Recenzja Halcyon 6. Jeszcze tylko zniszczę ostanią flotę obcych

Kamil Ostrowski
2016/09/19 13:00
0
0

Są takie gry, którymi wystarczy spędzić kwadrans w piątek wieczór, aby móc przewidzieć jak będzie wyglądać reszta weekendu. To jedna z nich.

Recenzja Halcyon 6. Jeszcze tylko zniszczę ostanią flotę obcych

Coraz ciężej jest zrobić naprawdę znakomitego indyka. Takie prawdziwego, z krwi i kości. Wyprodukowanego nie przez jakieś tam „niezależne studio”, ale takiego po którym czuć, że był klepany przez paru(nastu) zapaleńców w jakimś niewielkim biurze, za groszowe/zerowe stawki i obietnicę przyszłego sukcesu. Indora z duszą, którego powstanie ma swoje źródło w pasji, a nie w biznesplanie. Takiego indora jak Halcyon 6: Starbase Commander, który swego czasu zebrał na Kickstarterze niecałe dwieście tysięcy dolarów. Ta skromna kwota pozwoliła studiu Massive Damage wyprodukować jedną z najbardziej wciągających gier niezależnych ostatnich kilkunastu miesięcy.

Halcyon 6: Starbase Commander to space opera w pixel-arcie i miniaturze, która pomimo lekkiej wagi i niewielkiej powagi, potrafi dostarczyć nam mnóstwa emocji. Historia zaczyna się w momencie, gdy rutynową misję przerywa inwazja potężnej rasy obcych – Chruuli. Przypominają oni trochę Zergów ze Starcrafta – to wielkie, zniekształcone stwory, niektóre wielkości statków kosmicznych. Szybko zalewają one cały sektor będący niegdyś pod kontrolą Federacji Terran (brzmi znajomo?). Niegdysiejsze imperium ogranicza się obecnie do jednej stacji kosmicznej, usytuowanej na starym artefakcie nieznanej rasy, na którym znajdujemy się oczywiście my, wraz z niewielką załogą. Nasze zadanie? Przeżyć, chronić nieliczne ocalałe kolonie, radzić sobie z sąsiadami (w tej roli kilka ras w miarę przyjaznych obcych, plus piraci), budować nowe statki, zbierać surowce, a przede wszystkim znaleźć sposób, żeby pozbyć się tych cholernych Chruuli. Jak się domyślacie, zadanie dosyć karkołomne biorąc pod uwagę nasze niewielkie zasoby.

Czuć w Halcyon 6 inspirację FTL: Faster Than Light, ale też Homeworldem, Starcraftem, grami typu 4X, a także serią X-Com, Mass Effectem, a wychodząc poza stricte growe inspiracje czuć teżBattlestar: Galactica. Wrażenie robi, przynajmniej na początku, poziom skomplikowania i wielopłaszczyznowość zabawy, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z produkcją kosztującą piętnaście dolarów. W zabawie nie brakuje głębi. Rozbudowa bazy to tylko początek, bo z czasem będziemy też rozwijać naszych oficerów, ulepszać statki, opracowywać nowe technologie i tak dalej. Struktura naszej floty będzie kluczowa w nadchodzących starciach.

Same walki oparte są o dosyć proste zasady, znane już ze starych jRPGów. Starcia rozgrywane są w oparciu o tury, a każdy z naszych statków i bohaterów przebiera w szeregu umiejętności. Praktycznie każda z nich może wywołać jakiś efekt, albo „skonsumować” fakt wystąpienia innego czynnika. Przykładowo atak dronami może spowodować otwarcie wyłomu w kadłubie, a inna jednostka używając ataku silnym promieniem może ten fakt wykorzystać i zadać dodatkowe obrażenia. Działa to oczywiście również w drugą stronę – czasami te negatywne „efekty uboczne” mogą dotknąć nas, wtedy dobrze jest je zneutralizować np. poprzez użycie fali nanorobotów naprawiających nasze statki. Podobnie wygląda to w czasie walki naziemnej.

GramTV przedstawia:

Halcyon 6: Starbase Commander świetnie udaje się utrzymać naszą uwagę na dłużej, ponieważ zawsze jest coś do zrobienia. Pojawiają się nowe misje, możemy zebrać środki na opracowanie kolejnych ulepszeń, albo w naszej okolicy zaczną pojawiać się portale przez które przybywają wredni Chruule. Wtedy należy zebrać swoje jednostki i jak najszybciej go zamknąć – w przeciwnym razie sytuacja może łatwo wymknąć się spod kontroli.

Z czasem zaczynamy odczuwać jak zaciskają się wokół nas kleszcze wrogiej inwazji. Wrogów i problemów mnoży się bez liku, a my zaczynamy desperacko manewrować pomiędzy hordami obcych. Dalsze kolonie trzeba ewakuować, pozostawiając na pastwę losu cenne rafinerie, generatory czarnej materii i tym podobne instalacje. Utrata najlepszych statków i najbardziej doświadczonych oficerów potrafi zagrzebać nas na długi czas, o ile w ogóle nie wyeliminuje nas z gry. Z czasem stajemy przed potężnymi dylematami – pomóc zaprzyjaźnionej frakcji i odwlec ich upadek, tym samym uniknąć okrążenia z flanki przez siły Chuuli, czy ruszyć na pomoc odległym koloniom? A może lepiej skupić się na wykonywaniu głównych zadań i zbadać silnie ufortyfikowaną, tajemniczą mega-strukturę wroga?

Łatwo jest w Halcyon 6 stracić grunt pod nogami i pod tym względem grze jest blisko do rogue-like’ów. Pod pewnymi względami jest to gra tego rodzaju, chociaż mniej tutaj zależy od losowości niż chociażby w FTL: Faster Than Light. Brakuje też elementów stałego progresu, znanego chociażby z Rogue Legacy. Jest za to diablo ciężka kampania, którą przejdą ci, którzy poznają Halcyon 6 na wskroś i tę wiedzę wykorzystają. Jeżeli taka jest Wasza definicja rogala, to produkcja Massive Damage w tej definicji się mieści.

Całości dopełnia bardzo fajna, klimatyczna muzyka rodem ze Star Treka (i to raczej tych starszych odsłon). Grafika to raczej średnia półka, bo ani tutaj fajnych projektów, ani animacji, ani bogactwa kolorów. Nie pogardziłbym też na trybem co-op, ale najwidoczniej zabrakło na niego pieniędzy. Nieco irytują także nieprzemyślane elementy interfejsu i generalnie rzecz biorąc, dosyć uproszczone sterowanie. Zdaje się być skrojone pod wersje konsolowe, o której (na PS4) była mowa w kampanii na Kickstarterze (miała być dostępna po osiągnięciu kamienia milowego, do którego zabrakło ledwie 12 300 dolarów).

Jeżeli macie do wykorzystania zaległych parę dni urlopu, czujecie się jakby łapała Was choroba i wybieracie się po L4, albo jeżeli po prostu macie ochotę spędzić wolny weekend przed komputerem, to Halcyon 6: Starbase Commander jest wyśmienitym tytułem na wielogodzinne posiadówy, podczas których zapomnicie o Bożym świecie. To świetny, chociaż niepozbawiony mankamentów, miks wielu gatunków, przyprawiony naprawdę świetnym klimatem i podlany bardzo dobrą ścieżką dźwiękową. Zabawa na długie, długie godziny i jeden z najlepszych indyków ostatnich miesięcy. Tej inwazji obcych raczej nie przeżyjecie, ale prawie na pewno ją pokochacie.

8,8
Wciąga jak czarna dziura
Plusy
  • Wielopłaszczyznowa mechanika
  • Idealnie dopasowany miks FTL, X-COM, 4X, jRPG i czego tam jeszcze...
  • Świetna ścieżka dźwiękowa
Minusy
  • Interfejs wydaje się być uproszczony pod przyszłą wersję konsolową
  • Wizualnie czterech liter nie urywa, nawet jak na pixel-art
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!