Strife - betatest

Sławek Serafin
2014/07/19 23:26

Jeszcze jeden śmiałek rzucający wyzwanie DOTA 2 i League of Legends. Czy ma szanse?

Nie, niestety, Strife szans nie ma, moim zdaniem. A szkoda. Wielka szkoda, że ta gra jest z góry skazana na margines. Nie może poważnie konkurować z duopolem DOTA 2 i League of Legends nie dlatego, że jest grą złą, bo akurat jest wręcz przeciwnie. Problem leży w tym, że Strife jest zbyt podobny. Mimo dużej ilości ciekawych rozwiązań, odróżniających grę od produkcji, które rządzą w gatunku MOBA, brakuje tutaj jakiegoś jednego wybijającego się motywu przewodniego, który by nadawał Strife unikalnego charakteru. I przez to gra nie ma zbyt dużych szans ani na oderwanie ludzi od tego, w co już grają, ani też na przyciągnięcie całkiem nowych, którzy jeszcze w MOBA nie grali. Owszem, Strife jest zaskakująco przyjazny dla nowicjuszy, ale jednocześnie nadal skomplikowany i zaawansowany, więc nie może stawać w szranki o tytuł "mojej pierwszej MOBA" z o wiele inteligentniej uproszczonym Heroes of the Storm od Blizzarda. Ogólnie gra zawieszona jest w przestrzeni gdzieś pomiędzy i skazana na pozostanie w cieniu tytułów bardziej popularnych. Szkoda, bo jak już wspomniałem, Strife jest naprawdę fajny.

Strife - betatest

Wiadomo, MOBA. Pięcioosobowe drużyny, trzy aleje, stworki prące w stronę bazy. Schemat ten nieobcy jest już nawet tym, którzy nie mieli do czynienia z dziko popularnymi DOTA 2 czy League of Legends. Fundamentów tej mechaniki Strife nie rusza, ale buduje na nich swoją kontrukcję w ciekawy sposób. Ciekawy dla tych, którzy znają inne tego typu gry i docenią te drobniejsze, ale znaczące i idące w dobrym kierunku zmiany. Małych innowacji i interesujących pomysłów jest w Strife naprawdę dużo i dotykają prawie każdego aspektu rozgrywki oprócz podstaw.

Pierwszy interesujący pomysł to wyeliminowanie przestojów w rozgrywce. W innych MOBA gdy nasz bohater mocno oberwie, to albo musi się cofnąć do bazy by się wyleczyć, albo skazany jest na czajenie się pod wieżą. W Strife jest inaczej, bo wprowadzono tutaj system przyspieszonej regeneracji zdrowia i many. Wystarczy przez kilka sekund nie uczestniczyć w walce, czy to z bohaterami, czy ze stworkami, i już zaczynamy się bez mała ekspresowo leczyć. Nie trzeba też wracać do bazy na zakupy, bo można je robić zdalnie, zamawiając przedmioty lub składniki do ich budowy, które przyniesie nam sympatyczny mały kurier. Trochę jak w DOTA 2, tylko tutaj każdy ma swojego kuriera, więc wzbogacanie ekwipunku jest całkowicie bezproblemowe. A jeśli już naprawdę musimy się cofnąć lub zdarzyło nam się zginąć, to sam powrót na linię jest o wiele szybszy dzięki temu, że każdy bohater wybiegający z bazy porusza się przez dobrych kilka sekund ze znacznym przyspieszeniem. Wszystko to sprawia, że w Strife cały czas się coś dzieje i nie ma momentów, w których czekamy na akcję. I to jest dobre.

Fajne jest także to, że nie ma tu nieciekawych ról, nie ma bohaterów, którzy oddelegowani są do mniej emocjonujących zdań. W Strife nie ma supportów na przykład. Owszem, są bohaterowie, których zadaniem jest wspieranie innych, leczenie, osłanianie i tak dalej. Ale oni też się mogą bawić, też mogą uczestniczyć w działaniach i nie są sprowadzeni do roli osobnika biegającego po mapie i stawiającego czujki. Bo czujek tutaj nie ma w ogóle. Las pomiędzy liniami pozostaje groźny i ciemny i w każdej chwili ktoś może na nas z niego wyskoczyć. Jedynym systemem wczesnego ostrzegania są specjalne latarnie, które aktywują się gdy się do nich zbliżymy, podświetlając fragment dżungli na kilkadziesiąt sekund. Nietypowe rozwiązanie, ale działa, częściowo także dlatego, że w Strife nie ma junglerów, czyli bohaterów, których zdaniem jest krążenie między liniami i zabijanie stworów w dżungli. Owszem, te stwory tam są, ale jest ich relatywnie niewiele i odradzają się powoli po zabiciu, więc po prostu nie da się skutecznie junglować. Można opuścić linię i przejść dżunglą na inną, żeby tam zaskakującym atakiem wspomóc kolegów i po drodze załatwić kilka stworków, ale siedzieć w lesie nie ma sensu. I dobrze, bo to też nie jest szczególnie emocjonująca zabawa, gdy bierzemy udział w akcji tylko raz na jakiś czas, kiedy wychodzimy z jungli na gank.

W Strife nie ma więc junglerów. Czyli tylko na jednej linii można grać samotnie - na pozostałych dwóch lądujemy zawsze z kimś. I w odróżnieniu od wszystkich innych MOBA, to właśnie granie solo jest tutaj najmniej ciekawe, bo sprowadza się do farmowania dla złota i ostrożnego podgryzania przeciwnika, który i tak może się dość szybko wyleczyć jeśli tylko odpuści na chwilę zabijanie stworków. Linie podwójne są o wiele ciekawsze i nastawione na współpracę, bo gracze nie muszą rywalizować w farmowaniu. Bez różnicy który z nich dobije stworka, obaj dostają tyle samo złota. Dzięki temu jeden z nich może skupić się na przeciwnikach albo odsapnąć chwilę na tyłach, reperując zdrowie. To jedno proste rozwiązanie bardzo mocno zmienia dynamikę gry na podwójnej linii i na dodatek całkowicie eliminuje jej toksyczny charakter - w League of Legends na przykład granie duo linii to męka, chyba że zgodzimy się grać pasywnie jako support. A tu wręcz przeciwnie, we dwójkę jest dużo lepiej.

GramTV przedstawia:

Żeby było zabawniej, w Strife podwójne są te aleje, które w innych MOBA są grane solo, czyli górna i środkowa. Dzieje się tak dlatego, że to między tymi dwoma liniami znajduje się w lesie stanowisko Baldira, czyli wyjątkowego stworka, którego zabicie wymaga współdziałania kilku graczy i daje im wszystkim dużą premię pieniężną - to taki odpowiednik smoka w League of Legends, tylko z groźnymi atakami obszarowymi, których trzeba unikać jeśli nie chce się zbyt mocno oberwać. Niby nie jest to jakaś duża zmiana, takie przeniesienie "skarbonki" w inne miejsce, ale zawsze to jakaś odmiana. Druga ciekawa rzecz to sposób, w jaki Strife traktuje kwestię "wroga numer jeden", czyli najpotężniejszego stwora w jungli. W DOTA 2 i LoLu tę rolę spełniają Roshan i Baron, po których zabiciu drużyna otrzymuje duży zastrzyk kasy i dodatkową wzmacniającą aurę. A tu nie. Pokonana strażniczka Cindara uwalnia Krytosa, wielką małpę, która ląduje na wybranej przez drużynę linii i zaczyna atakować znajdujące się na niej wieże. Krytos nie tylko te wieże demoluje swoimi potężnymi atakami, ale też uderza je tak mocno, że nie mogą strzelać, więc obrońcy nie są w stanie korzystać z relatywnej osłony, jaką w normalnej sytuacji daje wieża. I to jedno rozwiązanie całkowicie zmienia dynamikę późniejszych etapów rozgrywki. Po pierwsze, drużyny muszą o wiele bardziej zacięcie rywalizować o to, kto pokona Cindarę, po drugie zaś gdy już Krytos wkroczy do akcji, to nie ma przebacz - albo rzucamy się do boju, albo mamy zdrowo przerąbane. Nie ma w Strife długotrwałych oblężeń i manewrów pod wieżami, znanych z League of Legends chociażby, które przeciągają rozgrywkę. Krytos wchodzi i wszystko rozwala, jeśli obrońcy się nie skupią na jego zabiciu. A gdy oni biją Krytosa, atakujący mogą bezkarnie bić ich, więc rozstrzygnięcia zachodzą szybciej i są bezlitosne. To także jest strasznie fajny pomysł, który odróżnia Strife od innych gier MOBA.

Sęk tylko w tym, że nie odróżnia wystarczająco, podobnie jak pozostałe. Twórcy Strife mają jeszcze sporo innych interesujących koncepcji, które dobrze się sprawdzają w akcji. Chociażby system ekwipunku, pozwalający na tworzenie o wiele bardziej zróżnicowanych zestawów przedmiotów dla postaci - nie ma tu jednego najlepszego "buildu", bo w zasadzie każdego bohatera można wyposażyć na kilka sposobów w zależności od tego, jak chcemy nim grać i jaką rolę ma spełniać w drużynie. Śmieszne są też zwierzaczki, które towarzyszą naszym bohaterom w grze - stanowią coś w rodzaju czarów przywoływacza z League of Legends, ale też rozwijają się i uczą nowych zdolności, którymi pasywnie wspierają swojego pana lub panią. Zwierzaczków jest naprawdę sporo i każdy pasuje do innej roli - wybór tego małego towarzysza jest o wiele bardziej znaczący niż decyzje odnośnie wspomnianych czarów przywoływacza podejmowane w LoLu. I co ciekawe, choć wszyscy bohaterowie są dostępni od samego początku, jak w DOTA 2, i nie trzeba ich odblokowywać, to dodatkowe zwierzaczki trzeba już sobie wykupić za walutę zarabianą w meczach. A za granie dostajemy nie tylko "karmę" dla tychże zwierzaków, ale także specjalne materiały, z pomocą których możemy... modyfikować przedmioty. Tak, w Strife jest coś takiego jak crafting. Możemy w mniej lub bardziej znaczący sposób modyfikować podstawowe przedmioty, dodając im nowe cechy, a potem ten przerobiony ekwipunek jest normalnie dostępny w grze obok swojej podstawowej wersji. Niezłe, nie? Jasne, że tak.

Suma tych wszystkich zmian, nowości i innowacji sprawia, że Strife to jest naprawdę bardzo dobra MOBA. Mnie się podoba i to bardzo. Ale grał w nią nie będę, z powodów wymienionych na początku. Mimo odmiennego podejścia do kilku ważnych kwestii, Strife jest jednak zbyt podobny do DOTA 2 i League of Legends. To nie Smite z jego unikalną perspektywą i boskimi postaciami, to nie Heroes of the Storm zbudowany na innych podstawach, ani nawet Infinite Crisis bazujący na licencji DC Comics. Jest tu wiele świetnych rozwiązań mechanicznych, ale sama gra, także z wyglądu, jest po prostu za mało charakterystyczna. Szkoda. Ale trzeba przyznać, że popycha gatunek w dobrym kierunku i mam nadzieję, że inni będą się od Strife uczyć - fani DOTA 2 i League of Legends pewnie by się nie obrazili, gdyby niektóre z rozwiązań proponowanych przez Strife przeniesiono aportem do ich gier. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Jeśli więc będziecie mieli okazję, to zagrajcie w Strife. Choćby po to, żeby zobaczyć, jak można ulepszyć MOBA... i jednocześnie zaliczyć porażkę w kwestii wyróżnienia się na tle konkurencji.

Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
11/04/2015 22:13

Od wczoraj w Strife można pograć za pośrednictwem Steama. Polecam.

Usunięty
Usunięty
24/07/2014 19:51

Zbyt słitaśne. LoL przy tym prezentuje się naprawdę mrocznie :D.

Usunięty
Usunięty
24/07/2014 18:56

>> > Autor zapomniał wspomnieć o ciekawym systemu matchmakingu i według mnie największą> innowacją,> > a mianowicie zmieniającą się muzyką względem poczynań gracza jak i drużyny.>> Nie zapomniał, ale tekst już jest za długi :)>> > Hon nam pokazał jak wyglądała nowoczesna dota, a strife nam pokazał jak wygląda> nowoczesny> > lol.>> Masz rację. Tylko w HoN gra ułamek tej liczby ludzi co w DOTA 2 i LoLa :) Tak samo będzie> w przypadku Strife. Ubolewam nad tym, ale takie są realia - gra jest dobra, ale nie na> tyle, by ludzie porzucali DOTĘ i LoLa w które mają zainwestowane setki godzin. Szkoda,> że S2 Games nie dogadało się z kimś w sprawie jakiejś dużej licencji, bo mają know-how,> wiedzą jak zrobić naprawdę dobrą grę, tylko nie mają niczego, co by do niej przyciągnęło> miliony. Gdyby zrobili MOBA w klimatach Warhammera 40k na przykład, to ja bym momentalnie> porzucił LoLa, ale tak w mgnieniu oka. Ale w tym przypadku? Zamieniać infantylną kreskówkę> na infantylną kreskówkę? Nah.>> > Widzę, że autor w lol''a nie grał :)>> No wcale. Samą Shyvaną mam w S4 160 ranków. A gram od początku S2.>Jak można porównywaniac wersje alfa i bete do już w pełni wydanych gier?




Trwa Wczytywanie