Layers of Fear - recenzja najlepszego horroru tego roku

Mateusz Mucharzewski
2016/02/16 19:15
0
0

Wprawdzie mamy dopiero luty, ale szczerze wątpię, aby coś w tej kwestii się jeszcze zmieniło.

Layers of Fear - recenzja najlepszego horroru tego roku

Ostatnie miesiące to wielkie zmiany w Bloober Team. Krakowskie studio po kilku mało udanych produkcjach wzmocniło się szeregiem nowych pracowników oraz zmodyfikowało kierunek rozwoju. Teraz deweloper chce iść w stronę gier mniej lub bardziej związanych z horrorami. Pierwszym projektem pokazującym nowe oblicze Bloober Team jest Layers of Fear. Jeśli później będzie już tylko lepiej, już teraz nie mogę doczekać się kolejnych produkcji krakowskiego studia.

Layers of Fear zaczyna się w pewnym domu. Oprócz głównego bohatera nie ma tam nikogo. Nic się również nie dzieje. Można zajrzeć do szafek czy obejrzeć jakiś przedmiot, ale dużo w tym atrakcji nie ma. Dopiero po znalezieniu klucza do jednego z pomieszczeń akcja nabiera rozpędu. Dowiadujemy się, że protagonista jest malarzem, a ten oczywiście musi przygotować nowy obraz. Ten jednak będzie wyjątkowy. O tym właśnie opowiada scenariusz. Layers of Fear to nie tylko bardzo dobry horror, ale i ciekawa historia. Gra jednak niewiele tłumaczy. Dopiero „liżąc” ściany można znaleźć różne zapiski (listy, notatki czy fragmenty artykułów z gazet). One krok po kroczku wyjaśniają co spotkało głównego bohatera oraz jego rodzinę.

Taki sposób narracji sprawia, że historia jest wymagająca. Bardzo łatwo pominąć jakiś strzępek informacji, który może nieco wyjaśnić sytuację. Trzeba więc pamiętać, że Layers of Fear to gra zmuszająca do spokojnej eksploracji. Pośpiech zdecydowanie nie jest wskazany. Scenarzystom udała się jednak wcale nie łatwa sztuka takiego opowiedzenia historii, aby wszystko miało ręce i nogi. Docenią ją jednak głównie ci, którzy nie zdecydują się na speed run. Scenariusz od początku, głównie przez wiele niedomówień, wzbudzał moje zainteresowanie. Sam byłem ciekaw jak to wszystko się zakończy i przyznam, że jestem usatysfakcjonowany finałem. Twórcy mogli zdecydować się na inne, bardziej oczywiste zwieńczenie fabuły. Za to należy się zdecydowanie plus.

Layers of Fear to jednak przede wszystkim horror. Rozgrywka jest bardzo liniowa. Niektórzy na takie produkcje mówią „symulator kamerzysty”. W grze nie da się więc zginąć, a więc teoretycznie aż tak strasznie być nie powinno. To jednak tylko pozory. Umiejscowienie akcji w jednym domu również nie oznacza, że brakuje lokacji do odwiedzenia. Krótko po rozpoczęciu gry w Layers of Fear dzieją się rzeczy trudne do opisania. Przykładowo wchodząc do pomieszczenia nie jest powiedziane, że po odwróceniu się wszystko będzie wyglądać tak samo. To jeden z głównych motywów w Layers of Fear. Pomieszczenia ciągle się zmieniają. Totalna paranoja. Niekiedy samo odwrócenie się może być straszne, bo nie wiadomo co nowego pojawiło się za placami.

Lokacje często zmieniają się pod wpływem interakcji gracza z jakimś przedmiotem. Przykładowo raz po włączeniu gramofonu wszystko zaczęło się jakby topić. Na żywo robi to spore wrażenie. Często również można zaobserwować latające po pokojach obiekty. Niekiedy coś kieruje się w stroną głównego bohatera, innym razem zaczyna unosić nad ziemią. Wyobrażam sobie, że to wszystko nie brzmi najlepiej w kontekście horroru. W praktyce działa jednak bardzo dobrze. Zazwyczaj w grach tego typu trafiamy do przerażających miejsc. W Layers of Fear jest inaczej. Większość lokacji wygląda jak zwykły pokój, ale po chwili, często na oczach gracza, wszystko się zmienia w jakieś straszne miejsce. Niekiedy może to nawet wyglądać jak jakiś koszmar człowieka mocno nafaszerowanego ciężkimi narkotykami.

GramTV przedstawia:

W Layers of Fear nie brakuje również lokacji, które nie tylko są straszne, ale same w sobie wyglądają rewelacyjnie. Momentami trudno to opisać, warto więc rzucić okiem na obrazki, które znajdują się poniżej. Wszystkie wykonałem grając na Xboksie One. W tej galerii w szczególności znaleźć można lokacje, przy projektowaniu których twórcy musieli wykazać się sporą kreatywnością. Sam dom, w którym rozgrywa się akcja Layers of Fear nie wyróżnia się niczym. Jest absolutnie nijaki i osobiście nie chciałbym w nim mieszkać. Nuda na najwyższym poziomie. Im dłużej jednak trwała gra tym twórcy więcej razy pokazali swoje umiejętności.

Bloober Team w kampanii promocyjnej często podkreślał, że Layers of Fear jest grą inspirowaną malarstwem. Jest to na tyle nietypowe stwierdzenie, że ciężko zrozumieć o co chodzi. Otóż przede wszystkim głównym bohaterem gry jest malarz. W jego domu znaleźć można również całe mnóstwo obrazów. Stworzenie jednego z nich jest zresztą podstawowym celem w Layers of Fear. Malowidła znaleźć można na absolutnie każdym kroku. Podziwiam dewelopera za wkład pracy, jaki konieczny był do osiągnięcia tego poziomu. Obrazu mają również swoje znaczenie w rozgrywce. Często zmieniają się na naszych oczach, a nawet sprawiają wrażenie jakby były żywe. To również potrafi straszyć. Widząc to co wisi na ścianie nie zawsze mam pewność, że to jedynie statyczny element otoczenia i nic wielkiego z nim się nie wydarzy.

Duże znaczenie w budowaniu klimatu grozy ma jak zwykle oprawa dźwiękowa. Odgłosy otoczenia jak i muzyka są w Layers of Fear na najwyższym poziomie. Tutaj absolutnie nie ma się do czego przyczepić. Również grafika trzyma poziom. Nie było to łatwe, zwłaszcza że Bloober Team zdecydował się na realistyczną oprawę. Niestety w tym momencie pojawia się jeden z największych problemów gry. Być może złą decyzją było stworzenie Layers of Fear na silniku Unity, ewentualnie sami twórcy nie sprostali wyzwaniu. Gra na Xboksie One trzyma stabilne... około 25 klatek na sekundę. Od pierwszej sekundy zabawy czuć, że brakuje nieco płynności. Oczywiście w takiej produkcji nie ma to aż tak dużego znaczenia. To nie jest dynamiczna zręcznościówka, w której brakujące klatki są mocno odczuwalne. Mimo wszystko trudno usprawiedliwiać twórców. W kilku miejscach trafiają się lokacje, w których kilkadziesiąt małych przedmiotów unosi się w powietrzy (jak w stanie nieważkości). Można w nie wejść, a one poruszają się w realistyczny sposób. To na pewno obciąża konsole. Mimo wszystko są to pojedyncze sytuacje, a problemy widać przez całą grę. Na PlayStation 4 są one jednak nieco mniejsze. Do ideału nadal jednak daleko.

Trudno jest dłużej mówić o takiej grze jak Layers of Fear. Jej siłą nie jest mechanika, której prawie nie ma. Sporadycznie trafiły się drobne zagadki logiczne (np. konieczność wpisania kodu, który znaleźć można było na jakimś obrazie), reszta rozgrywki to chodzenie przed siebie i obserwowanie otoczenia (oraz oczywiście zaglądanie do szafek). Wrażenie robi przede wszystkim to, co dzieje się na ekranie. Opisywanie tego to jedynie psucie zabawy tym, którzy nie mieli jeszcze okazji sprawdzenia Layers of Fear. Inna sprawa, że produkcja Bloober Team jest stosunkowo krótka. Mi jej przejście zajęło około 3 godziny. Wiele osób donosi, że do napisów końcowych doszło w dwa razy krótszym czasie. Oczywiście jest to możliwe, ale kompletnie pozbawione sensu. Layers of Fear trzeba przechodzić powoli i spokojnie oraz przede wszystkim zaglądać w każde miejsce, aby szukać kolejnych strzępków historii. To nie jest gra, przez którą powinno się przebiec.

Na koniec wypada tylko powiedzieć, że Layers of Fear, mimo kilku mankamentów, to świetna produkcja. Fani horrorów absolutnie nie mają co się zastanawiać, dla nich to pozycja obowiązkowa. Pozostali na pewno docenią interesującą historię, która wbrew moim oczekiwaniom stała się mocnym punktem całości. Co jednak najważniejsze, Bloober Team wreszcie pokazał się z bardzo dobrej strony. Jeśli kolejne projekty będą równie udane, krakowskie studio szybko trafi do czołówki najlepszych polskich deweloperów.

8,3
Brak P.T. już nie taki straszny
Plusy
  • Bardzo dobrze straszy
  • ciekawa historia
  • wiele świetnych lokacji
  • oprawa audio
Minusy
  • Tylko 3 godziny rozgrywki (przy spokojnym przechodzeniu gry)
  • na konsolach ma problemy z wydajnością
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!