Infinite Crisis - betatest

Sławek Serafin
2014/04/19 09:26

Batman ramię w ramię z Jokerem biją Supermana i Green Lanterna w komiksowej wersji League of Legends.

Infinite Crisis nazywa się tak, jak się nazywa, bo chodzi tu o konkretny kryzys w uniwersum komiksów DC, w którym przeniknęły się różne alternatywne światy, historie oraz ich superbohaterowie. To niezły punkt wyjścia do gry, zwłaszcza takiej, w której mamy mieć przynajmniej kilkudziesięciu różnych bohaterów, bo nie tylko można ich czerpać z olbrzymiej puli klasycznego DC, ale też z dziwacznych projektów pobocznych z odmiennymi wersjami znanych superherosów. To ma sens. Ale z drugiej strony Infinite Crisis aż prosi się, żeby jego nazwę lekko przekręcić na taką, która bardziej pasuje do faktycznej zawartości gry.

Infinite Crisis - betatest

Gdyby rzeczy nazywało się po imieniu, to ta MOBA od zasłużonego zespołu weteranów z Turbine Studios zatytułowana by została Identity Crisis, bo jest właśnie jednym wielkim kryzysem tożsamości. Z jednej strony chce być sobą, czyli grą o superfajnych postaciach z Detective Comics, z drugiej jednak naśladuje inne tytuły z tego gatunku tak wiernie, że momentami przypomina kserokopię. Nie wiem jakie miało być założenie twórców, ale aż tak dokładne wzorowanie się na League of Legends, bo to właśnie na tej grze bazuje Infinite Crisis, gwarantem sukcesu raczej nie będzie. Raczej, bo nie wydaje mi się, by gra kogokolwiek oderwała od League of Legends, a chyba właśnie o to w całym wiernym naśladownictwie chodzi - o bezproblemowe przejście z LoLa do Infinite Crisis. Przejście kogo? Wiernych fanów DC, którzy do tej pory biegali po Summoners Rift, bo nie mieli nic "swojego"? Tak, tych może uda się przekonać. Ale resztę? Nie ma szans.

Nie ma też widoków na przyciągnięcie tych, którzy do tej pory od tego typu gier stronili - żeby zwrócić na siebie uwagę tego tłumu, trzeba zagrać jak Blizzard z Heroes of the Storm, czyli uprościć i zdynamizować rozgrywkę, a nie kopiować rozwiązania od gry skomplikowanej i nieprzystępnej. I właśnie to mi przypomina o kryzysie tożsamości - autorzy Infinite Crisis tak naprawdę sami dobrze nie wiedzieli, do kogo kierują swoją grę i dla kogo ona ma być. I ta niewiedza będzie, moim zdaniem, przyczyną ostatecznej i prawdopodobnie całkiem rychłej porażki tego tytułu. Porażki, która wcale mnie nie ucieszy, bo mimo problemów z samookreśleniem Infinite Crisis jest nadspodziewanie fajną i emocjonującą grą, jak na bezczelnego klona.

W zasadzie wszystko jest tutaj tak zorganizowane i pomyślane jak w League of Legends. Turbine posunęli się nawet do tego, by skopiować dodatkowy tryb rozgrywki Dominion, do tej pory charakterystyczny wyłącznie dla LoLa, a teraz również obecny w Infinite Crisis. W zasadzie zdziwiony jestem, że nie ma tu także komiksowej wersji ARAMa... ale to chyba tylko kwestia czasu. Czasu i ewentualnych pieniędzy, bo choć nie wiem, jak się powodzi otwartej niedawno becie, to szaloną popularnością się raczej nie cieszy - na dopasowanie przeciwników do meczu czeka się tutaj po kilka minut, czyli o wiele dłużej niż na przykład w zamkniętej becie Heroes of the Storm, gdzie liczba graczy jest przecież bardzo ograniczona. Mało kto w Infinite Crisis gra... choć na szczęście są to wystarczająco gęste tłumy, by jednak dało się zagrać kilka partii w rozsądnym czasie, bez zbyt długiego wyczekiwania. Kilka zaskakująco przyjemnych partii.

Jeśli chodzi o mechanikę, to Infnite Crisis naprawdę niewiele się różni od League of Legends. Poza takimi drobnymi, ale sensownymi zmianami, jak to, że stworki zabite przez inne stworki upuszczają złoto, które można zebrać, oraz dopasowanym do superbohaterskich klimatów rozmieszczeniem na mapach obiektów, które można niszczyć lub nimi rzucać, jak na przykład samochodami. Reszta jest na dobrą sprawę taka sama - liczba umiejętności, awansowanie na poziomy, stworki, wieże, dżungla, elektroniczne "krzaki", w których można się ukrywać. No, może awansowanie na poziomy nie jest do końca identyczne, bo w Infinite Crisis także pasywna zdolność naszego bohatera może być rozwijana - nie skaluje się sama w zależności od poziomu postaci, ale trzeba podjąć decyzję, w którym momencie przedłożymy jej rozwój nad umiejętności. Z jednej strony to być może niepotrzebna komplikacja, ale mnie się podoba to, że jesteśmy zmuszeni do podjęcia dodatkowej decyzji strategicznej - myślenia nigdy za wiele. Miło jest też wtedy, jeśli nikt nas do myślenia nie zmusza, a Infinite Crisis bardzo elegancko nas od jego nadmiaru wybawia, jeśli tylko tego chcemy.

GramTV przedstawia:

Gra ma jedną bardzo fajną opcję, której brakuje w innych grach tego typu, zwłaszcza na początku - czytelne rekomendacje. Przy każdym awansie czy zakupach (których można dokonywać także w pobliżu wież na liniach) jesteśmy raczeni podpowiedziami, czyli nieocenioną pomocą dla początkującego. To świetne, że mogę po prostu raz kliknąć i kupić odpowiednie przedmioty czy rozwinąć najlepszą umiejętność bez konieczności dokładnego czytania opisów i rozważania sprawy. Owszem, mogę czytać i decydować, jeśli chcę, ale jeśli nie znam postaci, dopiero zacząłem zabawę i chcę się po prostu uczyć, to takie rekomendacje są naprawdę świetne. Dzięki nim przetrwałem bez większych problemów kilka pierwszych gier i oswojony mogłem zacząć samemu grzebać w sklepie oraz zestawach umiejętności herosów. O tym pierwszym wiele powiedzieć się nie da, oprócz tego, że ma fajnie uproszczone stopniowe wykupywanie coraz lepszych wersji danego przedmiotu. I że jest pełen sprzętu przekalkowanego z League of Legends- są nawet tutejsze wersje takich charakterystycznych przedmiotów jak Manamune czy Moc Trójcy lub Zmora Licza. I to jest właśnie dziwne. Pod wieloma względami Infnite Crisis niemiłosiernie zżyna z League of Legends, tak? Tak. Ale bohaterów ma swoich. I są, nomen omen, super.

Na początku nie mogłem się do grania w Infinite Crisis przekonać. Bohaterowie wydawali się ociężali i jacyś tacy mało emocjonujący. Ale to przez to, że grałem postaciami z darmowej rotacji, których nie znałem, przeciw innym postaciom, których nie znałem również. Po kilku meczach i paru wizytach w sklepie połączonych z oglądaniem wideo poświęconych poszczególnym bohaterom, zorientowałem się na tyle, by jako tako zacząć czytać grę. Kupiłem sobie też pierwszą własną postać i... zrobiło się zaskakująco fajnie. Nawet do bohaterów reagujących nieco wolniej na polecenia się przyzwyczaiłem. A to głównie dlatego, że ci herosi są naprawdę bardzo fajnie zaprojektowani. I znajomi, nie tylko z wyglądu, ale również z zachowania. Batman rzuca batarangami i zamiata płaszczem, Joker ma wybuchowe prezenty, Flash biega jak oszalały, a Poison Ivy hoduje roślinki. Swojsko. I intuicyjnie - naprawdę łatwo jest podłapać jak działają umiejętności i wykorzystywać je z lepszym lub gorszym skutkiem. A przede wszystkim jest fajnie, bo te zdolności są ciekawie pomyślane i niejednokrotnie całkiem oryginalne. Jasne, nie dało się uniknąć i tutaj zapożyczania pomysłów z innych MOBA i League of Legends w szczególności, ale tym razem w kreatywny, ciekawy, ekscytujący sposób.

Projekty postaci, świeże i po prostu fajne, kontrastują mocno z bardzo odtwórczą całą resztą Infinite Crisis. Aż chce się tymi nowymi postaciami grać, tak mają fajnie pomieszane niby znajome, ale w sumie wcale nie skopiowane umiejętności. I dużo frajdy daje też to, że to są jednak dobrze nam znani bohaterowie... oraz ich jeszcze fajniejsze alternatywne wersje, takie jak wampiryczny Batman (skrzyżowanie Shaco i Warwicka z LoLa) czy Superman-Widmo. Gdy gra się Green Lanternem, to jednak gra się Green Lanternem, a nie jakimś cieciem, który tylko zrzuca przeciwnikom na głowy szmaragdowe odrzutowce. Takie popkulturowe, licencyjne nawiązania są dużą siłą Infinite Crisis. Równie wielką zaletą mogło być kreatywne, świeże podejście do kwestii projektowania, jakie zaprezentowano w procesie tworzenia naprawdę fajnych bohaterów. Szkoda, że na tym etapie pomysłowość autorów się skończyła i zamiast przerobić resztę standardów MOBA na swoją modłę, tak by były jednocześnie swojskie i oryginalne, po prostu wzięto się za kalkomanię. Właśnie to według mnie zabije tę grę, prędzej czy później. Ja na przykład bawiłem się super i strasznie podobali mi się bohaterowie, którymi grałem... ale w sumie ta produkcja tak niewiele się różni od League of Legends, że nie widzę sensu grania w nią. Po co mi druga identyczna zabawka? Po co komukolwiek? Nie wiem. Prawda jest taka, że gdyby Infnite Crisis umieścił tych swoich superbohaterów, których tak polubiłem, w jakiejś nieco bardzo oryginalnej oprawie, niekoniecznie od razu wstrząsającej posadami gatunku, jak Heroes of the Storm, ale w zwyczajnie wyróżniającej się w jakiś sposób, jak chociażby Smite, to chętnie grałbym dalej. A tak... cóż... nie ma szans. Szkoda, bo momentami widać przebłyski prawdziwego talentu w tym dziele Turbine Studios. I te przebłyski się zmarnują, bo zamiast poważnego konkurenta dla League of Legends i reszty kamandy, Infinite Crisis oferuje nam podróbkę. Może nie tanią, ale jednak podróbkę... z kryzysem tożsamości na dodatek. Batman, Joker, Superman i cała reszta ikon zasługiwali moim zdaniem na lepsze potraktowanie.

Oczywiście, Infinite Crisis jest aktualnie w fazie otwartej bety, więc każdy może zagrać i się ze mną nie zgodzić w twierdzeniu, że ten tytuł nie ma przed sobą przyszłości. Wręcz zachęcam do tego zagrania, zwłaszcza zaś fanów League of Legends i innych gier MOBA, bo jestem pewien, że z przyjemnością się na chwilę oderwą od swoich klimatów i pobawią z Gackiem i spółką. Ale tylko na chwilę, nie na dłużej.

No i szkoda też, że gra nie ma komiksowej grafiki. Jakiś fajny cel-shading byłby bardziej na miejscu niż taki pseudorealizm.

Komentarze
12

Inna sprawa to to, że LoL czy Dota 2 otwierały taką... nową erę w moba, tak to można nazwać. Tam po drodze się coś pojawiło, jakiś Demigod czy wcześniejsza Dota, która przetarła szlak. Ale tak naprawdę nie dziwne jest dla mnie to, że mimo pogrania sobie w coś innego - Infinite Crisis, Smite, Strife, Heroes of Newerth, Heroes of the Storm... tego jest pełno i raczej wraca się do tego, w co się grało wcześniej z powodzeniem i spędziło się trochę przy tym czasu. To tak samo jak człowiek nagra się w Warcrafta i potem przesiada się na Starcrafta, po czym jednak wraca do starej, znanej mechaniki. A to że nie ma między tym różnic - też mnie to nie dziwi. To tak samo jak dzisiejsze strzelaniny niczym się nie różnią od siebie, strategie to tak naprawdę wymarły i mało co się pojawia (powiedzmy że moba to taka mutacja z tego), ścigałki w większości do CoDy. Więc... nie ma co patrzeć na przeróżne moby przez pryzmat LoLa, bo to tak samo jak patrzeć na wszystkie MMO przez pryzmat WoWa - no fajne to to... ale to nie WoW.

Usunięty
Usunięty
21/04/2014 04:28

Superman powinien miec nerf, tak samo jak vamp batman. Catwoman powinni zmienic ulti a bleed dodac do Q. Przydaly by sie nowe postacie takie jak Huntress, SuperGirl, Black Canary czy chociaz by Killer Frost.

Usunięty
Usunięty
20/04/2014 15:08

Grałem i aż szkoda, że kolejny raz potencjał DC jest marnowany. Gra to wolniejsza i brzydsza kopia lola. Niektórzy bohaterowie stanowią jakieś chore połączenia bohaterów z lola, gdzie mając taki zestaw skill w mobie riota byliby OP i to ostro:superman:AA resetaoe slowcos jak Q lee sina tylko nie trzeba celowac i ma knockback +zadaje dwa rodzaje obrazen.R jak nocturne tylko z wiekszym range + aoe dmgnie wspominając o tym, że robią jakieś idiotyczne mecha supermany czy nightmare batmany zamiast nowych bohaterów, w których przecież universum DC jest szalenie bogate




Trwa Wczytywanie