To nie jest smerfny hit - recenzja filmu Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski

Piotr Nowacki
2017/05/25 10:00
0
0

Nowe kinowe Smerfy są lepsze od poprzednich pełnometrażowych odsłon, ale to wciąż za mało.

Smerfy były jedyną wieczorynką, którą jako dziecko ceniłem na równi z niedzielnym pasmem Disneya - i podejrzewam, że nie jestem w tym sentymencie odosobniony. Niestety, dalsze inkarnacje Smerfów nie były w stanie powtórzyć sukcesu serialu z lat osiemdziesiątych. Popularne dwie dekady temu Smerfne Hity były zbrodnią przeciwko ludzkości, a dwa ostatnie filmy pełnometrażowe lepiej po prostu przemilczeć.

Nie jest więc zaskoczeniem, że Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski ignorują wydarzenia z poprzednich kinowych przygód niebieskoskórych istot. Tym razem zafundowano powrót do korzeni: porzucono połączenie filmu aktorskiego z generowanymi komputerowo Smerfami na rzecz pełnej animacji. To nie jest smerfny hit - recenzja filmu Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski

Fabuła filmu także sięga do źródeł. Główną bohaterką jest tutaj Smerfetka, której geneza była także jednego z pierwszych smerfnych komiksów. Jedyna kobieta wśród Smerfów boryka się z kryzysem tożsamości. Podczas gdy każdy inny smerf ma swoją specjalność (Marudzie nikt nie dorówna w marudzeniu, Łasuch to wybitny kucharz, a Osiłek wszystkich przewyższa krzepą), to Smerfetka wyróżnia się w zasadzie jedynie płcią. Sytuacji nie poprawia sposób, w jaki została sprowadzona na świat: stworzył ją z gliny Gargamel, aby wkradła się do Wioski Smerfów i umożliwiła pochwycenie jej mieszkańców. Ostatecznie magia Papy Smerfa pokrzyżowały plany czarownika i przemieniły Smerfetkę w pełnoprawną Smerfkę - jednak samo przesmerfienie jej na jasną stronę mocy nie spowodowało, że Smerfetka będzie wolna od egzystencjalnych rozterek.

Założenia fabularne oceniam zdecydowanie na plus. Rozwiązuje to pewne problemy ze Smerfami wynikłe z tego, że oryginalne komiksy powstały ponad pół wieku temu. Podczas gdy wyjątkowo niefortunna historia o czarnych Smerfach z ograniczonym słownictwem i predylekcją do agresji została naprawiona w późniejszych wydaniach komiksu i serialu, a podobieństwo Gargamela do Żydów z antysemickiej propagandy nie jest na szczęście widoczne na pierwszy rzut oka, tak anachroniczne przedstawienie Smerfetki było niestety obecne we wszystkich adaptacjach.

Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski czyni wreszcie ze Smerfetki postać, która jest czymś więcej, niż tylko zbitką stereotypów i obiektem umizgów dla pozostałych Smerfów. Nowa Smerfetka ma własne motywacje i realne emocje, jest w pełni uformowaną, proaktywną bohaterką.

Uwagę zwraca również fantazja w ukazaniu świata. Podczas gdy wioska zamieszkiwana przez Smerfetkę i resztę niebieskiej gawiedzi mieści się w lesie, który nie odbiega od tych, jakie możemy znać z wypraw na grzyby, tak Zakazany Las, w którym ukryta jest tytułowa zaginiona wprowadza zupełnie obcą faunę i florę, a nawet prawa fizyki. Niebem rządzą ziejące ogniem ważki, ziemię porastają kolorowe, smerfożerne kwiaty, a pod powierzchnią tunele ryją fluorescencyjne króliki. Największe wrażenie robią jednak rzeki, które nie płyną w korytach - wodne serpentyny unoszą się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.

GramTV przedstawia:

Niestety, potencjał fantastycznego świata nie został zbyt dobrze wykorzystany. Autentycznie piękna sceneria wykorzystana jest jedynie jako tło dla sztampowych scen akcji, jakie można było zobaczyć w niezliczonych wcześniejszych animacjach, opatrzonych równie sztampowymi piosenkami.

Nie przekonał mnie również język filmu. Smerfy mówią do siebie “młodzieżowo”, więc Osiłek do Ważniaka zwraca się per “stary”, co nie brzmi ani dobrze, ani naturalnie. Z drugiej strony porzucono tradycyjną smerfną gwarę - więc nikt tu nikogo nie smerfuje, nie ma przesmerfnych żartów.

Obrazuje to główny problem filmu: w nowych Smerfach za mało jest starych smerfów. Anachroniczne żarty (pojawiają się w żartach takie słowa jak “drukarka”, Osiłek parodiuje amerykańskich marines, etc) burzą quasi-średniowieczną otoczkę oryginalnych smerfów. Nie mam oczywiście nic przeciwko odchodzeniu od materiału źródłowego, ale problemem jest, jeżeli takie zmiany nic ze sobą nie niosą. W ostatecznym rozrachunku oglądając Poszukiwaczy zaginionej wioski miałem wrażenie, że smerfny sztafaż scenarzystom bardziej ciążył, a po drobnych zmianach w scenariuszu ten film mógłby być częścią zupełnie innej serii.

Pewnym rozczarowaniem był dla mnie dubbing. Z oczywistych względów nie można było zatrudnić już świetnej obsady znanej z serialu animowanego - Wiesław Michnikowski, czyli serialowy Papa Smerf ma już 94 lata i wycofał się z aktorstwa, a Wiesław Drzewicz, który wcielił się w rolę Gargamela, zmarł w 1996 roku. Nie tłumaczy to jednak tego, że tym razem Gargamelem został Maciej Stuhr, którego wciąż młody głos nijak nie pasuje do zgrzybiałego czarnoksiężnika. Podobnie nie można odmówić talentu Grzegorzowi Pawlakowi, doświadczonemu aktorowi dubbingowemu, ale Papa Smerf w jego wykonaniu również brzmi zdecydowanie zbyt młodo, co kłóci się z jego słynną siwą brodą.

Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski to propozycja zdecydowanie dla maluchów, dorosłych liczących na nostalgiczną podróż do lat młodości oraz koneserów animacji czeka zawód. W trakcie filmu Smerfetka odszukuje swoją tożsamość, jednak sam film z tej tożsamości wyprany. Zamiast godnego następcy kultowego serialu animowanego otrzymaliśmy film nieudolnie próbujący kopiować hity ze stajni Dreamworks, łącznie z obowiązkową sceną taneczną na końcu. Smerfy zasługują na więcej.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!