To nie jest klon Pokemonów - recenzja Yo-Kai Watch

Jakub Zagalski
2016/05/09 17:00
0
0

Yo-Kai Watch wreszcie wylądował w Europie, spełnił pokładane oczekiwania i utarł nosa ignorantom, którzy widzieli w nim wyłącznie kopię Pokemonów.

To nie jest klon Pokemonów - recenzja Yo-Kai Watch

Osoby śledzące japońską scenę popkulturową z pewnością natknęły się na mangi, anime i gry spod znaku Yo-Kai Watch. Seria nazywana przez niektórych „Pokemonami XXI wieku” doczekała się już dwóch głównych odsłon (trzecia ukaże się lada moment) na 3DS-a i trzech spin-offów na konsole Nintendo, i chociaż w Japonii boom na Yo-Kai Watch zaczął się przed trzema laty, to europejscy gracze dopiero teraz mają okazję sprawdzić pierwszą odsłonę autorstwa uznanego studia Level-5 (Professor Layton, Inazuma Eleven).

Nie da się ukryć, że Yo-Kai Watch i Pokemony mają kilka wspólnych założeń, między innymi oba tytuły cechuje tematyka i narracja dostosowana do młodego odbiorcy, a motywem przewodnim jest kolekcjonowanie stworków wystawianych do walki. Na szczęście Level-5 wykorzystuje tę formułę w oryginalny sposób i wystarczy spędzić w świecie Yo-Kai Watch trochę czasu, by przekonać się, że mamy do czynienia z wyjątkowym i odrębnym tytułem z pomysłami, których nie uświadczymy u konkurencji.

Świat przedstawiony w Yo-Kai Watch sprawia wrażenie zwyczajnej japońskiej prowincji, w której nasz młody bohater (lub bohaterka) spędza wolny czas na zabawie z przyjaciółmi i łapaniu rozmaitych robali. Nie jest tajemnicą, że Satoshi Tajiri, ojciec serii Pokemon, był w młodości zafascynowany światem owadów i przez pewien czas wiązał swoją przyszłość z entomologią, póki nie zajął się tworzeniem gier. Jego młodzieńcza pasja, którą nota bene podziela wiele japońskich dzieci, stanowiła główną inspirację dla rozgrywki w Pokemonach. Yo-Kai Watch bierze na warsztat ten sam motyw i już na samym początku każe nam łapać owady do kolekcji. Nie jest to jednak żadna forma plagiatu, ale środek, który pozwala jeszcze lepiej zrozumieć świat przedstawiony w grze.

Kluczowe do właściwego odbioru Yo-Kai Watch jest bowiem uchwycenie kontekstu kulturowego. Dzieciaki łapiące owady w niewielkim miasteczku można co prawda uznać za motyw uniwersalny, który da się umiejscowić w różnych regionach świata. Ale już główny punkt programu, czyli tytułowe Yo-Kaie stanowią integralny element japońskiej mitologii i folkloru. Element, który przez przeciętnego odbiorcę z Europy czy USA zostanie najpewniej spłycony i nieświadomie obdarty z całego bogactwa znaczeniowego.

Pod pojęciem Yo-Kai (czy też Yōkai) kryją się rozmaite stwory, duchy, demony, które przybierają różne kształty, są złośliwe lub pomocne, ale co najważniejsze – żyją obok nas i nieustannie oddziałują na naszą codzienność. Tak przynajmniej wynika z historii bohatera Yo-Kai Watch, który w trakcie polowania na owady trafia na Whispera – gadatliwego yokaia o aparycji duszka w stylu kreskówkowego Caspra. Po krótkiej rozmowie Whisper wręcza mu niezwykły zegarek, tytułowy Yo-Kai Watch, dzięki któremu chłopiec odkrywa zupełnie nową rzeczywistość. Urządzenie pełni rolę wykrywacza wszechobecnych yokaiów – kiedy tylko przechodzimy obok niewidocznego gołym okiem delikwenta, wskazówka na zegarku zaczyna wariować. Szukanie yokaiów to zabawa w ciepło-zimno, po której wyciągamy specjalną lupę i namierzamy nadnaturalną istotę kryjącą się w najbliższej okolicy.

Kiedy yokai znajdzie się w polu widzenia (a przeważnie tego nie chce i ucieka przed lupą), zazwyczaj dochodzi do starcia. Jeżeli pomimo moich zapewnień uważacie, że Yo-Kai Watch jest klonem Pokemonów, to porównując systemy walki w poszczególnych grach przekonacie się, jak bardzo jesteście w błędzie. Chłopiec z zegarkiem może w każdej walce korzystać z maksymalnie sześciu yokaiów, które znajdują się na obrotowym cyferblacie widocznym na dolnym ekranie. Do walki wystawiamy trzech podopiecznych stojących naprzeciw (zazwyczaj) trzech przeciwników – widok rywali przypomina mi dungeon crawlery od Atlusa (chociażby Shin Megami Tensei IV), jednak Yo-Kai Watch ma niewiele wspólnego z tradycyjnymi turówkami z ręcznym wybieraniem komend bez pośpiechu.

GramTV przedstawia:

Nasze yokaie atakują bowiem przeciwników automatycznie – w randomowych pojedynkach ze słabszymi przeciwnikami wystarczy wcisnąć “Fight”, by po kilku chwilach oglądać ekran ze statystykami podsumowującymi nasze małe zwycięstwo. Rzecz komplikuje się podczas grindowania i w pojedynkach z bossami, których zdecydowanie nie da się pokonać na autopilocie. W takich walkach należy świadomie używać ataków specjalnych, które można odpalić po napełnieniu widocznego wskaźnika. Kiedy yokai jest gotowy do takiego ataku, gracz musi wykonać kilka ruchów stylusem w jednej z minigier: kręcić kółeczkiem, zbijać “monety” lub rysować kształty widoczne na ekranie.

Ataki specjalne, tak jak same yokaie, różnią się sposobem działania, do dyspozycji mamy bowiem akcje czysto ofensywne na jednego lub więcej przeciwników, wzmacnianie obrony, nakładanie statusów typu paraliż, sen itp. Kluczem do sukcesu jest poznanie dostępnych ataków i umiejętne wykorzystanie ich w zależności od sytuacji. Co więcej, mimo że na raz w walce biorą udział tylko trzy yokaie, to wystarczy przekręcić tarczę zegarka, by do akcji wkroczyły stworki z “drugiego szeregu”. Takie żonglowanie yokaiami daje duże możliwości strategiczne i nagradza wcześniejsze planowanie. Warto bowiem pamiętać, że duszki różnią się klasami i sposób umiejscowienia ich na cyferblacie wpływa na przykład na wzmocnienie ataku, jeżeli sąsiadami zostaną yokaie tej samej kategorii.

Oprócz korzystania z Soultimate (ataki specjalne), w trakcie walki możemy również zajrzeć do menu z przetmiotami, gdzie gromadzimy jedzenie odnawiające punkty życia lub napełniające pasek ataku specjalnego, rozmaite talizmany zwiększające chwilowo statystyki itp. Żywność możemy również rzucić w kierunku przeciwnika, co zwiększa naszą szansę na skuteczne zwerbowanie go do kolekcji. Pod polem Soultiamte w trybie walki widnieje Purify, czyli oczyszczanie yokaia z nałożonym statusem – wystarczy przesunąć takiego delikwenta do nieaktywnej trójki i, tak samo jak w przypadku Soultimate, wziąć udział w prostej minigrze. Ostatnim polem na dolnym ekranie jest Target, służący do ręcznego wybierania celu naszych ataków, co jest kluczową funkcją w walkach z bossami. Potężne yokaie mają wrażliwe punkty, w które trzeba walić jak w bęben, gdy tylko ukażą się naszym oczom. Bez wskazania celu nasi podopieczni robią praktycznie co chcą i koncentrują swoje ataki według własnego widzimisię.

System walki w Yo-Kai Watch na pierwszy rzut oka może się wydawać ograniczony i dziecinny (w domyśle: dostosowany do młodego odbiorcy). W końcu ataki odbywają się automatycznie, przez co wiele pojedynków można wygrać praktycznie nie ingerując w obserwowane wydarzenia. To jednak tylko pozory, weryfikowane w pierwszej walce z mocniejszym yokaiem, który zmusza nas do przemyślanego kręcenia zegarkiem i wybierania ataków specjalnych w oparciu o pożądany efekt działania. Walka odbywa się na zupełnie innych zasadach niż w konkurencyjnych produkcjach, co stanowi ogromny plus Yo-Kai Watch. Nie znaczy to jednak, że system ten jest pozbawiony wad. Podstawową jest konieczność skupiania całej uwagi na dolnym ekranie przy odpalaniu Soultimate/Purify, gdy na górnym ekranie walka trwa w najlepsze. Nieraz łapałem się na tym, że kreśląc znaki w minigierce i uważając, by się nie pomylić, przeciwnik zerował pasek życia mojemu podopiecznemu. Często trzeba więc wybierać, czy lepiej rzucić rannemu yokaiowi kanapkę, czy jednak liczyć na to, że wytrzyma jeszcze chwilę i skupić się na kręceniu specjala. Mimo że na pierwszy rzut oka system walki w Yo-Kai Watch nie jest turowy, to jednak poszczególne działania (może poza zmianą ustawienia yokaiów) nie odbywają się w czasie rzeczywistym. Trzeba więc pamiętać, że nawet jeśli jesteśmy gotowi do wyprowadzenia potężnej kontrofensywy albo podleczenia zawodnika, to wróg może być szybszy i radykalnie pokrzyżować nam plany.

Poruszając się po świecie Yo-Kai Watch nie musimy się obawiać randomowych walk znienacka, gdyż yokaie ujawniają się dopiero po włączeniu zegarka i wyciągnięciu lupy. Ta reguła nie obowiązuje w ciemnych zaułkach czy podziemiach, które stanowią odpowiedniki dungeonów. Doskonałych miejsc do grindowania, pozyskiwania przedmiotów itp. W samym miasteczku, poza podążaniem ścieżką fabularną, czeka na gracza mnóstwo zadań pobocznych, których ukończenie zapewnia solidny zastrzyk punktów doświadczenia. Sidequesty nie są szczególnie wyszukane i oryginalne, ot, zazwyczaj trzeba znaleźć jakiegoś yokaia i go pokonać, zebrać przedmioty i przynieść je zleceniodawcy itp. Gatunkowy standard, którego nie będę się szczególnie czepiał.

Główna historia małego odkrywcy nadnaturalnych istot opiera się na chęci niesienia pomocy innym. Bohater obdarzony niezwykłym zegarkiem stopniowo zagłębia się w rzeczywistość świata, który jest niewidoczny gołym okiem. Z pomocą Whispera i kolejnych przyjaciół przekonuje się, że kłótnie, nieporozumienia i inne negatywne zjawiska są często wynikiem działania złośliwych yokaiów. Yo-Kai Watch “uczy” przyjaźni i pomocniczości, krzewiąc pozytywne wartości, które powinno chłonąć każde dziecko. Gra Level-5 jest dzięki temu bardzo przystępna dla młodych odbiorców (w Polsce przeszkodę stanowi oczywiście bariera językowa – gra jest w całości po angielsku), tak pod względem poruszanej tematyki, jak i ze względu na stylistykę. Nie oznacza to oczywiście, że starsi gracze będą się nudzić przy Yo-Kai Watch i odrzuci ich infantylna otoczka. Czego, jako gracz z kategorii 30+, jestem żywym przykładem.

Długo czekałem na europejskie Yo-Kai Watch, ale zagraniczne opinie utwierdzały mnie w przekonaniu, że warto uzbroić się w cierpliwość. I rzeczywiście, Level-5 po raz kolejny trafiło w mój gust, serwując pozornie wtórną grę z motywem kolekcjonowania stworków, która już po kilkunastu minutach zaczęła prezentować swój wyjątkowy, odrębny charakter. Jeżeli formuła Pokemon nie jest wam obca, ale chcecie odpocząć od Pikachu i reszty ferajny, koniecznie sięgnijcie po Yo-Kai Watch. To śliczna, rozbudowana i bogata w różne systemy produkcja, która na dodatek jest mocno zakorzeniona w japońskiej kulturze i prezentuje o wiele bardziej przekonującą wizję świata niż tę znaną z Pokemonów. Do systemu walki trzeba się przyzwyczaić i przeboleć wspomniane wcześniej ograniczenia, historia jest niezbyt strawna dla graczy oczekujących dojrzałych opowieści, tym niemniej Yo-Kai Watch zawiera w sobie najlepsze gatunkowe cechy i masę oryginalnych rozwiązań.

8,1
Kolejny hit w dorobku Level-5 wzorowany na Pokemonach, który prezentuje zupełnie nowe pomysły
Plusy
  • Odkrywanie świata pełnego yokai
  • oprawa audio-wizualna
  • strategiczne myślenie i mnogość możliwości
  • walki z bossami
Minusy
  • Liczne walki na autopilocie
  • minigra z malowaniem wzorów
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!