Pora na nudę - recenzja Cartoon Network: Battle Crashers

Jakub Zagalski
2016/12/10 13:00
0
0

Co się stanie, gdy developer wrzuci do gry największe gwiazdy współczesnego Cartoon Network i zupełnie oleje rozgrywkę?

Pora na nudę - recenzja Cartoon Network: Battle Crashers

Adventure Time, Uncle Grandpa, The Amazing World of Gumball, Clarence, Steven Universe – jeżeli te tytuły są wam bliskie, to z pewnością zechcecie sprawdzić najnowszą grę Cartoon Network: Battle Crashers, która robi użytek z serialowych licencji. Wymieszanie realiów absurdalnie zabawnych produkcji i podanie ich w formie chodzonego beat'em upa 2D, kładącego nacisk na lokalną kooperację, brzmi jak ziszczenie marzeń niejednego fana. Niestety w przypadku Cartoon Network: Battle Crashers pozory mylą i zamiast genialnej, pełnej humoru nawalanki otrzymaliśmy nudną, wtórną i niepotrzebną zabawkę.

Pomysł na sprzedanie Cartoon Network: Battle Crashers fanom poszczególnych seriali był genialny w swojej prostocie: bierzemy telewizyjnych ulubieńców pokroju Finna, Jake'a i Gumballa, wrzucamy ich do dwuwymiarowego świata przypominającego serialowe scenerie i wysyłamy na nich hordy wrogów. A czasem jakiegoś bossa. Gatunkowo Cartoon Network: Battle Crashers to prawdziwa stara szkoła chodzonych beat'em upów – z guzikiem odpowiadającym za atak, skok i specjal. Cechą wyróżniającą grę francuskiego developera jest możliwość błyskawicznego przełączania się między sześcioma (a właściwie ośmioma, biorąc pod uwagę dwa duety) bohaterami. Każdy z nich ma własne statystyki i ataki, które bywają kluczowe do pokonania niektórych przeszkód. Na przykład odkurzacz Gumballa może zdmuchnąć trujący gaz wydobywający się z ziemi.

W trybie dla pojedynczego gracza wybieramy i zmieniamy zawodnika kiedy chcemy, pod warunkiem, że dany jegomość ma jeszcze jakieś punkty życia na pasku. Grając w lokalnej kooperacji (sieciowej brak) wybór bohatera jest oczywiście znacznie ograniczony, ale dzięki obecności kolegów gra się odrobinę przyjemniej niż w wariancie dla samotnika. W końcu nie od dziś wiadomo, że kanapowa kooperacja potrafi uczynić z nawet największego gniota grywalną atrakcję. A przynajmniej z prawie każdego, bowiem Cartoon Network: Battle Crashers to chodzący stereotyp marnej gry stworzonej na popularnej licencji, która powstała tylko po to, by trafić do kilku naiwniaków zakochanych w materiale źródłowym.

GramTV przedstawia:

Cartoon Network: Battle Crashers wydane na PlayStation 4, Xboksie One i Nintendo 3DS (wszystkie wersje są niemal identyczne, pomijając fajne wykorzystanie dolnego ekranu na konsolce Nintendo i nieostrą grafikę na tejże platformie) to najgorsza gra, z jaką miałem do czynienia od dłuższego czasu. Znane licencje zupełnie nie ratują powtarzalnej i nieprzemyślanej rozgrywki, polegającej na ciągłym wciskaniu przycisku ataku i lawirowaniu między identycznie zachowującymi się przeciwnikami, którzy albo na nas szarżują, albo czymś rzucają. Cała „zabawa” przypominała mi prymitywne flashówki robione przez licealistów, a nie pełnoprawne gry konsolowe wydane w pudełku. Nie mogłem uwierzyć, że Cartoon Network: Battle Crashers nie jest kolejnym dzieckiem cyfrowej dystrybucji i że oprócz wersji ściąganej na dysk można faktycznie wydać kilkadziesiąt dolarów na pudełkową edycję. Z drugiej strony, nie powinno mnie to dziwić, skoro z kolorowej okładki spoglądają ulubieńcy mas z Jake'iem i Finnem na czele, którzy samą swoją obecnością zachęcą do zakupu nieświadomego przechodnia.

Tym bardziej więc przestrzegam przed sięganiem po Cartoon Network: Battle Crashers, które jest prawdziwą wydmuszką. Ładnie pomalowaną skorupką bez zawartości. Dość powiedzieć, że nawet pod względem wykorzystania licencji twórcy skupili się wyłącznie na graficznych podobieństwach – w grze nie występuje voice acting, a szczątkowa oprawa audio aż się prosi, by ją zupełnie wyciszyć.

Jeżeli mimo moich ostrzeżeń jesteście skłonni sięgnąć po Cartoon Network: Battle Crashers (bo na przykład kochacie Adventure Time), to dodam, że kilkanaście poziomów, w tym sześć walk z bossami, można ukończyć w godzinę. Albo i krócej, pod warunkiem, że będzie wam się chciało wracać do raz odwiedzanych leveli w poszukiwaniu specjalnych przedmiotów, bez których gra nie potoczy się dalej. Ot, genialny pomysł na wydłużenie rozgrywki.

Cartoon Network: Battle Crashers ma w sobie pewien urok, który znika, gdy zobaczymy wszystkie zabawne animacje ciosów zadawanych przez bohaterów. Poza tym nie ma w tej grze nic, co zmusiłoby do siedzenia przed ekranem dłużej niż przez kilkanaście minut. Nuda, zero pomysłu na rozgrywkę i tragiczne wykorzystanie serialowych licencji to największe wady Cartoon Network: Battle Crashers. Zalety praktycznie tu nie występują.

3,3
Tylko dla fanów Cartoon Network z zerowymi oczekiwaniami względem rozgrywki
Plusy
  • Ataki znanych bohaterów bawią przez chwilę
Minusy
  • Nuda
  • powtarzalność
  • tragiczne wykorzystanie licencji
  • backtracking
  • czas gry
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!