Znaczenie realizmu - symulator życia

Robert Sawicki
2013/12/19 11:37
0
0

Ty i ja - tak, Ty - dobrze wiemy, dlaczego tytuły takie jak Symulator Farmy są tak lubiane wśród graczy. Możemy udawać, że jest inaczej, że nowy gatunek to wielki intruz, ale sama ideologia związana z grami pozostaje przecież bez zmian: by poczuć w możliwie najczystszej postaci to, czego w prawdziwym życiu sami nigdy nie poczujemy.

Znaczenie realizmu - symulator życia

Kiedy parę lat temu byliśmy świadkami wyłaniania się nowej gałęzi gier, ochrzczonych dość prowizorycznie "symulatorami", niewielu graczy zapatrzonych w "poważniejsze tytuły" spodziewało się, że tak paradoksalny gatunek osiągnie tak wielką popularność w tak krótkim czasie. Paradoksalny, bo kiedy gry uważane są zazwyczaj za miejsce, do którego uciekamy od otaczającej nas rzeczywistości, to symulatory śmieciarek, farmerów i listonoszy uparcie ciągną nas do niej z powrotem, przedstawiając przy tym ciężką i żmudną pracę na tyle realistycznie, na ile to tylko możliwe.

I w przypadku symulatorów w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, jak choćby tych pełnych samolotów z setkami ładnych światełek i przełączników na ekranie, kwestia ucieczki od codziennego życia była jak najbardziej obecna. Większość z ogromnych Boeingów, łodzi podwodnych i całej reszty skomplikowanej machinerii, którą można łatwo zepsuć i nieumyślnie (choć z dumą) zamienić w milion eksplozji, była czymś, czego wiele osób nie będzie w stanie nigdy nawet osobiście zobaczyć, a co dopiero dotknąć.

Dlaczego w takim razie tak wielu graczy daje się niczym niewolnicy zaciągać do wirtualnej roboty, nie dającej żadnych rzeczywistych korzyści poza poszerzoną wiedzą na temat uprawy roli? Dlaczego sam tak chętnie sięgam po Harvest Moona, by kolejny raz zebrać ziemniaki z własnego poletka tylko po to, by zaraz zasiać kolejne? Cóż, w kwestii tego ostatniego - pewnie dlatego, że robienie postępów w grze tego typu uzależnia gorzej, niż podróż w stronę zachodzącego 85 poziomu w World of Warcraft. Tyle że jako osoba, która nie ma żadnej rodziny na wsi i właściwie całe swoje życie spędziła w mieście, temat ciągników i zbierania warzywek jest dla mnie równie abstrakcyjny, co błaganie Nocnych Elfów o parę złotych monet w Stormwind. I po nieco fantastycznym i bajkowym Harvest Moonie, gry takie jak Symulator Farmy 2014 pozostają dla mnie jedyną szansą na poznanie niemal na własnej skórze tego, skąd biorą się ziemniaki, którymi tak ochoczo rzucają we mnie sąsiedzi za recenzję Farming Simulator 2013. Ot, taki lokalny sposób na okazywanie miłości, a przynajmniej tej wersji się trzymajmy, hm?

Symulator Farmy 2014 kontynuuje tradycję stosunkowo nowego gatunku, serwując nam pracę niemal z prawdziwego zdarzenia i pomijając przy tym wszelkie skrótowce w postaci gotowych komend, pełnego zautomatyzowania każdego elementu uprawy roli, czy też pomocy skrzatów, na którą mogliśmy sobie zapracować we wspomnianym już Harvest Moonie. Oznacza to tyle, że jeśli chcemy już coś uprawiać, to nie tylko musimy zaorać ziemię, objechać ją kultywatorem i dokonać zasiewu - całość powinniśmy w miarę możliwości zaplanować z myślą o zmieniających się porach roku i pogodzie, której zmiana może bezpośrednio wpłynąć na to, ile zarobimy przy najbliższych plonach.

Sam dzień potrafi skończyć się wyjątkowo szybko, jeszcze na długo przed wykonaniem wszystkich obowiązków, z jakimi musimy się uporać. Sadzenie kukurydzy tylko na połowie pola, "bo nie zdążyliśmy wszystkiego zaorać" przyniesie co najwyżej połowę maksymalnych zysków, zaś poświęcenie zbyt wielu dni na przygotowywanie gleby pod zasiew może, delikatnie mówiąc, nie zgrać się ze zmianą pór roku. Tego typu wybory pozwalają na spojrzenie na całość pracy na farmie z nieco innej perspektywy, pokazując jednocześnie, że farmerzy mającymi pod swoją komendą niemały kawałek terenu są w stanie sprawić, by wszystko działało jak w dobrze naoliwionej maszynie.

Naszej farmie też przyjdzie się kiedyś rozrosnąć i, jeśli będzie już nas na to stać, będziemy mogli pozwolić sobie na pracowników, którzy za odpowiednią opłatą wykonają przynajmniej część obowiązków za nas. Taki zabieg ułatwia nieco stworzenie prywatnego, wiejskiego imperium, szczególnie gdy musimy zająć się polami, których liczba wymaga znacznie więcej niż tylko jednej pary rąk. Nie jest to może pomoc skrzatów rodem z HM, ale zdecydowanie pozwoli nam to uniknąć paniki ze względu na nie wyrabianie się z robotą.

GramTV przedstawia:

Sama gra wywołuje wręcz boleśnie realistyczne odczucia względem tego, co prawdopodobnie czuje każdy farmer na koniec swojej roboty - dziką satysfakcję w momencie, gdy efekty jego (lub jej) starań zamieniają się w pieniążki, lecące prosto na konto w związku ze sprzedażą kolejnego worka pszenicy, czy też żyta. I jest to pewna szalona machina, która, choć niebezpiecznie wciągająca jak zbieranie kolejnych poziomów w WoW, jest na tyle motywująca, by móc dalej, z uporem odrzuconego przez społeczeństwo maniaka, iść na przód dla dalszego zdobywania i kolekcjonowania. Bo pieniądze możemy przecież zamienić na maszyny, które ułatwią i ukrócą nam pracę, w efekcie czego nasza farma będzie gotowa do objęcia kolejnych pól. Te z kolei będą wymagać jeszcze nowszych traktorów, kolejnej załogi, gdzie efektem ostatecznym będzie wspomniane już imperium, gotowe zarobić dla nas góry złota tylko czekające na wydanie.

Oczywiście, niezależnie od tego jak będziemy bawić się przy grze, nigdy nie będziemy narażeni na ryzyko, z którym część z farmerów z pewnością miała już nieprzyjemną styczność. Strach, polegający na utracie większości zbiorów z powodu szkodników lub niespodziewanie okropnej pogody, co w skrajnych przypadkach może doprowadzić nawet do konieczności opuszczenia farmy - tej samej, na którą poświęca się większy kawałek swojego życia - z powodu braku możliwości należytego jej utrzymania.

Symulator Farmy 2014 co prawda umożliwia zaciągnięcie kredytu w chwili kryzysu, ale dobrze wiemy, że jeśli bierzemy pożyczkę, której nie możemy spłacić, na szali kładziemy absolutnie wszystko. Gdzie wielu dostaje często tylko jedną szansę na rozwinięcie skrzydeł przy roli, tak my, siedząc bezpiecznie przed monitorem, w najgorszym wypadku zaklniemy pod nosem, przewrócimy oczami i po długim westchnięciu i załadujemy grę od nowa, próbując jeszcze raz stworzyć pełną traktorów potęgę. Ale chyba nie oczekujecie, że gra będzie zawierała taki poziom trudności, który w razie porażki wyrzuci Was prosto na ulicę, hm?

I sam fakt, że gra o jeżdżeniu ciągnikiem przez kolejne pola skłania do tego typu przemyśleń dotyczących cudzego (!) życia jest dość ciekawą sprawą. Bo kto by pomyślał, że realizm, odziany w parę poletek i kilka buraków, może uderzyć nas w temacie roli często mocniej, niż otaczająca nas rzeczywistość, dla wielu znana głównie z ekranu komputera lub telewizora świecącego w rogu ciemnego pokoju.

Nigdy nie miałem rodziny na farmie. I widząc, jak moje idylliczne wyobrażenie, mimo świadomości, że "ktoś przy tym wszystkim musiał pracować", pęka na drobne kawałki, wolałbym, żeby tak jednak pozostało. Powiedzmy, że wolę rzucających ziemniakami sąsiadów od pracy równie odpowiedzialnej, ryzykownej i wycieńczającej, co rola. Wymęczyłem się przy ekranie komputera, dziękuję, na tym możemy skończyć.

Artykuł powstał w ramach współpracy firmy Techland i sklepu gram.pl

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!