Battlefield: Hardline - już graliśmy

Sławek Serafin
2014/06/13 07:48

Nie ma czołgów, nie ma odrzutowców, są za to gliny i bandyci. Jaki jest Battlefield: Hardline?

Pierwsze wrażenie z Battlefield: Hardline? To dodatek. Samodzielny dodatek do Battlefield 4, różniący się od niego na dobrą sprawę tylko kilkoma szczegółami. Bardzo niewiele dzieli te dwie gry, tak niewiele, że pokusiłbym się o stwierdzenie, że Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam, też dodatek przecież, dalej odchodził od podstawowej gry, niż Hardline od BF4. No i Vietnam miał więcej klimatu. Niestety, Battlefield: Hardline dość nieudolnie wykorzystuje nową konwencję zabawy w policjantów i złodziei - nieudolnie w takim sensie, że nie realizuje potencjału, nie buduje odpowiedniej atmosfery. PayDay pokazał, jak to się robi, jak tworzy się gęstą otoczkę wokół akcji, jak wzbudza się ten dreszczyk, jak odwołuje się do popkulturowej wizji starcia glin i bandziorów. Battlefield: Hardline w ogóle nie czerpie z tych doświadczeń, jest takie jakieś jałowe i zwyczajnie militarne. Cały klimat to syrena w radiowozie zamiast klaksonu. I choć fajnie jest zasuwać przez miasto na sygnale, to szkoda, że to miasto jest takie małe i jazda kończy się najczęściej po kilkunastu sekundach... no, chyba, że chcemy się pobawić w krążenie po tych dwóch ulicach na krzyż. Tak też można.

Battlefield: Hardline - już graliśmy

W tym momencie w wersji beta jest tylko jedna mapa, Los Angeles. Kilka skrzyżowań, wieżowce, piętrowe parkingi, plac budowy i tym podobne. Nic szczególnego, niestety. Wydawałoby się, że na pokazówkę, a przecież beta powinna być taką wizytówką, reklamą gry, autorzy przygotowali coś bardziej wgniatającego w fotel. A tu nie, ot, jakieś tam miasto, ani szczególnie ładne, ani charakterystyczne. Tak, jest wielki dźwig, który można rozwalić i przewrócić, niszcząc jeden z drapaczy chmur. Wszystko się wtedy trzęsie i jest masa hałasu. Motyw ten raczej przeszkadza niż robi wrażenie, niestety, a na dodatek jest to chyba jedyny przykład faktycznej destrukcji otoczenia, poza możliwością rozwalania szyb i ogrodzeń z metalowej siatki. Niby silnik Frostbite, niby są opcje zaawansowanego niszczenia wszelakiego, a w ogóle tego nie czuć.

Czyli jak? Słabo, nie? No właśnie nie do końca. Battlefield: Hardline jest dość nijaki, owszem. I nie realizuje potencjału prawie w ogóle, choćby przez to, że na tak małej mapie nie na szans na jakieś porządne pościgi ze strzelaninami, których przecież po tej konwencji należałoby się spodziewać. Ale nie gra się wcale tak źle, na szczęście. Rozgrywka na kolana nie rzuca i dłoni do modłów dziękczynnych nie składa, ale jest momentami zaskakująco przyjemna, przynajmniej jeśli chodzi o jeden z trybów zabawy. A tych w becie mamy sztuk dwa.

Krwawa Forsa to ten słabszy pomysł na zabawę. W zasadzie jest to wariacja na temat starego jak świat biegania z flagami. Na środku mapy jest sobie rozbebeszony sejf z brudną kasą. Zadaniem obu drużyn jest napchanie tej kasy do toreb i przeniesienie jej do swojej furgonetki - rabusie chcą ją po prostu ukraść, gliny zabezpieczyć jako materiał dowodowy. Żeby było trudniej, szmal do torby ładuje się powoli i stopniowo, każde sto tysięcy dolców to dwie czy trzy sekundy szperania w sejfie a maksymalnie można zabrać tylko pół miliona. Im dłużej ładujemy kasę, tym większa szansa, że ktoś połakomi się na nas, stacjonarny, łatwy cel. To raz. Dwa jest takie, że jeśli zginiemy przenosząc pieniądze, to rozsypują się one dookoła zwłok i podnieść je może każdy, natychmiastowo. Polowanie na tragarzy jest więc bardziej opłacalne od narażania się samemu. Gdy już się objuczymy gotówką, musimy zasuwać do naszego wozu i tam ją zdeponować, aż uzbieramy okrągłe pięć milionów wcześniej niż przeciwnicy i wygramy rundę. Tyle, że nasz wóz z zebraną dolą cały czas tam stoi i każdy, czyli wróg, może sobie z niego szmal zabrać. Fajna koncepcja, bo rozrzuca akcję po całej mapie - jedni rabują sejf, inni bronią naszego wozu, jeszcze inni próbują zwinąć szmal wroga z jego furgonu. Akcja ma niezłe tempo, a choć mapa jest mała, to nawet przy kilkunastoosobowych drużynach nie czuje się tłoku. Tylko nudnawo jest na dłuższą metę, bo przez cały czas robimy dokładnie to samo i rozgrywce brakuje dynamicznej zmiany celów, zaliczania jakichś etapów, przechodzenia do kolejnych faz. Mała mapa, bieganie po tych samych trasach, nuda wkrada się bardzo szybko.

GramTV przedstawia:

Dużo lepiej jest w drugim trybie, Skoku. Dwa pancerne furgony ulegają wypadkowi w centrum miasta. Inicjatywa jest po stronie bandytów, którzy muszą najpierw je wysadzić, żeby dobrać się do zawartości, a następnie tę zawartość przenieść do konkretnych miejsc, z których będzie można ją wywieźć - w tym przypadku jest to wóz za policyjną barykadą oraz lądowisko śmigłowca na dachu jednego z wieżowców, przy czym wykorzystanie jednej miejscówki sprawia, że kolejną torbę trzeba zanieść już do tej drugiej. To ułatwia glinom desperacką obronę i sprawia, że końcówka robi się bardziej emocjonująca. Mapa jest większa, pole manewru szersze, jest gdzie się przekradać i chować, można nawet polatać śmigłowcami, choć w nieco klaustrofobicznych warunkach. I trzeba bardziej się przyłożyć, bardziej drużynowo zagrać, na mniejszą i większą skalę. Naprawdę zdarzają się tu fajne akcje. Na przykład wbijamy na szybko sedanem pod furgon, pasażer wyskakuje pod ogniem, łapie torbę, wskakuje z powrotem do wozu, który od razu rusza z piskiem opon i aleją snajperów zasuwa prosto na barykadę z policyjnych wozów, w nadziei że uda się przebić. Albo siedzimy przy działku w kradzionym policyjnym śmigłowcu, który dziko lawirując między wieżowcami stara się podążać za kumplami niosącym torbę z kasą, podczas gdy my siejemy seriami osłaniając ich flanki. Są momenty, całkiem intensywne, zaskakująco emocjonujące i naprawdę przyjemne.

Szkoda tylko, że rozgrywka kończy się na doniesieniu toreb na miejsce. Dwie fazy rozgrywki to za mało. Dlaczego nie ma jeszcze trzeciej, w której bandyci muszą przeprowadzić wóz z kasą gdzieś na drugą stronę miasta? To by była akcja, jeden wielki pościg na autostradzie, nie? Znów się PayDay przypomina z tymi jego złożonymi, wieloetapowymi misjami. Albo i stareńkie Enemy Territory, w którym też była akcja z napadem na bank, rozbita na cztery różne etapy i naprawdę genialna, choć rozgrywająca się na mapie o powierzchni o wiele mniejszej niż ta z Battlefield: Hardline. Cóż, wspomniałem już o potencjale, który prawie w ogóle nie jest realizowany, prawda?

Nie zrozumcie mnie opacznie - to nie jest jakaś strasznie słaba gra. Solidna strzelanka. Można się tu nieźle bawić. Są cztery klasy postaci, sporo dodatkowego sprzętu, parę gnatów, dodatki do nich, baretki, medale i cały ten kram. Można się strzelać na wiele sposobów, a mapa w becie, choć nieduża jak na Battlefielda, jest mimo wszystko wystarczająco przestronna, zwłaszcza w trybie Skoku, żeby pozwolić na różnego rodzaju szaleństwa. Można polatać śmigłowcami, można szarżować wozami, można być demonem prędkości na motorze. Nie jest źle. Ale żeby było jakoś bardzo dobrze, to też nie. Biegałem, strzelałem, radiowozy rozbijałem, z wieżowców skakałem i cały czas miałem wrażenie, że gram jakąś mapkę miejską w Battlefield 4 w nieco udziwnionym trybie. Hardline jest pozbawiony własnego charakteru, poprawny, ale nijaki. Stawiam kapsle przeciwko ogonkom z truskawek, że znudzi się o wiele, wiele szybciej niż "normalny" Battlefield, zwłaszcza jeśli wszystkie mapy w pełnej wersji będą takie jak ta w becie - relatywnie nieduże i oferujące rozgrywkę pozbawioną rozmachu i klimatu. Krótko i dosadnie mówiąc - po kilku godzinach strzelania się na ulicach Los Angeles, jestem przekonany, że Battlefield: Hardline to niestety najsłabszy ze wszystkich Battlefieldów. Zmiana konwencji mogła wnieść powiew świeżego powietrza do stojącej od lat w tym samym miejscu serii, ale z jakiegoś powodu nie tylko się nie udało nadać grze nowego charakteru, ale też po drodze utracono rozmach i skalę, czyli istotę tego cyklu. Szkoda. Wątpię czy światu potrzebny jest jeszcze jeden naprawdę nieszczególnie wyróżniający się, zwyczajnie poprawny shooter, taki jak Battlefield: Hardline. No, ale świat może wie lepiej, więc poczekajmy do jesieni i premiery.

Komentarze
66
Usunięty
Usunięty
22/06/2014 12:09

doleję do ognia, nie grałem, a wiem, że będzie syf, gniot i wyciąganie kasy... produkcja takich gier wymaga czasu, a oni odpier... co roku nową szopkę + do tego zarzucą kilka DLC za drugie tyle co podstawka. To nic, że później trzeba to rozdawać za darmo, żeby złapać leszczy na premium i nowy lepszy uber hiper battlefield na jesień.

Usunięty
Usunięty
22/06/2014 12:09

doleję do ognia, nie grałem, a wiem, że będzie syf, gniot i wyciąganie kasy... produkcja takich gier wymaga czasu, a oni odpier... co roku nową szopkę + do tego zarzucą kilka DLC za drugie tyle co podstawka. To nic, że później trzeba to rozdawać za darmo, żeby złapać leszczy na premium i nowy lepszy uber hiper battlefield na jesień.

Usunięty
Usunięty
21/06/2014 17:14
Dnia 21.06.2014 o 13:37, Ring5 napisał:

Nie chce mi się wracać do dyskusji sprzed tygodnia, w której chyba powiedziano już wszystko, co było do powiedzenia. Każdy ma prawo sobie interpretować to jak chce, ja różnicę między demem a betą widzę. Chociażby taką, że wersji demo się raczej nie łata. I tyle z mojej strony :)

Oczywiście, że różnica jest. Beta jest od wyłapywania błędów i ich zgłaszania, demo od zagrania sobie, sprawdzenia małego fragmentu rozgrywki. To, że niektórzy nie ogarniają takich prostych spraw i chcą sobie po prostu popykać za free, bez przejmowania się możliwymi bugami, to już ich sprawa. Tylko na pewno nie jest to odpowiednie używanie bety. Brałem udział w wielu takich akcjach i za każdym razem zgłaszałem choć jeden niesprawny element. Gdyby każdy tak robił, to gry mogłyby być dużo lepsze, a bety rzeczywiście spełniałyby swą rolę. Także cieszę się, że niektórzy potrafią od razu dostrzec tą różnicę i nie powielają tego bezsensownego schematu.Co do gry i tekstu. Myślę, że odejście od starego schematu jest dobrym posunięciem.Na gameplayach gra wygląda całkiem przyzwoicie, wydaje się grywalna z tego co dostrzegłem, teraz wystarczy dodać więcej trybów, urozmaicić rozgrywkę i powinniśmy dostać całkiem przyzwoitego FPSa. Nie będzie to jakaś rewolucja, czy inny majstersztyk, ale na pewno będzie można zagrać z przyjemnością i tego się trzymajmy. Ostateczne wyroki zapadną na jesieni. Natomiast pan Sławek standardowo pojechał w swoim tekście. Nie wiem, ale mnie jego artykuły zazwyczaj irytują. Może dlatego, że gdy coś się mu nie spodoba, to już do końca gra jest u niego skreślona i widać tą niechęć, nakreśloną w każdym zdaniu. Jak dla mnie to z profesjonalizmem nie ma za dużo wspólnego. Do tego nieścisłości, takie jak krytykowanie już całego produktu, którego nie testował (Ring5 już to zauważył). Też nie lubię domyślać się co autor miał na myśli, bo to nie Słowacki, że muszę sobie coś interpretować. Do tego te bezsensowne czepianie się każdego, kto nie zgadza się z jego zdaniem. Dla mnie to trochę słabe i dziecinne. Panie Redaktorze, mniej posiadówek na forach o tematyce czarnego humoru, więcej siedzenia w temacie i szlifowania swej twórczości ;).




Trwa Wczytywanie