God of War pokazuje, że istnieje życie po życiu

Mateusz Mucharzewski
2018/05/31 10:00
3
0

Tworzenie trylogii to ciekawy zabieg. Co jednak jeśli po jej zakończeniu marka nadal jest popularna? Twórcy God of War pokazują co robić.

God of War pokazuje, że istnieje życie po życiu

Media jeszcze nie ochłonęły po świetnym debiucie God of War i nadal zachwycają się genialną produkcję ekipy Sony Santa Monica. Mnie w tej grze najbardziej jednak zaciekawiła inna rzecz. Kalifornijskie studio postawiło sobie bardzo ambitny cel jakim było wznowienie historii, która w praktyce zakończyła się. Nie chcę zdradzać co wydarzyło się w finałowych scenach God of War III. Mimo wszystko każdy może się domyślać przynajmniej tego, że Kratos w czasie sześciu gier (trylogia + spin off Wstąpienie + dwie gry na PSP) zabił niemalże wszystkich bogów z greckiej mitologii. Jak więc dopisać kolejną część tej historii?

Zabiegiem stosowanym przez wielu twórców jest reboot. Zamykamy to co się dotychczas wydarzyło i zaczynamy wszystko od nowa. Taki zabieg często spotykał się z niezadowoleniem fanów, czego najlepszym przykładem jest DmC: Devil May Cry od Ninja Theory. Sam jestem wielkim zwolennikiem tej gry, ale rozumiem dlaczego wielu miłośników oryginału krytykowało ten tytuł. Z kolei Crystal Dynamics przy Tomb Raider z 2013 roku stworzyło kompletnie niepotrzebny reboot. Jedyne co zmieniło się w historii Lary Croft to inny sposób w jaki zmarli jej rodzice. Nic co miałoby jakiekolwiek znaczenie dla graczy. Po co więc było robić reboot? Z punktu widzenia fabuły nie było takiej potrzeby, a do zmiany rozgrywki nie trzeba było restartu marki.

Wróćmy więc do God of War. Scenarzyści Sony Santa Monica wykonali fantastyczną robotę. Pomysł, aby przenieść akcję do innej mitologii wydawał się w miarę sensowny. Wielu jednak spodziewało się restartu, a zamiast tego twórcy przyjęli proste założenie - wszystkie mitologie stanowią jedno uniwersum, a więc Kratos mógł przenieść się z miejsca na miejsce. Przy takiej decyzji nie było konieczne zerwanie z dotychczasową historią. Kratos jest tym samym Kratosem i chociaż żyje w innym świecie, demony przeszłości nadal krążą wokół niego. To pozwala na wprowadzenie do rozgrywki wielu smaczków.

Takie rozwiązanie sytuacji pozwala osiągnąć kilka korzyści. Po pierwsze dotychczasowe gry nadal mają sens. Reboot powoduje, że wszystko kasujemy, co zawsze jest bardzo przykre dla najwierniejszych fanów. Trudno się przecież pogodzić ze zlikwidowaniem tak bogatej historii. Druga korzyść to właśnie wspomniane wyżej smaczki. Nie będę oczywiście zdradzać fabuły God of War, ale napiszę że fan service jest obecny w wielu miejscach. To podnosi poziom emocji tak wysoko, że ocena końcowa gry znacząco wzrasta.

GramTV przedstawia:

Ostatni atut rozwiązania jakie przygotowali ludzie z Sony Santa Monica to ogromne rozwinięcie możliwości raptem jedną świetną decyzją. Jeśli obecna historia ponownie przewidziana jest na trzy części, po ich wydaniu twórcy będą mogli kolejny raz wykorzystać sprawdzony motyw. W końcu znamy więcej niż dwie mitologie. Tym samym God of War przestaje być serią o Kratosie szukającym zemsty, a marką o bogu, który z różnych powodów pozbawia życia cały panteon bóstw. Kiedyś podobny pomysł zrealizowało Infinity Ward w Call of Duty. Seria cieszyła się ogromną popularnością, ale motyw II wojny światowej dawał bardzo ograniczone możliwości. Wtedy pojawiło się Modern Warfare. Wielu fanów oburzyło się tą decyzją, ale twórcy szybko ją wytłumaczyli - Call of Duty nie jest grą o II wojnie światowej, tylko ogólnie o wojnie. Nie ma więc problemu, aby kolejne odsłony przedstawiały przeróżne, często również fikcyjne konflikty. Ważne, aby zachowane były pewne wspólne elementy jak bohaterowie czy model rozgrywki.

Blisko wykonania podobnego, skutecznego kroku była ekipa BioWare. Kanadyjskie studio nie miało odwagi, pomysłu lub po prostu chęci pokazywania co wydarzyło się w świecie Mass Effect po finale trzeciej części. Scenarzyści postanowili więc odciąć się od tego i przenieść akcję do innej galaktyki. Fabularnie zostało to zgrabnie wytłumaczone. Fani nadal mogli przebywać w znanym sobie świecie, a jednocześnie udało się ominąć problem wyjaśniania zakończenia trylogii oraz znaleźć sposób na wprowadzenie do serii nowych ras i planet. Niestety Andromeda była po prostu słabą grą, zrobioną bez szacunku do marki Mass Effect. Zamiast więc dalej rozwijać to fantastyczne uniwersum, BioWare pogrzebało je na wiele lat.

W branży gier znane są też pewne półśrodki. Taki przygotowała ekipa The Coalition, aby kontynuować markę Gears of War. W finale trylogii ekipa Marcusa Fenixa poradziła sobie z Szarańczą, a więc sensu kontynuowania serii teoretycznie nie było. Mimo wszystko scenarzyści znaleźli sposób, aby ponownie pozwolić graczom zmierzyć się z tym przeciwnikiem. Fabularnie wszystko zostało wykonane prawidłowo. Nie zabrakło również licznych odniesień do pierwszej trylogii czy znanych bohaterów. Tutaj wszystko było na swoim miejscu. Mimo to gra nie rozkochała graczy tak jak oryginał stworzony przez Epic Games. Powód moim zdaniem jest jeden. Wojna z Szarańczą została zakończona, dla wielu to zamknięty etap i powracanie do niego wcale nie jest tak atrakcyjne. Może gdyby nowa trylogia, podobnie jak ostatni God of War, wprowadziła więcej zmian w świecie i stanowiła nowe otwarcie dla marki? Wtedy być może miliony graczy ponownie zakochałoby się w Gears of War.

Są jednak serie, w przypadku których błędne decyzje wprowadziły taki mętlik, że ciężko w ogóle znaleźć sensowny sposób wyjścia z sytuacji. Idealnym przykładem jest marka Assassin’s Creed. Ona również planowana była na trylogię, ale dzięki ogromnej popularności włodarze Ubisoftu szybko z tego zrezygnowali. Trudno im się dziwić, skoro w grę wchodziły setki milionów dolarów przychodów z każdej odsłony marki. Mimo wszystko brak sensownego planu sprawił, że fabularnie ta gra kompletnie się posypała. Dzisiaj wątek współczesny z Animusem i Abstergo umieszczany jest w zasadzie tylko z obowiązku. Nie wprowadza on niczego do fabuły i rozgrywki, z kolejnymi grami nie tworzy również jakiegoś wątku jak początkowo ten z Desmondem. Czy należy więc przeprowadzić reset serii? Wydaje mi się, że rozwijana jest ona już zbyt długo, aby w grę wchodziło skasowanie wszystkiego i rozpoczęcie od nowa. Myślę więc, że Ubisoft nadal będzie szedł w tym samym kierunku, bo nie znajdzie innego rozwiązania. W efekcie każda kolejna część Assassin’s Creed pokazuje mi jak ogromnym niewykorzystanym potencjałem jest pomysł na walkę Templariuszy z Asasynami. Tego jednak, przynajmniej według mnie, już się nie naprawi.

Biorąc pod uwagę jak wiele świetnych marek zagubiło się przez lata rozwoju, jeszcze bardziej doceniam pomysły ludzi z Sony Santa Monica. Może się mylę, ale wydaje mi się że to pierwszy przypadek tak udanego reaktywowania skończonej historii w grach wideo. Na pewno ja nie przypominam sobie lepszego przykładu. Nawet jeśli o czymś zapomniałem, nie umniejsza to sukcesu twórców nowej części God of War. Chociaż zainteresowanie marką drastycznie spadło po części trzeciej (czego najlepszym dowodem była kiepska sprzedaż późniejszego God of War: Wstąpienie), dzisiaj przygody Kratosa ponownie rozpalają wyobraźnię graczy. Coś czuję, że jeszcze przez wiele lat to się nie zmieni.

Komentarze
3
czaczi87
Gramowicz
31/05/2018 21:19

Ja powoli kończę nowego God of War i mi zmiany bardzo się podobają. Tak szczerze to nie lubię gatunku slasherów i żadnej poprzedniej części nie ukończyłem. Zaczynałem grę i po kilku godzinach odpuszczałem, bo mechanika mi nie leżała. Bardzo interesował mnie setting i historia, ale odbijałem się od gameplayu. Może dziś warto do nich wrócić?

Zmiana rozgrywki na Last of us + Dark Souls bardzo mi podpasowała. Mamy interesującą relację syna z ojcem (tytułowy Dad of Boy) oraz świetny występ wspierających postaci - voice acting na najwyższym poziomie. Gra wizualnie powala zróżnicowanymi lokacjami, bossami, efektami cząsteczkowymi a muzyka świetnie komponuje się z wydarzeniami na ekranie. Sam system walki też jest świetny pomimo dość długiego rozkręcania się. Na początku walimy toporem jak nieokrzesany rębacz, ale wraz z nowymi umiejętności system nabiera niesamowitej głębi. Kombinacja lekkiego i mocnego ataku, rzut toporem zamrażający przeciwnika, okładanie niemilców gołymi pięściami, wykopanie przeciwników ze skały, powrót topora łukiem koszący zgraję na zakończenie mocarny atak runiczny. W pewnym momencie gdy wykonałem finezyjną anihilację przeciwników nie tracąc nawet skrawka życia poczułem się naprawdę mocny. Te kocie ruchy ;)

Jedyne do czego mogę się przyczepić to powtarzalne zbieranie wszelakiego badziewia. Niby nie muszę tego robić, ale rządzi mną klątwa lizania ścian i kompletowania zawartości. Gdyby God of War nie miał tej przedłużającej mechaniki i zamknął się w 20-25 godzinach rozgrywki tempo gry by na tym zyskało. Z drugiej strony tytuły bez sztucznego wydłużania zostają bardzo szybko sprzedane przez graczy, którzy przejdą i opędzlują do następnego gościa. Developer już z tej drugiej transakcji nic nie ma. Dlatego jesteśmy męczeni ogromnymi sandboksami i grami multiplayer. Zwarte (to nie znaczy takie na 6 godzin) tytuły singleplayer są rzadkością. W sumie i tak kudosy należą się dla Sony Santa Monica za nie wciskanie do GoW tandetnych DLC, lootboxów czy innych bzdur. Kupujesz grę w dniu premiery i grasz wiedząc, że masz przed sobą skończony produkt, a nie early access w stylu Final Fantasy XV.

wolff01
Gramowicz
31/05/2018 16:11

Jestem właśnie w tracie przechodzenia GoW i akurat mnie zmiany się nie podobają. Nie powiedziałbym, że do sukcesu gry przyczyniła się zmiana mechaniki. God of War to kultowa marka, a nowa część po tylu latach chcąc nie chcąć przyciągnie wielu kupujących. W końcu to jeden z bardziej znanych IP na Playstation.

Gra wygląda fanatstycznie, a fabuła i relacje między Kratosem i jego synem wychodzą ok, ale grając w nią cały czas mam poczucie, że to nie jest God of War. Gra nie ma tej zwierzęcej brutalności, eksploracja i system ekwipunku odciąga od tego poczucia "parcia do przodu". Gra jest też momentami nudnawa, a zróżnicowanie przeciwników, przynajmniej na razie, żadne. Walki niby są, bossowie są, ale to nie ten sam poziom epickości. Problemem jest też Leviathan Axe. To po prostu nudna broń, daleko w tyle za Blades of Chaos i ich widowiskowym stylem walki.

Zmierzam do tego, że choć należy pochwalić twórców za to, że spróbowali czegoś innego to dla mnie gra po prostu straciła to co mnie do niej najbardziej przyciągało...

Usunięty
Usunięty
31/05/2018 14:57

Dobry artykuł, ale skoncentrowany na samej fabule, Do sukcesu nowego GOW w równym stopniu przyczyniła się zmiana mechaniki rozgrywki co miejsca akcji. Natomiast w przypadku Tomb Ridera od czasu premier pierwszych odsłon wyrosło nowe pokolenie graczy dla których reboot serii stał się okazją do zapoznania się z kultową marką.




Trwa Wczytywanie