Kim zagramy w Battlefield 1? Część 1: Żołnierze Ententy

Sławek Serafin
2016/06/19 18:26

Pora zaznajomić się z bohaterami Battlefield 1. W czyje kamasze i onuce przyjdzie nam wejść w grze?

Wiemy już, kim będziemy grać w Battlefield 1. Twórcy podali listę armii dostępnych w podstawowej wersji gry. Brakuje w niej Francuzów i Rosjan, którzy będą musieli poczekać na swoje rozszerzenia tematyczne, już zapowiedziane zresztą. Ale wybór i tak będziemy mieli duży. Do boju ruszy aż sześć różnych nacji, trzy po stronie Ententy - Amerykanie, Brytyjczycy i Włosi oraz trzy po stronie państw centralnych - Austro-Węgrzy, Niemcy i Turcy. Czas dowiedzieć się o nich nieco więcej z perspektywy historycznej. Dziś konkretnie o trzech armiach Ententy.

Amerykanie

Amerykanie, Kim zagramy w Battlefield 1? Część 1: Żołnierze Ententy

Żołnierz amerykański zgłaszający się na ochotnika w 1917 roku musiał mieć przynajmniej osiemnaście lat i więcej niż dwadzieścia zębów. Nie musiał umieć czytać i pisać nawet, nic więc dziwnego, że pod koniec wojny, w liczącej sobie prawie trzy miliony armii amerykańskiej, co trzeci poborowy był analfabetą a tylko co piąty skończył szkołę wyższą niż podstawowa. Mimo braku wykształcenia, to właśnie US Army przechyliła szalę w 1918 roku do tego stopnia, że niemiecki marszałek von Hindenburg powiedział, że to amerykańska piechota walcząca pod Argonne wygrała wojnę. Jest w tym stwierdzeniu sporo przesady, zwłaszcza, że amerykańskie straty w całej wojnie to zaledwie 50 tysięcy, czyli ułamek tego, co poświęcili Brytyjczycy i Francuzi, ale z drugiej strony również to właśnie dzięki świeżym oddziałom z Ameryki udało się przeprowadzić ostatnią, zwycięską kontrofensywę, po której Niemcy zaczęli skłaniać się w stronę rozmów pokojowych. Generał Pershing, głównodowodzący US Army w Europie, oszczędzał swoich żołnierzy aż do lata 1918 roku właśnie. Pierwsze dywizje wylądowały we Francji już rok wcześniej, ale poza rdzeniem zawodowych oficerów i podoficerów składały się z kompletnie niewyszkolonych żołnierzy, z bagnetami zawiniętymi w gazety i dziesięcioma sztukami amunicji do karabinu.

Pershing upierał się, że nie będzie napływającymi ze Stanów żołnierzami zatykał dziur w okopach Brytyjczyków i Francuzów, i że pozwoli swoim dywizjom pójść na pierwszą linię dopiero gdy zostaną przeszkolone i będzie ich miał na tyle dużo, by móc przejąć własny, amerykański odcinek frontu. Tylko w przypadku dywizji murzyńskich, takich jak 93. Dywizja Gwardii Narodowej, stosowano inną politykę - Pershing nie chciał ich mieszać ze swoimi siłami, więc oddał czarnoskórych żołnierzy Francuzom. Dzięki temu składająca się z nich 93. Dywizja służyła w okopach najdłużej ze wszystkich sił Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego, a należący do niej nowojorski 369. Regiment był tak waleczny, że zasłużył sobie na przydomek Harlem Hellfighters oraz francuski order Croix de Guerre, przyznany jednostce za postawę w bitwie pod Maison-en-Champagne.

Szeregowy żołnierz amerykański zwany był pieszczotliwie "psią mordą" od noszonych nieśmiertelników (dog-tags), namiotów polowych (pup tents), warczenia na racje polowe i chęci do bzykania wszystkiego co się ruszało. Mundur miał zielonkawy, na głowie talerzowaty hełm wzoru brytyjskiego, u pasa saperkę, nożyce do cięcia drutu i torbę na jedenaście granatów. Podstawowym uzbrojeniem amerykańskiego piechura był karabin powtarzalny. Pierwsze jednostki wyposażone były w karabiny M1903 Springfield 7,62 mm projektu amerykańskiego, ale pozostałe walczyły już dłuższymi, cięższymi i bardziej celnymi M1917 Enfieldami 7,62 mm produkowanymi masowo na bazie wzorca brytyjskiego. Z obu karabinów US Army i korpus piechoty morskiej korzystały później aż do wojny w Korei. Służącym w okopach jednostkom wydawano również strzelby śrutowe, popularne "pompki" Winchestera, M1897. Pierwotnie miały służyć do zestrzeliwania w powietrzu nadlatujących niemieckich granatów, ale potem okazały się tak skuteczne i mordercze w starciach w okopach, zwłaszcza po wyposażeniu w bagnet, że Niemcy złożyli protest do Genewy i domagali się wycofania ich z użycia, jako niehumanitarnych. Na wyposażeniu piechurów były również francuskie ręczne karabiny maszynowe M1915 Chauchat 8 mm, które według słów samych żołnierzy były brzydkie jak noc i niecelne jak diabli, ale miały tę zaletę, że zwykle działały. Dopiero w 1918 roku, tuż przed rozejmem, do jednostek zaczęły przybywać pierwsze znakomite amerykańskie M1918 Browning Automatic Rifle, dobrze znane znawcom II WŚ BARy.

Brytyjczycy

Brytyjczycy, Kim zagramy w Battlefield 1? Część 1: Żołnierze Ententy

Na szpicy ataku na niemieckie okopy szedł zawsze bombowiec. Ten ochotnik obwieszony był od szyi po pas przeróżnymi granatami, głównie ananasowatymi bombami Millsa. Za nim szli szturmowcy z bagnetami. Zadaniem bombowca było wrzucenie do okopu wroga granatu rażącego po czterech sekundach opóźnienia odłamkami na jakieś 200 metrów. Po wybuchu wszyscy podrywali się z ziemi i żołnierze z bagnetami wpadali do okopu, oczyszczając go z niedobitków. To znaczy, jeśli w ogóle udało się dotrzeć do linii okopów. Na początku wojny Brytyjczycy w ogóle nie umieli atakować.

Wybuch I wojny światowej zastał Wielką Brytanię z liczącą niecałe 200 tysięcy żołnierzy zawodową armią, która bardzo szybko okazała się zupełnie niewystarczająca w nowych warunkach. Wezwania do zaciągu ochotniczego odebrano na Wyspach z wielkim zapałem i wkrótce do wojska zgłaszało się po 30 tysięcy Brytyjczyków dziennie. System zaopatrzenia i organizacji armii nie był na to zupełnie przygotowany i kompletnie się załamał. Wielu ochotników miesiącami koczowało na polach namiotowych, nosząc cywilne ubrania i czekając na instruktorów, broń i mundury. W ciągu pierwszego roku wojny do służby zgłosiły się dwa miliony ochotników, ale zatrważające straty wymusiły wprowadzenie w 1916 roku znienawidzonego przez Brytyjczyków poboru. Do końca wojny przez armię przewinęło się prawie 6 milionów żołnierzy, z czego aż 700 tysięcy nigdy nie wróciło do domu.

GramTV przedstawia:

Wyszkolenie żołnierzy liniowych było znakomite, zwłaszcza pod względem dyscypliny oraz umiejętności prowadzenia ognia. Ale taktyka była fatalna. Aż do 1916 roku i bitwy nad Sommą, brytyjska piechota atakowała marszem, posuwając się tyralierą. Nie wolno było kryć się i korzystać z terenu - żołnierz miał maszerować dopóki nie zdobędzie celu lub nie zginie. Teoretycznie wróg powinien zostać przygnieciony wcześniej do ziemi ogniem artylerii, ale nie zawsze udawało się to osiągnąć i w takich sytuacjach brytyjskie ataki zamieniały się w prawdziwe rzezie. Dopiero po Sommie zaczęto stosować bardziej elastyczne podejście i ściągnięte od Niemców ruchome nawały ogniowe, w których ogień artylerii "szedł" przed piechotą w tempie marszu, a także wsparcie bezpośrednie lekkich karabinów maszynowych oraz ostrzał z granatów nasadkowych. Po 1916 roku już każdy żołnierz był wyposażony i przeszkolony w używaniu bomb Millsa - straty wśród bombowców były ekstremalnie wysokie i zaprzestano stosowania tej taktyki.

Brytyjski Tomek (Tommy Adkins to tradycyjna nazwa brytyjskiego piechura, wywodząca się jeszcze z czasów wojen napoleońskich i ugruntowana na przestrzeni XIX wieku) nosił mundur w kolorze ziemistym, czyli khaki. Na głowie miał talerzowaty hełm a w ręku wierny karabinek SMLE, czyli Short, Magazine, Lee-Enfield. I był znakomicie wyszkolony w szybkim strzelaniu z tegoż. Standardem było wystrzeliwanie 20 pocisków na minutę, a najlepsi strzelali nawet co dwie sekundy. W początkowym okresie wojny Niemcy atakujący pozycje brytyjskiej piechoty byli pewni, że szturmują gniazda karabinów maszynowych, choć kaemów wcale tam nie było - tak szybko umieli strzelać Tommies. Później, gdy do plutonów piechoty włączono drużyny z lekkimi karabinami maszynowymi Lewisa, siła ognia Brytyjczyków jeszcze wzrosła. Za takie tempo strzelania płacono jednak szybkim zużyciem sprzętu. W pierwszych latach wojny naboje do karabinów miały w środku żrący kordyt, który powodował korozję luf i notoryczne zacinanie się broni, zwłaszcza maszynowej. Lufy i mechanizmy zamkowe trzeba było nieustannie płukać wrzątkiem i drobiazgowo czyścić aż do pojawienia się w 1916 roku nowych nabojów z nitrocelulozą. Ważnym elementem uzbrojenia piechoty były też wspomniane bomby Millsa, które później wystrzeliwano także z karabinów - na dystansie do 200 metrów można było w ten sposób uzyskać znakomitą celność. Do brytyjskich jednostek piechoty od 1916 roku dołączano również snajperów uzbrojonych w karabiny Lee-Enfielda z celownikami optycznymi. Przez pierwsze dwa lata wojny wyspiarze nie mieli odpowiedzi na znienawidzonych niemieckich strzelców wyborowych, głównie z uwagi na brak odpowiednich przyrządów optycznych. W akcie desperacji próbowano nawet w 1915 roku kupić je od... Niemców, poprzez neutralną Szwajcarię, ale zrezygnowano z wymiany, gdy Niemcy zażądali w zamian dostaw kauczuku.

Włosi

Włosi, Kim zagramy w Battlefield 1? Część 1: Żołnierze Ententy

Włosi, którzy przez miesiące Wielkiej Wojny pozostawali w formalnym sojuszu z państwami centralnymi, wypowiedzieli wojnę Austro-Węgrom w 1915 roku (Niemcom dopiero rok później). Nie znaczy to jednak, że już wcześniej nie walczyli. Liczący cztery tysiące ochotników korpus Peppino Garibaldiego, wnuka słynnego Giuseppe, bojownika o niepodległość i zjednoczenie Włoch, już w 1914 pomaszerował do Francji, gdzie ścierał się z Niemcami i powrócił do kraju dopiero po jego przystąpieniu do wojny. Żołnierze włoscy mieli najniższy żołd, mówili dziwnymi gwarami (Sardyńczyków kompletnie nikt nie rozumiał), mieli prawdopodobnie również najpodlejsze kuchnie polowe oraz jedne z najgorszych warunków bytowania w całej wojnie. Na dodatek mieli bardzo mało oficerów i podoficerów, którym w ogóle nie ufali, zwykle całkiem słusznie zresztą. A mimo to wszyscy, włącznie z obserwatorami sojuszniczymi, byli zadziwieni nie tylko stoicką rezygnacją, z jaką włoscy piechurzy znosili trudy wojny, ale też ich szaleńczą odwagą. Nawet dowodzący nimi oficerowie byli zszokowani gotowością żołnierzy do podejmowania kolejnych krwawych szturmów na potężne alpejskie umocnienia, które strona austro-węgierska przygotowywała pod niemieckim nadzorem przez cały przełom 1914 i 1915 roku, a potem sukcesywnie rozbudowywała.

W przeciwieństwie do szerokiego frontu zachodniego, włoski był bardzo skupiony. Walczono, ale niezbyt intensywnie, na północy, w rejonie Trentino i przede wszystkim na bezpośredniej granicy z Austro-Węgrami nad rzeką Isonzo. Od 1915 do 1917 roku stoczono tam aż jedenaście niesamowicie zaciętych i krwawych bitew, w których dzielni Włosi krok po kroku wydzierali armii cesarsko-królewskiej kolejne wzgórza, przełęcze i drogi. Ten rejon to była prawdziwa maszynka do mielenia mięsa i nawet słynne włoskie wysokie morale tego nie wytrzymało. W 1917 roku mocno podupadło, także z winy papieża Benedykta XV, który wezwał wszystkie strony wojny do złożenia broni, co znacząco wpłynęło na Włochów, gorliwych katolików. Wielka niemiecko-austriacka ofensywa z 1917 roku przeprowadzona pod Caporetto odepchnęła Włochów znad Isonzo i złamała ich armię, powodując około 300 tysięcy strat (na prawie 700 tysięcy Włochów zabitych i milion ciężko rannych w czasie całej wojny). Wydawałoby się, że to był już koniec, ale właśnie wtedy odżył duch w narodzie, armia została zreformowana (podniesiono w końcu żołd i zapewniono po raz pierwszy ubezpieczenia na życie dla żołnierzy) i udało się Włochom sformować obronę nad rzeką Piave, na północny-wschód od Wenecji, której to linii już się państwom centralnym nie udało przebić do końca wojny.

Żołnierz włoski nosił się na szaro-zielono. Hełm miał wzorowany na francuskim i właśnie po hełmie można było poznać, z której jest formacji. Zwykły piechociarz nic na nim nie miał. Lekki strzelec z Bersaglierów miał na hełmie fantazyjne pióro. Alpini z dywizji górskich kolorowy pompon. A szturmowiec z saperskich compagnie della morte czy też elitarnych oddziałów Arditi ciężki wizjer przeciwodłamkowy, osłony boczne na uszy i może nawet na piersi i ramionach stalową zbroję. Włosi przodowali w zastosowaniu pancerzy osobistych i przenośnych tarcz, osłaniających jednego lub kilku żołnierzy. Co ciekawe, celowali również w walce wręcz i prawie każdy z nich był wyposażony w jakiegoś rodzaju nóż, sztylet czy charakterystyczny dla Arditi pugnali. Na froncie włoskim z uwagi na jego górską specyfikę i twarde podłoże,w którym trudno było kopać głębokie okopy, stosowano o wiele mniej artylerii niż w pozostałych teatrach I wojny światowej i... właśnie o wiele częściej walczono twarzą w twarz, za pomocą bagnetów i noży.

Podstawowym uzbrojeniem włoskiego żołnierza, poza nożem, był wysłużony, ale niezawodny karabin Mannlicher-Carcano M1891 6,5 mm. W początkowy okresie wojny Włosi rzadko stosowali granaty, ale potem przyjęli do uzbrojenia zarówno takie wzorowane na brytyjskich bombach Millsa, jak i swoje własne, ukształtowane jak dysk, które potrafili bardzo celnie miotać. Żołnierz z Italii mógł także dźwigać pierwszy pistolet maszynowy świata, Villar-Perosa. Ta dwulufowa, zasilana z dwóch magazynków, często osłaniania tarczą konstrukcja zaprojektowana została jako broń lotnicza. Okazało się jednak, że pociski pistoletowe są za słabe do starć z samolotami, więc Villar-Perosy przekazano piechocie włoskiej, która z entuzjazmem przyjęła broń zdolną wystrzelić w ciągu minuty aż trzy tysiące pocisków. Ówczesne ciężkie karabiny maszynowe takie jak Vickers i Maxim osiągały szybkostrzelność w okolicach pięciuset. Włosi chętnie stosowali również lekkie karabiny maszynowe dostarczane przez sojuszników, czyli francuskie Chauchaty oraz brytyjskie Lewisy.

Komentarze
13
KeyserSoze
Gramowicz
Autor
22/06/2016 12:39

> Chyba idealny finansowo. Ja wiem, że Amerykanie być muszą bo dolary na koncie EA/DICE> muszą się zgadzać, ale co mnie jako gracza to obchodzi? Pominięcie Francji a za tym chyba> najważniejszych wydarzeń konfliktu w zamian dając armię drugorzędną, bo trudno Amerykanów> inaczej określić, jest własnie bez sensu. Zresztą, ktoś się spodziewa po DICE dobrej> kampanii SP? Przecież to już tradycyjnie są popłuczyny po CoD.Bad Company 2 miało znośną kampanię :) I może tym razem im się w końcu uda, kto wie

fenr1r
Gramowicz
22/06/2016 08:44

Chyba idealny finansowo. Ja wiem, że Amerykanie być muszą bo dolary na koncie EA/DICE muszą się zgadzać, ale co mnie jako gracza to obchodzi? Pominięcie Francji a za tym chyba najważniejszych wydarzeń konfliktu w zamian dając armię drugorzędną, bo trudno Amerykanów inaczej określić, jest własnie bez sensu. Zresztą, ktoś się spodziewa po DICE dobrej kampanii SP? Przecież to już tradycyjnie są popłuczyny po CoD.

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
21/06/2016 22:28

> Co niby w tym dobrego, że wycieli jedną z głównych armii i będą ją sprzedawać jako DLC,> głupio się przy tym tłumacząc, że chcą ją dopracować? Moim zdaniem to skok na kasę i> brak szacunku do Francuzów. W DLC to mogli dać Amerykanów, przynajmniej ma to jakiś sens> pod względem historycznym. Chociaż spodziewam się, że ta gra będzie miała tyle wspólnego> z historią co seria Battlefield z realizmem. ;)Brak Francuzów jest idealnie logiczny. W grze (kampaniach singlowych?) będą trzy teatry działań - front zachodni, front włoski, front bliskowschodni. Na pierwszym Amerykanie (muszą być od razu, to za duży rynek dla gier) vs Niemcy. Na drugim Włosi vs Austro-Węgrzy. Na trzecim Brytyjczycy i Turcy. Jest elegancka symetria i spójność. Jak tutaj dodać Francuzów? Zdublować front zachodni? Bez sensu.




Trwa Wczytywanie