Gorączka złota: Gra komputerowa - recenzja. A może raczej biała gorączka?

Adam "Harpen" Berlik
2017/11/19 15:10
0
0

Ciekawy pomysł, niekoniecznie udana realizacja i przedpotopowa grafika.

Gorączka złota: Gra komputerowa - recenzja. A może raczej biała gorączka?

Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że Gorączka złota: Gra komputerowa od polskiego studia Code Horizon ma przynajmniej dwa wspólne mianowniki z kultową strzelanką Half-Life 2? Przynajmniej, bo tych dwóch jestem pewien, a może i znalazłyby się kolejne. Główny bohater recenzowanej produkcji nie ma rąk, co dziś wygląda przekomicznie, jeśli zdecydujemy się na widok z kokpitu samochodu czy też będziemy przenosić rozmaite przedmioty, na przykład ładując je "na pakę". Obserwowanie kierownicy, która porusza się nie wiadomo jakim cudem nie przeszkadzało nikomu wiele lat temu, ale dziś - cóż, takie rozwiązanie jest po prostu nie do przyjęcia. Podobnie zresztą jak to, że eksplorując mapę regularnie oglądamy napis "ładowanie", bo gra wczytuje kolejne tekstury "w locie" (a i tak czasem niektóre obiekty pojawiają się jeszcze później na naszych oczach). Half-Life 2 jakby nie patrzeć, ale na tym na szczęście koniec tych nietypowych podobieństw z grą od Valve.

Gdyby w parze z doczytywaniem kolejnych obszarów mapy na oczach gracza szła niesamowitej jakości oprawa graficzna, można by próbować jakoś wytłumaczyć twórców, ale Gorączka złota: Gra komputerowa wygląda po prostu słabo. Nie dajcie się zwieść, oglądając promocyjne screenshoty - zostały one mocno podrasowane, dlatego też w niniejszym tekście obecne są zrzuty ekranu prosto z rozgrywki. Owszem, widać, że twórcy postarali się o w miarę wierne odtworzenie wyglądu poszczególnych samochodów czy też roślinności, ale co z tego, skoro tekstury wyglądają jak żywcem wyjęte z produkcji wydanej dobrych parę lat temu? Nie oznacza to jednak, że dzieło Code Horizon trzeba z miejsca skreślić, bo pomimo wszystko potrafi ono wciągnąć gracza, a nawet go zrelaksować.

Gorączka złota: Gra komputerowa to gra wydana przez Playway, która bazuje na licencji programu wyświetlanego w telewizji przez Discovery Channel. Zabawę rozpoczynamy na ulicy miasteczka na Alasce i nie wiemy, co powinniśmy zrobić w pierwszej kolejności. Zresztą, gra została skonstruowana tak, by dać graczowi sporo swobody, ale nie oznacza to jednak, że nie ma tu nic do roboty - wprost przeciwnie: autorzy przygotowali rozbudowane samouczki, dzięki którym dowiemy się jak osiągać postępy w zabawie. Naszym pierwszym celem jest bank, w którym musimy podjąć kilka groszy z książeczki oszczędnościowej, by móc wynająć działkę. Następnie udajemy się do magazynu. I tu zaczyna robić się ciekawie, a zarazem śmiesznie.

Magazyn okazuje się być magazynem widmo. Nikogo w nim nie ma. Niby wszystkie towary stoją na półkach (mamy już listę zakupów), więc chodzimy między regałami, wybieramy co trzeba i zmierzam do kasy, gdzie również obsługujemy się zupełnie sami. Po uiszczeniu opłaty pojawia się informacja, że zamówiony towar czeka do odbioru przed sklepem. Kto to tam dostarczył i gdzie konkretnie, tego nie wiadomo. Gra ogólnie daje mnóstwo wskazówek, ale niekiedy w kluczowych momentach brakuje istotnych podpowiedzi, dlatego też odnalezienie tego, co zakupiłem, zajęło mi dłuższą chwilę. W międzyczasie okrążając magazyn udało mi się do niego wejść ponownie, tym razem nie przez główną wiatę, ale przez boczne drzwi. Problem w tym, że były one zamknięte. Takie przechodzenie przez tekstury nie zdarza się może często w Gorączce złota, ale występuje na tyle regularnie, że jest warte odnotowania.

Skoro mam już towar, muszę mieć i samochód. Z niekoniecznie czytelnej mapki, gdzie moja postać jest zawsze skierowana w tę samą stronę, staram się zorientować, jak dotrzeć do auta. Kiedy w końcu mi się to udaje, siadam za kierownicą, próbuję ruszyć, a tu nic, bo Gorączka złota: Gra komputerowa to w końcu symulator (jakby przechodzenie przez drzwi było normalne...). Odpalam więc silnik, nadal nic, no tak - jeszcze hamulec ręczny, w końcu ruszam (oczywiście, że bez rąk na kierownicy, bo tak też jeżdzę na co dzień) i udaje się do magazynu, by wrzucić zakupy na przyczepę.

GramTV przedstawia:

Docieram na wynajętą działkę. I znowu zaczyna się heca, bo z samouczka dowiaduję się, że muszę zbudować płucznię, by rozpocząć wydobywanie złota, ale ponownie brakuje wielu istotnych informacji. Jako że goni mnie czas, to rzucam okiem do sieci, by sprawdzić, czy wszystko robię, jak należy, i już wiem, jak połączyć to, co mam, by stworzyć ustrojstwo do wydobywania złota. Okazuje się, że muszę to zrobić w wyznaczonym, ale w żaden sposób nieoznaczonym miejscu, którego mógłbym nigdy nie znaleźć. Pomijając kilka nudnych czynności i konieczność walki z interfejsem w końcu chwytam za łopatę i przechodzę do sedna, czyli kopię z nadzieją, że pod ziemią kryje się gwóźdź programu, czyli złoto...

Dobrze, machanie łopatą w wirtualnym świecie nie jest tym, co chciałbym regularnie powtarzać, bo to czynność niesamowicie męcząca, ale kiedy w końcu udaje mi się wydobyć niezwykle cenny surowiec, radość jest nie do opisania. Przestaje przeszkadzać fakt, że tekstury się przenikają, a niektóre przedmioty po załadowaniu "na pakę" zlewają się z innymi, co również budzi uśmiech politowania, a grafika jest - delikatnie mówiąc - niedzisiejsza. Liczy się to, że w tle leci sympatyczna muzyka, ja stoję gdzieś nieopodal drzew, w pobliżu woda płynie strumykiem, a na pierwszym planie widzę nic innego, jak złoto, które wykopałem tymi rękami. No dobra, może niekoniecznie, bo łopatą, a potem pobiegłem po miskę i wiadro, by zobaczyć, czy to tylko zwykła ziemia, czy też coś więcej...

A teraz krótki test. Hog Pan no Pump, Hog Pan Sluicebox Core, 2 Hog Pan mats, bucket... Na początku gry dostaje się właśnie taką listę zakupów i szczerze mówiąc nie wiedziałem, czego szukać... A powinienem wiedzieć, bo przecież angielski znam dość dobrze, choć niekoniecznie z tej dziedziny. Gra również nie pomaga, bo w instrukcji pojawiły się one właśnie po angielsku, a kiedy próbowałem odnaleźć te przedmioty w magazynie, każdy był opisany po polsku (w menu ustawiłem nasz język, ale nic to nie dało, bo nie wszystko zostało przetłumaczone, więc mamy tu niezły bajzel). Dlatego też szybko zdecydowałem się zmienić język na angielski, ale tu również nie obyło się bez pomyłek, bo wtedy część opisów (np. w dzienniku) i tak była dostępna jedynie po polsku. Wesoło. Wkurzająco. Śmiesznie. Irytująco. Jak przez cały czas.

Gorączka złota: Gra komputerowa to produkcja pełna kontrastów, ale dalsze opisywanie przygód nie ma najmniejszego sensu, bo jeśli potraficie przymknąć oko na niedociągnięcia czy też wręcz kuriozalne pomyłki twórców, będziecie tutaj się nawet nieźle bawić, a i tak już wiecie, co Was czeka, gdy zdecydujecie się na zakup tego tytułu. Czasem frajda będzie wynikać z odkrycia licznych błędów, innym razem radość wzbudzi zdobycie złota i sprzedanie go w banku, kupienie lepszego wyposażenia, nabycie koparki czy też zatrudnienie pracownika. Regularnie zaglądanie do dziennika czy też oglądanie filmików instruktażowych pozwoli zdobyć wiedzę na temat wydobywania złota i dowiedzieć się, co oferuje recenzowana produkcja. A oferuje całkiem sporo, naprawdę, trzeba tylko dać jej szansę.

6,0
Potrafi rozbawić i zrelaksować
Plusy
  • dobrze zaprojektowany przebieg rozgrywki
  • mimo wszystko potrafi zrelaksować
  • swoboda w każdym aspekcie
  • obecność samouczków i filmików instruktażowych
  • choć grafika jest niskich lotów, autorom udało się stworzyć specyficzną atmosferę w grze
Minusy
  • brakuje podpowiedzi w kluczowych momentach
  • to polska czy angielska wersja językowa?
  • oprawa graficzna
  • doczytywanie lokacji "w locie"
  • liczne błędy, usterki i niedociągnięcia (np. przenikanie obiektów, przechodzenie przez tekstury itd.)
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!