Trafienie Krytyczne #16 Nie oglądajcie zwiastunów!

Sławek Serafin
2017/05/07 18:49
6
0

O tym, że informacja nie zawsze jest nam potrzebna, wręcz przeciwnie nawet

Często chodzę do kina. Przed każdym filmem jest zawsze blok reklamowy, który trwa mniej więcej 20 minut zwykle. I to jest straszne. Po pierwsze, ale nie najważniejsze, dlatego, że reklamy różnych produktów są w nim dłuższe a na dodatek ciągle te same, bo emitowane przez jakiś czas. Jeśli chodzi się często, to ogląda się je raz za razem. Męczące. I moim zdaniem bardziej zniechęcające do promowanych rzeczy, niż wręcz przeciwnie. Ale to, że nie kupię czegoś przez to, że mnie zirytowała jakaś reklama, nie jest moim problemem w sumie. Ani też tematem tego felietonu. Krótkie filmy z sugestiami by kupić to czy tamto są przerywane reklamami innego rodzaju – zwiastunami. Choć zwiastuny ogląda się chętnie, to też przecież są reklamami, mającymi zachęcić do obejrzenia jakiegoś filmu. Czy też gry, jeśli spojrzymy szerzej na ten problem. Ale jaki konkretnie? Co mam do tych biednych zwiastunów? W sumie nic, oprócz tego, że wszystko psują.

Trafienie Krytyczne #16 Nie oglądajcie zwiastunów!

Nie oglądam zwiastunów. W sieci łatwo jest ich uniknąć. Po prostu wystarczy nie klikać, albo szybko przewinąć ekran, jeśli nam się wepchną przed oczy na jakimś Facebooku czy przy innej okoliczności. W kinie, przed filmem, jest trudniej. Ale też można. Ja zwykle daję sobie kilka sekund na podjęcie decyzji, czy dany trailer oglądać, czyli zamknąć oczy albo opuścić wzrok na telefon i coś tam sobie porobić, żeby tylko nie patrzeć na kinowy ekran. Jeśli w ciągu tych kilku sekund uznam, że to co widzę jest ciekawe i prawdopodobnie chciałbym obejrzeć ten film, to właśnie przestaję oglądać zwiastun i potem tylko czekam, aż ucichnie muzyka, żeby otworzyć oczy i ewentualnie podejrzeć ostatnią planszę, tę z tytułem danego filmu. Oglądam tylko zwiastuny filmów, na które i tak wiem, że nie będę chciał iść. Bez sensu, nie? Przecież powinno się robić odwrotnie. Wszyscy robią odwrotnie. I, moim zdaniem, robią źle. Dlaczego?

Nie oglądam zwiastunów, żeby sobie nie popsuć zabawy. Żeby celowo utrzymać się w niewiedzy. Nie całkowitej, bo przecież trzeba wiedzieć o czym film jest tak ogólnie, żeby podjąć decyzję co do tego, czy mamy ochotę na niego iść. Tyle, że zwiastuny przy okazji przekazywania właśnie tych, istotnych informacji, przekazują również mnóstwo nie tylko zbędnych widzowi na tym etapie, ale też wręcz szkodliwych. Czyli, mówiąc jaśniej, pokazują najlepsze sceny z filmu. I, co gorsza, sygnalizują wszystkie zwroty akcji. W kinie niewiele się nowego wymyśla i ciągle się prowadzi recykling schematów fabularnych, więc czasem nie muszą w zwiastunie pokazywać nawet tego zwrotu akcji, żeby się domyślić bez najmniejszych problemów, że on będzie i jaki będzie, na podstawie całej reszty. Dwie minuty zwiastuna i już wiadomo nie tylko o czym będzie film, ale też jaki będzie, co się będzie w nim działo i jak się skończy. A także ma się już odfajkowane najlepsze sceny, tyle że pokazane same, bez kontekstu, który mają w filmie, więc pozbawione również znaczenia i ciężaru. Czyli, tak ogólnie, już wszystko wiadomo. To po co mam jeszcze oglądać film?!

Jasne, są zwiastuny, które nie psują całkowicie odbioru filmu, który zapowiadają. Wręcz przeciwnie. Na przykład pierwszy czy tam drugi, nie pamiętam, trailer Deadpoola. Był mistrzowski. Nie dlatego, że pokazywał kapitalną scenę z rozpierduchy w samochodzie z początku filmu, ale przez to, że tylko ją. Żadnych fragmentów z reszty filmu, żadnych spoilerów co do tego, o czym tak naprawdę będzie ten obraz. Nic z tych rzeczy. Tylko scenę na autostradzie, która jest nie tylko autonomicznie fajna, ale która nabiera kontekstu dopiero jak się potem ogląda film, więc jest tak samo dobra na jego początku, jak i w dużo wcześniejszym zwiastunie. To było naprawdę świetne i bardzo inteligentne zagranie ze strony twórców. I, co chyba jeszcze ważniejsze, pełne szacunku dla odbiorcy. Nie chcieli mu popsuć zabawy w odkrywanie wszystkiego. Szkoda, że prawie nikt inny tak nie podchodzi do nas i traktuje klientów kin jak ludzi, tylko jak cyferki w zestawieniu kwartalnym. Mają gdzieś magię odkrywania kultury.

GramTV przedstawia:

Ale jaką magię, ktoś zapyta? A już będę wiedział, że pytanie zadała młoda osoba, która zna wyłącznie świat konsumpcji popkultury na raty – raz za pośrednictwem reklamy, drugi raz już produktu właściwego. Dawniej tego nie było. Jak szedłem do kina, całe wieki temu, na Indianę Jonesa, Gwiezdne Wojny, Rambo, Terminatora i Obcego, to nie miałem najbledszego pojęcia na co idę. Także dlatego, że w tamtych czasach plakaty filmowe mieliśmy projektowane rodzimie, a nie importowane ze Stanów. I ich twórca bardzo często sam nie wiedział za dobrze, o czym jest film, którego plakat tworzy. Więc kreował jakąś swoją artystyczną wizję, która niekoniecznie pokrywała się z tą filmową. Szło się na film w ciemno w zasadzie. I potem było „bam!”. Zaskoczenie. Coś cudownego. Magia kina. Wychodziło się z seansu z oczami wielkimi jak spodki i zachwytem w sercu. Cały czas za tym tęsknię.

I to nie tylko w odniesieniu do filmów. Do gier również. Dziś o grze wiemy dosłownie wszystko zanim ją jeszcze dostaniemy w ręce. Zwiastuny, newsy i cała reszta machiny promocyjnej, która ma skłonić nas do zakupy gry, zalewają nas informacjami. I nie ma już niespodzianek. Wiecie jaki genialny był Fallout, jakie fantastyczne było Diablo, jak wgniatał w fotel Deus Ex czy Half-Life, jeśli się nie wiedziało nic o grze, zanim się zaczęło w nią grać? Miało się rekomendację znajomych często, jasne że tak, ale oni nie mówili o grze, tylko o swoich odczuciach. Że im się podobała, albo nie, ale bez szczegółów. Bo te przecież są zbędne. A nawet szkodliwe właśnie, moim zdaniem. Odbierają nam możliwość odkrycia, radosnej eksploracji, cieszenia się tym wspaniałym zaskoczeniem, jakim jest obcowanie z kulturą bez konieczności babrania się w całym tym reklamowym bagnie.

Dlatego właśnie nie oglądam zwiastunów. Filmowych. Growe muszę, taka praca. Ale do kina chodzę dla własnej przyjemności, nawet jeśli czasem skrobnę jakąś recenzję tego, co obejrzałem. I nie dam sobie tej przyjemności popsuć. I to działa, wiecie? A przynajmniej tak mi się wydaje. Unikam jak ognia wszystkiego, co nie jest najbardziej podstawową informacją na temat danego filmu, którą można wyczytać z pierwszych dwóch zdań ich opisów na jakimś IMDB czy tam innym FilmWebie. I naprawdę wydaje mi się, że to działa. Od kiedy zacząłem tak robić, bawię się w kinie o wiele lepiej, niż dawniej. Nie wrócił ten dawny duch przygody i ta sama magia, która sprawiała, że każdy film był jednym wielkim zachwytem, bo w tamtych czasach byłem szczeniakiem, który miał prawie zerowe kompetencje popkulturowe i nie wiedział nic, więc wszystko mu się podobało. Dzisiaj o wiele trudniej o to. Ale to, że nie oglądam zwiastunów, pomaga. Trochę tamtej magii wraca. I naprawdę mi się zdarza, że wychodzę z kina zachwycony, nie tylko dlatego, że obejrzałem dobry film, ale też przez to, że ten film mnie zaskoczył. Nie musiał mieć żadnych zwrotów akcji, nie musiał starać się mnie zaskoczyć nawet. Ja mu to załatwiłem ze swojej strony, bo po prostu postarałem się, żeby nic o nim nie wiedzieć.

Spróbujcie sami. Ciekaw jestem, czy i u was zadziała.

Komentarze
6
One_of_the_Many
Gramowicz
08/05/2017 21:08
3 minuty temu, KeyserSoze napisał:

Oczywiście, że spiracone /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" /> Cmon, to był XX wiek jeszcze, nikt wtedy nie kupował gier /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" />

No i wniosek z tego prosty - na takie zaskakiwanie można sobie pozwolić z rzeczami, które są za friko. A gdy trzeba wyłożyć kasę to nikt nie będzie ryzykował tylko wcześniej postara się zapoznać z produktem. Do tego jeszcze dochodzi czas na eksperymentowanie, którego mieliśmy mnóstwo za młodu. Z filmami to pół biedy bo bilet do kina dużo nie kosztuje i dużo czasu nie wymaga. A z  grami już gorzej, zwłaszcza z tymi z wyższej półki. Także tutaj zdecydowanie nie zalecałbym brania czegokolwiek w ciemno.

Jeśli chcemy jednak pozostawać w kontekście gier to zaproponowałbym raczej granie bez poradników i wiki. Zwłaszcza w przypadku rozbudowanych gier MMO. Wydaje mi się, że wielu graczy poświęca radochę z odkrywania i zmierzania do celu na rzecz efektywności i najszybszego osiągnięcia tego celu. Poprzez postępowanie według czyichś wytycznych i różnorakich kalkulacji wykonanych przez kogoś innego.

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
08/05/2017 20:52
One_of_the_Many napisał:
 

Takie pytanie do autora - te wymienione gry to miał oryginalne czy spiracone a może pożyczone od kolegi? Bo coś nie chce mi się wierzyć że dał 150 zł za kompletnie nieznaną grę. :)

Oczywiście, że spiracone :) Cmon, to był XX wiek jeszcze, nikt wtedy nie kupował gier :)

zadymek
Gramowicz
08/05/2017 20:25
23 godziny temu, Gram.pl napisał:

Wiecie jaki genialny był Fallout, jakie fantastyczne było Diablo, jak wgniatał w fotel Deus Ex czy Half-Life, jeśli się nie wiedziało nic o grze, zanim się zaczęło w nią grać?

Trailery filmowe wiszą mi  niczym przepuklina babci. Co do gier: jeśli marny zwiastun jest w stanie oddać to czym gra jest, jak się to gra, o czym etc, do tego stopnia, że psuje frajdę z gry, to taka gra nie jest warta mojej kasy i mojego czasu. BTW Jeśli się nic nie wiedziało o grze i brało się w ciemno, to się było pożałowania godnym zasmarkanym  (i przy okazji bogatym) "hype-sterem", który goni za tym co "na topie" zamiast świadomie konsumować to co lubi.




Trwa Wczytywanie