Mieszkańcy kraju z Hollywoodem, George'em Bushem i Mount Rushmore oszaleli. W piątek, 29 czerwca, w USA rozpoczęła się sprzedaż iPhone'ów firmy Apple. Czym jest to urządzenie? Połączeniem telefonu komórkowego, odtwarzacza mp3 i przeglądarki stron internetowych. Wszystko to sterowane za pomocą dotykowego interfejsu na 3,5-calowym, ciekłokrystalicznym wyświetlaczu o rozdzielczości 320x480. Choć naukowcy z różnych zakątków świata nie widzą w tym ustrojstwie nic nadzwyczajnego, Amerykanie ustawiali się w naprawdę długich kolejkach, by nabyć produkt Apple'a.
Tylko w piątek, sobotę i niedzielę, czyli pierwszy weekend dystrybucji iPhone'a, urządzenie rozeszło się w liczbie 525 tysięcy sztuk. Choć jego twórcy spodziewali się sporego zainteresowania i zapowiadali, że nie będzie problemów z zaopatrzeniem, już pierwszego dnia połowa sklepów na zachodnim wybrzeżu pozbyła się wszystkich egzemplarzy.
Według niedzielnych doniesień zza ocenau, 2% klientów doświadczyło pewnej obsuwy czasowej w uruchomieniu usług, jakie oferuje iPhone. Tak czy inaczej, jesteśmy świadkami nowego boomu, który nie wiadomo na jak długi czas opanuje mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Entuzjaści nowalijki Apple'a na pewno znajdą się też w innych regionach świata, choć wciąż nie wiadomo, kiedy iPhone ukaże się w Europie. Według nieoficjalnych przecieków, dystrybutorami urządzenia na Starym Kontynencie mają być firmy T-Mobile i Vodafone.
Co ciekawe, europejska wersja ma umożliwiać korzystanie z telefonii trzeciej generacji 3G. Taka opcja nie istnieje w wydaniu amerykańskim, gdyż, jak twierdzą przedstawiciele Apple'a, potrzebuje ona większych zasobów energii. To oczywiście wpływa na żywotność baterii. Mimo niejasności w sprawie premiery iPhone'a w Europie, fachowcy radzą wstrzymać się z jego zakupem na aukcjach internetowych z dwóch powodów - pojawienia się licznych podróbek (głównie "made in China") oraz faktu, że urządzenia działają jedynie z kartą amerykańskiej sieci
komórkowej.