Nowe misje, sprawdzone rozwiązania - recenzja DLC Nioh: Smok Północy

Małgorzata Trzyna
2017/05/04 14:00
1
0

Czy William kiedyś zrozumie, że dobry wróg to martwy wróg?

Nowe misje, sprawdzone rozwiązania - recenzja DLC Nioh: Smok Północy

Fabuła pierwszego DLC Nioh: Smok Północy rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym kończyła się podstawka. William, choć wypełnił swe zadanie, ponownie udaje się do Japonii. Wie, że nie położył kresu wszelkim konfliktom, nie przepędził diabłów na dobre i że znajdzie się ktoś, kto znów zechce wykorzystać w wojnie potężne kamienie dusz. Tym kimś jest Date Masamune - "Jednooki Smok", władca Oshu, najpotężniejszy z suwerenów w Zipangu. Dysponuje on największym w tej krainie wojskiem, a po śmierci daiszoguna mógłby objąć władzę...

Smok Północy przenosi nas do nowego regionu - Tohoku. Opowieść związana jest z zupełnie nowymi postaciami, ale pojawia się nasz stary znajomy, Hattori Hanzo. Ku mej wielkiej radości powraca też koci towarzysz, Nekomata (także jako duch opiekuńczy!), który informuje Williama na bieżąco o sytuacji, podpowiada, co robić i prosi o wypełnienie różnych zadań.

Historia w DLC jest krótka, przedstawiona w kilku oszczędnych opisach i scenach, ale znalazło się w niej miejsce na parę ciekawych zwrotów akcji. Grzechem byłoby zdradzić, jakie zadania musi tym razem wypełnić William i co stanie się z ludźmi, których przyjdzie mu pokonać. Opowieść została wzbogacona o pobudzające wyobraźnię drobiazgi typu ostatnie słowa nieszczęśnika, który nie zdążył dostarczyć wiadomości Hanzo. Zakończenie z gatunku "ciąg dalszy nastąpi" każe wypatrywać już kolejnego dodatku.

Region Tohoku oferuje podobny zestaw misji, jak każdy z regionów podstawki. Mamy trzy zadania wątku głównego, w tym jedno ekstremalnie krótkie, składające się wyłącznie z walki z bossem (nie uznaję takiego pójścia na łatwiznę - szczególnie że ta walka przypomina pojedynek z Okatsu!). Jest też zwyczajowy pakiet misji pobocznych, z czego niektóre zadania opcjonalne wykonujemy w tych samych lokacjach, co wątek główny. Trochę szkoda, ale spodziewałam się tego: w podstawce problem rozwiązano w identyczny sposób.

Jeśli chodzi o typy zadań, Team Ninja postawiło na sprawdzone formuły: w jednych misjach możemy skupić się na niespiesznej eksploracji i wywabiać przeciwników pojedynczo, w innych musimy pokonywać fale wrogów, w kolejnych czeka nas wyłącznie walka z bossem (albo dwoma naraz). W jednym z zadań finalnym przeciwnikiem jest Onryoki. Znowu?! - zakrzykniecie. Tak, znowu.

W dodatku znajdziemy czterech nowych bossów - nie za dużo, nie za mało. Tylko pierwszy z nich mi się spodobał - jest to yokai posiadający unikatowy model i animacje ataków; pozostali to po prostu ludzie. Drugi boss wyróźniał się tylko tym, że wykorzystywał parę sztuczek ninjutsu, ale nie był to finałowy przeciwnik, więc można to wybaczyć. Trzeci bawił się żywiołami, miał animacje Ishidy Mitsunariego i Yukionny. Ostatni też mnie zawiódł, bo przypomina Okatsu - wykorzystuje identyczną szarżę.

W nagrodę za pokonanie bossów otrzymamy nowe duchy opiekuńcze. (W ramach ciekawostki dodam, że teraz możemy mieć ze sobą naraz aż dwa duchy opiekuńcze przy sobie i przełączać się między nimi wedle uznania. Duchy można też wzmacniać do maksymalnie 40 poziomu - uprzednio limit wynosił 30.)

Jeśli chodzi o różnorodność nowych yokai, nie jest zbyt różowo. Przykładowo, mamy nowy rodzaj kapp. Zwykłe kappy lubią uciekać, czerwone wolą walczyć i starają się nas trafić bombami paraliżującymi. Ludzie przemienieni w yokai (ci z głowami na rozciągliwych, wężowych szyjach) są najciekawsi, mogą oplatać Williama, pluć trucizną, wystrzelić łbem na dużą odległość albo zionąć ogniem (podobnie jak koliści mnisi). Nowy rodzaj diabła też ma parę interesujących ciosów. Z kolei śnieżni jednoocy różnią się tylko tym, że mogą nałożyć efekt wody. Szału nie ma, ale i podstawka nie powalała różnorodnością przeciwników.

GramTV przedstawia:

Akcja toczy się w zimowych sceneriach, które bardzo lubię (chociaż screeny z padającym śniegiem nie wychodzą zbyt pięknie). Labirynty w nowych lokacjach nie okazały się zbyt skomplikowane, więc mimo talentu do gubienia się w Nioh tym razem udało mi się uniknąć krążenia w tę i z powrotem w poszukiwaniu właściwej ścieżki.

Zabawę w DLC Smok Północy rozpoczynałam z postacią na 210 poziomie oraz zestawem boskiej zbroi i broni 150 (+5). Spodziewałam się, że na poziomie trudności Droga Samuraja (NG) żaden przeciwnik nie sprawi mi większych problemów - i nie sprawił, chociaż przeczuwam ogromne kłopoty na Drodze Siły (NG+), jeśli nie nauczę się lepiej robić uników. Kilka razy zginęłam, bo zdążyłam zapomnieć, jak się gra, a i do nowego typu broni musiałam się przyzwyczaić. Ostatecznie wszystkie misje udało mi się ukończyć po pięciu godzinach. Nie spieszyłam się, po drodze starałam się odnaleźć wszystkie kodamy, gorące źródła i znajdźki, by zebrać jak najwięcej punktów do wykupienia umiejętności.

Wspomnianym nowym typem broni jest odachi, czyli gigantyczny miecz. Pierwszy egzemplarz można znaleźć już na początku startowej misji. Ogromną zaletą odachi jest duży zasięg, zaś wadą - wyraźnie wolniejsze ciosy w porównaniu ze zwykłym mieczem. Ogółem grało mi się tą bronią nieźle, jeśli nie trzeba było wykazywać się kocim refleksem. Po pierwszej misji postanowiłam ulepszyć odachi u kowala. Na szczęście Team Ninja zmieniło nieco system dopasowywania dusz i teraz łącząc np. dwa boskie miecze 150 (+1) otrzymamy miecz 150 (+2) i tak dalej. Tony złomu znalazły więc wreszcie świetne zastosowanie.

Po ukończeniu misji z DLC mam ochotę na znacznie więcej zabawy w Nioh - a będzie co robić (niekoniecznie mam na myśli żmudne zdobywanie nowych tytułów, farmę złota, broni lub chwały dla odblokowania nowych skórek pozwalających na przemianę w znane z gry kobiety - Okatsu, Tome, Fuku i Ginchiyo). Team Ninja dodało (bezpłatnie) tryb PvP z pojedynkami 1v1 i 2v2, więc wreszcie można powalczyć z żywym przeciwnikiem zamiast jego mściwym duchem kierowanym przez sztuczną inteligencję. Część z was powie: ale ja nie lubię PvP, a tak w ogóle to nie mam opłaconego PS Plus... Nie martwcie się! Najlepsze dopiero przed wami.

Jeśli zadania na New Game przechodzicie z zawiązanymi oczami, a NG+ stało się nieznośnie łatwe, to czeka na was kolejne wyzwanie: NG++, w Nioh nazwane Drogą Demona.

Droga Demona oznacza dużo silniejszych przeciwników niż dotychczas. Tym razem nawet pierwszy człowieczek, który staje nam na drodze, ma mnóstwo życia, a byle diabeł potrafi zadać 4000 obrażeń jednym ciosem (moja postać ma około 3500 punktów życia i niewiele da się tę statystykę ulepszyć bez żmudnej farmy). Niektórzy przeciwnicy są mocni jak mściwe duchy, a w dodatku mają zestaw buffów, więc trzeba długo wokół nich tańczyć, by raczyli zginąć.

Team Ninja nie jest jednak tak złośliwe, by po prostu wzmocnić przeciwników i kazać graczom męczyć się z wyposażeniem, które mieli na NG+: podniesiono maksymalny limit poziomu przedmiotów. Po ukończeniu pierwszej misji na Drodze Demona otrzymałam boski napierśnik na poziomie 180 (+10) i kilka ciut gorszych broni. Przedmioty można ulepszać do (+15) (za zebranie całego zestawu +15 jest nawet stosowne trofeum). Amrita na Drodze Demona wpada też odpowiednio szybciej, więc łatwiej awansować.

Najprostsza misja na NG++, gdzie dało się wywabiać przeciwników pojedynczo, wycofać się w razie potrzeby w bezpieczne miejsce albo po prostu przebiec między wrogami i ruszyć prosto na bossa okazała się całkiem znośna. Nie wyobrażam sobie natomiast walk z falami wrogów, a na myśl o starciu z dwoma bossami naraz uciekam w popłochu. I jak ja wbiję trofeum za ukończenie wszystkich zadań na Drodze Demona? Obawiam się, że mój pad by tego nie zniósł...

Smok Północy okazał się dokładnie taki, jak oczekiwałam, czyli po prostu nowy region, krótki fragment opowieści z paroma zwrotami akcji, misje na nieco wyższy poziom, parę nowych typów przeciwników... i żadnych rewolucji w formule rozgrywki. Z radością powitałam zwiedzanie nieznanych lokacji, szukanie kodam, uczenie się zachowań nowych typów wrogów i bossów (acz przydałoby się więcej nowych rodzajów yokai i mniej wykorzystywania starych sztuczek). Z kolei nowe misje poboczne, gdzie trzeba pokonywać fale wrogów albo dwóch bossów naraz to nadal zupełnie nie moja bajka - ale cóż, gdyby wszystkie misje wyglądały tak samo jak zadania fabularne, byłoby nudno. Smok Północy sprawił, że znów mam ogromną ochotę na Nioh, dlatego bardzo ucieszyło mnie (a zarazem najbardziej przeraziło) dodanie poziomu trudności Droga Demona i zwiększenie limitu poziomu przedmiotów - będzie co robić w ramach oczekiwania na kolejne DLC.

8,0
Po prostu więcej starego, dobrego Nioh.
Plusy
  • ciekawe zwroty akcji w nowym fragmencie opowieści
  • nowi bossowie i rodzaje przeciwników
  • nowa broń - odachi
  • po prostu więcej starego, dobrego Nioh
Minusy
  • recykling umiejętności przeciwników
  • wykorzystywanie wciąż tych samych bossów (Onryoki)
  • pójście na łatwiznę przez zbytnie skrócenie jednej z misji fabularnych
  • niewielka liczba nowych typów wrogów
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
04/05/2017 22:45

mam dodatek i duchy sie da do 30 max poziomu wzmocnic przynajmniej u mnie