Hillary Clinton zwraca uwagę, że temat jest szczególnie gorący w sezonie świątecznym, kiedy to wiele dzieci znajdzie pod choinkami gry. Żona byłego prezydenta mówi, że jest oczywiście sporo wspaniałych tytułów, pomagających dzieciom w nauce i zwiększających koordynację ruchową, ale jednocześnie rynek pełen jest produkcji nieodpowiednich dla młodych ludzi. A tych jako przyszłość narodu należy przecież chronić. Jakżeby inaczej niż wprowadzając odpowiednie przepisy w całym kraju.
Zaproponowana przez panią Clinton ustawa przewiduje - podobnie jak te wprowadzone w Illinois, Michigan czy Kalifornii - kary dla sprzedających nieletnim niedozwolone dla nich tytuły. Przy pierwszym tego rodzaju wykroczeniu sprzedawcy przyszłoby zapłacić tysiąc dolarów (lub odbyć 100 godzin prac społecznych), przy kolejnych - 5 tysięcy (lub 500 godzin). "Ustawa pomoże rodzicom, upewniając ich, że ich pociechy nie będą mogły wejść do sklepu i kupić gry zawierającej przemoc czy pornografię" - mówi główna pomysłodawczyni.Problem tylko w tym, że podobne przepisy wprowadzone w niektórych stanach USA - na które nota bene powołuje się pani Clinton - wzbudziły wiele kontrowersji. Ustawa z Illinois została przez tamtejszy sąd federalny uznana za niezgodną z konstytucją, z podobnego powodu tymczasowo wstrzymano wejście w życie przepisów w Michigan. Skąd więc pomysł, że takie propozycje mogą przejść przez amerykański kongres?
Otóż propozycja pani Clinton różni się od wspomnianych w jednym istotnym szczególe. Do określenia jakie gry nie nadają się dla młodych ludzi nie używa jakiejś własnej definicji, a opiera się na wiekowych ograniczeniach nakładanych przez organizację Entertainment Software Ratings Board (zajmującą się ustalaniem ograniczeń już od dawna). Żona byłego prezydenta nie proponuje więc ustawowego określania co jest dla młodzieży dozwolone a co nie, chce jedynie wymusić większe respektowanie istniejących ograniczeń. Jej propozycja ma więc z pewnością większe szanse na wejście w życie.