Co robimy w ukryciu - recenzja filmu

Kamil Ostrowski
2015/03/01 13:00
6
0

Jak może wyglądać życie przyjaznych, ułożonych wampirów, które próbują grzecznie egzystować sobie gdzieś w spokojnym mieście w Nowej Zelandii? Jest trochę straszne, a trochę zabawne, przynajmniej w wizji twórców dokumentalizowanej komedii "Co robimy w ukryciu?".

Co robimy w ukryciu - recenzja filmu

Wyobraźcie sobie film będący humorystycznym podejściem do tematu wampirów, zrealizowanym w sposób łączący charakterystyczne ujęcia z ręki, rodem z Blair Witch Project z gadającymi głowami z Trudnych spraw czy równie kultowego Dlaczego ja? . Macie to? To teraz do mieszanki dodajcie jeszcze kompletną, ale świadomą zabawę amatorszczyzną i absurdalnością samej konwencji. Podoba Wam się? Jeżeli tak, to macie szczęście, bo takim filmem jest właśnie nowozelandzkie Co robimy w ukryciu? .

Zarys fabularny jest następujący: ekipa telewizyjna uzyskała możliwość uwiecznienia na taśmie codziennego życia czwórki wampirów mieszkających w ruderze wyjętej rodem z dowolnego klasycznego horroru, położonej gdzieś pod miastem. Podążają więc za nimi, tworząc fabularyzowany dokument. Rzeczone wampiry to nieco perwersyjny, ale wewnętrznie przybity Vladislav, niezmiennie pozytywnie patrzący na życie Viago i trochę obleśny, uparty jak osioł Deacon. Gdzieś w tle przewija się jeszcze czwarty współlokator - trzytysiącletni Petyr, który jest "wampirem do kwadratu", bo ma już nawet nietoperze cechy, takie jak spiłowane w kły przednie zęby czy spiczaste uszy.

Każdy z tych wampirów ma już spory staż w byciu krwiopijcą, więc egzystują raczej spokojnie, o ile spokojnym można nazwać polowanie na ludzi i mordowanie ich, okazjonalni poprzedzając to małymi orgietkami ze śmiertelniczkami, które później posłużą za posiłek (klasyk). Układ sił ulegnie jednak zmianie, a spokój zostanie zaburzony, kiedy pojawi się nowo upieczony wampir - Nick, wraz ze swoim kumplem, człowiekiem o imieniu Stu.

Trzeba twórcom oddać, że bardzo zręcznie korzystają ze wszystkich okazji do przedstawienia ciekawych sytuacji, jakie oferuje im szeroko pojęta "mitologia" wampiryzmu. Pojawia się mnóstwo sprytnych żarcików - czy to z faktu, że wampiry nie odbijają się w lustrze, czy to z konceptu śmiertelnego sługi czy to z konieczności zaproszenia krwiopijcy do budynku. Nie są to może żarty, które sprawią, że będziecie się turlać po podłodze, ale na pewno prychniecie pod nosem.

GramTV przedstawia:

Żeby komedii stało się zadość, filmowi brakuje lepszego scenopisarstwa i dialogów. Te ostatnie są nie tyle drętwe, co ciężko nie odnieść wrażenia, że dało się z nich wycisnąć więcej. Przez brak polotu, brak jakiegoś rodzaju... błyskotliwości wypowiedzi Co robimy w ukryciu? nie jest nawet w połowie tak śmieszne, jak mogłoby być. Jak powinno być, bo na innych polach film naprawdę daje radę.

Kolejny problem to fakt, że ciężko nawet stwierdzić o czym właściwie jest Co robimy w ukryciu? . Jest o niczym. Scenariusz niemalże nie istnieje, jakiś wątek fabularny pojawia się w ostatnich kilkunastu minutach, ale film go zamyka, zanim zdąży się tak naprawdę rozkręcić. Można odnieść wrażenie, że ktoś wpadł na pomysł, żeby pobawić się trochę koncepcją i zrobić zwariowany film. Faktycznie, wychodzi to całkiem sprawnie, ale niestety to trochę za mało, zwłaszcza w obliczu umiarkowanie dobrych dialogów.

Zazwyczaj nie zwracam szczególnej uwagi na kwestię scenografii i kostiumów, bo dobre ich wykonanie jest obowiązującym standardem, ale tym razem zrobię wyjątek.

Ktokolwiek odpowiedzialny był za kreację wizerunku wampirów grających główne role, należą mu się gromkie brawa. Ubiór i fryzury każdego z nich są idealnie dobrane, bo udało się znaleźć odpowiedni kompromis pomiędzy elementem komediowym, a rodzajem dziwacznego realizmu. Podobnie jest zresztą z domem krwiopijców, w którym ekipa kręcąca "dokument" spędza większość czasu, a my razem z nimi.

Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie czy polecam Co robimy w ukryciu? , to miałbym prawdziwą zagwozdkę. Na pewno w czasie seansu nie będziecie co chwila zerkać na zegarek, odliczając minuty do końca, ani nudzić się niemożebnie, o ile macie jakąkolwiek wrażliwość za zabawę koncepcją, chociaż odrobinę "czujecie" klimat wampirów i dacie radę wyłapać popkulturowe nawiązania. Z drugiej strony, ominięcie tego filmu to nie będzie jakaś wielka strata. Jeżeli chcecie koniecznie iść na coś do kina, a nie grają nic ciekawego, możecie wybrać Co robimy w ukryciu? . Osobiście nie namawiam, ani nie odradzam. Ot, jestem pozytywnie obojętny.

Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
01/03/2015 21:09

"Byzantium" to także kino egzystencjalne, choć podane w innym sosie, niż film Jarmuscha. Arcydziełem nie jest, ale da się obejrzeć bez bólu zębów. "Kołysanka" - oby więcej takich filmów w Polsce: nakręconych z polotem, humorem i fantazją.

sc
Gramowicz
01/03/2015 20:55

Film szczerze polecam. :)

Usunięty
Usunięty
01/03/2015 14:23

Widać, że autor w ogóle nie ogarnął filmu i nie czuje konwencji. Scenariusz w dokumencie/reportażu?Ja się ubawiłem setnie na filmie i polecam :)




Trwa Wczytywanie