Wielki powrót w chwale... albo i nie

Jakub Zagalski
2015/06/07 12:00
0
0

O drugiej szansie znanych marek, które z różnych powodów popadły w niełaskę.

Wielki powrót w chwale... albo i nie

Nie tak dawno temu wspominałem, że od początku roku testowałem więcej remasterowanych wersji znanych gier niż zupełnie nowych tytułów. Od tamtego czasu wydawcy zdążyli zapowiedzieć kolejne tego typu produkcje, żeby tylko wspomnieć o trylogii Uncharted czy trzecim God of War na PlayStation 4.

Krótko mówiąc, oferta gier na konsole Sony i Microsoftu ósmej generacji jest w dużej mierze złożona z wszelkiej maści remasterów, remake'ów, wznowień, wersji definitywnych etc. Wydań, które (zazwyczaj) kuszą tym samym co kiedyś, tyle że w 1080p i 60fps. Niektórym to wystarcza, mnie nie do końca, chociaż z wielką przyjemnością przyjmuję w swoje ręce chociażby remastery gier z PSP, czy remaki zrobione od podstaw (vide pierwsze Halo na X360). Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnimi czasy widok zupełnie nowej gry jest przeze mnie bardzo pożądany. Też tak macie?

Tak się niefortunnie składa, że zupełnie nowych gier (bez cyferki w tytule), które mnie interesują, ukazuje się jak na lekarstwo. Co począć w takiej sytuacji? Oczywiście trzeba szukać alternatywy, na przykład o smaku indyka. Albo spojrzeć w zupełnie inną stronę - gier AAA, które mimo przynależności do popularnej serii, starają się ubrać znany temat w nowe szaty.

Mam na myśli sytuację, gdy właściciel popularnego przed laty cyklu wyciąga z archiwum zakurzoną teczkę, zdmuchuje ślady nieubłaganie upływającego czasu i mówi z przekonaniem: pora tchnąć nowe życie w . Wyobrażam sobie, że mniej więcej tak wyglądały początki SSX z 2012 roku, który miał zadatki na bycie spektakularnym restartem świetnej serii z ery PlayStation 2. Z moich obserwacji wynika, że efekt końcowy wzbudzał mieszane uczucia, ale opierając się na Metacriticu, mieliśmy do czynienia z co najmniej bardzo dobrą grą (czyt. średnia ocen na pozimie 82%). Jako fan snowboardowych szaleństw w wirtualnym wydaniu ubolewam nad losem serii, która mimo takiego powrotu nie znalazła dla siebie miejsca na współczesnych konsolach. Łączna sprzedaż na poziomie około 1,6 miliona egzemplarzy była widocznie niewystarczająca, gdyż trzy lata później o jakiejkolwiek kontynuacji ani widu, ani słychu.

Pozostając w temacie sportów ekstremalnych, weźmy na tapetę przykład serii z piętnastoletnim stażem i osobą Tony'ego Hawka na okładce. Jak już kiedyś pisałem, pod koniec 2013 roku 45-letni wówczas Tony Hawk oświadczył publicznie, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w temacie gier ze swoim udziałem. Fani serii twardo stąpający po ziemi nie liczyli na powrót starego THPS czy czegoś na wzór Undergrounda, jako że tego typu produkcje już dawno wypłynęły z głównego nurtu. Nie było więc zaskoczeniem, gdy zaprezentowane kilka miesięcy później Tony Hawk's Shred Session przypominało komórkowy przebój Temple Run. I miało się ukazać na urządzenia mobilne z Androidem i iOS-em. Tymczasem półtora roku po tamtych wydarzeniach Activision zaskakuje chyba wszystkich fanów wirtualnej deskorolki, zapowiadając konsolową produkcję pod wymownym tytułem Tony Hawk's Pro Skater 5. A tym samym wysyła jasny sygnał, że kultowa seria nie skończy się na smartfonowych minigierkach i słabych eksperymentach z nieudanymi kontrolerami (vide deska do Ride/Shred.

Pro Skater w nazwie zobowiązuje i daje nadzieję na prawdziwy powrót do korzeni serii, którą wielu z nas pokochało przed kilkunastoma laty. Ze wstępnych zapowiedzi wynika, że gra na PS3, PS4, X360 i XO będzie się mocno odwoływać do sprawdzonego schematu sprzed ery Undergroundów/American Wasteland. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, bo najwięcej czasu spędziłem z "dwójką" i "trójką", z drugiej zaś mam obawy, czy ekipie Robomodo uda się dostarczyć produkt, który trafi w gusta współczesnych odbiorców. Bo zdobycie nowych fanów to podstawa - pokazał to przykład Tony Hawk's Pro Skater HD (również twór Robomodo). Z punktu widzenia starych wyjadaczy gra była ubogą mieszanką THPS 1 i 2, zaś nowicjusze niepamiętający oryginałów nie mieli zbyt wielu powodów, by chcieć sprawdzić wersję HD. Kogo więc chcieli zadowolić developerzy?

GramTV przedstawia:

Czy Tony Hawk's Pro Skater 5 będzie ukłonem w stronę fanów kilkunastoletnich gier, czy przede wszystkim próbą dotarcia do nowego odbiorcy? Ma się to okazać jeszcze w tym roku. Tymczasem nie da się ukryć, że Activision podejmuje spore ryzyko, rozmrażając dawnego bohatera, który (dam sobie rękę uciąć, że tak jest) nie wzbudza nawet w połowie tak wielkich emocji jak przed laty. Tony w świecie gier miał swoje pięć, ba, piętnaście minut sławy, ale z czasem ustąpił miejsca świeżej krwi od EA. Mowa o nieodżałowanej serii Skate, która zaczęła z wysokiego C w 2007 roku, by trzy lata później stracić niemal zupełnie na znaczeniu. Wygląda na to że gry w tematyce sportów ekstremalnych albo się nam (graczom pamiętającym THPS, Thrashera, oryginalne SSX-y, Dave's Mirra BMX) przejadły, albo nie są atrakcyjne dla nowego pokolenia graczy.

Activision najwyraźniej nie przyjmuje do siebie takiej wizji i podejmuje ryzyko. Co ważne, nie tylko w temacie wirtualnego skateboardingu, ale także muzycznych klimatów pod znakiem Guitar Hero. Jak zapewne wiecie, pod koniec roku na rynek ma trafić Guitar Hero LIVE (i konkurencyjny Rock Band 4), reboot przełomowej serii, która od 2010 roku praktycznie nie dawała znaków życia. Teraz, po całkiem wymownej pauzie, Activision stara się nas przekonać, że najwyższa pora zaopatrzyć się w nowe "wiosło", by znowu udawać gwiazdę rocka w domowym zaciszu. A przy okazji (przede wszystkim?) zachęcić do zabawy świeżo upieczonych posiadaczy konsol.

Seria Guitar Hero od 2005 roku biła rekordy popularności, ale z czasem dało się odczuć zmęczenie materiału. Activision podjęło słuszną, chociaż spóźnioną decyzję o zaprzestaniu wypuszczania kolejnych, niewiele wnoszących odsłon. Zapowiedź Guitar Hero LIVE, które ma bazować na nowym kontrolerze i kilku nowych pomysłach, to kolejny krok postawiony w dobrym kierunku. Wszak na świecie mamy już około 33 miliony konsol PlayStation 4 i Xbox One, i można śmiało założyć, że wielu użytkowników albo pragnie podpiąć do swoich zabawek nową gitarkę, albo jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że tego pragnie. Przypomnijmy, że seria Guitar Hero sprzedała się łącznie w około 25 milionach egzemplarzy, co przekłada się na 2 miliardy dolarów. Z czego samo Guitar Hero III: Legends of Rock zarobiło dla Activision około połowę tej kwoty. Kura znosząca złote jaja odpoczęła przez ostatnich pięć lat i byłbym wielce zdziwiony, gdyby Activision już nigdy nie zapukało do jej kurnika.

Rebootowanie znanych serii po latach to stały element świata gier. I nie sposób się dziwić producentom, którzy decydują się na taki zabieg. W końcu nieustanne tłuczenie sequeli nie zawsze idzie w parze z zyskiem (pomijając oczywiste wyjątki spod znaku Call of Duty, Fifa czy Battlefield). Rozwiązaniem bywa więc odstawienie danego projektu na półkę i czekanie na odpowiedni moment. Najprawdopodobniej właśnie taką taktykę stosuje Ubisoft, który wysłał księcia Persji na trwający już pięć lat odpoczynek. Na początku 2013 roku Yannis Mallat, szef Ubisoft Montreal zarzekał się, że marka Prince of Persia jest dla nich bardzo istotna, ale najwyraźniej nie na tyle, by nowy PoP w jakimś stopniu odciągał uwagę od kolejnej części Assassin's Creed. Ciekawe, kiedy nastąpi ten moment, gdy poczciwi asasyni pójdą w odstawkę i Ubisoft zdecyduje o ponownym zatrudnieniu księcia do pierwszoplanowej roli.

Jestem przekonany, że Guitar Hero to tylko jeden z przykładów serii odłożonych na półkę, które mają potencjał na powtórne zdobywanie szczytów popularności. Z chęcią zobaczyłbym chociażby nowego Buzza, nawet jeśli miałby się pojawić z kontrolerami dedykowanymi wyłącznie PlayStation 4. Podobał mi się reboot Devil May Cry i lubię tego typu eksperymenty. Wreszcie, nie mogę się doczekać Star Wars Battlefront, który po ostatnich perypetiach z serią Battlefield budzi spore obawy, jednak w odniesieniu do tej gry zaklinam rzeczywistość i wmawiam sobie, że to się musi udać. Pewnie tak samo, jak wielu z was.

I wracam myślami do Tony Hawk's Pro Skater 5, który obiecuje powrót do uwielbianych przeze mnie korzeni. Ale szczerze mówiąc nie widzę dla niego miejsca w ofercie na współczesne konsole. Z drugiej strony, kto wie, może "piątka" powtórzy sukces pierwszego THPS i tak jak tytuł sprzed piętnastu lat zapoczątkuje modę na sporty ekstremalne w grach. Dzisiaj jestem zdania, że taka sytuacja nie zaistnieje, ale jeszcze do niedawna założyłbym się, że Tony'ego czekają już tylko drobiazgi w Google Play i AppStore. Jako miłośnik "starych dobrych czasów" marzę o wielkim powrocie niektórych serii, które odeszły do lamusa, więc siłą rzeczy kibicuję THPS5. Nie wyzbywając się sceptycyzmu, którego przez lata nauczyły mnie inne tego typu wskrzeszenia.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!