Krok do przodu i dwa w tył, czyli recenzja Need for Speed: Payback

Paweł Pochowski
2017/11/12 10:35
2
0

Nowy Need for Speed zaskakuje na kilku płaszczyznach, choć nie zawsze w pozytywnym sensie.

Krok do przodu i dwa w tył, czyli recenzja Need for Speed: Payback

Zawsze uważałem, że fabuła i gra wyścigowa pasują do siebie jak pięść do nosa, a utwierdziły mnie w tym przekonaniu właśnie poszczególne części serii Need for Speed, która eksperymentowała w przeszłości z różnymi rozwiązaniami. W ten oto sposób powstał chociażby The Run, który do dziś jest dla mnie synonimem kompletnego rozjechania się koncepcji na grę wyścigową w kierunku akcji. Nie dziwcie się więc, że po pierwszych zapowiedziach Need for Speed: Payback słowo "rozczarowany" było bardzo pozytywnym określeniem moich odczuć wobec tego, co z grą postanowiło tym razem zrobić EA. Byłem bardzo przeciwny pomysłowi ponownego wciskania na siłę scenariusza fabularnego, bo wiem, że dobra gra wyścigowa kompletnie go nie potrzebuje, a planowanie tego, co i kiedy ma się podczas wyścigów wydarzyć jest generalnie bardzo słabym pomysłem. Tymczasem po uruchomieniu Payback czekało na mnie kilka niespodzianek. Dość powiedzieć, że fabuła - choć jest słaba - to niespecjalnie zaszkodziła grze, której koncepcja od ostatniej części uległa znacznej modyfikacji, lecz nie zawsze na plus.

W Need for Speed: Payback mamy do dyspozycji nie jednego, lecz aż trzech bohaterów, współpracujących razem w ramach jednej ekipy. Każdy z nich specjalizuje się w innym sposobie prowadzenia samochodu. Tyler to specjalista od wyścigów klasycznych, Mac wymiata w jeździe off-roadowej oraz drifcie, natomiast Jess jest najlepsza w ucieczkach przed policją. Ich wcześniejszej historii praktycznie nie znamy, ale na samym początku obserwujemy, jak wraz z odrobiną zewnętrznej pomocy próbują w efektowny sposób ukraść pożyczonego im przez znajomego bogacza Koenigsegga Regera. Plan kompletnie się nie powodzi, bo auto wpada w kolejne niepowołane ręce, za to okradziony właściciel auta mając do wyboru wsadzenie nas do paki lub pomoc, z jakiegoś powodu wybiera drugie z rozwiązań. W ten oto sposób zostajemy jego chłopcem na posyłki i czekamy w ukryciu na czas, gdy będziemy mogli wyruszyć po zemstę.

Tyle o fabule - jak sami widzicie, nie jest ona najmądrzejsza, nawet jak na standardy serii. Choć rozstaliśmy się z ziomalami z poprzedniej części, właściwie niewiele się zmienia. Nadal mamy tu do czynienia z bardzo przerysowanymi postaciami wygłaszającymi suche lub żenujące teksty, które dodatkowo tracą po przetłumaczeniu na język polski. Na samym początku próbowałem nawet notować bardziej “soczyste” fragmenty, szybko jednak porzuciłem ten pomysł, gdy zdałem sobie sprawę, że tak właściwie musiałbym zanotować ¾ wypowiadanych kwestii. Całość miała być wzorowana na filmach z serii Szybcy i Wściekli, ale uwierzcie mi, że pod względem scenariusza czy aktorstwa to niestety dwie inne ligi. Nowy Need for Speed sprawia wrażenie, jakby był kierowany do gimnazjalistów, więc jeżeli na Waszym koncie znajduje się więcej niż “naście lat” prawdopodobnie będziecie rozczarowani tym elementem zabawy. Całe szczęście, że jest on tylko pretekstem do tego, aby się ścigać i popychać akcję naprzód.

Ghost Games oddaje w ręce graczy przyzwoitych rozmiarów świat wzorowany na amerykańskim Los Angeles. Mamy tu do dyspozycji sporych rozmiarów wirtualne miasto, jak i tereny pustynne poza nim po których w większości przypadków poruszamy się bez ograniczeń. Twórcy zachęcają nas wprost do eksploracji świata i to na różne, choć niestety mocno oklepane sposoby - znajdziecie tu poukrywane żetony, billboardy do niszczenia, fotoradary i próby prędkości, a także wraki, które trzeba najpierw odnaleźć, a następnie skompletować części porozrzucane po całym świecie. Dodatkowo wraz ze zmienionym systemem progresji w grze opartym na indeksie mocy, a także przyznawaniem punktów za wszelkie podejmowane podczas zabawy działania całość niebezpiecznie zaczęła przypominać Forzę Horizon. To wszystko sprawia, że w nowym Need for Speedzie odnajdziecie mix różnych serii - od Burnouta, przez TDU, wspomnianą Forzę, nawet na The Crew skończywszy. Niestety, najmniej w tym wszystkim Need for Speeda.

Model sterowania od poprzedniej części uległ lekkiej modyfikacji i jest jeszcze przystępniejszy i prostszy do opanowania niż poprzednio. Auta ponownie mają dość charakterystyczny i wyczuwalny moment wchodzenia w poślizg, który dodatkowo łatwo przedłużyć i kontrolować, ciesząc się driftem. Twórcy nie zrezygnowali też z możliwości dostosowania ustawień dotyczących modelu sterowania pod własne preferencje, choć mam wrażenie, że nie jest on tak rozbudowany jak w Need for Speed z roku 2015. Ogólnie prowadzenie samochodów jak przystało na grę zręcznościową jest raczej łatwe i bardzo przyjemne, za co Payback otrzymuje sporego plusa.

GramTV przedstawia:

Niestety, nie wszystko poszło po myśli graczy. Ghost Games postanowiło zrezygnować z tradycyjnego tuningu mechanicznego i zamiast niego wprowadziło system ulepszeń oparty o losowe karty, które możemy albo zdobywać po wygranych wyścigach albo kupować w warsztatach płacąc za to gruby hajs. Wydarzyły się tu jednocześnie dwie spore tragedie. Po pierwsze, odebrano graczom możliwość własnoręcznego decydowania o kupowaniu i montowaniu poszczególnych podzespołów samochodu. A szkoda, bo Need for Speed dwa lata temu oferował spore możliwości ustawień wielu części, które montowaliśmy.

To jednak dałoby się pewnie jeszcze przełknąć, w końcu to gra zręcznościowa. Problem polega na tym, że karty z ulepszeniami dostaniemy tylko po wygranym wyścigu, natomiast ich cena w warsztacie jest spora. Jednocześnie z wyścigu na wyścigu wymagania dotyczące “mocy” naszego auta szybko rosną, drenując wirtualny portfel do cna. Sprawia to, że w grze utrudnione jest zdobywanie nowych samochodów, zdecydowanie bardziej ekonomicznie wychodzi ulepszanie już tych posiadanych, o ile nie macie ochoty na żmudny grinding czy ponowne przechodzenie rozegranych już wyścigów. Ewentualnie istnieje także inne rozwiązanie, w postaci wbudowanych w grę mikropłatności. Tak, niestety, Payback to kolejna nastawiona na singleplayer produkcja, która choć jest sprzedawana w pełnej cenie, została wyposażona w rozwiązania znane z produkcji typu free-to-play, które drenują portfel gracza, o ile ten nie ma ochoty na rozgrywanie tych samych misji. I za to właśnie od ostatecznej oceny gry odejmujemy cały punkt.

Co więcej, sztuczna inteligencja jak zwykle stworzona została z pomocą oszukańczej “gumy”. Gdy tylko oddalimy się kawałek do przodu, rywale dziwnym sposobem zaczynają nas doganiać. Przeciwnicy dostają także bonus do prędkości, gdy używamy nitro, a dodatkowo zdają się być niewrażliwi na uderzenia w ścigany czy bariery. I to nawet pomimo faktu, że gracza każde takie uderzenie kosztuje kilka cennych sekund. Innymi słowy mamy tu do czynienia z typowymi dla Need for Speeda mankamentami, do których na przestrzeni lat fani najprawdopodobniej przywykli, choć mnie osobiście część z nich szczególnie mocno razi właśnie w nowej części. W grze dochodzi bowiem do sytuacji, gdy ścigacie się z tymi samymi przeciwnikami co 30 sekund temu, ale nagle ich wozy są znacznie szybsze i właściwie nie da się z tym nic zrobić, aż nie ulepszymy wozu. BTW problem rozwiązałyby wyścigi z innymi graczami, ale choć w kalendarzu mamy rok 2017, w Payback niestety nie przewidziano miejsca dla multi z prawdziwego zdarzenia. Kolejny minus.

Są też dobre informacje. Ghosts Games postanowiło zrezygnować z wymagania dotyczącego stałego połączenia z siecią podczas zabawy, nie ma więc problemu z zabawą nawet wtedy, gdy nie macie akurat dostępu do internetu. Co więcej, silnik produkcji naprawdę daje radę i prezentuje nam mnóstwo ładnych widoczków - zmienny cykl dobowy wraz z naprawdę ładnie zaprojektowanym miastem czy klimatycznymi miejscówkam na pustyni lub w okolicach kanionu nie jeden raz sprawiały, że przerywałem jazdę i chwytałem za wirtualny aparat, a więc narzędzie do robienia screenów. Już poprzednia część była naprawdę dobra pod wizualnym względem, Payback nie zostaje pod tym względem w tyle i jest w stanie nawiązać rywalizację nawet z najnowszą Forzą Horizon. Płaci za to okazjonalnymi spadkami animacji, ale od technicznej strony do niczego więcej nie można się doczepić. Dubbing jest słaby, ale o tym wspomniałem już wcześniej. Odnośnie strony audio warto dodać, że muzyka nie stoi na poziomie sprzed lat, a soundtrack to mieszanina średnio pasujących do klimatu gry kawałków.

Podsumowując, Need for Speed: Payback okazał się dla mnie sporym zaskoczeniem. I to pod kilkoma względami. Spodziewałem się, że będzie to fatalna produkcja w większości skupiona na wątku fabularnym, lecz wcale tak nie jest. Co więcej, okazało się, że model rozgrywki zapożyczył z innych gier zręcznościowych rozwiązania dotyczące otwartego świata z indeksem mocy auta, określającym postęp w rozgrywce. Choć nie ma w tym klimatu ani ducha Need for Speeda, całość wypada nadspodziewanie dobrze, a końcowy efekt psuje głównie wciśnięty na siłę system mikrotransakcji, żmudny gringing, infantylny scenariusz oraz polski dubbing. Dodatkowo w grze brakuje trybu multiplayer. Innymi słowy mimo tego, że sama jazda jest całkiem przyjemna, a gra bardzo ładna pod wizualnym względem, polecam inne wyścigowe produkcje zręcznościowe - po Payback sięgnąłbym dopiero wtedy, gdy już je przejdziecie ciepriąc na niedostatek zręcznościowych wyścigów.

6,5
Payback korzysta ze sprawdzonej formuły na zręcznościowe wyścigi, lecz dorzuca do tego kilka niepotrzebnych rozwiązań
Plusy
  • oprawa wizualna
  • otwarty świat z fajnymi lokacjami
  • przyjemny model sterowania
Minusy
  • mikrotransakcje
  • grinding
  • okazjonalne spadki animacji
  • dubbing
  • scenariusz
Komentarze
2
MisioKGB
Gramowicz
15/11/2017 18:53

Kolejny NFS i kolejne fiasko

MisioKGB
Gramowicz
15/11/2017 18:53

Kolejny NFS i kolejne fiasko