Far Cry 3: Blood Dragon - recenzja

Piotr Wojtania
2013/04/30 18:00

Nie chcę nawet zgadywać w jaki sposób zrodził się pomysł stworzenia Far Cry 3: Blood Dragon, ale jestem wdzięczny, że ta gra powstała. To świetny pastisz, ale i wspaniały hołd dla kultowych filmów S-F z lat osiemdziesiątych, na których się wychowałem.

Far Cry 3: Blood Dragon - recenzja

Far Cry 3 był jedną z najfajniejszych gier, w jakie dane mi było zagrać w zeszłym roku. I choć jednorazowe przejście gry zajęło mi kilkanaście godzin, to wciąż było mi mało. Niestety nie doczekałem się żadnego rozszerzenia, potem pojawiły się inne gry i FC3 poszło w odstawkę. Kiedy zobaczyłem Far Cry 3: Blood Dragon, to było po prostu jak spełnione marzenie. Od razu wiedziałem, że ta gra dostarczy mi wszystkiego czego się po niej spodziewałem.

Technicznie Blood Dragon to samodzielny dodatek do Far Cry 3, co oznacza, że w kwestii rozgrywki oferuje niemal to samo co “podstawka”, więc nie będę się na tym za bardzo skupiał. Wystarczy powiedzieć, że rozgrywka dostarcza podobnych przeżyć - jest otwarty świat, przejmowanie posterunków, pojazdy, ciche zabójstwa, rozwój postaci, ogólnie wszystko, co sprawiało, że FC3 był taki fajny.

Tym co czyni Far Cry 3: Blood Dragon wyjątkowym, jest jego klimat. “Przyszłość, rok 2007”, czyli jak w latach osiemdziesiątych ludzie wyobrażali sobie początek XXI wieku. Fanów terminatorów, alienów, predatorów i innych robokopów, taki setting trafia prosto w serce. Już samo intro do gry, oparte o szczątkowe animacje naśladujące styl 16-bitowych produkcji z czasów SNES z muzyką niemal żywcem wyjętą z Terminatora wywołało u mnie przyjemne dreszcze.

Kolejne minuty i godziny z grą dawały coraz więcej i więcej radości, wynikającej w dużej części z wynajdowania różnego rodzaju smaczków. Na przykład: podstawowy pistolet od razu skojarzył mi się z bronią Robocopa. Z opis broni potwierdził moje przypuszczenia - “pistolet A.J.M.-9 został stworzony dla uczczenia pamięci poległego na służbie policjanta z Detroit i został nazwany jego inicjałami” - A.J.M, czyli Alex J. Murphy. Kolejne bronie także przywołały wspomnienia: strzelba z Terminatora II z charakterystycznym przeładowaniem i minigun z Predatora, gdzie przy ogniu ciągłym główny bohater zaczyna krzyczeć. No rewelacja po prostu.

Fabuła jest w odpowiednim stopniu kiczowata i pełna “serowych” dialogów. W skrócie - Sierżant Rex “Power” Colt (“w połowie człowiek, w połowie maszyna, w całości cyberkomandos” - miód) wyrusza na misję powstrzymania swojego byłego dowódcy przed podbojem całego świata. Który swoją drogą też jest ciekawy - w tej wersji historii Stany Zjednoczone zasypały atomówkami Kanadę, aby powstrzymać inwazję Rosji, a same najechały na Australię. Słowem - standard lat osiemdziesiątych.

Przy takim umiejscowieniu akcji nie wyobrażam sobie, żeby scenarzyści mieli podejść do tematu całkowicie na serio i na szczęście oni też sobie tego nie wyobrażali. Gra sypie stereotypowymi bohaterami, żartami z konwencji, czy megasłabymi dialogami (są w tym doskonałe po prostu: “- Rex, jeśli nie przeżyję, powiedz mojej rodzinie, że zginąłem za nasz kraj. - Sam im to powiesz, stary.”). Już na samym początku gra funduje nam obowiązkowy tutorial, który wręcz powala - “wciśnij X aby udowodnić, że umiesz czytać”, albo “rozejrzyj się, aby się rozejrzeć”. Do tego jest niesamowicie natrętny i nie do wyłączenia. Sam główny bohater ma go dość już po kilku komunikatach. W innej grze taki tutorial byłby ogromnym minusem, w Blood Dragon jest całkowicie na miejscu, a do tego daje sporo radości. Pod koniec proponuje nawet instalację tutoriala w wersji premium, który sam przejdzie grę (oczywiście żart, takiej opcji tak naprawdę nie ma).

Jak już wspomniałem, mechanika gry to niemal niezmieniony Far Cry 3. Z większych zmian są właściwie tylko trzy. Pierwsza to brak spadochronu i stroju do latania, ale Rex to cyborg i upadek z wysokości mu nie straszny. Druga jest bardziej znacząca - rozwój bohatera jest liniowy. Nie da się samemu wybierać zdolności po awansie, wraz z każdym kolejnym poziomem odblokowuje się z góry określone umiejętności. To niewielki krok w tył, ale mi ta zmiana w ogóle nie przeszkadzała. Zwłaszcza, że część potrzebnych skilli, jak np. ciche zabójstwa, jest dostępna od początku, a kolejne to tylko bonusy, które pozwalają się poczuć coraz większym twardzielem.

GramTV przedstawia:

Trzecia zmiana to sposób przejmowania obozów wroga. Są dużo większe niż w Far Cry 3 i oferują większą swobodę w oczyszczaniu ich z sił wroga, czyli cyborgów Omega Force (kolejna świetna nazwa). Można oczywiście wparować do środka i wytłuc wszystkich jak przystało na cyberkomandosa, ale można też pokombinować, na przykład poszukać generatora pola siłowego w pobliżu bazy, zniszczyć go i obserwować jak tytułowy Krwawy Smok, czyli ogromny cyberjaszczur wpada do środka i oczyszcza bazę za nas.

Taka oswobodzona baza oferuje dodatkowe zadania i sklep, w którym można zakupić amunicję, ulepszenia do broni i mapę znajdziek. Dostęp do ulepszeń broni odblokowuje się natomiast poprzez znajdowanie pokazanych na nich przedmiotów i wykonywanie dodatkowych misji, więc wszystko się ładnie ze sobą łączy i zachęca do eksploracji poza główną linią fabularną gry.

Także w kwestii grafiki widać podobieństwa, ale wprowadzone zmiany pozwalają zachować FC3: Blood Dragon własną tożsamość. Sama wyspa odróżnia się od Rook Island z Far Cry 3 głównie paletą użytych barw. Zamiast soczystej zieleni mamy mnóstwo ciemnych barw. Do tego ciągle jest noc, czasami jest wręcz za ciemno. Zwłaszcza w jaskiniach - w FC3 Jason miał latarkę, Rex natomiast nie ma nic. Nawet jego cyberoko (zastępujące aparat z FC3) nie oferuje żadnej termowizji ani nic w tym rodzaju - szkoda.

Pojazdy wyglądają bardzo znajomo. Samochody, helikopter, skuter wodny są żywcem przeniesione z Far Cry 3, na desce rozdzielczej terenówki można nawet znaleźć tańczącą laleczkę hula. Ten lekki recykling jednak zupełnie nie przeszkadza w odbiorze gry. Tym bardziej, że niemal nie ma potrzeby korzystania z pojazdów. Wyspa jest nieduża i od zadania do zadania nie przebywa się jakiś wielkich odległości, do tego mamy opcję szybkiej podróży do wyzwolonych baz.

O muzyce wystarczy powiedzieć tyle, że jest doskonała. Zespół Power Glove odpowiedzialny za tę część oprawy gry trafił w samo sedno. Kawałki inspirowane są klasycznymi filmami, co od razu słychać. Każdy fan Terminatora czy predatora od razu wychwyci znajomo brzmiące kawałki. Miód na uszy.

Far Cry 3: Blood Dragon jest naprawdę wspaniałą grą, nie tylko “dodatkiem”, ale grą po prostu. Ta sama świetna mechanika gry, co w FC3 ubrana w retro-futurystyczne łaszki starego sci-fi z dużą dozą humoru po prostu musi działać. Ukończenie gry na 100% zajęło mi niemal 7 godzin, co jak na “dodatek” jest niezłym czasem - wiele tytułów w pełnej cenie starcza na krócej. Dla mnie werdykt może być tylko jeden - brać i grać.

9,0
Dla fanów starego sci-fi to pozycja obowiązkowa. Pozostali tez się raczej nie zawiodą.
Plusy
  • klimat
  • muzyka
  • humor
  • stylizowana oprawa
Minusy
  • osoby nie czujące klimatu i nie znające S-F lat osiemdziesiątych mogą nie docenić
  • drobne błędy i niedoróbki techniczne
  • momentami nieco za ciemna
Komentarze
30
ww3pl
Gramowicz
06/05/2013 11:35
Dnia 01.05.2013 o 09:38, IC81 napisał:

akapit w którym autor przyznaje że jest to mod far cry 3 i potem minusy gdzie jest podane ze nie każdemu ta gra może podejść i na końcu widze ocenę 9, która oznacza co najmniej grę miesiąca w swojej kategorii. Nie pasuje mi to do takiego stopnia że uznałem że trzeba to skomentować co rzadko czynię.

Uhm, ocena wystawiana jest przecież przez recenzenta na podstawie jego wrażeń gry, nie z "wrażeń, które według niego prawdopodobnie wystąpią u odbiorców, do których pisze ten tekst".Jasne, w skrajnym przypadku gra mogłaby przypaść do gustu tylko i wyłącznie Chowańcowi - jeśli taką wzmiankę umieści w swojej recenzji, pisząc też dlaczego tak jest, to nie widzę powodu, dla którego nie miałby rzucić grze nawet najwyższą możliwą notą. Nie wydaje mi się, by oba przypadki szczególnie się wykluczały.Podobnie bym bronił talentu Chowańca, gdyby zdecydował się na ocenę "1" - gdyby rzeczywiście tytuł mu się nie podobał i w przeciwieństwie do innych redakcji wystawił najniższą notę (zakładając, że rzeczywiście miałby ku temu powód), ceniłbym go za szczerość i nowy punkt widzenia, który przydałby mi się do badań przed zakupem gry.Czyli wydaniem z radością tych pieniędzy, które mogłem przeznaczyć na cele charytatywne. Wiesz, skutery śnieżne dla dzieci, czy coś. Wolę jednak otrzymać tyle różnych opinii, ile tylko się da, zanim zabiorę dzieciom coś tak fajnego jak skutery śnieżne i kupię sobie za to grę.

Chowaniec
Gramowicz
Autor
06/05/2013 09:10
Dnia 30.04.2013 o 23:46, Essau napisał:

Czy Ty łapiesz,że ocena 9 winna tyczyć się gier wyjątkowych,wybitnych? Nie grałem w Blood Dragon, ale na YT można zobaczyć wiele. Jeśli to jest gra cudowna i wybitna, to już czas zamknąć Gram.pl.

Nie oceniałem wybitności gry - oceniłem ilość przyjemności, jaką ta gra mi dostarczyła. Od dawna nie wydałem z siebie tyle okrzyków radości i nie uśmiałem się tak przy grze.

Chowaniec
Gramowicz
Autor
06/05/2013 09:08
Dnia 30.04.2013 o 23:08, IC81 napisał:

zastanówmy się: oferuje to samo co podstawka, może nie przypaść wszystkim do gustu = ocena 9. Bez komentarza.

Ocena jest oczywiście subiektywna - grałem w podstawkę i Blood Dragon, bardzo podobały mi się obie, ale BD dał więcej radości. Mi ten "dodatek" przypadł do gustu na tyle, żebym ocenił go na 9.




Trwa Wczytywanie