Recenzja filmu Moonlight, który kwalifikuję jako bełkot

Kamil Ostrowski
2017/02/18 12:00
6
0

Technicznie świetny film opowiadający historię chłopca ze złej dzielnicy, wychowanego w złym domu. Samej historii można jednak wiele zarzucić.

Recenzja filmu Moonlight, który kwalifikuję jako bełkot

Zacznę z grubej rury. Moim zdaniem Moonlight to ciężkostrawny przeintelektualizowany wysiew amerykańskiej liberalnej retoryki, który jest tak zadufany, że aż ciężko jest go przełknąć. Przy okazji to również nudny, chociaż dobrze zrobiony film, który nieudolnie próbuje stać się Boyhood w wersji dla Afroamerykanów.

Moonlight serwuje nam skondensowaną papkę z demokratyczno-liberalnej retoryki we współczesnym wydaniu amerykańskim. Środowisko mieli głównego bohatera i odziera go z możliwości bycia sobą, bycia dziwakiem, bycia wrażliwym. Niby widzimy, że to środowisko samo siebie degeneruje, aczkolwiek wina się rozmywa. Nikt nie jest winny, tylko „środowisko”. Narkotyzująca się matka, brutalni rówieśnicy, zaniedbania w wychowywaniu, bieda materialna i intelektualna – to wszystko wina „środowiska”. Wyobraźcie sobie film w stylu Pod mocnym aniołem, który w gruncie rzeczy wybiela przez większość czasu głównego bohatera (pijaka), cały czas sugerując, że to nie jego wina, że jest jaki jest, tylko po prostu w takim miejscu żył, gdzie wszyscy piją, a w ogóle to społeczeństwo wywiera na nim presję żeby pił. Dokładnie taki jest moralny wydźwięk Moonlight i tego zignorować się nie da. Mieszkańcy getta są usprawiedliwiani ze swojej głupoty, z działania poza prawem, nawet z brutalności czy zgnilizny moralnej, no bo tak się złożyło, że tam żyją. I koniec. Ehh…

Puentą całego filmu jest zresztą moment w którym główny bohater dzięki miłości w końcu przełamuje wspomniany demoniczny „wpływ środowiska” i wraca do swojego prawdziwego ja. Wcześniej nie mógł, no bo środowisko go tłumiło. Co ciekawe, w całym filmie nie wypatrzyłem ani jednej białej osoby. Biali pewnie siedzą gdzieś w willach i popijając koniak, z cygarem w ręku śmieją się przeliczając swoje miliony i szykując się na kolejną partię squasha. No, ale koniec już tej pogadanki o etyce, bo jeszcze pomyślicie, że przepycham tutaj jakąś swoją agendę polityczną.

Największym grzechem Moonlight nie jest bynajmniej przeładowanie polityczną propagandą, bo ona choć definiuje cały film, jest dosyć subtelna i o ile można się nie zgadzać, tak nie mam nic przeciwko poznawaniu cudzego punktu widzenia. Co Moonlight pogrąża to fakt, że film jest zwyczajnie nudny. Nudny jest główny bohater i jego historia. Nudna i nierealistyczna. Do tego dochodzi kiepska gra aktorska głównego bohatera (we wszystkich trzech odsłonach – dziecka, chłopaka i mężczyzny), który otrzymuje tutaj praktycznie cały „czas antenowy”.

GramTV przedstawia:

Sytuacji nie ratuje nawet Mahershala Ali w świetnej roli drugoplanowego, ale kradnącego „show” Juana (swoją drogą zasłużona nominacja, chociaż nagrodę pewnie zgarnie genialny Michael Shannon z filmu Zwierzęta Nocy), ani Naomie Harris jako matki głównego bohatera. Wszystko przyćmiewa mizeria fabularna i drętwe aktorstwo postaci pierwszoplanowych.

Na plus zaliczyć mogę natomiast zdjęcia, które autentycznie mi się spodobały. Uporządkowany chaos i mnóstwo ruchomych ujęć, na przykład takich w których kamerzysta „obchodzi” aktorów, tworzyły wrażenie pewnego niepokojącego dynamizmu. Co ciekawe, nie była to maniera którą reżyser przyjąłby na cały czas – równie często twórca decyduje się na ujęcia zwykłe, statyczne, czy nawet na ostre zbliżenia. Ja zinterpretowałem to jako przeniesienie pewnego rodzaju „falowego” żywota głównego bohatera na płaszczyznę warstwy technicznej filmu. Jeżeli się nie mylę, to naprawdę fajny zabieg, a nawet jeżeli opacznie to rozumiem, to chyba jednak coś w tych zdjęciach jest, bo za nie Moonlight dostało zasłużoną nominację do Oskara (jedną z wielu, ale tylko z tą decyzją się mogę zgodzić).

Zupełnie nie rozumiem natomiast zachwytów nad filmem. Ja widzę w nim jedynie pseudointelektualny bełkot, pozbawiony jakiegokolwiek sensownego wstępu, pozbawiony wreszcie oparcia w autentycznej historii czy wiarygodnych bohaterach. Sama koncepcja jest dobra, widać też, że reżyser i reszta ekipy ma talent, aczkolwiek dzieło zbudowano na tak wątłych podstawach, że całość zwyczajnie się nie broni. Moonlight podobać się może krytykom i ludziom, którzy nie potrafią się oprzeć przed zamruczeniem „hmm…” rzadziej niż dziesięć razy dziennie, ale większość widzów odepchną miałcy bohaterowie i fabularne chodzenie na skróty.

Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
19/02/2017 20:46

Kamilu: w całej tej recenzji miałeś słuszność *raz*: tam, gdzie napisałeś, iż ktoś może odnieść wrażenie, iż, idąc za słowem, "przepychasz tutaj jakąś swoją agendę polityczną". Choć i to - niezupełnie. (Zabawne - swoją drogą - że “pogadankę o etyce” łączysz z “przepychaniem agendy” - ciekawe. Ciekawe.)

Ogólnie rzecz biorąc - dziwi mnie, iż odebrałeś “Moonlight” w ten sposób. “Moonlight” w ogóle nie porusza bowiem tematów - jak to określiłeś - politycznych. Jeśli coś, to właśnie to stanowi siłę tego filmu - atut, o którym, z jakiegoś powodu Ty postanowiłeś *nie* wspominać. (Z jakiego? - Nie wiem. Możliwe, że nie widzisz różnicy między wątkami politycznymi a społeczno-obyczajowymi. Możliwe też, że chodzi - faktycznie - o tę agendę.) Co ciekawe, nie jest on również traktatem moralnym. Nie rozgrzesza, nie potępia. Ani nie obarcza ciężarem winy środowiska, ani tworzących to środowisko jednostek. Nie obwinia również nieobecnych w filmie (za wyjątkiem paru - mimo wszystko dość istotnych - postaci) białych. Jest tu dużo subtelniejszy - i z całą pewnością nie jest “przeintelektualizowany”. W pewnym bardzo ważnym sensie jest wręcz filmem “antyintelektualnym” - w tym, że nacisk położono tam nie na złożone analizy (choć te, owszem, również są), ale na sferę odczuć, emocji; tego, jak to jest - tam być; tam - żyć.

Co mogę zatem powiedzieć? Z podsumowania zgodzić się mogę tylko z jednym: Ty naprawdę nie rozumiesz zachwytów nad tym filmem. Prawda? :- )

kostrowski
Redaktor
19/02/2017 17:34
SpiralArchitect napisał:

W filmie nie ma żadnych białych? No faktycznie, ciekawe czemu. Swoją drogą wytykanie, że w filmie nie występują żadni czarnoskórzy aktorzy jest uważane za idiotyczne (całkiem słusznie zresztą). A w analogicznej sytuacji już nie?

Sam ten zarzut w oderwaniu od całej reszty byłby faktycznie bez sensu, tutaj przytoczyłem ten fakt tylko aby zobrazować, że twórcy nie przepuszczą żadnej okazji, aby pokazać że to jest film "dla nas czarnych", których reszta świata nie rozumie, nie chce i spycha na margines, w objęcia biedy i patologii. To jakby zrobić film o dzielnych amerykańskich wojakach i pokazać ich jako wyłącznie białe jednostki, pełne przystojnych, silnych chłopaków z mocnym akcentem, a cały film dawałby do zrozumienia, że republikańscy biali patrioci to jedyna siła, która stoi na straży wolności i dobrobytu, natomiast czarni siedzą w domu i bumelują. No przyznaj, trochę to nieładnie, co nie?

Usunięty
Usunięty
19/02/2017 10:25

Bardzo lubię czytać wasze recenzje, bo nie boicie się napisać coś niepopularnego, niezgodnego z ogólną opinią krążącą w mediach. Fajnie, że na moim ulubionym portalu o grach, mogę poczytać o innej mojej pasji. Nie zawsze się z wami zgadzam, ale warto poczytać o innym punkcie widzenia, tym bardziej, że bliżej wam do "zwykłych" fanów kina, niż ludzi żyjących z recenzowania filmów. Nie zrażajcie się nieprzychylnymi opiniami i dalej oceniajcie zgodnie z sumieniem.




Trwa Wczytywanie