ArmA III - recenzja trybu singleplayer

Zbigniew Trzeciak
2014/07/31 17:00

Arma 3 też kocha samotnych pecetowców i pokazuje, że nie trzeba inspirować się Michaelem Bayem, żeby stworzyć pasjonującego militarnego FPS-a.

ArmA III - recenzja trybu singleplayer

Rozstawiam drona, klikam, klikam, klikam i nic. Nie leci. Z pewnością coś robię źle, ale nikt nie chce mi pomóc. Wszystkie elementy sprzętu mam w plecaku, wszystko powinno działać i nic. Już nie chcę nawet wspominać o tych biednych żołnierzach, dla których miałem z powietrza wyśledzić sprawców ostrzału moździerzowego, siejącego w ich szeregach spustoszenie. Nagle – no może nie nagle, bo po kilku ponownych ładowaniach misji – jest, okazało się, że jeden z elementów musi być w odpowiednim miejscu w moim ekwipunku, żeby potem w rozwijanym menu pojawiła się opcja sterowania dronem. Startujemy. Zaraz, zaraz, ale jak tym się lata? No to jeszcze raz, od początku.

Moje zmagania z tym kawałkiem misji, która znajduje się mniej więcej w połowie pierwszego z trzech rozdziałów kampanii w Armie 3, pokazują jak daleko odszedłem od prostego kombinowania w przypadku strzelanek militarnych. Nie do pomyślenia jest, bym w gigantach gatunku, jak Call of Duty czy trochę bardziej pudrującym się realizmem Battlefieldzie, zastanawiał się dłużej niż sekundę nad tym gdzie, co i dlaczego wcisnąć. Jakżebym zresztą mógł, kiedy tuż za rogiem, już za chwilę czeka na mnie kolejny wielki wybuch, kolejna spadająca Wieża Eiffla, jeszcze jeden walący się szanghajski budynek.

Arma nigdy nie słynęła ze swoich kampanii skierowanych do pojedynczego gracza. W powszechnej świadomości funkcjonuje jako narzędzie do zabawy w sieci albo świetna baza do tworzenia modów – z DayZ na czele. Siadając do tego tytułu po raz pierwszy prawie rok temu, kiedy pełna historia opowiedziana w grze była dopiero w zalążku, czekając na wydanie kolejnych jej części, w zasadzie nie wpadłem na to, by zaprzątać sobie głowę faktem istnienia części stricte singleplayer. Miałem przecież multi, edytor i dwie wyspy do biegania i szaleństw. Jednak skoro w pełnej cenie często dostajemy produkty nie tyle niepełne, ile niestarające się nawet zapewnić pewnej ilości treści (patrzę na ciebie Titanfall), zakodowałem jako plus fakt, że zdecydowano się na stworzenie pełnego trybu dla samotników.

Arma 3 różni się od swoich rynkowych „konkurentów” mniej więcej w tym samym stopniu co Tom Clancy's HAWX od Microsoft Flight Simulator. Oba tytuły generalnie traktują o tym samym, ale na jednej półce stać nie powinny. Gra ze studia Bohemia Interactive to symulator pola bitwy. Symulator, w którym musimy myśleć o wszystkim, żeby przeżyć. O odpowiednim ubiorze, doborze ekwipunku, obciążeniu wpływającym na wytrzymałość. O zapoznaniu się z mapą topograficzną i kompasem. O tym by w przypadku zagrożenia wypowiadać się zwięźle i klarownie. O setce innych rzeczy.

Arma 3 w swoim symulowaniu dąży bezpośrednio w kierunku jak największego realizmu, poświęcając przy tym klarowność, przystępność czy łatwość obsługi. Wymaga od graczy poświęcenia mnóstwa czasu na to, żeby zapoznać się z regułami, nauczyć się obsługi, zapoznać się ze sprzętem i odnaleźć w nowej, wirtualnej rzeczywistości. Dzięki temu powstawać mogą wspaniałe historie pisane przez nas samych. Historie o wspólnym leżeniu na wzgórzu i rozpoznawaniu okolicy po to, by jako zespół oddać po 20 minutach ten jeden kluczowy strzał z karabinu snajperskiego. Na pewno też historie trochę bardziej ekscytujące, zawsze jednak swoje, będące tematem opowieści na spotkaniach ze znajomymi.

Czy w takim razie jest tu miejsce na przygodę narzuconą? Jak najbardziej. Wcielamy się w kaprala Bena Kerry'ego, członka sił NATO wysłanych w celach utrzymania pokoju na dwóch reprezentujących teren gry wyspach - Stratis i Altis. Siły lojalne względem lokalnego rządu postanawiają w pewnym momencie naszą sielankę przerwać i tak zaczyna się konflikt zbrojny, którego chcąc nie chcąc, stajemy się uczestnikiem. Fabuła poprowadzi nas przez trzy wspomniane rozdziały, których tytuły – odpowiednio „Przeżyj”, „Dostosuj się”, „Wygraj” – z grubsza odpowiadają stawianym przed nami wyzwaniom.

O wydarzeniach na wyspach dowiadujemy się z briefingów przed kolejnymi zadaniami, radiowej komunikacji między oddziałami czy rozmów z członkami naszej jednostki. I choć sama fabuła nie jest ani odkrywcza, ani też nie trzyma nas w ciągłym napięciu, to takie potraktowanie naświetlania kolejnych zdarzeń nie wybija nas z roli żołnierza. Dzięki temu, pomimo faktu, że czasem podkładane głosy i gra aktorska postaci nie jest zadowalająca, nie odbiera się tego jako duży minus, bo przecież innymi bohaterami też są mundurowi, nie liczy się więc to jak do nas mówią, ale o czym.

GramTV przedstawia:

Kolejne misje skonstruowane są dość klasycznie, w tym sensie, że każda kolejna powoli wprowadza nas w ogromny świat możliwości, jakie oferuje nam gra. Każde nowe wyzwanie – czy będzie to podkładanie min, nurkowanie, czy nieszczęsne sterowanie dronem – poparte jest krótkim wyjaśnieniem i odwołaniem do almanachu, w założeniu mającemu nam wyjaśnić, co z czym się je. Niestety, jako że Arma 3 symuluje, a nie zabawia, często operowanie poszczególnymi elementami jest bardzo skomplikowane, a podpowiedzi tylko w niewielkim stopniu rozjaśniają sytuację. Jeżeli nie mieliście do czynienia z serią wcześniej, to w wielu miejscach natraficie na obowiązki, których wykonanie będzie wymagać serii prób i błędów. I to niezależnie od poziomu trudności.

Ten z kolei możemy dowolnie skalować, włączając lub wyłączając ułatwienia, których lista jest dość szeroka. Od zapisywania stanów gry w dowolnym momencie, po efekty trzęsienia się broni w rękach. Mimo tego, nawet z włączonymi wszystkimi wspomagaczami, Arma 3 dalej jest bardzo trudna. Z jednej strony dlatego, że nie jesteśmy gąbką na naboje, która przyjmie nieskończone ilości ołowiu, regenerując się z czasem. Przyjęte strzały bolą i mają swoja wagę. Z drugiej, nie znajdziemy tu ułatwiaczy w postaci oznaczonych wrogów, nieśmiertelnych towarzyszy i tym podobnych. Stawia nam to dość spore wyzwanie, ale również pozwala na niesamowitą swobodę.

Arma 3 to również tytuł z otwartym światem. Światem który, podobnie jak w grach pokroju GTA, stanowi ważną, integralną część zabawy, a jednocześnie otwiera przed nami mnóstwo ścieżek. Nawet w trakcie misji, gdzie ostatecznie mamy dojść z punktu A do punktu B, najlepiej w formacji narzuconej przez dowódcę, gdy dochodzi do starcia z przeciwnikami (za kamień, wystawić głowę, uspokoić oddech, spróbować trafić, schować się, uspokoić i spróbować jeszcze raz) możemy dowolnie wybierać punkt natarcia. Widzicie tę górę? Tak, można na nią wejść, można się na niej położyć i można z niej prowadzić ostrzał. Twórcy wyraźnie wiedzą, że piękny, fotorealistyczny teren rozgrywki jest jednym z ich głównych atutów i pozwalają się nim cieszyć. Chociażby w spokojniejszych misjach zwiadowczych, gdzie bez nerwów możemy podziwiać śródziemnomorskie klimaty, w jakich przyszło nam się znaleźć.

Ta swoboda, a także świetne odwołanie do gatunku RPG, przejawia się także w naszym ekwipunku, który nie dość, że skonstruowany jest właśnie a la Baldur's Gate, to nie narzuca nam z góry konkretnych rozwiązań. W trakcie misji możemy podnosić bronie zabitych przeciwników, zdejmować z nich dodatki, zakładać ich okulary, zdejmować spodnie i zakładać na głowę bandany. Nie wszystko to ma bezpośredni związek z walką, ale możliwość korekty wyposażenia w trakcie misji w ten właśnie sposób jest świetnym rozwiązaniem w rozgrywce ściśle dla jednego gracza. Misje są też na tyle zróżnicowane by, jak wspomniałem, dać nam odsapnąć, nacieszyć oczy grafiką i topografią, ale także pozwolić skorzystać z wszystkiego, co gra ma do zaoferowania. Mamy więc latanie, biegania, jeżdżenie, nurkowanie i wiele innych rzeczy, które w pewnym sensie pozwalają grze być dla nas przewodnikiem nie tylko w sensie geograficznym, ale także po opcjach zabawy.

Otwarty świat ma też drugą, gorszą stronę. Jest tak dużo konceptów, jakie znalazły się w grze, a wachlarz udostępnionych opcji jest tak szeroki, że niemal nie sposób było uniknąć błędów. Czasem nie wystartuje jakaś część misji. Czasem ktoś utknie w nieprzewidziany sposób. Czasem gdzieś doładują się za późno tekstury. Są to jednak sprawy na tyle marginalne, że nie wpływają zbyt negatywnie na odbiór produkcji jako całości. Obecnie, prawie rok po premierze, gra nie sprawia problemów.

Arma 3 jest więc zręcznym kolażem FPS-a, symulatora, gry akcji i RPG-a, a jej autorom udało się bardzo zręcznie przełożyć to na kampanię dla jednego gracza. Choć fabularnie nie zostaniemy oczarowani – ale to w strzelankach rzadko się zdarza, choć jak pokazuje Spec Ops: The Line jest w pełni wykonalne – to udział w działaniach wojennych pokazany w tej grze jest wciągający, wymagający, a do tego obywa się bez hollywoodzkiej pompy, wybuchów i spektakularności. Jeśli macie ochotę na coś bardziej wymagającego, coś co znajduje dobrą równowagę pomiędzy symulacją, a obsługą i jesteście w stanie poświęcić kilka godzin na naukę, to trzecia Arma jest zdecydowanie dobrym wyborem.

8,0
Służba wojskowa znów stała się obowiązkowa
Plusy
  • świat gry
  • mariaż realizmu z grywalnością
  • fabuła obywająca się bez tanich chwytów
Minusy
  • słaba gra aktorska
  • trafiają się misje nudne
  • bardzo wysoki próg wejścia
Komentarze
11
Usunięty
Usunięty
01/08/2014 11:36

Biorac pod uwage, ze Arme 3 kupilem za 15$ to absolutnie warta swojej ceny:)

KeyserSoze
Gramowicz
01/08/2014 09:20

> Nigdy dobrze tych zdań dobrze nie mogłem napisać, a sprawdzać w słowniku mi się nie chcę,> ważne, że potrafię to wymówić i rozumiem co napisałem :PCała sztuka pisania czegokolwiek polega na tym, żeby zrozumiał to ktoś, kto czyta, a nie ten, co pisze... just sayin''I z polskim też masz spore problemy, z tego co widzę

Usunięty
Usunięty
01/08/2014 00:21

> na myśli to "affirmative" :P affromative... gosh...Nigdy dobrze tych zdań dobrze nie mogłem napisać, a sprawdzać w słowniku mi się nie chcę, ważne, że potrafię to wymówić i rozumiem co napisałem :P




Trwa Wczytywanie