Trafienie krytyczne #8. Esport to jednak nie sport

Sławek Serafin
2017/03/04 17:18
7
0

Trwa IEM. A właściwie druga faza tegorocznego Intel Extreme Masters, bo pierwsza rozegrała się w poprzedni weekend. Wypadałoby jakoś skomentować.

Kilka tygodni temu marudziłem sobie na temat esportu, mętnie tłumacząc, jak to jest, że tenże esport nie nadaje się do kibicowania. Wiele osób się ze mną nie zgodziło, właściwie większość, ale nadal uważam, że bardzo trudno jest przywiązać się emocjonalnie do jakiejś drużyny i żyć jej sukcesami oraz porażkami. A mimo to regularnie, prawie codziennie, oglądam zapisy rozgrywek amerykańskiej, europejskiej a czasem i koreańskiej ligi zawodowej League of Legends. Paradoks? Nie, bynajmniej. Nie ma tu żadnej sprzeczności, jeśli tylko pomyślimy chwilę i odkryjemy główną różnicę między esportem a sportem.

Trafienie krytyczne #8. Esport to jednak nie sport

Oczywiście, wszyscy wiedzą, jaka jest ta różnica. Prawdziwi sportowcy biegają, skaczą, kopią piłkę i robią telemarki. A esportowcy tylko siedzą na tyłkach i klikają. Ale nie będę się w tę dygresję zagłębiał, bo chciałem tylko powiedzieć, że to nie jest główna różnica. Ani trochę. Co tak naprawdę odróżnia jedno od drugiego? Uczestnictwo. Piłka nożna, jest coś takiego, nie? Podobno jest to najbardziej popularny sport na planecie. I fajnie. Setki milionów z zapartym tchem oglądają popisy różnych Messich, Ronaldów i Lewandowskich. Nie ma się co dziwić, bo są znakomici w tym co robią i dostarczają mnóstwa emocji swoimi umiejętnościami. I tyle. Nic więcej. Możemy sobie popatrzeć na pięć goli Lewandowskiego w jednym meczu i wzdychać z zachwytu, ale czy możemy to powtórzyć sami? No nie bardzo. Znakomita większość fanów i kibiców piłki kopanej w ogóle piłki nie kopie. A wśród tych, którym się czasem zdarza, tylko garsteczka prawdziwych zawodowców ma na tyle wysokie umiejętności i zrozumienie gry, że faktycznie może coś wynieść z tego oglądania, czegoś się nauczyć, wzbogacić się czymś więcej niż tylko pięknymi emocjami. Cała reszta jest blisko swoich sportowych idoli, ale bardzo, bardzo daleko od sportu jako takiego. Po obejrzeniu finału Ligi Mistrzów mogą co najwyżej sięgnąć po następne piwo i pomarudzić, że czipsy się skończyły. A fani esportu?

To jest właśnie ta kluczowa i najważniejsza różnica. Obejrzę jakiś ciekawy mecz ligi LCS i zaraz potem mogę uruchomić League of Legends i próbować wykorzystać to, czego się w trakcie oglądania nauczyłem. Esport jest kiepski do kibicowania, w porównaniu do tradycyjnych sportów. Ale jego walory edukacyjne są tysiąckrotnie bogatsze. Każdy może naśladować, lepiej lub gorzej. Każda akcja, każde zagranie, każdy szczegół rozgrywki daje nam wiedzę, którą możemy wykorzystać w miarę naszych możliwości. I wykorzystujemy. A przynajmniej ja wykorzystuję. Bardzo wiele nauczyłem się właśnie dzięki oglądaniu rozgrywek zawodowców. Jasne, nie mam takiego refleksu jak oni, nie mam takich umiejętności, ale w ogóle nie szkodzi, bo i tak mam mnóstwo „materiału”, który mogę wykorzystać. Każdy ma. Od gracza kompletnie zielonego i początkującego, aż do tych najlepszych, którym niewiele brakuje, by sami brali udział w rozgrywkach na najwyższym poziomie. Nowicjusz dzięki oglądaniu lepszych od siebie będzie lepiej rozumiał podstawowe zasady rządzące rozgrywką. Gracz bardziej zaawansowany lepiej zrozumie taktyki i zachowanie odpowiednie do aktualnej fazy rozgrywki. A prawie-zawodowiec podłapie różnego rodzaju drobne detale, których tamci dwaj jeszcze nie widzą nawet, ale które często są decydujące.

Wszyscy oni na esporcie zyskują. Wiedzę zyskują. Mogą oglądać dla rozrywki, jasne, takie walory mecze zawodowców też mają czasem. Ale przede wszystkim służą jako ściągi. Najlepsze ściągi z możliwych, wzorce do naśladowania. Czasem bezmyślnego nawet, ale to już inna para kaloszy. Esportowcy, zawodowcy z najlepszych na świecie drużyn są takimi koniami pociągowymi całej społeczności, pionierami, którzy przecierają nowe szlaki, którymi to później szlakami podąża cała reszta. Opracowują nowe taktyki, realizują nowe strategie, próbują tego czy tamtego, rozwijają grę i wynoszą ją na następny poziom. A potem to spływa w dół, na tych, którzy oglądali i naśladują, a następnie na tych, którzy naśladują naśladujących i tak dalej. Cała społeczność fanów wzbogaca się, rozwija i dojrzewa właśnie dzięki temu, że najlepsi z nich grają na pokaz. Wszyscy zyskują.

GramTV przedstawia:

Klasyczne sporty są pasywne. Garstka je uprawia, niepoliczone rzesze zaś tylko patrzą. I to jest w porządku. Esport natomiast to coś zupełnie innego. Tu wszyscy są graczami. Lepszymi bądź gorszymi, ale łączy ich to, że właśnie każdy z nich gra. To jest uczestnictwo, to jest aktywność, to jest przeciwieństwo tradycyjnego sportu, gdzie istnieje podział na elitę i gawiedź. W społecznościach fanów gier podział ogranicza się tylko do umiejętności. Poza tym wszyscy są równi. I to jest fantastyczne. A przecież jest coś jeszcze lepszego. Oglądając mecz piłki nożnej przeżywamy emocje. To one nas do tego przyciągają, to kibicowanie daje nam radość zwycięstwa i gorycz porażki. Nie naszych zwycięstw i porażek. Czyichś. My się z nimi identyfikujemy, ale to i tak są emocje z drugiej czy tam trzeciej ręki. A w przypadku esportu? Wręcz przeciwnie. Oglądamy mecz, kibicujemy, emocjonujemy się. Fajnie. A potem, gdy gramy już sami, uzbrojeni w nową wiedzę, to… emocje są kilkukrotnie większe, żywsze i prawdziwsze, bo nasze własne. Oczywiście, nie gramy tak dobrze jak zawodowcy. I nie o taką stawkę. Ale i tak przeżywamy, uczestniczymy w tym wszystkim mocniej i bardziej, niż zwykli kibice zwykłych sportów.

I dlatego właśnie, gdy patrzę na imprezy takie jak IEM, na te tłumy w Spodku, to z jednej strony cieszę się, że League of Legends, Counter-Strike i StarCraft trafiają do głównego nurtu, pojawiają się w mediach i się o nich mówi tam, gdzie się wcześniej nie mówiło. I to czasem nawet z odrobiną szacunku. Ale z drugiej strony jest to dla mnie wypaczenie idei. Równanie do najniższego. Marnowanie potencjału. Wtłaczanie czegoś, co jest ewidentnie społecznie wyższą i bardziej zaawansowaną formą aktywności i wspólnego uczestnictwa w jakichś, powiedzmy że sportowych działaniach, w ograniczone ramy czegoś starego. Takiego, gdzie jedni robią, a inni patrzą. Na szczęście nie ma się czego bać, bo publiczność ze Spodka wyjdzie, pójdzie do domów i tam będzie grać. I wszystko będzie w porządku. Ale też trochę śmieszne jest, że esport, który przecież jest czymś więcej, czymś bardziej niż sport normalny, ma takie kompleksy i próbuje naśladować coś archaicznego i prymitywnego, zamiast z dumą obnosić się ze swoją niekwestionowaną wyższością.

Esport to nie sport, tak samo jak homo sapiens to nie australopitek czy neandertalczyk. Niby podobny, ale o wiele wyżej na drabinie ewolucyjnej. Tak, wiem, że porównuję tutaj ewolucję biologiczną ze społeczną, ale chcę, żeby obraz był jasny i wyraźny. Droga fanko, drogi fanie LoLa, CSa, StarCrafta, Overwatcha czy nawet FIFY – jeśli ktoś kiedyś będzie się z was śmiał, jeśli ktoś kiedyś będzie wygadywał bzdury, że wasz sport nie jest prawdziwy, to wiecie już, co macie odpowiedzieć. My ten sport uprawiamy. My w tym uczestniczymy. Przeżywamy. Sami jesteśmy zawodnikami. A tamci co? Piwko, czipsy, telewizor, tyłek wygniatający kanapę albo fotel. I cudze emocje. Pasywność i bezmyślność. Oraz całkowicie nieuzasadnione poczucie wyższości. Można się popłakać ze śmiechu, nie?

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
08/03/2017 02:14

W zasadzie cały tekst to głupkowate porównanie gracza do typowego kanapowego, biernego widza, z którego to zestawienia rzekomo zwycięsko wychodzi gracz, bo "uprawia" i stosuje w praktyce oglądaną przez siebie dyscyplinę. Zestawienie skonstruowane pod wcześniej założoną tezę, która ma chyba dowartościować samego autora i przekonać, że ma coś wspólnego ze sportem, choć na pierwszy rzut oka widać, że nigdy z żadnym namacalnie nie obcował (poza WF w szkole - a i to jest niepewne). Szkopuł w tym, że każda dyscyplina sportowa cechuje się niuansami i technikaliami, które się analizuje, a potem uczy, oglądając je w wykonaniu lepszych od siebie. Trzeba tylko samemu uprawiać daną dziedzinę albo mieć na jej temat pojęcie, by móc te szczegóły wyhaczyć. Autor jest sportowym dyletantem, dlatego nie dostrzega takich rzeczy i zakłada, że większość też nie ma o nich pojęcia. A niedzielni kibice, którzy oglądają tylko dla emocji lub z powodu popularności widowiska? Tacy znajdą się zawsze i będą kręcić się przy dyscyplinach, wokół których jest hype, obojętnie czy dotyczy to piłki nożnej, skoków narciarskich czy LoLa. Argument o "przyjściu do domu i próbowaniu podpatrzonych zagrywek" nijak świadczy o wyższości esportów, bo jest prawdziwy dla każdej dyscypliny. Działa nawet na ich niekorzyść, bo zakłada, że pierwszy lepszy gracz może się naoglądać i skalkować wyczyny swojego idola - czynnikiem stopującym może być najwyżej zbyt mała ilość APMów. W sporcie trzeba mieć kompetencje i warunki psychofizyczne do samej próby powtórzenia wyczynów profesjonalistów. Nie będę wyjaśniał, dlaczego wykonanie kopnięcia obrotowego z wyskoku z finalnym punktem na głowie poruszającego się przeciwnika na ringu stwarza większą trudność niż klikanie w myszkę i klawiaturę. Z tego względu tytuł "sportowca" coś ze sobą niesie, w przeciwieństwie do gracza, którym może mianować się każdy LoLek.

Sewycz
Gramowicz
07/03/2017 14:59

Oho, elityzm mode on. Jak juz ktos wczesniej wspomnial, znakomita wiekszosc kibicow LOL-a sama gra, ponieważ tytuł ten nie przyciąga ludzi z zewnątrz - na turniejach są tłumy bo... gra jest bardzo popularna. 

Jeśli idzie o piłkę nożną, to gwarantuję, że "czynnych" kibiców jest sumarycznie więcej niż fanów wyczynowego LOL-a. 

Na IEM bywam i śledzę CS-a, pomimo, że CSGO właściwie nie ruszyłem od czasów bety. Na finały SC2 popatrzę, chociaż nigdy w tę grę nie grałem. Kibicuję też prawdziwym piłkarzom i - o zgrozo - w miarę regularnie grywam w piłkę. Nie zliczę ile razy zdarzyło mi się skopiować (lub chociaż spróbować) zagranie podpatrzone w telewizji.  Kolega Serafin niech się nie poddaje i weźmie komentarze jako cenną lekcję ;)

Re

fenr1r
Gramowicz
06/03/2017 13:38

Przykład futbolu trochę nietrafiony, bo kto nigdy nie grał w piłkę? Wszyscy grali i teraz też mogą grać. Zamiast po piwo możesz sięgnąć po telefon i zgadać się z kumplami na mecz. Jest infrastruktura, są możliwości, więc w czym problem?

Ale przecież jest wiele dyscyplin, których zwykły człowiek nie będzie w stanie sam wypróbować ze względu na różne ograniczenia, co jednak nie przeszkadza być kibicem. Brak konieczności osobistego uczestnictwa powinien być argumentem 'za' w przypadku 'tradycyjnego' sportu.

Znakomita większość fanów esportu jest również aktywnymi graczami nie dlatego, że esport posiada jakąś właściwość, która stawia go ponad sport, tylko dlatego, że tylko gracze są w stanie cokolwiek z esportu wynieść. Weź kilka osób, które nigdy nie grały w MOBA i pokaż im mecz Dota2. Gwarantuje Ci, że nikt nie będzie wiedziało co chodzi. Na ekranie, w różnych częściach mapy będą dziać się różne rzeczy, będzie jakiś wskaźnik gpm i exp, ale i tak przez większość meczu nie wiadomo kto wygrywa. Podczas gdy mecz siatkówki z ekscytacją może obserwować cała rodzina.




Trwa Wczytywanie