Sly Cooper: Złodzieje w Czasie - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2013/02/27 11:25
5
0

Siedem lat z okładem minęło od czasu, kiedy po raz ostatni mieliśmy okazję poznać nowe przygody Slya i pogodziliśmy się już z myślą, że odszedł on w końcu na zasłużoną emeryturę. Tymczasem Sly Cooper: Złodzieje w Czasie pokazuje, że zamaskowany szop jest w świetnej formie, a trójwymiarowe platformówki wcale nie odeszły do lamusa razem z PlayStation 2.

Gambit Sanzaru

Gambit Sanzaru, Sly Cooper: Złodzieje w Czasie - recenzja

Za najnowszą odsłoną serii o futrzastym włamywaczu kryje się ciekawa i budująca historia. A było to tak - w studiu Sanzaru zebrała się grupa wielbicieli Slay’a, którym marzyło znów obejrzeć w akcji swojego ulubieńca. Niestety marka najlepsze chwile miała już dawno za sobą, a jej twórcy z Sucker Punch nie byli zainteresowani jej powrotem, bo pochłaniała ich praca nad przygodami nowego bohatera, nieSławnego Cole’a McGratha. Kalifornijczycy postanowili więc zagrać va banque i na własną rękę przygotowali demo, w którym zaprezentowali zamaskowanego szopa na miarę obecnej generacji konsol.

O dziwo ani Sucker Punch, ani Sony nie pozwali Sanzaru za naruszenie praw autorskich. Zamiast tego zaoferowali im pracę przy The Sly Cooper Collection HD. Ta kompilacja miała być testem czy społeczność graczy chce znowu wejść w buty sympatycznego złodziejaszka, ale również czy trójwymiarowe platformówki z nastawieniem na akcję w ogóle mają jeszcze rację bytu. Efekt okazał się zaskakujący - odświeżony Sly sprzedał się bardzo dobrze, zyskując przy tym nowe grono młodych fanów. Sony nie kryło swojego podziwu dla talentu Sanzaru, które potrafiło przywrócić podupadłej marce dawny blask. I tak oto japoński koncern postanowił powierzyć ekipie z Kalifornii zadanie stworzenia czwartej pełnoprawnej odsłony Sly Coopera. Tak oto powstali Złodzieje w Czasie.

Złodzieje w Czasie Przeszłym

Złodzieje w Czasie Przeszłym, Sly Cooper: Złodzieje w Czasie - recenzja

To, że autorzy świetnie czują uniwersum zamaskowanego szopa widać już po fabule. Historia opowiedziana jest z wdziękiem i dużą dawką inteligentnego humoru. Scenarzyści sprytnym zabiegiem zmusili Sly’a do powrotu do złodziejskiego fachu. Dla przypomnienia od zakończenia częśći trzeciej, włamywacz udaje amnezję, co pozwala mu tworzyć udany związek z piękną panią komisarz Carmelitą. Sielankę kończy jednak zaskakujące odkrycie – z kart Złodziejusa Szopusa, księgi zawierającej opis wszystkich dokonań rodu Cooperów, zaczynają znikać kolejne rozdziały. Z pewnością coś złego dzieje się w przeszłości. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Bentley, będący mózgiem całej ekipy, kończy właśnie prace nad wehikułem czasu. Dzięki niemu Sly ma szansę połączyć siły ze swoimi przodkami i wspólnie z nimi naprawić szkody wyrządzone przez tajemniczego Le Paradoksa.

Tak skonstruowana fabuła jest doskonałą wymówką dla wprowadzenia do serii nowych obszarów oraz bohaterów. Nasz zamaskowany odwiedza w sumie pięć okresów historycznych, począwszy od zlodowacenia, przez średniowiecze, aż po czasy Dzikiego Zachodu. Każda z lokacji składa się z rozległego etapu, od którego prowadzą ścieżki do konkretnych misji. Jednak już nawet ten pierwszy obszar zapewnia sporo rozrywki, bo jest czymś o wiele bardziej interesującym niż tylko rodzaj interaktywnego menu. Miejsce to jest zwykle wypełnione są wrogami, znajdźkami, ukrytymi przejściami i innymi atrakcjami, a odkrywanie ich wszystkich jest równie przyjemne jak wykonywanie zadań. Powrót do bazy z kieszeniami wypchanymi monetami posłużą do zakupu nowych umiejętności, które z kolei pozwolą dostać się do wcześniej niedostępnych miejsc. Pokusa, żeby zajrzeć w każdy zakamarek etapu jest naprawdę silna, zwłaszcza, kiedy mamy ambicję na odblokowanie 100% jego sekretów.

Otwarte obszary dają też świetną okazję do opanowania zwinnych ruchów Sly’a. Jego specjalnością wciąż pozostaje znane od pierwszej części utrzymywanie się na wąskich krawędziach i spiczastych punktach. Dachy, parapety, przewody elektryczne czy latarnie to naturalne środowisko szopa-włamywacza, a dostanie się na nie wymaga jedynie wciśnięcia kółka. Oczywiście trzeba wykazać się precyzją podczas skoku, ale kiedy nauczymy się oceniać odległość, będziemy pędzić po lokacji płynnie i z wielką gracją. Zeskoczyć ze szczytu wieży zegarowej, przebiec sprintem po dachu, wskoczyć na maszt ze sztandarem i chwilę później wylądować za plecami niczego nie spodziewającego się rywala - tak to się robi!

Cooperów sześciu

Sly Sly’em, ale nie można zapominać o tym, że w trakcie przygody pokierujemy również kilkoma innymi bohaterami, w tym pięcioma Cooperami z przeszłości. Pośród nich znalazł się między innymi szop-Neandertalczyk o wdzięcznym imieniu Bob. Nie jest on może zbyt bystry, za to jest silny jak mamut i nikt nie dorówna mu we wspinaczce po pionowych ścianach. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Roichi, wywodzący się w feudalnej Japonii kucharz, któremu świat zawdzięcza wynalezienie sushi. Ten przodek Slay’a jest mistrzem akrobacji i cichego przekradania się za plecami wrogów.

GramTV przedstawia:

Stawkę uzupełniają kolejni, spośród których wybija się jeszcze Tennessee. Jak sugeruje imię, jest amerykańskim kowbojem stojącym na stanowisku, że nie ma takiego problemu, którego nie rozwiązałoby kilka celnych strzałów z wiernego colta. Każdy z Cooperów wnosi też do rozgrywki urozmaicenie w postaci charakterystycznego stroju, który daje głównemu bohaterowi specjalne umiejętności. I tak więzienne wdzianko pozwala na używanie kuli u nogi do niszczenia niektórych konkstrukcji, a ubiór łucznika daje możliwość wystrzelenia strzał w taki sposób, żeby utworzyły drabinkę.

Cooperów sześciu, Sly Cooper: Złodzieje w Czasie - recenzja

Na końcu każdego epizodu z przodkami Slay’a czeka walka z bossem, której wynik zależy od naszego opanowania umiejętności bohaterów i optymalnego wykorzystania wspomnianych strojów. Decydującym czynnikiem jest jednak rozpracowanie wzoru, według którego rywal się porusza. Zazwyczaj musimy unikać nieblokowalnych ciosów aż do momentu, kiedy kreatura dostanie zadyszki i wtedy przechodzimy do kontrataku. Taki schemat znany jest chyba od zarania dziejów platformówek, ale nie jest bynajmniej ujmą w przypadku Złodziei w Czasie. Wręcz przeciwnie, taki powrót do korzeni ma swój nieodparty urok, a przed ewentualną monotonią bronią nas dowcipne dialogi pomiędzy adwersarzami, a także kilka niespodziewanych zwrotów akcji na polu bitwy.

Niestety nie można być równie wyrozumiałem dla walk z szeregowymi przeciwnikami. Te szybko zaczynają nużyć, bo sługusy Le Paradoksa są wyjątkowymi fajtłapami. Poruszają się bardzo wolno, a do tego ich zasięg wzroku jest śmiesznie krótki, więc zakradanie się za ich plecy i powalanie jednym nie jest żadnym wyzwaniem. Na szczęście takie regularne starcia nie są zbyt częste, a esencją rozgrywki tak jak było to wcześniej, pozostają elementy platformowe.

Jest cell-shading, jest pięknie

Jest cell-shading, jest pięknie, Sly Cooper: Złodzieje w Czasie - recenzja

Oprawa graficzna Sly Cooper: Złodzieje w Czasie każe się zastanowić nad tym, jak to się stało, że cell-shading wyszedł z mody. Ta gra wygląda wręcz bajecznie! Klimat jak z klasycznych kreskówek lat 70. i 80. ubiegłego wieku wprost wylewa się z ekranu. Postacie i otoczenie są charakterystycznie kanciaste i pociągnięte grubą kreską, co wygląda bardzo stylowo. Do tego bohaterowie poruszają się z wielką gracją, nawet wielki i niezgrabny Murray’a. Podobny poziom udało się utrzymać w wersji na PlayStation Vita. Co prawda na małym ekranie rozległe poziomy nie prezentują się już tak imponująco, a i szczegółów otoczenia jest nieco mniej, ale przenośny Sly wciąż może być uznany za jedną z najlepiej prezentujących się gier na handheldzie Sony. Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie, żeby na co dzień grać na PlaySatation 3, a w przypadku weekendowego wyjazdu przerzucić się na PSV - Sly Cooper: Złodzieje w Czasie korzysta bowiem zarówno z funkcji cross-buy, jak i cross-save.

Przypadł mi do gustu również polski dubbing, zwłaszcza Jarosław Boberek w roli głównego bohatera. W kwestii oprawy audio-wideo blado wypada jedynie muzyka, która co prawda nie odbiega od standardów serii, ale lista utworów to zaledwie kilka pozycji, które szybko zaczynają się nudzić.

Lepsze jest wrogiem dobrego

Sly Cooper: Złodzieje w Czasie, pomimo tego, że przygotowany przez inne niż dotychczas studio, nie jest żadnym restartem serii. Wręcz przeciwnie, to modelowy przykład kontynuacji, która naprawia błędy poprzedniczek, rozwija to, co działało dobrze ii dodaje kilka nowych pomysłów. Można by pomyśleć, że to niewiele, ale w tym akurat przypadku gracze niczego więcej nie oczekiwali. Sanzaru złożyło fantastyczny hołd nie tylko samemu Slay'owi, ale również trójwymiarowym platformówkom, które jak się okazuje, wciąż mają wiele do zaoferowania.

8,6
Trójwymiarowe platformówki wiecznie żywe
Plusy
  • rozległe i ciekawie zaprojektowane poziomy
  • mnóstwo znajdziek do zebrania
  • zróżnicowani bohaterowie
  • świetna cell-shadingowa oprawa
  • humor
Minusy
  • monotonna walka
  • wyjątkowo nierozgarnięci wrogowie zaniżają poziom trudności
Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
28/02/2013 23:40

Ah żeby tak odświeżyli Crash Bandicoot :(

Usunięty
Usunięty
27/02/2013 19:06

Dla czego 8,6 a nie 8,5 czy 8,7 ?

Usunięty
Usunięty
27/02/2013 19:06

Dla czego 8,6 a nie 8,5 czy 8,7 ?




Trwa Wczytywanie