Company of Heroes 2: Ardennes Assault - już graliśmy

Sławek Serafin
2014/10/16 20:19

Niebezpieczne zabawy z tygrysami w śniegu

Ale czy nie można tak było od razu? Cały czas mi się kołatało w głowie to pytanie, gdy oglądałem prezentację i słuchałem twórców Company of Heroes 2 z Relic, opowiadających o drugim samodzielnym dodatku, Ardennes Offensive. Nie musiałem w niego nawet grać, żeby od razu zobaczyć, że pomysł jest fajny, wykonanie przemyślane i przede wszystkim ta nowa singlowa kampania jest czymś świeżym, nowym i ciekawym. Czyli zupełnym przeciwieństwem kampanii z podstawowej wersji Company of Heroes 2. Nie była ona jakaś szczególnie słaba, nie, ale bardziej czuć od niej było rzemiosłem niż natchnieniem. Rzemiosłem na wysokim poziomie, ale jednak. Tak naprawdę poza zmianą frontu zachodniego na wschodni i dodaniem tych kilku mechanizmów związanych z zimą i polem widzenia, niczym istotnym się ten zbiór liniowych scenariuszy nie różnił od tego, co oferowało pierwsze Company of Heroes sześć lat wcześniej. To było rozczarowanie, prawda? Zamiast czegoś nowego i fajnego, do czego nas Relic przyzwyczaił, dostaliśmy stare, dobre, sprawdzone i niestety niezbyt porywające już rozwiązania. A przecież można było inaczej, co widać właśnie na przykładzie Ardennes Assault

Company of Heroes 2: Ardennes Assault - już graliśmy

Jeśli chodzi o konstrukcję i sam pomysł na zabawę, Ardennes Assault najbardziej przypomina to, co fani Relic znają z gier... Warhammer 40.000: Dawn of War. Pierwszej i drugiej, a dokładniej dodatku Dark Crusade do pierwszej i podstawowej kampanii z Dawn of War II. W Ardennes Assault mamy więc strategiczną mapkę Ardenów, na której planujemy posunięcia i wybieramy bitwy, w jakich chcemy wziąć udział - trochę jak w Dark Crusade. I do tego mamy trzech różnych bohaterów, dowódców trzech różnych wyspecjalizowanych kompanii, które to możemy rozwijać w stylu RPGowym, podejmując różne ważne decyzje, które będą miały wielkie znaczenie na przebieg bitew z udziałem tejże kompanii - czyli system trochę przypomina to, co robiliśmy z naszymi bohaterami właśnie w Dawn of War II. Trochę przypomina, ale nie naśladuje na szczęście - Ardennes Assault ma bowiem własne pomysły i rozwiązania. I wydaje się, że jedne i drugie są naprawdę dobre. Kampanią jako taką bawić się osobiście nie mogłem, ale podglądając to i owo tudzież ciągnąc za język twórców, dowiedziałem się jak to wszystko ma działać. A jak? Całkiem zgrabnie.

Rzecz dzieje się w Ardenach, jak łatwo się domyślić, w czasie jednej z ostatnich dużych ofensyw niemieckich. Amerykanie nazywają to "bitwą o wybrzuszenie", bo Wehrmachtowi i Waffen SS udało się mocno zepchnąć i nadwątlić linie aliantów w lesistym, pełnym wzgórz rejonie Ardenów, ale do przełamania nie doszło. Bardzo szybko okazało się, że operacja, która miała przeciąć front na styku wojsk amerykańskich i brytyjskich, a następnie doprowadzić do otoczenia i zniszczenia Anglików na północy w Holandii (jak w 1940 roku mniej więcej) nie ma szans na powodzenie - i kolejne tygodnie poświęcone były na ciężkie walki mające na celu zepchnięcie nieustępliwych Niemców na ich pozycje wyjściowe na Wale Zachodnim. Większa część Ardennes Assault zajmuje się właśnie tą drugą fazą bitwy, w której to my jesteśmy stroną atakującą, ale najprawdopodobniej pierwsze misje rozgrywać się będą wcześniej, bo zanim dorwiemy się do mapki, to najpierw musimy odblokować nasze kompanie.

Jak już wspomniałem, będą trzy takowe. Każda "startuje" w innym punkcie mapy i sąsiaduje z innymi siłami wroga, więc czekają na nią inne bitwy. Ale tylko jeśli tego chcemy, bo nie mamy obowiązku korzystania z danej kompanii w danym momencie, czy też używania jej w ogóle tak na dobrą sprawę. Jeśli taką mamy fantazję, to możemy przez cały czas korzystać tylko z jednej z nich, lub też przeskakiwać między nimi w dowolnej konfiguracji, wybierając dla nich bitwy w zasadzie dowolnie. Ograniczeniem jest tylko teren. I Niemcy, rzecz jasna. Na początku nie będą robić zbyt wielkich problemów, bo choć ich ofensywa wyhamowała, to siły nadal są rozrzucone i relatywnie słabe w każdym punkcie. Siłę Szwabów w danym regionie symbolizują specjalne znaczniki. Każdy dodatkowy to jakieś wzmocnienie obrońców - jeden daje im dodatkowe czołgi, inny umocnienia, a jeszcze inny odpowiada za kontrataki. Atakując daną prowincję i zdobywając ją po pozytywnym zaliczeniu misji spychamy jej obrońców dalej - znaczniki "migrują" na sąsiednie niemieckie pola, wzmacniając je. I im dalej w las, tym więcej drzew, bo różnica między misją, w której wróg ma dwa znaczniki, a tą samą misją, w której ma ich sześć, jest diametralna tak naprawdę - w tej pierwszej relaksacyjnie kosimy Szkopów, a w tej drugiej bezsilnie zgrzytamy zębami, gdy Szkopy robią nam z zadka sauerkraut mit wurst und bier. Ale o misjach za chwilę.

Można Niemców odciąć, oskrzydlić i okrążyć. Jeśli ich siły nie będą się miały gdzie wycofać, to zostaną zniszczone. To jest pierwszy argument za korzystaniem ze wszystkich trzech kompanii, bo za pomocą jednej trudno będzie jakiś kocioł przygotować. Argument pierwszy, ale nie ostatni, bo nadużywanie jednej kompanii może się dla niej bardzo źle skończyć - choćby i zniszczeniem jej siły żywej. Twórcy Ardennes Assault wprowadzili bowiem do rozgrywki sporo ciekawych rozwiązań, takich trochę erpegowych, ale o zdecydowanie wojskowym charakterze. Kompanie nasze mają zatem określoną żywotność. Stoczymy z ich pomocą bitwę i będziemy tracić jednostki - żywotność spadnie. Proste. Można ją odbudować za punkty rekwizycji uzyskane za zwycięstwo, ale te będą nam także potrzebne na rozwijanie specjalnych cech danego związku taktycznego, więc lepiej po prostu uważać i nie tracić ludzi. W zasadzie trzeba zachować ostrożność zdwojoną, bo każda kompania ma też rosnący poziom doświadczenia. Im więcej jednostek awansuje na kolejne poziomy w czasie misji i uda nam się tych weteranów zachować przy życiu, tym bardziej owo ogólne doświadczenie wzrośnie. A im ono wyższe, tym większa szansa, że w następnej bitwie z udziałem tej samej kompanii wyszkolone jednostki nie będą zwyczajnie zielone, ale od razu pojawią się jako weterani z jedną, dwiema lub nawet trzema gwiazdkami. Fajnie, nie? Ale jednocześnie mamy przez to zdrowo przerąbane, bo nie dość, że utrata takiego oddziału oznacza spadek żywotności kompanii, to także śmierć weteranów sprawia, że leci nam w dół średnia doświadczenia. Trzeba więc w czasie danej bitwy myśleć także o tym, co będzie później i tak kombinować, żeby z jednej strony wygrać jak najszybciej, zużywając jak najmniej zasobów i zaliczając jak najwięcej zadań pobocznych, bo to da nam większą liczbę punktów rekwizycji w nagrodę, a z drugiej zrobić to przy minimalnych stratach. Bardzo fajna koncepcja.

GramTV przedstawia:

Bardzo dobrze pomyślane jest też w Company of Heroes 2: Ardennes Assault rozwijanie i specjalizowanie naszych kompanii. Każda z nich jest inna - Able to spadochroniarze, Baker to czołgiści, a Dog to wsparcie i artyleria.Teoretycznie w bitwie każda z nich może korzystać z tych samych jednostek i wyposażenia, znanego już fanom CoH2 dzięki armii amerykańskiej z pierwszego, multiplayerowego dodatku Western Front Armies. W praktyce jednak różnice pomiędzy kompaniami są znaczne i w toku rozgrywki dalej się pogłębiają. Każda z nich ma specyficzne dla siebie jednostki dodatkowe - spadochroniarzy, niszczycieli czołgów czy moździerze, a także szereg zdolności specjalnych i pasywnych modyfikatorów. I właśnie te jednostki, zdolności i cechy rozwijamy płacąc rekwizycją pomiędzy misjami. Jak to wygląda dokładnie? Weźmy kompanię Able i jej specjalną zdolność, czyli atak Thunderbolta z lotu koszącego. W wersji podstawowej myśliwiec przelatuje nad polem bitwy i puszcza salwę rakiet po określonej ścieżce. Po rozwinięciu dostaniemy drugi myśliwiec, który przeprowadzi atak w chwilę po pierwszym, na wszelki wypadek. Po kolejnym rozwinięciu obydwa myśliwce dostaną rakiety przeciwpancerne, które mogą zepsuć dzień nawet panterze czy tygrysowi. I tak dalej, i tym podobne. Każda cecha specjalna, każda zdolność i unikalny oddział można w ten sposób zmodyfikować i ulepszyć, odmieniając czasem sposób, w jaki z nich korzystamy i całą naszą taktykę w kolejnych misjach. I oczywiście zwiększając relatywną siłę danej kompanii, co jest o tyle ważne, że jak już wspomniałem, Niemcy spychani do kolejnych regionów są coraz silniejsi i coraz trudniej jest ich pokonać. Naprawdę.

Miałem okazję rozegrać tylko jedną z misji, Houffalize, ale za to na różnych poziomach trudności i na różnych etapach całej kampanii. Sama misja jest całkiem zgrabna, to trzeba przyznać. My jako gracz stanowimy w niej jedno z ramion kleszczy, które mają zamknąć okrążenie - jak w historycznym pierwowzorze tejże potyczki. Od północy atakują nasi sojusznicy, a my wychodzimy na niemieckie tyły od południa. Naszym zadaniem jest zdobyć dwa stanowiska artylerii i za ich pomocą pomóc atakującym od północy odpierać szalone niemieckie kontrataki, a następnie wedrzeć się do centrum miasteczka i wziąć obrońców w dwa ognie. W międzyczasie mamy także okazję wykonać różne zadania dodatkowe - każda kompania, którą grałem miała inną misję poboczną, ale nie są one sztywno przypisane, bo grając dwa razy pancerniakami, miałem dwa różne takie zadania, przy czym żadne z nich się nie powtórzyło u spadochroniarzy i artylerzystów. Misja jest fajna, mapa ciekawa i ogólnie jest przyjemnie, jeśli rozgrywamy ją na wczesnym etapie kampanii, gdy Niemcy mają tam tylko jeden czy dwa znaczniki. Ale gdy do tego samego zadania podejdziemy później, po uprzednim zajęciu innych regionów, gdy znaczników jest pięć albo i więcej, to spokojne zadanie zmienia się w piekło. Serio. Niemców jest więcej, mają lepszy sprzęt, są bardziej doświadczeni. To jedno. Drugie to większa aktywność - skubańcy nie tylko potrafią diabelnie skutecznie kontratakować, ale też świetnie wykorzystują w tym celu ukształtowanie terenu, nieustannie zagrażając naszym tyłom i zmuszając do rozproszenia sił. Walka w centrum Houffalize we wczesnym stadium kampanii to była widowiskowa, emocjonująca potyczka dużych sił. A na późnym etapie? Armageddon prawdziwy. Próbowałem trzy czy cztery razy różnymi kompaniami, korzystając z różnych konfiguracji rozwiniętych zdolności i za każdym razem dostałem od Szwabów ostro po schabach, na najwyższym poziomie trudności. A Company of Heroes znam na wylot i kampania na "hardzie" od lat nie sprawiała mi problemów, bo i tak była dużo łatwiejsza od rozgrywek sieciowych. A tutaj musiałem pokornie zmniejszyć poziom trudności, żeby wygrać tę jedną bitwę, wcale nie najważniejszą i największą w całej grze. Bomba, jak dla mnie i pewnie również dla innych weteranów CoH szukających wyzwań. W Ardennes Assault wyzwania z pewnością znajdą.

Ogólnie Company of Heroes 2: Ardennes Assault robi naprawdę pozytywne wrażenie. Po pierwsze, będzie inaczej i ciekawiej. Po drugie, będą wyzwania. Po trzecie wreszcie, będzie można tę składającą się z prawie dwudziestu misji kampanię przechodzić kilka razy na kilka różnych sposobów, korzystając z innych kompanii w danych starciach i rozwijając te kompanie odmiennie niż poprzednio. Panowie z Relic sami się śmiali, że próbowali wyliczyć ile jest unikalnych sposobów na rozegranie całej kampanii w Ardennes Assault i po zastosowaniu skomplikowanych równań oraz zapisaniu dwóch dużych tablic wyszło im, że kombinacji czy tam innych permutacji jest ładnych kilka milionów. Różnią się pewnie szczególikami, ale podejrzewam, że i tak będzie można przejść całość z trzy czy cztery razy, zwłaszcza jeśli uprzemy się żeby "maksować" którąś z kompanii, zamiast korzystać ze wszystkich w wyważony sposób.

Krótko mówiąc - pozycja obowiązkowa dla fanów, trzy lub cztery razy lepsza i ciekawsza od kampanii w podstawowym Company of Heroes 2. Tylko...

Czy nie można było tak od razu?

Komentarze
20
Usunięty
Usunięty
30/10/2014 17:34

Ok. Super.To kiedy dostaniemy DOW3 i czy kiedykolwiek. Przy samym DOW2 suma sumarum mam 1600 godzin. Chetnie wrzuce 2-3x tyle w dow3 :D

Usunięty
Usunięty
26/10/2014 23:17

Myślę że gierka prezentuje się na wysokim poziomie i bardzo fajnie będzie przy niej płynął czas:)

KeyserSoze
Gramowicz
18/10/2014 15:26

> doczytaliśmy :) i naprawdę nie wiem jak to można inaczej interpretować niż, że Dark Crusade> wyszedł jako dodatek do kampani z DoW II. W ogóle jakieś dziwne to zdanie, ale może po> prostu to ja jestem inny :)a poprzednie zdanie braliśmy pod uwagę? :)" to, co fani Relic znają z gier... Warhammer 40.000: Dawn of War. Pierwszej i drugiej, a dokładniej dodatku Dark Crusade do pierwszej"gier DoW - pierwszej i drugiej. Dodatek do pierwszej. Jaśniej już wyłożyć tego nie mogę bez tablicy i kredy.




Trwa Wczytywanie