To nie jest nowa Zelda - recenzja gry Songbringer

Adam "Harpen" Berlik
2017/10/19 15:30
0
0

Songbringer potrafi zauroczyć. Przynajmniej przez kilka godzin, bo potem gra, która zrobiła świetne pierwsze wrażenie, robi się zwyczajnie nudna.

To nie jest nowa Zelda - recenzja gry Songbringer

Zaczynając recenzję Songbringera trzeba wspomnieć o dwóch istotnych tematach. Za stworzenie gry odpowiada weteran branży, Nathanael Weiss, mający 20 lat doświadczenia (to jedyny członek niezależnego studia Wizard Fu Games), który inspirował się głównie kultową serią The Legend of Zelda. Aha, no i jeszcze jedna sprawa - Songbringer jest z pewnością wart uwagi wszystkich fanów gatunku, ale nie zostanie on okrzyknięty duchowym następcą przebojowego cyklu od Nintendo.

Kiedy moim oczom ukazał się ekran, gdzie trzeba było wpisać dowolny ciąg znaków, byłem pewien, że chodzi o imię głównego bohatera. Ten został już jednak nazwany przez twórcę, więc każdy gracz bez wyjątku pokieruje losami Roqa Epimetheosa. Dopiero po chwili zauważyłem, że na podstawie liter i cyfr wskazanych przez użytkownika gra generuje wirtualny świat. Z opisu na Steamie wynika, że w Songbringerze dostępnych jest aż 308 milionów światów do stworzenia, ale kto by tam to sprawdzał. Ważne jest, że wpisując na przykład "Harpen" i podając ten wyraz innemu użytkownikowi, możemy być pewni, że trafi on do tego samego ciągu lokacji, co my. Prawda, że ciekawe?

Interesujące jest również to, w jaki sposób rozpoczyna się nasza przygoda w nieznane. Nie wdając się zbytnio w szczegóły fabularne, bo te musimy poznać sami, bazując na posiadanych wskazówkach powiem, że nie pamiętam, kiedy podniesienie miecza w pierwszej lokacji gry miało aż tak daleko idące konsekwencje. Choć zostajemy ostrzeżeni, i tak sięgamy po broń. A jakżeby inaczej. W końcu czymś trzeba wybić wszystkie stwory, które napotkamy podczas swojej przygody. Walka jest nieodłącznym elementem rozgrywki, ale z początku więcej uwagi poświęcamy historii. Opowieść ukazana w Songbringerze jest intrygująca i tajemnicza. Chcemy więc ruszyć w świat, by ją poznać.

GramTV przedstawia:

Jak widać na dołączonych screenach, Songbringer mocno nawiązuje do klasycznych przedstawicieli gatunku dwuwymiarowych gier akcji. Nie tylko pod względem pikselowatej oprawy graficznej, ale i rozgrywki. Sami możemy jednak wybrać, czy chcemy pójść na całość i rozpoczynać grę od nowa po każdej śmierci bohatera, czy też w razie zgonu odrodzić się w ostatnim punkcie kontrolnym. Już sam początek zabawy daje jasno do zrozumienia, że utrzymanie się przy życiu nie będzie łatwe. Choć nie ma tu możliwości zdobywania punktów doświadczenia czy też odblokowywania rozbudowanych zdolności, liczba rodzajów broni oraz gadżetów jest w zupełności wystarczająca, by uczyć się rozkładu pomieszczeń, omijać pułapki i walczyć z kolejnymi stworami.

System walki w Songbringerze na początku nie oczarowuje. Z czasem jednak odblokowujemy dostęp do nowych rodzajów broni i ciekawych ulepszeń. Pojawia się na przykład crafting, więc możemy zmodyfikować posiadany miecz, który będzie zadawał obrażenia od błyskawic. W nasze ręce wpadają także bomby, które okazują się przydatne w trakcie walki, a podczas eksploracji warto korzystać ze specjalnych przedmiotów umożliwiających łatwiejsze odnalezienie między innymi ukrytych elementów wyposażenia. Niezwykle istotne jest oczywiście również powiększanie liczby serduszek widocznych u dołu ekranu, gdyż to właśnie one symbolizują energię życiową bohatera.

Songbringer nie trzyma nikogo za rękę i nie wybacza błędów, zmuszając do wielokrotnego powtarzania tych samych fragmentów (niekiedy jest to równoznaczne z uczeniem się ich na pamięć). Mnie osobiście takie rozwiązanie jak najbardziej pasuje, bo odkrywanie kolejnych zakątków świata przygotowanego przez Nathanaela Weissa to ogromna przyjemność. Głównie dlatego, że każdy element rozgrywki został dopracowany w najmniejszych szczegółach, a chęć dowiedzenia się, co kryje się w kolejnej lokacji sprawiała, że do pewnego momentu ciężko było mi oderwać się od ekranu.

Songbringer nie jest jednak bez wad. Razić może brak jakichkolwiek urozmaiceń w doskonale znanej mechanice zabawy czy też fakt, że po kilku godzinach rozgrywki wkrada się monotonia. Nie pomaga tu nawet system losowego generowania lokacji. Po prostu na pewnym etapie zabawy magia, która towarzyszyła nam przez ostatni czas, gdzieś znika, a gracz czuje znużenie.

Mimo tego, o czym wspomniałem powyżej, Songbringer warto dać szansę. Może nie kupując grę w pełnej cenie, bo 79,99 złotych to jednak trochę sporo, ale sądzę, że można śmiało dodać ją do listy życzeń i "wyhaczyć" na zimowej wyprzedaży. Jeśli nie przeszkadza wam brak wskazówek i stosunkowo wysoki poziom trudności, a lubicie staroszkolne rozwiązania, z pewnością spędzicie miłe chwile z dziełem jednoosobowego studia Wizard Fu Games.

7,5
Klimatyczna oprawa, ciekawa opowieść i angażująca rozgrywka. Szkoda, że tylko do czasu
Plusy
  • intrygująca opowieść
  • przyzwoita liczba rodzajów broni i gadżetów urozmaicających przebieg zabawy
  • nie prowadzi za rączkę i zmusza do kombinowania
  • klimatyczna staroszokolna oprawa graficzna
Minusy
  • po kilku godzinach niestety zaczyna się nudzić
  • nie oferuje zupełnie nic nowego
  • zbyt wysoka cena
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!