Z werwą i honorem - Recenzja Dishonored 2

Zbigniew Trzeciak
2016/11/11 14:00

Zgadnijcie, kto wrócił?

Z werwą i honorem - Recenzja Dishonored 2

Witamy w Dunwall. W dzień, w którym czcimy pamięć zmarłej cesarzowej Jessamin. Jej zabójstwo było kanwą opowieści z pierwszej części Dishonored, a teraz, kilkanaście lat później, jej córka Emily zasiada na tronie, a Corvo, ojciec i ochroniarz, przy boku pomaga celebrować ten nie do końca festiwalowy dzień.

A tu nagle wpada poselstwo z dalekich krain, z lektyki wypada Delilah, ogłasza, że jest prawowitą cesarzową, szast prast morduje wszystkich wokół, bez problemu radząc sobie także z atakami cesarskiej dwójki. I tu zaczyna się, graczu, Twoja przygoda – tu wybieramy, czy za parę godzin w odizolowanym gabinecie obudzimy się jako Corvo czy jako Emily. Czy będziemy ratować swoją córkę, czy też może ojca.

Tym krótkim fabularnym wstępem gra daje nam motyw do działania, a jednocześnie nie przedłuża momentu, w którym będziemy mogli wcielić się w naszą postać i spróbować samemu sprostać wyzwaniom, które zostaną przed nami postawione. Bo solą tej gry nie jest opowieść, która nakładana jest z góry. To nie ta fabuła o możnych tamtego świata jest siłą tej gry. Jest nią pisanie własnych legend, własnych krótkich bajek o cichym duchu lub krwiożerczym szaleńcu, który na chwilę pojawił się w danej dzielnicy.

Dishonored 2 jest tak naprawdę piaskownicą, sandboksem. Nie tym pokroju GTA czy Assassin's Creedów, czymś mniejszym, bardziej skupionym, jednocześnie dającym wiele możliwości, z pieczołowicie dopracowanymi miejscami, z niesamowicie pomysłowymi rozwiązaniami, które zostają polem do popisu dla kreatywności gracza, jego umiejętności i cierpliwości.

Arkane Studios, twórcy gry, to mistrzowie w projektowaniu map. To, co zachwycało w przypadku jedynki, tutaj wyniesione jest na wyższy poziom. Każda dzielnica czy miejsce, w którym się znajdziemy, jest misternie poprzeplatana korytarzami i ścieżkami, które umożliwiają graczowi przemieszczanie się. Korytarzami i ścieżkami nie w dosłownym tych słów znaczeniu, bo mogą być to równie dobrze świetnie poumieszczane balkony i markizy albo rząd drewnianych pudeł prowadzących do lufcika. Dishonored 2 daje nam niesamowitą wolność wyboru, zachęca do eksploracji, do znajdowania nowych sposobów przejścia, do odkrywania, czy za winklem nie czai się coś nowego.

A robi to nie tylko świetnym projektem Karnaki, wysuniętego na południe cesarstwa portu, do którego nasz bohater pojechał przegrupować siły, i które stanowi główne miejsce akcji dwójki. Do zwiedzania zachęcają nas czarnorynkowe sklepy, które musimy odnaleźć, śledząc odpowiednie graffiti na ścianach. Zachęcają wysokie ceny w owych sklepach wymagające, cóż, po prostu kradzieży po mieszkaniach i mieszkańcach. Zachęcają bohaterowie niezależni, którzy gdzieś w zakamarkach czekają ze swoimi problemami, z dodatkowymi misjami, tudzież z ochotą do bójki.

Zachęcają też pochowane po całej mapie runy i kościane amulety, które, podobnie jak w poprzedniej, części służą do rozwijania postaci. Amulety dają dodatkowe bonusy, często w zwariowanych kombinacjach – na przykład regenacja many, kiedy znajdujemy się pod wodą. Najczęściej jednak są to bardzo użyteczne bonusy, jak chociażby odzyskiwanie zdrowia po napiciu się wody z fontanny. Po rozwinięciu odpowiedniej umiejętności będziemy mogli również samemu je wykonywać.

GramTV przedstawia:

Runy wykorzystujemy do rozwijania mocy naszych postaci – zarówno tych aktywnych, jak i pasywnych. Te pierwsze pozwalają nam w magiczny sposób manipulować światem i są unikalne dla każdej postaci, te drugie podwyższają nasze statystyki (ot choćby siłę, żywotności czy zwinność) i są współdzielone. O ile Corvo zachował zestaw zdolności specjalnych z jedynki – wraca więc mignięcie, opętanie czy manipulacja czasem – to Emily ma kompletnie nowe propozycje. Wśród nich, na przykład, fenomenalne Domino, które pozwala łączyć przeciwników tak, aby akcja wykonana na jednym działała na wszystkich, czy Spacer cienia wspomagający skradanie. Każda z mocy ma swoje drzewko, którego rozwijanie rozbuduje lub wzmocni ich działanie.

Wrażenie jakie odebrałem, wcielając się w obydwie postaci jest takie, że Emily dużo bardziej nadaje się do cichego przemykania obok wrogów, a Corvo do stylu bardziej brutalnego i fizycznego. Ich specjalne cechy nie wykluczają oczywiście żadnego rodzaju zabawy, ale w pewien sposób predestynują do konkretnych zachowań.

Dihonored 2 nie narzuca nam sposobu przejścia, nie premiuje konkretnego stylu gry. Oczywiście informuje nas w podsumowaniu misji, czego udało nam się dokonać, a sam świat otaczający reaguje na nasze poczynania, ale gra nie gani nas i nie nagradza za konkretne podejście. Równie dobrze możemy być niewidocznym cieniem, wdającym się w bójki brutalem czy czymś pomiędzy. Każda z tych opcji pozwoli na fantastyczną zabawę, każda po brzegi wypełniona jest środkami pomagającymi poczuć się graczowi jak król swojego stylu, każda pozwala na eksperymentowania i zapewnia dużo dobrej zabawy.

Jednocześnie każda zachęca do niespiesznego przechodzenia poszczególnych lokacji. Oprócz wspomnianej wcześniej niesamowitej architektury poziomów, które po prostu trzeba pozwiedzać, opłaca się tutaj planować. Przyglądać się trasom patroli, obejście miejsca starcia z wielu stron, poszukać jakiejś dodatkowej ścieżki, może porozstawiać pułapki w odpowiednich miejscach. Jeśli widzicie sytuację bez wyjścia, to najprawdopodobniej wcale tak nie jest. Gdzieś można zajrzeć, coś można otworzyć, kogoś okraść z klucza tak, aby przed nami otworzyły się konkretne ścieżki. Mi największą przyjemność sprawiło wykonywanie celów bez wykrycia, takie poszukiwanie rozwiązań, by nikt mnie nawet nie zauważył – a długie analizy każdego budynku nie były nużące, ale na swój sposób fascynujące. Tu drzemie siła Dishonored 2.

Nie warto się spieszyć także z jeszcze jednego powodu. Karnaka to po prostu przepięknie zaprojektowane miasto. Podobnie jak Dunwall z poprzedniej części gry jest steampunkowym cudem. W przeciwieństwie do leżącej na północ stolicy, tutaj ewidentnie widać południowy rys. Jest mniej posępnie, a w słońcu mienią się białe lub bardzo jasne fasady budynków. Dużą rolę odgrywa bujna przyroda, znów rozpogadzając miasto i nadając mu przyjemniejszy rys. Niestety podobnie jak w poprzedniej części miejsce akcji znajduje się pod opresją tyrana (sprzymierzonego z Delilah djuka Luci Abele) i toczone jest zarazą, choć tym razem obok szczurów pojawiły się krwiogzy, latające a la muchy, które żywią się ciałami zmarłych, a w chmarze potrafią nieźle dokopać. To zderzenie dwóch światów - radosnej architektury miasta i jego opłakanej sytuacji politycznej, technologii i stylu klasycznego jest urzekające, nadaje charakter i tworzy z Karnaki miejsce wiarygodne, takie, w którym chcemy się zanurzyć.

Na komputerach osobistych w zwiedzaniu i podziwianiu przeszkodzi nam jednak jedna rzecz. Nowy silnik – Void, oparty o idTech 5 – nie spełnia oczekiwań. Oczywiście generuje świetną grafikę, ale jest tragicznie zoptymalizowany. Fora zaczynają roić się od narzekań o niegrywalności na sprzęcie daleko wykraczającym poza wymagania. U siebie udało mi się uzyskać stabilne ponad 30 klatek (co i tak jest fatalnym wynikiem, bo wcześniej radził sobie bez problemu z nowym Battlefieldem czy Titanfallem 2), ale kombinowanie z ustawieniami graficznymi prowadziło donikąd. Różnica pomiędzy kategorią „niskie”, a „ultra” to u mnie ledwie kilka klatek. Jest to poważny problem niepozwalający sporej liczbie graczy cieszyć się zakupionym produktem. Do czasu wypuszczenia łatki – poprawiającej ten bałagan – trzeba poważnie zastanowić się nad zakupem i nad tym, czy tytuł nie trafi na półkę z napisem: „Zagram, jak naprawią”.

Dishonored 2 to gra ze wszech miar świetna. Składająca graczowi obietnicę – będziesz mógł robić, co chcesz – i wywiązująca się z niej znakomicie. Wszystkie systemy, które zaprojektowali dla nas deweloperzy, współdziałają znakomicie, potrafiąc tworzyć niesamowite kombinacje i sceny, po których na twarzy maluje nam się duże „WOW”. Raz za razem udaje nam się zrobić coś niesamowitego albo odpocząć po wypełnionej adrenaliną rozgrywce, podziwiając z otwartą buzią to, co przygotowali dla nas projektanci. Od dzieła Arkane Studios nie chce się odrywać i to jest najlepsza rekomendacja.

8,5
Udany powrót na południe cesarstwa
Plusy
  • Przepięknie zaprojektowany świat
  • Rozkład poszczególnych poziomów jest genialny
  • Systemy rozgrywki działają znakomicie
  • Każdy sposób przechodzenia gry ma sens i jest wartościowy
  • Dwie postaci z różnymi zdolnościami
Minusy
  • Optymalizacja na PC jest bardzo słaba
  • Fabuła nie porywa
Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
20/11/2016 14:23

Czy to prawda, że jeżeli podczas gry się zabija (co czynię, gdyż skradanie mnie jednak nuży0 to z góry ma się negatywne zakończenie gry?Jeśli tak, to jest to debilne podejście, gdyż odbiera ono graczowi swobodę w podejściu do rozgrywki.

Usunięty
Usunięty
12/11/2016 03:11

W pierwszej części również nie porywała. Nie wiem co oni mają za wymogi dotyczące fabuły w tej Bethesdzie, ale to zawsze wieje drewnem.

Usunięty
Usunięty
12/11/2016 03:11

W pierwszej części również nie porywała. Nie wiem co oni mają za wymogi dotyczące fabuły w tej Bethesdzie, ale to zawsze wieje drewnem.




Trwa Wczytywanie