, bo je po prostu sprzedawano w niewolę jako nałożnice. Podobno najlepsze ceny uzyskiwano za najświeższy towar, czyli ten między dziewiątym a dziesiątym rokiem życia... Makabra? Cóż, to tylko prawda o pierwszych krokach białego człowieka w Nowym Świecie. A potem było już tylko gorzej.

Europa Universalis IV: Conquest of Paradise - recenzja

W pierwszym dodatku do Europa Universalis IV: Conquest of Paradise biały człowiek również jest złem wcielonym. Jeśli chodzi o Amerykę interesuje go tylko podbój. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo z racji tego, że w ramach rozszerzenia wprowadzono nowe opcje dla grania tubylcami, postanowiłem sobie zaszaleć jako czerwonoskóry. I przez pierwsze sto lat było miło i kulturalnie. Owszem, jakieś tam wojenki z innymi plemionami, dlaczego nie, ale bez przesady. Także pierwsze kontakty z bladymi twarzami nie były aż takie złe, bo oni mozolnie kolonizowali Karaiby, a ja zdążyłem sprzątnąć im sprzed nosa całą Kubę, Haiti i na dodatek Panamę. Ale potem? O matku, nie miałem nawet pięciu lat pokoju po 1550 roku. Jak nie Portugalczycy, to Hiszpanie, jak nie Anglicy, to Holendrzy. I czasem Francuzi, ale delikatnie i ostrożnie. Chciwe sukinkoty, nie? I głupie na dodatek. Owszem, pierwsze dwie wojny przegrałem na punkty, ale udało się nie oddać żadnego terytorium i zdobyć abordażem kilka karak i karawel, przez co flota mi się spasła odpowiednio. Na okoliczność trzeciej wojny moje indiańskie imperium już było zwesternizowane, ze wspomnianą całkiem zgrabną flotą i nawet jakiegoś niegłupiego admirała miałem. I wygrałem. I każdą kolejną wojnę również, przy czym od czwartej zaczęło się wyzwalanie ziem indiańskich spod panowania jaśnie bladych twarzy. Ale głupi Europejczycy nic się nie nauczyli, dostawali w te swoje blade tyłki raz za razem, a i tak ciągle podskakiwali. W pewnym momencie musieliśmy przestać strugać pale męczarni, tylko zagnaliśmy jeńców do lasu i po prostu przywiązaliśmy ich do pni, a potem torturowaliśmy hurtem, bo nie było czasu bawić się w detal. A potem to już zatapiałem ich transportowce z wojskiem zanim zdążyły je wysadzić, żeby było szybciej. Bo nawet torturowanie bladych twarzy może się przejeść. Podobnie jak bicie głupich Europejczyków. Ale nie żebym się wzbraniał, bo wiedziałem, że robię to by żaden z wyznawców Wielkiego Manitou nigdy nie ucierpiał z rąk tych świń. I nie ucierpiał, wręcz przeciwnie.

Naprawdę dobrze się gra Indianami w Conquest of Paradise. Choć tytuł dodatku mówi o podbijaniu raju, nie jest nigdzie powiedziane, że raj nie może się bronić i że podbój będzie udany. I pewnie stąd te wszystkie nowości dla indiańskich nacji, których jest zresztą teraz dużo więcej, zwłaszcza w północnej Ameryce. Nowe opcje skupiają się na pierwszych krokach dla rdzennych mieszkańców, tych sprzed kontaktu z Europejczykami, aż do westernizacji. Są więc specjalne, tanie jak barszcz i bardzo przydatne idee indiańskie, które można sobie rozwijać zamiast technologii, są także tubylcze budynki, również półdarmowe i bardzo szykowne, są nawet wielkie pseudosojusze zwane federacjami, dzięki którym zapóźnione państewka mogą się próbować opierać Europejczykom na zasadzie "w jedności siła". Ale blade twarze można pobić tylko ich własną bronią. Dążenie do jak najszybszej westernizacji jest jednak utrudnione o tyle, że aby do niej doprowadzić, najpierw trzeba rozwinąć wszystkie idee indiańskie i po pierwszym kontakcie z Europejczykami zmienić system rządów na bliższy monarchii. Ta akcja daje nam sporo "darmowych" poziomów technologii, dzięki czemu jesteśmy "do tyłu" za najeźdźcami tylko o jeden czy dwa, a nie o siedem czy osiem. Tracimy wtedy dostęp do osiągnięć naszych przodków oraz wszystkich dotychczasowych budynków, ale możemy zacząć wznosić te droższe, europejskie. Potem już można się westernizować, żeby nam biały człowiek nie pluł w miedzianą twarz i dzieci nam nie zarażał ospą albo nie zmuszał do niewolniczej pracy na plantacjach. A jak już mamy europejskie technologie i niewiele gorsze wojsko, to nadchodzi czas, by krzyknąć "hoka hey!" i zepchnąć bladych psubratów z powrotem do morza. Raj jest nasz, nie? Nie oddamy. Howgh.

Oczywiście Conquest of Paradise nie jest ograniczony do zabawy w antykonkwistę jako któreś z państw indiańskich. Dodatek niesie też sporo nowości dla brudnych, okrutnych, zawszonych Europejczyków, na wypadek, gdyby ktoś chciał nimi grać. Większość tych nowości jest powiązana ze zmianami, jakie aktualizacje wprowadzają do podstawowej wersji gry, a tą najbardziej widoczną i mającą największy wpływ jest zmiana w morskich szlakach handlowych wiodących do Europy. Do tej pory handel płynął z Azji, Afryki i Ameryki konkretnymi szlakami do konkretnych centrów w Europie, co między innymi faworyzowało pewne kraje. I koniec z tym. Teraz wszystkie te szlaki zbierają się w jednym atlantyckim centrum, z którego rozchodzą się do Antwerpii, Bordeaux, Londynu i Sewilli. Ten węzeł handlowy leży na morzu i nie przynależą do niego żadne prowincje, więc przeciągać handel do siebie można w nim tylko za pomocą flot. To oczywiście sprawia, że sytuacja jest o wiele bardziej dynamiczna niż dawniej i podatna na szybko eskalujące wyścigi zbrojeń morskich - w końcu handel jest najbardziej dochodową dziedziną gospodarki w tej grze, czyż nie?

Wszystkie nowości z Conquest of Paradise skupiają się albo na handlu z koloniami, albo na kolonizacji jako takiej. Po pierwsze, wysyłanie osadników do nowych ziem jest nieco utrudnione dzięki wprowadzonemu podziałowi klimatycznemu. Teraz prowincje mają specjalne ujemne modyfikatory do kolonizacji, jeśli leżą w strefie tundry, są pustynne lub porasta je dżungla. I, jak łatwo się domyślić, znacznie spowalnia to postępy Europejczyków nie tylko w pasie równikowym w Ameryce, ale przede wszystkim w Indiach Wschodnich. A jak już uda się skolonizować grupę prowincji to... zostanie nam ona odebrana automatycznie i przekształcona w nowy byt państwowy, zarządzaną przez wicekróla kolonię. Jest ona nam podporządkowana jak wasal, ale może na własną rękę wojować z koloniami innych państw. I w odróżnieniu od państwa wasalnego nie można jej zaanektować - wręcz przeciwnie nawet, jeśli obłożymy kolonię zbyt wysokimi cłami lub będziemy ją gnębić na inne sposoby, to wzrośnie jej współczynnik dążeń niepodległościowych i mogą nam się poddani zza mórz zbuntować. Trzeba więc postępować ostrożnie, podobnie jak z protektoratami.

Protektorat to druga duża nowość jeśli chodzi o kolonizację w Conquest of Paradise. Protektoratem możemy objąć dowolne państwo tubylcze poza Europą, jeśli tylko jest w innej grupie technologicznej niż zachodnia. Czasem trzeba delikwentów zmusić do przyjęcia naszej "ochrony" siłą, ale wielu chętnie się zgodzi jeśli tylko ich o to grzecznie poprosimy. Protektorat ma dużo większą swobodę niż państwo wasalne, nie może zostać zaanektowany, a na dodatek dostaje sporą premię do rozwoju technologii, dzięki czemu może szybciej dogonić swoich "wielkich białych braci". I gdy się zwesternizuje, to wypowiada posłuszeństwo. Po co więc go tworzyć? Czy nie lepiej po staremu podbijać? Otóż nie, bo protektorat oddaje nam połowę swoich wpływów kupieckich, dzięki czemu możemy zgarniać prawdziwą kasę z zamorskich węzłów handlowych. A przecież właśnie o to chodzi w kolonizacji - nie o pieniądze z podatków czy produkcji, ale krociowe wpływy z handlu. Protektoraty z jednej strony ułatwiają dostęp do nich, z drugiej jednak strony sprawiają, że cała sytuacja jest na dłuższą metę o wiele mniej stabilna. I dokładnie taką samą rolę odgrywają wspomniane kolonie.

GramTV przedstawia:

W podstawowej Europie Universalis IV kolonizacja była zajęciem ekscytującym tylko na początku. Odkrywanie nowych ziem i zasiedlanie ich na wyścigi było świetne, ale potem nadchodziła stagnacja, przerywana jakąś niemrawą wojną. Wiek zabawy, dwa wieki nudy, tak w skrócie. Conquest of Paradise zmienia to radykalnie. Nowe rozwiązania nadają całej sytuacji większej dynamiki, jednocześnie wyręczając nas w zarządzaniu wszystkimi zamorskimi pierdółkami, które do tej pory zwalały się na nas całą kopą. Dzięki temu gra utrzymuje wysokie tempo także poza fazą początkową i pozwala się skupić na tym co najważniejsze, czyli konkurowaniu z innymi europejskimi potęgami. I to jest strasznie fajne. Tak fajne, że nie wyobrażam już sobie grania w Europę Universalis IV bez Conquest of Paradise... no, chyba że jakąś Rosją, Austrią czy inną Polską, które się w zamorskie wojaże nie wybierają. Tak czy inaczej, Conquest of Paradise wydaje się być pozycją obowiązkową i wszystkie wprowadzane przez niego rozwiązania są przemyślane, wnoszą do gry wiele świeżości i znacznie ją ulepszają. Wszystkie... no, może poza jednym.

Oprócz wymienionych (lub nie) nowości Conquest of Paradise niesie też ze sobą jeszcze jedną nowinkę. Chodzi mianowicie o losowy generator Nowego Świata. Można go włączyć dla każdej nowej rozgrywki i wyprodukuje on całkiem nową masę lądów między Atlantykiem a Pacyfikiem zamiast znanych nam Ameryk. I nie jestem do końca przekonany co do tej opcji. Po pierwsze dlatego, że mimo wszystko Europa Universalis IV to dla mnie mimo wszystko jednak gra historyczna i takie science-fiction to już krok za daleko jak na mój gust. Po drugie zaś także z tego powodu, że ów generator nie jest doskonały i te jego nowe Ameryki są zwykle trochę koślawe. Ale nie skreślam tej opcji, bo w sumie zabawne jest odkrywanie naprawdę nowego świata. I ciekaw jestem, jak by wyglądała partia Europu Universalis IV na całkowicie losowo wygenerowanej mapie, jak w Cywilizacji, a to nowe rozwiązanie jest krokiem w tym właśnie kierunku. Więc nawet jeśli ów generator mnie osobiście nie urzekł, to za wadę go nie uznaję, zwłaszcza że jest przecież opcjonalny.

Oczywiście, Conquest of Paradise mógłby być dodatkiem o wiele bogatszym. Na przykład przydałoby się zrobić więcej w dziedzinie tych biednych Indian, którzy mają za mało własnych wydarzeń historycznych i innych sobie właściwych opcji rozwojowych, nie mówiąc już o tym, że ich totemizm stoi na z góry przegranej pozycji wobec chrześcijaństwa, co jest sporą niedogodnością. Przydałoby się też podkręcić gigaherce sztucznej inteligencji odpowiadającej za rządy kolonialne, bo bywa albo zbyt pasywna, albo głupio agresywna, jak w opisywanym na początku przykładzie. Ale ogólnie dodatek jest bardzo dobry i stanowi solidny fundament, na którym modderzy mogą sobie znów poszaleć. Oby zmontowali w miarę szybko jakiś duży mod dla tubylców, bo chcę zagrać ponownie i sprawdzić, czy jeśli to ja podbiję kawałek Europy, to powstanie tam indiańskie państwo kolonialne, czy też nie...

Krótko mówiąc, polecam, zalecam i tak dalej. Conquest of Paradise to dodatek obligatoryjny dla fanów Europy Universalis IV. Kupujemy, gramy i... czekamy na Wealth of Nations.

8,5
Najlepszy kolonializm i podbój raju na świecie
Plusy
  • świetne nowe opcje dla państw plemiennych
  • protektoraty i kolonie działają bardzo dobrze
  • zmiana dynamiki budowania zamorskiego imperium
Minusy
  • za mało wydarzeń dla państw tubylczych
  • wygenerowany Nowy Świat wygląda dziwnie
Komentarze
41
Usunięty
Usunięty
27/04/2014 10:50

Kupiłem jakiś czas temu podstawkę niedrogo w kolporterze. Jak dla mnie jest to naprawdę dobry kawałek strategii. Pewnie skradnie mi jeszcze dużo godzin z życia ;)

Usunięty
Usunięty
20/02/2014 11:13

Khe khemm to ja może delikatnie nie na temat się wypowiem bo o grze której recenzję komentujemy tak zaciekle, dzielnie szukając jej plusów oraz jej niewątpliwych wad. Zresztą gry 5 lecia jak dla nie w singlu no ale wojna polsko-polska ważniejsza, zawsze te wszystkie "dyskusje" w necie dla mnie wyglądają jak szczekanie w sejmie. No ale nie ważne :)Patch wczoraj wyszedł no i poprawia wiele z wad o których pisałem ale niestety nie wszystkie. Wróciły koalicje, agresja, stepowych plemion nie można brać w protektorat, pozmieniano to i owo w "obsłudze" kolonii słowem ładnie.Ale żeby nie było - nadal nie można claima zrobić kiedy tylko kolonia sąsiaduje, nadal jest 601 dni podróży kolonisty do kolonii w głębi lądu, corowanie nadal piekielnie drogie jakiś zadupi pośrodku niczego. Pytanie jeszcze co dodali od siebie :) bo po 2 godzinach grania po hokeju olimpijskim wiele stwierdzić się nie da. W każdym razie - po zakończeniu wojny z koalicja hiszpańsko/portugalsko/burgundzka pół Europy ma na mnie focha... no i o to chodzi :)

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
19/02/2014 17:58

Dnia 18.02.2014 o 23:53, Straszliwy napisał:

Toltekowie, potem Majowie i wreszcie Aztekowie prowadzili rozległe wojny jedynie po to by dzięki nim uzyskać ofiary dla swoich bogów (ponoć największą jednorazowo złożoną ofiarę w Tenochtitlan stanowiło ok. 10 000 jeńców).

A skąd ta liczba? Z jakich źródeł? Może z zapisków Hiszpanów, którzy starali się podkreślić barbarzyństwo Azteków, żeby usprawiedliwić ich podbój? Na historię trzeba umieć patrzeć obiektywnie i źródła poddawać krytyce. I myśleć. Jedyne źródła pisemne odnośnie kultury Azteków pochodzą od ludzi, którzy byli zainteresowani tym, by ukazać ją w jak najgorszym świetle. To tak jakbyś za pięćset lat od dziś oceniał Polskę tylko na podstawie bzdur, które wypisuje Nasz Dziennik.




Trwa Wczytywanie