Wolfenstein: The New Order - już graliśmy

Łukasz Wiśniewski
2014/03/06 18:00

Naziści, wytwory tajnych projektów wojskowych i niepokonany J. B. Blazkowicz, walczący przeciwko nim. Wszystko jest na miejscu. Wolfenstein: The New Order niesie nadzieję na godny powrót kultowej marki.

Wolfenstein: The New Order - już graliśmy

Seria Wolfenstein to kawał historii gier. Zwłaszcza strzelanek. Niestety, ostatnimi czasy nie wiodło się jej najlepiej, nic więc dziwnego, że do projektu studia MachineGames większość dziennikarzy branżowych podchodzi bardzo ostrożnie. Po rozegraniu dwóch sążnistych etapów, czyli trzech godzinach zabawy, cała nasza polska ekipa obecna w londyńskim biurze wstąpiła na niebezpieczną ścieżkę nadziei. Jeśli reszta gry będzie tak udana, jak to, co testowaliśmy, Wolfenstein: The New Order może oznaczać powrót serii do formy. Nie otwierajmy jednak jeszcze szampana - pierwsze godziny rozgrywki w nowego Thiefa tez napawały optymizmem...

Rozgrywkę w Wolfenstein: The New Order zaczęliśmy od znanego już z zeszłego roku prologu, czyli desantu Aliantów w nazistowskim tajnym ośrodku zbrojeniowym. Ten etap - jak być może pamiętacie - zaczyna się od lotu samolotami, podczas którego musimy gasić pożary, kosić super-myśliwce III Rzeszy z działek pokładowych, ratować załogę, wyrzucać ładunek i przeskakiwać z uszkodzonej maszyny do drugiej. Dzieje się, a to jedynie początek. Już na tym etapie wiemy, że to historia alternatywna, bo rok jest 1946 a wojna wciąż trwa. No i naziści dysponują monstrualnymi kroczącymi machinami zniszczenia, tudzież psimi cyborgami. Z drugiej strony alianckim transportowcom też bliżej ładownością do C5 Galaxy niż do Latających Fortec...

Potem mamy hołd dla korzeni serii, czyli walki w bunkrach, wąskie korytarze, no i oczywiście zamek z tajnymi przejściami. B. J. Blazkowicz walczy z kolejnymi oddziałami nazistów, ale... nie musi tego robić w klasyczny sposób. Jeśli lubimy czystą, radosną jatkę i usypywanie stert z okrwawionych czarnych mundurów - droga wolna. Alternatywnie możemy jednak postawić na spryt i działania właściwe komandosom. Do wrogów można zakraść się i wyeliminować ich po cichu. Ma to spore znaczenie zwłaszcza w przypadku oficerów, którzy maja paskudny zwyczaj wzywania przez radio posiłków. Co prawda, nie na tym etapie rozgrywki w Wolfenstein: The New Order, a później, ale testowałem dwa podejścia do walki. Działając skrycie musiałem zabić czterech nazistów, a idąc na udry ponad dwudziestu. Jak widać, różnica jest znacząca.

Jeśli jesteście już całkowicie przestawieni w tryb "za osłoną sobie odpocznę", to Wolfenstein: The New Order was niemile zaskoczy. Niby pozostawiono regenerację, ale... tylko do każdych kolejnych 20% zdrowia. Resztę trzeba wyleczyć apteczkami. Te zresztą działają w sposób tradycyjny dla serii, czyli możemy je "przedawkować", na krótki czas zwiększając poziom zdrowia powyżej 100%. Nie próbowano też "urealnić" uzbrojenia. B. J. nosi przy sobie cały arsenał, a strzelanie z dwóch karabinów szturmowych nie jest dla niego przeszkodą. Od czasu do czasu możemy zdemontować stacjonarny KM i poczuć się jak bogowie wojny. Dopóki nie zejdzie amunicja w każdym razie. Jak widać, klasyczne rozwiązania obecne są na każdym kroku, ale wymieszane z nowymi pomysłami.

Do całkiem nowożytnych elementów należą wybory, których co jakiś czas możemy dokonać. W pewnym momencie - wybaczcie lekkie zdradzanie fabuły, ale mówię wciąż o prologu - musimy podjąć decyzję, którego z żołnierzy nam towarzyszących poświęcimy. Do tego poświęcimy w brutalny, makabryczny wręcz sposób. Nie można uciec od tej decyzji - jeśli się wstrzymamy, zginą obydwaj, do piachu pójdzie też B. J. Przyznam, że równie mocnej sceny nie widziałem w żadnej z dotychczasowych gier spod znaku Wolfenstein. Widać, że Szwedzi z MachineGames nie boją sie szokować graczy. Efektem wyboru jest to, jak poradzimy sobie w dalszej części poziomu, bo każdy z tych żołnierzy ma inne umiejętności. Różnica nie jest ogromna, w końcu to dynamiczna strzelanka, ale jednak ma pewne znaczenie.

GramTV przedstawia:

Jak chyba wszyscy wiedzą, właściwa akcja gry zaczyna się w roku 1960. Naziści wygrali, spacyfikowali USA kilkoma atomówkami, ogólnie trzymają świat pod butem i szerzą aryjski styl życia. Jest to imperium zdeprawowane, zdegenerowane, odstręczające. Pod koniec fragmentu Wolfenstein: The New Order, który nam udostępniono, dane mi było poznać nieco lepiej przedstawicieli elity III Rzeszy. Nie zamierzam zdradzać detali, ale gwarantuję, że ta scena w pociągu wywołuje dreszcze i niesmak. W sumie na tym etapie i tak wiemy już, dlaczego nazistów trzeba zabijać, bo przez 14 lat J.B. miał okazję obserwować, jak traktują pensjonariuszy szpitala dla nerwowo chorych. No i klucząc po elementach rozgrywki oraz fabuły doszliśmy do wątku polskiego...

Wolałbym o tym nie pisać, bo naprawdę zbliżam się niebezpiecznie do granicy, w której pojawia się River Song i krzyczy "spojlers!", ale wątek polski zasługuje na wyszczególnienie. Rannego Blazkowicza uratowali Polacy i opiekowali się nim dzielnie przez lata. Polacy mówiący w grze czystą polszczyzną. Jak się bowiem okazuje, w ekipie MachineGames jest Polka, która zadbała o casting dla Wolfenstein: The New Order i o to, by aktorzy brzmieli naturalnie. Na dodatek, w rozmowie z dziadkiem pewnej dziewczyny, B. J. duka nieco po polsku, zaznaczając, ze niewiele pamięta z dzieciństwa. Swoją drogą, starszy pan w klasyczny sposób upominający komandosa, że ma uważać na jego wnuczkę, bo inaczej będzie miał kłopoty - bezcenne.

Ogólnie spędziłem nad grą Wolfenstein: The New Order grubo ponad trzy godziny, choć pewnie te dwa etapy (z kawałkiem) da się przejść szybciej, bo przecież kombinowałem, sprawdzałem na tych samych obszarach różne podejścia. Tak czy inaczej, akcja zaczynała się dopiero zawiązywać, więc najprawdopodobniej przygotowano dla nas sporo zabawy. Akcja jest dynamiczna, scenki filmowe dobrze wyreżyserowane, czuć rozmach i ten specyficzny przejaskrawiony pulpowo-wojenny klimat, właściwy serii. Jednocześnie miejscami jest nieco poważniej w i bardziej bezpośredni sposób brutalnie. No i Polacy mówią po Polsku. Chcę wierzyć, że będzie dobrze.

Komentarze
37
Usunięty
Usunięty
19/07/2014 19:35

[m]

Usunięty
Usunięty
01/05/2014 20:52

Wszystko świetne, ale wymagania gry to są atomowe. I 50 gb wolnego miejsca na pc !!!

Usunięty
Usunięty
30/04/2014 12:07

> Akurat w RTCW przeciwnicy nie odrzucali granatów, co najwyżej się od nich odsuwali.Te elitarne oddziały, (takie w białych mundurach) odkopywaly rzucone granaty. Nie raz od czegoś takiego zginąłem.




Trwa Wczytywanie