Ta przygoda ma moc - recenzja Dishonored: Death of the Outsider

Adam "Harpen" Berlik
2017/10/03 10:00
2
0

Dishonored nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. I dobrze, bo w Death of the Outsider Arkane Studios ponownie stanęło na wysokości zadania.

Ta przygoda ma moc - recenzja Dishonored: Death of the Outsider

Fabuła nie wydaje się szczególnie pomysłowa, jeśli weźmiemy pod uwagę ogólne założenia scenariusza, ale już sam fakt, że mamy zabić Odmieńca, któremu bohaterowie Dishonored zawdzięczają swoje magiczne moce, intryguje od samego początku kampanii. Dishonored: Death of the Outsider można potraktować jako uzupełnienie wydarzeń z poprzednich odsłon cyklu, ale także i oddzielną historię (tak przynajmniej sugerują autorzy, którzy twierdzą, że nic nie stoi na przeszkodzie, by swoją przygodę z Dishonored rozpocząć właśnie od Death of the Outsider). W drugim przypadku otrzymamy jednak mocno spłyconą opowieść pozbawioną kontekstu w niektórych momentach. Mowa chociażby o obecności postaci Dauda, mentora głównej bohaterki recenzowanego dodatku, czyli Billie Lurk. Odmieniec również nie debiutuje w Death of the Outsider, gdyż poznaliśmy go na przykład w pierwszym Dishonored.

Wspomniałem już, że swoją przygodę z Dishonored można rozpocząć od Death of the Outsider. Głównie dlatego, że jest to samodzielny dodatek do drugiej odsłony serii, więc posiadanie jej nie jest wymagane do działania rozszerzenia. W ramach Death of the Outsider otrzymujemy pięć nowych misji fabularnych, który ukończenie powinno średnio zająć od sześciu do ośmiu godzin. Czas ten może się skrócić lub wydłużyć w zależności od wybranego poziomu trudności i stylu rozgrywki. Niektórzy będą walczyć z przeciwnikami, inni niczym cień przedostaną się do celu bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń wśród strażników czy innych postaci niezależnych. Poza tym nie każdy będzie miał ochotę "lizać ściany" i postara się czym prędzej dotrzeć do głównego celu danej misji.

Już sam czas potrzebny na dotarcie do napisów końcowych Dishonored: Death of the Outsider jasno sugeruje, że mamy do czynienia z mniejszą opowieścią (co nie znaczy małą, bo w porównaniu do innych dodatków, Death of the Outsider naprawdę nie ma się czego wstydzić). Poszczególne lokacje są bardziej liniowe niż w głównych odsłonach cyklu (choć na przykład do banku można dostać się bodajże czterema ścieżkami), a Billie Lurk ma do dyspozycji raptem trzy główne umiejętności bez możliwości ich ulepszenia. Dostępne są również nowe gadżety, jak chociażby mina hakowa pozwalająca na łapanie przeciwników, a oprócz nich protagonistka zbiera (lub nie, wszystko zależy od decyzji gracza), kościane amulety.

GramTV przedstawia:

Największa siła Dishonored: Death of the Outsider tkwi w projekcie lokacji (te zasługują na najwyższe uznanie, nawet jeśli nie robią tak ogromnego wrażenia jak poziomy z Dishonored 2 czy Dishonored), a także wspomnianych już umiejętnościach, które skutecznie zachęcają do opracowywania różnych strategii podczas wykonywania kolejnych zadań. Billie Lurk nie tylko może szybko przedostać się w wybrane miejsce dzięki zdolności Przeniesienia (to to samo co Blink z "jedynki"), ale także skorzysta z Podobieństwa, by przybrać formę innej postaci i dostać się w miejsca, gdzie normalnie zostałaby od razu zauważona przez strażników. Zanim jednak wkroczymy na niezbadany teren, będziemy mogli użyć Wejrzenia. Dzięki niemu opuścimy swoje ciało i wejdziemy do jakiegoś pokoju i oznaczymy znajdujących się w nim przeciwników, których następnie zobaczymy przez ściany.

Oprócz głównych zadań do wykonania, w Dishonored: Death of the Outsider będziemy mogli zaliczyć także poboczne questy. Kontrakty to nic innego, jak dodatkowe cele misji, dzięki którym wydłużymy wspomniany czas rozgrywki. Wykonując te nieobowiązkowe aktywności będziemy musieli na przykład zabić wskazanych przeciwników, ukraść pewną księgę, śledzić pewną postać czy też spalić wielkiego ogara.

Dishonored: Death of the Outsider wykorzystuje tę samą mechanikę rozgrywki, co Dishonored 2, więc nic dziwnego, że w recenzowany dodatek gra się po prostu z ogromną przyjemnością. Szkoda tylko, że pomimo świetnie zaprojektowanych poziomów, zróżnicowanych zadań, wielu ścieżek prowadzących do celu i całkiem zróżnicowanych, jak na dodatek, możliwości w rozgrywce, autorzy pokusili się o uproszczenia względem podstawowej wersji gry. Nie musimy się już martwić o pasek many, gdyż ten regeneruje się automatycznie. Druga sprawa to brak wskaźnika poziomu chaosu, który - w dużym skrócie - sprawiał, że to, w jaki sposób przechodziliśmy misje (czy po cichu, czy też jak Rambo) miało wpływ na zachowanie postaci niezależnych względem głównego bohatera, a także liczbę napotkanych przeciwników w kolejnych etapach. Tutaj niestety tego nie ma, co należy uznać za spory minus, bo możemy bezkarnie eliminować strażników.

Arkane Studios potrafi robić świetne skradanki, co udowodniło po raz kolejny w Dishonored: Death of the Outsider. Choć opisywany dodatek jest uboższy od podstawowej wersji Dishonored 2 pod każdym względem, i tak stanowi pozycję obowiązkową nie tylko dla fanów cyklu, ale także innych miłośników gatunku. Ci jednak nie powinni rozpoczynać swojej przygody z serią Dishonored od Death of the Outsider, gdyż stracą wiele pod względem fabularnym. Sama rozgrywka nie sprawi im jednak zawodu, bo w trakcie pięciu całkiem rozbudowanych misji odwiedzą ulice klimatycznego miasta, podziemia, bank, a także inne miejsca, w których będą czekać na nich zróżnicowane zadania wymagające (zwłaszcza na wyższych poziomach trudności) umiejętnego wykorzystania dostępnych zdolności i gadżetów.

8,0
Jeszcze więcej dobrego w świecie Dishonored
Plusy
  • świetnie zaprojektowane, różnorodne lokacje
  • niesamowicie angażująca rozgrywka
  • system Kontraktów (zadań pobocznych)
  • ciekawe umiejętności i gadżety dające graczowi spore pole do popisu
  • przyzwoity czas rozgrywki
Minusy
  • brak wskaźnika poziomu chaosu
  • w niektórych miejscach przydałoby się więcej rozgałęzień
  • mimo wszystko dodatek jest znacznie uboższy niż podstawowa wersja Dishonored 2
Komentarze
2
Harpen
Redaktor
Autor
03/10/2017 12:15

Dzięki, poprawione!

Colidor
Gramowicz
03/10/2017 11:50

No tak, dodatek do dwójki wyszedł, a ja jeszcze jedynki nie ukończyłem... Ech... Permanentny brak czasu w stosunku do ilości czekających na ogranie tytułów...

I literówka w tekście się wkradła:

„...wydłużymy wspominamy czas rozgrywki” --> WSPOMINANY :)