Nikt nie spodziewa się Hiszpańskiej Inkwizycji - recenzja gry Yesterday Origins

Adam Berlik
2016/11/19 12:00
1
0

Kontynuacja bardzo udanego Yesterday z 2012 roku stoi na równie wysokim poziomie, co pierwowzór wydany cztery lata temu.

Nikt nie spodziewa się Hiszpańskiej Inkwizycji - recenzja gry Yesterday Origins

Wydawać by się mogło, że ciężko wymyślić cokolwiek nowego w grach przygodowych, zwłaszcza jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki. Pendulo Studios doskonale zdaje sobie z tego sprawę i w Yesterday Origins nie zamierza wprowadzać ani ewolucji, ani tym bardziej rewolucji. Choć kolejne zagadki rozwiązuje się tu z niekłamaną przyjemnością, to nie one stanowią esencję gry. Od ekranu ciężko jest się oderwać głównie ze względu na świetnie nakreślone postacie, intrygujący wątek fabularny i mnóstwo specyficznego humoru.

Yesterday Origins debiutuje na rynku cztery lata po premierze Yesterday, którego znajomość nie jest wymagana do zrozumienia fabuły recenzowanej produkcji, ale na pewno pomaga w odnalezieniu się w opowiadanej historii, gdyż ta - podobnie jak w debiutanckiej części serii - nie jest wyraźnie nakreślona i wymaga mocnego skupienia ze strony odbiorcy. Jednocześnie fani Yesterday odnajdą w Origins sporo nawiązań, dzięki czemu szybciej będą w stanie ogarnąć kolejne niuanse fabularne i smaczki przygotowane przez twórców. Warto zatem nadrobić "jedynkę" przed rozpoczęciem Yesterday Origins, a zachętą do tego niech będzie fakt, że dotarcie do napisów końcowych Yesterday zajmuje raptem cztery, maksymalnie pięć godzin.

Akcja gry Yesterday Origins rozpoczyna się w czasach hiszpańskiej inkwizycji, a konkretniej w celi więziennej, gdzie kierowana przez nas postać czeka na wyrok. Okazuje się, że wcielamy się w doskonale wykształconego chłopca z rodziny szlacheckiej, ale mimo to zostajemy oskarżeni o bycie Synem Szatana. O tym, jak absurdalna jest to historia najlepiej świadczy fakt, że oprócz nas na rozprawę czeka także świnia. Tak, świnia. Nasze pierwsze zadanie polega oczywiście na wydostaniu się zza krat, w czym pomogą nam... zwłoki kucharza spadające z sufitu.

Po krótkiej wizycie w dość odległej przeszłości trafiamy do czasów współczesnych i mamy okazję kontrolować Johna Yesterdaya, nieśmiertelnego protagonistę, którego powinniśmy doskonale znać z "jedynki". Mężczyzna już dawno uświadomił sobie, że ową nieśmiertelność ciężko nazwać darem, a raczej chorobą. Po każdej śmierci odradza się bowiem na nowo, a jedyną konsekwencją zgonu jest utrata pamięci. W związku z tym wielokrotnie wplątuje się w kolejne tarapaty. Tym razem od samego początku zabawy towarzyszy mu Pauline, którą poznał w trakcie swojej przygody, jaką autorzy z Pendulo Studios zaoferowali nam w pierwszym Yesterday.

W grze Yesterday Originsnie mamy z góry narzuconego celu zabawy, a fabuła rozwija się w powolnym tempie. Osoby, które grały w "jedynkę" doskonale powinny zdawać sobie z tego sprawę. Mimo to historia jest ciekawa i dobrze poprowadzona. Na pewnym etapie zaczynamy stopniowo orientować się, o co w tym wszystkim chodzi, a i poszczególne wydarzenia, w jakich uczestniczyliśmy wcześniej, zaczynają nabierać więcej sensu. Szkoda tylko, że w scenariusz próżno szukać efektu "wow", takiego jakiego doświadczyliśmy w pierwszym Yesterdaynie jeden, a co najmniej dwa razy. Pod tym względem autorom nie udało się dorównać oryginałowi. Niestety.

GramTV przedstawia:

Sama rozgrywka - o czym już wspomniałem - nie należy do rewolucyjnych i skupia się na eksplorowaniu lokacji, przeprowadzaniu dialogów oraz zbieraniu przedmiotów, których należy użyć w odpowiednich miejscach. Ciekawym urozmaiceniem doskonale znanej formuły jest konieczność pozyskiwania informacji na temat rozmaitych zagadnień oraz umiejętne dobieranie kilku elementów wyposażenia w celu rozwiązania zagadki. Po wybraniu jednego z przedmiotów znajdujących się w naszym ekwipunku pojawia się on na środku ekranu, a nasze zadanie skupia się na wskazaniu kolejnych rzeczy w odpowiedniej kolejności.

Yesterday Origins, jak na przygodówkę, może pochwalić się także dużą liczbą dialogów. Często odnosimy wrażenie, że niewiele wnoszą one do opowiadanej historii (i faktycznie tak jest), ale umiejętnie budują tło fabularne, dzięki czemu jesteśmy w stanie zrozumieć, w jakim położeniu znajduje się nasza postać i dlaczego akurat tę, a nie inną zagadkę musimy rozwikłać, by móc odblokować dostęp do kolejnej lokacji. W rozmowach można także odnaleźć liczne nawiązania popkulturowe, więc fani tego typu znajdziek powinni być mocno usatysfakcjonowani. Zanim jednak rozpoczniemy wymianę zdań z danym rozmówcą, będziemy mogli mu się dokładnie przyjrzeć - rozmaite szczegóły, takie jak np. wory pod oczami czy blizny na ciele powiedzą nam więcej o jego przeszłości i nastawieniu do życia niż on sam.

Oprawa wizualna Yesterday Origins może się podobać, ale zanim przejdziemy do konkretów warto zaznaczyć, że jest to pierwsza gra w historii Pendulo Studios, która oferuje możliwość zwiedzenia w pełni trójwymiarowych lokacji. Tła oraz modele postaci wykonano z niezwykłą dbałością o szczegóły, co zresztą można zobaczyć na dołączonych obrazkach, ale szkoda, że tak samo jak w Yesterday, animacje twarzy nadal stoją na wyjątkowo niskim poziomie. Ogromną zaletą recenzowanej produkcji jest także voice-acting. Aktorzy, którzy użyczyli głosów wirtualnym bohaterom, spisali się po prostu na medal, dzięki czemu każdy, nawet najkrótszy dialog, brzmi niesamowicie wiarygodnie, a mimo iż momentami rozmowy trwają nawet kilka minut, nie mamy ochoty ich pomijać.

Wszystko to, o czym wspomniałem powyżej, tworzy spójną całość. Fabuła intryguje już od pierwszego momentu, postacie zapadają w pamięć na długi czas, rozgrywka niesamowicie wciąga, a grafika wielokrotnie potrafi zachwycić. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z ideałem, bo nawet w Yesterday Origins, które zasługuje na ósemkę z dużym plusem, znajdziemy niezaprzeczalne wady odbierające przyjemność z rozgrywki.

Yesterday Origins mieliśmy okazję testować na PlayStation 4 (gra ukazała się również na Xbox One oraz PC) i musimy przyznać, że sterowanie zostało bardzo dobrze dostosowane do możliwości kontrolera. Szkoda jednak, że podczas rozgrywki zbyt często mieliśmy problem z interakcją z otoczeniem. Trzeba było stanąć w idealnym miejscu, by gra podświetliła strefy, którym możemy się przyjrzeć z bliska, a tym samym pozyskać rzeczy niezbędne do rozwiązania zagadki czy też rozpocząć dialog. Po pewnym czasie można się było do tego przyzwyczaić, ale początkowo okazało się to wyjątkowo irytujące.

Problemem konsolowego wydania Yesterday Origins jest również fakt, że autorzy ewidentnie mieli zbyt mało czasu na jej wewnętrzne testy. Wielokrotnie dochodziło bowiem do sytuacji, w których kontroler odmawiał posłuszeństwa na ekranie rozgrywki (można było z niego korzystać wyłącznie w menu), a jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji był restart aplikacji. Na szczęście jednak postępy były zapisywane automatycznie, więc nie było mowy o ich utracie spowodowanej niestabilnym działaniem gry.

Yesterday Origins, mimo drobnych błędów technicznych, to pozycja obowiązkowa dla fanów gier przygodowych. Wciąga od początku do samego końca i pokazuje, że nie trzeba rewolucji, by stworzyć dzieło, które zostanie zapamiętane przez entuzjastów gatunku na długi czas niekoniecznie ze względu na rozgrywkę, bo ta w zdecydowanej większości powiela utarte schematy, ale dzięki angażującej i przemyślanej fabule oraz bohaterom, których losy śledzi się z ogromną przyjemnością.

8,5
Pendulo Studios to synonim wysokiej jakości. Nie inaczej jest w przypadku Yesterday Origins
Plusy
  • świetnie poprowadzona, intrygująca opowieść
  • zapadający w pamięć bohaterowie
  • ciekawie zaprojektowane, zróżnicowane łamigłówki
  • mnóstwo specyficznego humoru
  • przykuwające wzrok szczegółowe tła lokacji
Minusy
  • nie wznosi nic odkrywczego w kwestii mechaniki rozgrywki
  • problemy ze sterowaniem na PlayStation 4
  • wielokrotne zawieszanie się aplikacji
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
19/11/2016 13:21

Strasznie denerwujące i niepraktyczne sterowanie. Konieczność klikania na jakiś przedmiot żeby go powiększyć i dopiero wtedy połączyć z czymś z ekwipunku, zamiast po prostu przeciągać z ekwipunku na przedmiot strasznie denerwuje.